„Długo
na to czekałam. Każda komórka we mnie krzyczała, by mnie dotknął.
Drżałam w oczekiwaniu, a w duchu modliłam się, by wreszcie to
zrobił, by mnie w końcu pocałował.”
fragment
książki „Zła miłość”
Patronaty
mają to do siebie, że z jeszcze większą niecierpliwością czeka
się, by przeczytać daną książkę. „Zła miłość”, którą
miałam przyjemność przyjąć pod swoje zakurzone skrzydła,
przeszła długą drogę, nim dostałam szansę się z nią bliżej
zapoznać. Czy więc po pokonaniu tak ciężkiej, wyboistej ścieżki,
wciąż pozostało w niej to, co najlepszego mogą zaoferować nam
książki new adult? Czy autorka spełniła moje oczekiwania? No cóż…
tak.
Do
tej pory Cassie przechodziła w życiu trudny okres. Jej ojciec
zdecydował się odejść od matki i założyć nową rodzinę, a
ukochany chłopak, Dean, któremu pragnęła oddać serce, nagle, z
niewiadomych przyczyn ją odrzucił. Dziewczynie nie łatwo było się
pogodzić z nową, trudną sytuacją, a jednak zdołała zebrać w
sobie dość sił, by stanąć na nogi i spróbować zapomnieć o
nękających ją problemach. Teraz gdy matka nastolatki również
zamierza pójść w jej ślady i rozpocząć życie na nowo, decyduje
się wyjechać, a córkę wysłać na wakacje do kuzynki. Cassie nie
podoba się ten pomysł, zwłaszcza że szybko okazuje się, iż
zbuntowana kuzynka nie pała do niej sympatią i za wszelką cenę
próbuje się pozbyć nieproszonej współlokatorki. Na domiar złego,
okazuje się, że jej bliskim przyjacielem jest sam… Dean. Ten sam,
który rok wcześniej złamał serce Cassie na tak wiele kawałków.
Ten, przez którego, mimo upływu czasu, uczucia dziewczyny znów
odżywają, a dusza zaczyna wariować. Ten, przez którego tajemnicę,
nastolatka zaczyna z dnia na dzień rozumieć, czym jest prawdziwa,
zła miłość...
Samanta
Louis to młoda pisarka, która ma już na swoim koncie literacki
debiut. „Zła miłość” to druga pozycja, którą udało jej się
wydać, a jej oficjalna premiera zapowiedziana jest na 10 grudnia.
Pragnę więc na wstępie zaznaczyć, że autorce, która wprawdzie
dopiero zaczyna tak naprawdę swoją przygodę na książkowym rynku
i z uporem wspina się po jego szczeblach, warto dać szansę, bo
zrobiła co w jej mocy, by historia Cassie i Deana mogła ujrzeć
światło dzienne i pojawić się na półkach czytelników. Z
pewnością usłyszymy o pisarce i jej twórczości jeszcze nie raz,
a tymczasem, skupmy się na naszej „Złej miłości”...
Przede
wszystkim muszę pochwalić autorkę za kreację bohaterów. Cassie,
główna bohaterka, której narracja przeprowadza nas przez
praktycznie całą książkę – pojawiają się również
sporadyczne wstawki z perspektywy Deana – to wyjątkowo pewna
siebie, świadoma swoich walorów dziewczyna. Cięty język, soczyste
słownictwo, świadome uwodzenie płci przeciwnej, a także sposób
postrzegania świata, to rzeczy, dzięki którym Cassie zdecydowanie
różni się od innych bohaterek tego typu książek. Już od
pierwszych stron lektury zdajemy sobie sprawę, że nasza
protagonistka nie będzie skromną, nawiną, czy wstydliwą
nastolatką, która nie dostrzeże otaczających ją chłopaków.
Wręcz przeciwnie, Cassie to typ dziewczyny, która nie stroni od
kokieteryjnych tekstów, nie przeszkadza jej przygodny seks z nowo
poznanym facetem, czy umyślne doprowadzanie do szału patrzącego na
to wszystko Deana. Jest przy tym troskliwa i inteligentna, co
wielokrotnie udowadnia, we fragmentach poruszających wątek relacji
z nastawioną do niej wrogo kuzynką.
Dean,
druga ważna postać w „Złej miłości” i równie kluczowa, co
Cassie, jest typowym obiektem westchnień płci przeciwnej.
Przystojny, tajemniczy, opiekuńczy i wytatuowany, uosabia wszystkie
cechy chłopaka idealnego. Mógłby spokojnie zdobyć każdą
dziewczynę, gdyby nie fakt, iż… jest szaleńczo zakochany w
Cassie. I nie, nie jest to w żadnym wypadku spoiler, gdyż właśnie
to sugeruje nam autorka już w prologu książki. Dean jest zakochany
w dziewczynie, jednak z pewnych powodów musi się od niej odsunąć.
Usiłuje ją ignorować, lecz kiedy ta przyjeżdża do kuzynki na
wakacje, a uciekanie przed przyciągającymi ich do siebie uczuciami,
przestaje być możliwe, chłopak zmienia taktykę i usiłuje zrazić
do siebie nastolatkę. Podobnie jak ona zresztą,
dwudziestojednoletni bohater jest typem osoby pewnej siebie, jak
również znającej swoją wartość. Jak można się więc
spodziewać, większość momentów, które nasza para spędza razem,
kończy się na docinkach, podnoszeniu głosu i… spontanicznych,
nieplanowanych pocałunkach. W końcu, co może lepiej budować
napięcie seksualne między młodymi ludźmi, jeśli nie narastające
w nich, wybuchowe emocje?
Jeśli
chodzi natomiast o pozostałych bohaterów… kuzynka Cassie jest
ukazana w ciekawy sposób, podobnie jak jej matka, ciotka głównej
bohaterki, u której ta ma spędzić wakacje. Mamy w tym przypadku do
czynienia z typowym elementem rodzinnym i wątkiem problemów, jakie
mogą zaistnieć wśród bliskich, jeśli ci nie potrafią zacząć
ze sobą otwarcie rozmawiać. Inne osoby pojawiające się na łamach
książki, też dają radę, choć mam wrażenie, że ich charaktery
dałoby się zdecydowanie lepiej rozwinąć i nadać im głębi.
Większość postaci trzecioplanowych jest bowiem zauważalnym tłem
dla pierwszoplanowych bohaterów, co sprawia, że ich wątki nie
wnoszą nic specjalnego do fabuły. Niemniej jednak, z oczywistych
względów, czytelnik nie ma się skupiać na nich, a na Cassie i
Deanie, toteż jestem w stanie przymknąć na to oko. Mimo to
brakowało mi nieco więcej opisów lub wyjaśnień, jak i kiedy
dokładnie przyjaciele się poznali, dlaczego trzymali się razem
itp.
Skoro
już mowa o szczegółach. Wyjątkowo muszę pochwalić Samantę
Louis za oszczędzenie czytelnikowi retrospekcji tego, jak Cassie
poznała się z Deanem. Wiem, że dziwnie to zabrzmi z perspektywy
tego, co napisałam nieco wyżej, ale tak: uważam, że autorka
dobrze zrobiła, rezygnując z uświadamiania odbiorców, co działo
się przed początkiem fabuły książki. Treść nie skupia się na
tym, co było kiedyś, lecz na tym, co ma nadejść w przyszłości.
Nie dowiadujemy się zbyt wiele o relacji, jaka łączyła bohaterów
przed wydarzeniami opisywanymi w „Złej miłości”, możemy się
jednak domyślać, że już wtedy łączyła ich bardzo silna wieź,
która z jakiegoś nieznanego Cassie powodu, została gwałtownie
zerwana przez Deana. Na plus wydaje mi się osadzenie historii w
momencie, kiedy uczucia protagonistów są dobrze zarysowane i oboje
są ich doskonale świadomi. Nie ma potrzeby odtwarzania wszystkiego
od nowa, od początku, skoro para sama usiłuje zapomnieć, co było
dawniej i skupić się na teraźniejszości. Prawdę powiedziawszy
mam szczerze dosyć książek, w których kochankowie muszą
poświęcić pięćset stron na to, by w ogóle pojąć, że od
zawsze ich do siebie ciągnęło, przechodzić przez wszystkie
oklepane schematy, by na końcu i tak wszystko skończyło się happy
endem. W przypadku „Złej książki” mamy do czynienia z parą,
która doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest w sobie
szaleńczo zakochana. Ich droga do szczęścia nie jest jednak
usłana różami, przez tajemnicę, jaką skrywa Dean, a która
uniemożliwia mu wyznanie miłości Cassie.
Książka,
choć przyprószona erotyzmem, nie jest nieprzyzwoita w złym tego
słowa znaczeniu. Zdarzają się wprawdzie wulgaryzmy, jednak nie
przeszkadzają, ani nie wpływają na odbiór samej lektury. Autorka
posługuje się bardzo potocznym językiem, typowym dla młodzieży.
Sprawia to wprawdzie, że „Złą miłość” czyta się naprawdę
szybko, lekko i płynnie, ale wpływa przy tym na odbiór całej
książki. Niestety, jak można się spodziewać, prosta konstrukcja
rozdziałów automatycznie sprawia, że czytelnik samą fabułę może
odebrać jako nazbyt lekką, zaledwie muśniętą przez autorkę.
Samanta Louis porusza co prawda pewne istotne wątki, jednak robi to
dość okrężną drogą, jedynie muskając problemy bohaterów, ich
historię, czy dylematy. Skupia się w większości na relacji Cassie
i Deana, zapominając o rozwinięciu postaci ich znajomych, rodzin,
czy samego otoczenia. Powoduje to u odbiorcy wrażenie, że fabuła
pędzi, jak rozpędzony pociąg. Nim czytelnik zdąży wysiąść na
którejś z mijanych po drodze stacji, konduktor rozwiązuje dany
wątek i uruchamiając maszynę, już zmierza do kolejnego
przystanku. Tym samym treść książki, która opisuje tylko kilka
pierwszych dni spędzonych przez Cassie u kuzynki, zostaje pozbawiona
większej ilości elementów, które pomogłyby czytelnikom lepiej
utożsamić się z postaciami, czy wczuć w samą historię.
„Zła
miłość”, pomimo tytułu, nie jest w żadnym razie złą książką
i ma spory potencjał. Perypetie Cassie i Deana są interesujące,
finał, na który czeka się z niecierpliwością, zgodnie z
oczekiwaniami, zaskakuje, a sami bohaterowie, którzy są
zdecydowanie najmocniejszą stroną historii, pokazują się
czytelnikom z niekonwencjonalnej, burzliwej i oryginalnej strony.
Mimo niewielkich wad Samanta Louis stworzyła książkę, po którą
warto sięgnąć. Ze swojej strony mogę polecić tę pozycję przede
wszystkim osobom, które lubią kategorię new adult, miłosne
perypetie, namiętność ociekającą przy każdym słowie bohaterów,
a także skrywane tajemnice, które odkrywa się w miarę dalszego
poznawania elementów fabuły.
Jeśli
udało mi się was zainteresować książką „Zła miłość” to
sami również, już 10 grudnia, możecie sięgnąć po tę pozycję.
Sami ocenicie wtedy, czy miłość rzeczywiście może być tak
niepoprawna i niemożliwa, jak zakładają to Cassie i Dean.
Dziękuję
za możliwość przeczytania książki „Zła miłość” Samanty
Louis i zostania jednym z jej patronów.
Dziękuję pięknie!
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję za możliwość przeczytania książki <3
UsuńŚwietna recenzja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :D Staram się, jak mogę :)
Usuń