Co mogę powiedzieć na samym początku tej recenzji? Przeczytałam kolejną książkę, która wzbudziła moją konsternację. Znów nie mam bladego pojęcia, co myślę o historii, którą dane mi było poznać. Czy mi się podobała, bo przeczytałam ją w ciągu dwóch dni, czy wręcz przeciwnie, mam do niej negatywny stosunek, bo pojawiło się wiele rzeczy, które wywoływały na mojej twarzy wszelkiego rodzaju grymasy? Cóż… Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie zarówno wam, jak i samej sobie w poniższym tekście.
Zacznijmy od początku, czyli od tego, o czym jest książka „W butach Valerii”? Historia przedstawia nam tytułową Valerię, młodą debiutującą pisarkę, która po sukcesie swojej pierwszej powieści, zupełnie nie wie, jak zmotywować się do dalszego pisania. W pracy nad kolejną książką nie pomaga fakt, że jej mąż, Adrian, stroni od małżeńskiej bliskości. Kobieta jest rozczarowana postawą wieloletniego partnera, zwłaszcza że w tym samym czasie jej przyjaciółki: Lola, Carmen i Nerea, prowadzą dość bujne życie seksualne. Na szczęście te nie pozwolą pozostać Valerii samej z jej problemami. Podobnie jak niesamowicie przystojny, uwodzicielski Victor.
Przyznam wam, że po przeczytaniu „W butach Valerii” pierwsze co, sprawdziłam, jakie oceny ma ta książka na lubimyczytac. Nie powiem, nieco się zdziwiłam, bo te są… naprawdę wysokie. Wielu osobom historia przedstawiona przez Elisabet Benavent naprawdę się podobała. Nie mówię bynajmniej, że to źle, bo każdy ma prawo do własnego zdania. Wspominam o tym raczej dlatego, że ja po pierwszych pięćdziesięciu stronach poważnie zastanawiałam się, czy nie dać sobie spokoju i zwyczajnie nie przerwać lektury (od razu dodam też, że później zmieniłam zdanie). Jakkolwiek język, jakim została napisana książka, jest przystępny, a bohaterowie wykreowani w ciekawy sposób, tak początkowo od treści odrzucały mnie dwie rzeczy. Pierwszą z nich była ilość seksualnych metafor i innych „okołoseksualnych” tekstów, jakie padały zarówno z ust postaci, jak i pojawiały się w ich wewnętrznych monologach. Drugą rzeczą okazały się związane z nimi rozmowy czterech głównych bohaterek, które moim zdaniem były po prostu niesmaczne. Nie wiem, jak to wygląda w kręgach dorosłych, pracujących kobiet między dwudziestym trzecim a trzydziestym rokiem życia, ale nie sądzę, aby dosłownie każda rozmowa, jaką prowadzą w miejscach publicznych, takich jak chociażby kawiarnie, dotyczyła ich pikantnego życia erotycznego (i niczego poza tym). Nie ukrywam, że bardzo męczyło mnie to, że Valeria, Lola, Carmen ani Nerea nie potrafiły mówić o niczym więcej, jak tylko o tym, z kim sypiają, lub z kim sypiać by chciały. Sięgając po książkę, liczyłam, że poznam je bliżej, poczuję łączącą ich więź. Bo owszem, tak jak nie mogę zaprzeczyć, że łączyła je bardzo silna relacja, tak mam wrażenie, że owa relacja była związana z faktem, iż wszystkie mogły ze sobą bez skrępowania plotkować o seksualnych fantazjach. Na łamach książki pojawił się dosłownie tylko jeden fragment, który świadczyłby o tym, że wspierają się też na innych niż łóżkowe płaszczyznach. Brakowało mi czegoś… więcej. Chociażby najzwyklejszych spacerów po wspomnianym w opisie książki, słonecznym Madrycie. Autorka skupiła się przede wszystkim na relacjach bohaterów, pomijając tym samym opisy otaczającego ich świata. Akcja „W butach Valerii” miała miejsce głównie w domach czterech głównych kobiet lub w kawiarniach. W pewnym momencie zwyczajnie zapomniałam, gdzie miała miejsce fabuła.
Tak jak wspomniałam jednak na początku, książkę przeczytałam wyjątkowo szybko. W tym wypadku autorce należy się plus, ponieważ do samego końca byłam ciekawa, jaką ścieżką pójdzie główna bohaterka. Nie potrafiłam określić, czy Valeria zdecyduje się na to, co znane, a więc zostanie przy mężu, czy zaryzykuje i pogłębi relację, którą zaczęła tworzyć z przystojnym Victorem. Kobieta do ostatnich stron trzymała mnie w niepewności, a to zdecydowanie zasługuje na pochwałę. „W butach Valerii” wypada bowiem pod niektórymi względami naprawdę nieźle. Każda z bohaterek dostaje swój „czas antenowy”. Czytelnik ma czas, aby poznać bliżej Lolę, Carmen i Nereę (choć wciąż ich historie kręcą się głównie wokół łóżkowych spraw), a także odkryć, z jakimi problemami zmaga się każda z nich. Każda z kobiet zostaje mu przedstawiona poprzez narrację samej Valerii. Jest to dość ciekawy zabieg, zważywszy że protagonistka wie naprawdę dużo o swoich przyjaciółkach. Zapewne w innych książkach miałabym z tym problem z racji na wszechwiedzącego narratora, ale w tym wypadku jestem w stanie uwierzyć, że kobiety dzieliły się ze sobą nawet najbardziej prywatnymi szczegółami z życia i właśnie dlatego Valeria potrafiła o nich opowiedzieć.
Jeśli chodzi o bohaterów, podobało mi się to, że każdy miał swój własny charakter. Jedynie relacja Carmen i jej szefa wydawała mi się pełna zgrzytów. Nie chodzi mi bynajmniej o to, że owa dwójka wciąż się kłóciła, a o to, że nie do końca zostało pokazane, aby mężczyzna traktował swoją pracownicę w nieodpowiedni sposób. Carmen przedstawiała swojego szefa w wyjątkowo negatywnym świetle, a ja osobiście nie dostrzegłam w jego zachowaniu nic, co sprawiłoby, że zasłużyłby sobie na późniejsze traktowanie. Niemniej jednak, zachowanie wszystkich, poza tą dwójką, jak najbardziej miało sens. Podobały mi się zwłaszcza postacie Victora, który kupił mnie swoim charakterem w stu procentach, a także Nerei, która zaskarbiła sobie moją sympatię po pewnej sytuacji pod koniec książki. Do samej Valerii miałam z kolei neutralny stosunek. Nie uważam, aby jej zachowanie było złe, aczkolwiek nie chciałabym jej też przyklaskiwać. Postąpiła według własnego sumienia, nie zamierzam jej więc rozliczać z wyborów, jakie podjęła. Zakładam zresztą, że jest wiele kobiet, które z pewnością zrozumiałyby zachowanie bohaterki, bo same postąpiłyby lub nawet postąpiły tak samo. Autorka opisała zresztą historię Valerii w taki sposób, że poniekąd sama jestem w stanie pojąć jej wątpliwości, jak również motywacje. Czasami związek dwojga ludzi nie opiera się wyłącznie na „byciu ze sobą”. Wiele osób o tym zapomina, sądząc, że nie muszą dawać, a wyłącznie brać.
„W butach Valerii” to powieść przede wszystkim o potrzebie namiętności i problemach związanych z jej brakiem. Historia o związkach, które nie są tak proste i bajkowe, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, a także o godnej pozazdroszczenia przyjaźni, która nie wie, czym są sekrety. Historia, którą czyta się naprawdę szybko i z ciekawością, a jednocześnie historia, która nie pozostaje zbyt długo w pamięci kogoś, kto nie przeżył tego, co główne bohaterki.
Podsumowując: „W butach Valerii” to książka, która faktycznie może się podobać. Nie twierdzę, że nie, mnie samej też z pewnością przypadłaby do gustu, gdyby nie te parę rzeczy, za którymi nie przepadam w książkach. To z pewnością opowieść, przy której miło spędzą czas ci, którzy szukają historii o grupie oddanych przyjaciółek, a także poszukiwaniu namiętności. Jeśli rozglądacie się za tego typu książką, możecie śmiało sięgać po „W butach Valerii”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz