Nastawiałam się na książkę, która będzie połączeniem romantycznej, a zarazem intrygującej i tajemniczej historii z zagadką kryminalną w tle. Opis „Od pierwszych słów” obiecywał mi romantyczną, a zarazem emocjonującą fabułę. I tak, jak ze słowem romantyczny faktycznie mogę się zgodzić, tak emocjonalnych momentów… no cóż, nieco mi w tej historii zabrakło.
„Amelia wychowała się nad morzem i od zawsze kochała Bałtyk oraz rodzinną restaurację, w której pracuje. Jednak jej spokojną do tej pory miejscowość spowija chmura lęku – przy drodze w lesie w tajemniczych okolicznościach znikają kobiety. Z Warszawy ściąga detektyw, którego Amelia zna z telewizji – niedawno rozwikłał głośną medialnie sprawę. Wszyscy w miasteczku liczą na jego pomoc, szczególnie pani burmistrz, której z Amelią i jej rodziną wyraźnie jest nie po drodze…
Już po pierwszym spojrzeniu Rafał wiedział, że Amelia jest dziewczyną inną niż wszystkie. Czy zainteresowanie przystojnego i rozpoznawalnego mężczyzny z wielkiego miasta przerodzi się w coś więcej? Amelia nie szuka miłości ani mocnych wrażeń, jednak wiatr od lądu przyniesie w jej życiu zmiany…”
Mam zagwozdkę. Z jednej strony początek książki nawet mi się podobał, z drugiej jednak, im dalej w las, a właściwie w fabułę i w dialogi, tym większe miałam wrażenie, że historia jest nastawiona wyłącznie na „romantyczną” relację między bohaterami. Nie twierdzę bynajmniej, że to źle, jeśli ktoś sięgnie po „Od pierwszych słów” wyłącznie z myślą o wątku romantycznym, to jest spora szansa, że książka naprawdę mu się spodoba. Ja jednak staram się patrzeć na tę historię nieco szerzej i… jestem nieco rozczarowana. Znam styl Agaty Przybyłek i mam wrażenie, że to nie jest jej najlepsza książka. Zarówno jeśli chodzi o treść, jak i samą warstwę techniczną.
Idźmy po kolei i przyjrzyjmy się na początku bohaterom. Amelia i Rafał są w porządku. Niestety, tylko w porządku. Amelia to młoda, żyjąca nad morzem kobieta, która nie wyobraża sobie życia w wielkim mieście. Pracuje w rodzinnej restauracji, a choć cieszy się zainteresowaniem płci przeciwnej, a w szczególności swojego przyjaciela, nie wyobraża sobie, że mogłaby się w kimkolwiek zakochać. Ją polubiłam chyba nieco bardziej od Rafała. Jeśli chodzi o mężczyznę, z czasem zaczął mnie męczyć swoją „fascynacją” Amelią. Choć przyjechał nad Bałtyk do pracy (i za tę pracę płacono mu z publicznych pieniędzy), poświęcał całe dnie na zabieranie bohaterki na pikniki, do restauracji, czy na spacery. Gdy ta pytała go o to, czy ma czas na takie rzeczy, odpowiadał, że tak, może dla niej przeznaczyć cały swój czas. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że książka, która jest uznana za połączenie romansu i obyczajówki, a nie za kryminał, będzie koncentrowała się przede wszystkim na wątku romantycznym, niemniej jednak autorka powinna pamiętać (zwłaszcza autorka, która ma na koncie naprawdę dużo innych książek), że tło historii także jest istotne. Nie można rzucić hasła „bohater jest detektywem, którzy przyjeżdża rozwiązać zagadkę kryminalną” i odrzucić ten wątek na tak daleki plan, że czytelnik w ogóle o nim zapomina. Bo owszem, Agata Przybyłek nawiązuje w swojej historii do tajemniczych zaginięć i śmierci młodych kobiet, ale równocześnie zapewnia, że Rafał na wszystko ma czas, a choć jest w pracy, może całe dnie spędzać z Amelią. Nie ukrywam, że w moim przypadku, tego typu podejście poskutkowało tym, że nie mogłam uwierzyć ani w zawód, ani w sam profesjonalizm mężczyzny. Można powiedzieć, że sprawa, którą miał się zajmować, rozwiązała się w tle. Dosłownie, bo autorka skrupulatnie unikała jakichkolwiek dialogów związanych z morderstwami. To kolejny powód, który sprawił, że pisząc tę recenzję, mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony może to i lepiej, że pani Przybyłek nie próbowała na siłę napisać logicznego, trzymającego w napięciu kryminału. Książka nie miała nim być; autorka tworzy zazwyczaj historie z pogranicza romantyczno-emocjonalno-obyczajowych gatunków, więc nie zakładam, że chcąc napisać nową książkę, postanowiła posiąść przy okazji całą kryminalistyczną wiedzę. Z drugiej jednak strony… zdecydowała się napisać książkę z wątkiem kryminalnym, a to, chcąc nie chcąc, zobowiązuje do researchu, zorientowania się, jak wyglądają pewne procedury i schematy działania. To dobrze, że autorka nie próbowała na siłę opisywać pewnych scen. Trochę gorzej, bo niestety widać, jak bardzo unikała tego podczas pisania. Zawczasu wycofywała się tematów około-zagadkowych, sprytnie lawirując między perspektywami bohaterów. Kiedy Rafał miał kontynuować śledztwo, nagle rozdział się kończył i pojawiał się kolejny, z perspektywy Amelii. Gdy autorka wracała zaś do historii opowiadanej z perspektywy Rafała, było po wszystkim, a bohater miał już wysunięte wszystkie wnioski.
Kolejną sprawą, którą chciałabym poruszyć, są bohaterowie drugoplanowi, a także fakt nadmiernego idealizowania Amelii. Jeśli chodzi o to pierwsze, Agata Przybyłek wykreowała postaci, które albo nie mają żadnego wpływu na fabułę, albo istnieją tylko po to, aby komentować rozwijającą się relację między protagonistami. Zdaję sobie sprawę, że książki romantyczne żądzą się pewnymi prawami, ale czytając po raz któryś z kolei, że bohaterowie mają się ku sobie, tylko sami tego nie dostrzegają, czułam się trochę tak, jakbym wertowała schematyczny, pełen powtórzeń tekst debiutanta, a nie poczytnej autorki piszącej naprawdę przyjemne, ciepłe i ciekawe książki. Dodajmy do tego fakt, że wszyscy idealizowali Amelię, która nie dość, że cieszyła się wspomnianym wcześniej powodzeniem, to jeszcze z marszu wszystkich do siebie przekonywała. Rafał bez przerwy powtarzał, że nie była taka, jak inne dziewczyny, ciągle też zachwycał się jej niby zwyczajnym, a jednak wyjątkowo cudownym wyglądem. Choć bohaterka nie robiła nic specjalnego, czasem rzucała tylko jakieś inteligentne uwagi, była gloryfikowana zupełnie tak, jakby była jedyną kobietą na świecie, która potrafiła być miła, czy miała to szczęście, że dobrze wyglądała w lekkim makijażu. Osobiście uważam to za przesadne idealizowanie bohatera.
Zakończenie mnie rozczarowało. Jeśli chodzi o wątek romantyczny, jest w porządku, jeśli zaś mówimy o wątku kryminalnym, przez całą książkę nie pojawił się ani jeden fragment, który, zdołałby mnie zaskoczyć, zaniepokoić, czy zaintrygować. Od początku książki miałam pewne podejrzenia, co do rozwiązania tajemnicy mordowanych kobiet, które okazały się dalekie od tego, co wymyśliła autorka. I tak, jak okazało się, że się myliłam, tak sprawa okazała się jeszcze mniej ciekawa, niż zakładałam. Czytelnik nie dostaje żadnych wskazówek, jak już mówiłam, wszystkie wydarzenia mają miejsce w tle. Jeśli o mnie chodzi, mam wrażenie, że nawet gdyby główny bohater przyjechał nad morze ot tak, na wakacje, fabuła niespecjalnie by na tym ucierpiała, podobnie zresztą jak zakończenie.
Chciałabym poruszyć jeszcze kwestie związane z pewnymi... technicznymi aspektami. „Od pierwszych słów” zawiera błędy. Może nie tyle ortograficzne, czy stylistyczne (choć pojawia się kilka powtórzeń, które wprawne oko od razu wyłapie), ale logiczne. W książce mają miejsce dialogi, które już wcześniej były prowadzone, przy czym bohaterowie zachowują się tak, jakby pewne tematy nigdy wcześniej nie były przez nich poruszone. Przyznam, że chyba to najbardziej mnie w tej książce zaskoczyło – brak spójności.
Podsumowując: Mam spory problem z „Od pierwszych słów”. Zacznijmy od tego, że nie da się zaprzeczyć, że Agata Przybyłek ma przyjemny, lekki styl pisania. Skłamałabym, pisząc, że źle czytało mi się tę książkę. Wręcz przeciwnie, pochłonęłam ją bardzo szybko, a choć znalazłam w niej wiele nieścisłości, summa summarum nie przeszkadzały mi aż tak bardzo, abym choć przez chwilę myślała o odłożeniu lektury. Książka nie sprostała moim oczekiwaniom, domyślam się jednak, że po części wina leży także po stronie mojego podejścia. Nie dość, że wysoko postawiłam poprzeczkę autorce, to z marszu założyłam, że treść jej książki będzie nosiła przede wszystkim znamiona ciekawego kryminału, a nie romansu. Podświadomie nie potrafię gniewać się na tę pozycję, mam zresztą wrażenie, że są osoby, którym może się ona naprawdę spodobać. Mnie na ten moment nie przekonuje, czytałam dużo lepsze książki pani Przybyłek. Nie ukrywam też, że nie do końca potrafię przewidzieć, o czym miałaby być kontynuacja historii detektywa Rafała Kamieńskiego, a po wewnętrznej strony okładki widnieje informacja, że w serii „W tajemnicy” mają się ukazać jeszcze aż trzy pozycje. No nic, pozostaje czekać i mieć nadzieję, że kolejne książki autorki będą już tylko lepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz