Mamy to. Nadeszła jesień, a wraz z nią premiera pewnej interesującej, idealnej na tę porę roku książki. Debiutanckiej powieści laureatki konkursu Jesienny Wieczór, Anny Chaber. Mowa tu rzecz jasna o „Zaproś mnie na Pumpkin latte”. Historii, po której nabierzecie ochoty na świeżo mieloną kawę. Najlepiej taką z cynamonem, nugatem albo nutellą.
Zacznijmy od tego, o czym jest książka. Paula, bo tak nazywa się główna bohaterka, jest perfekcjonistką w każdym calu. Gdy szef, zamiast awansu, daje jej kolejne, wymagające zadanie, kobieta wprost „nie posiada się z radości”. Nie mając innego wyjścia, decyduje się przygotować najlepsze jesienne przyjęcie, jakie potrafi. W organizacji tego przedsięwzięcia pomaga jej nowo poznany Greg, przystojny barista. On także ma jednak swoje problemy. Kawiarnia, w której pracuje, nie docenia jego zaangażowania, przez co marzenie o własnej działalności wciąż przesuwa się w czasie. Do tego kolega z pracy wciąż namawia go, aby spróbował stworzyć z kimś romantyczną relację...
Zazwyczaj, im ładniejsza okładka książki, tym trudniej jest mi się polubić z jej treścią. Kto czyta moje recenzje, wie też, że podchodzę z lekkim dystansem do powieści, które zostały wydane, ponieważ wygrały konkurs na książkę. „Zaproś mnie na Pumpkin Latte” ma nie tylko prześliczną, jesienną okładkę (!), ale i jest książką, która wygrała konkurs organizowany przez wydawnictwo. Jako że jest to jednak Czwarta Strona, nie mogłam nie zaufać tej historii. Postanowiłam ją przeczytać, aby móc wam o niej później opowiedzieć. Czy więc teraz, po lekturze, myślę, że było warto po nią sięgnąć..? Zdecydowanie tak.
„Zaproś mnie na Pumpkin Latte” to przede wszystkim bohaterowie. To oni sprawiają, że ta książka nabiera cudownego klimatu i wciąż chce się do niej wracać. Annie Chaber, choć dopiero debiutuje, udało się stworzyć postacie, które spokojnie mogą stanąć obok postaci książek poczytnych autorów. Paula i Gres są naprawdę ludzcy (no, Greg jest może nieco zbyt idealny, ale bądźmy szczerzy, kto z nas nie marzy o takim mężczyźnie!). On jest ambitny i utalentowany, ona przyjacielska i empatyczna, ale kiedy trzeba, potrafi postawić na swoim. Oboje przeżyli w życiu bardzo wiele, ale wciąż starają się iść naprzód z podniesionymi głowami. Razem stanowią idealną parę, której wprost nie sposób nie kibicować.
Bohaterowie drugoplanowi również zachwycają. O ile nie przepadam często za „koleżankami” głównej bohaterki (zwykle są tylko po to, aby pchać ją w ramiona „idealnego mężczyzny” lub rzucać niezbyt zabawnymi żartami), o tyle Matyldę wyjątkowo polubiłam. Polubiłam też Daniela, jej chłopaka, a także Jana i Annę, ale nie będę zdradzać zbyt wiele. Poprzestanę może na tym, że wszyscy ważniejsi dla tej historii bohaterowie są warci poznania. Dyskretnie mrugam tutaj w stronę autorki, że chętnie przeczytałabym książkę, w której głównymi bohaterami byliby właśnie Matylda i Daniel.
Jeśli chodzi o fabułę, naprawdę mi się podobała. Jest przemyślana, płynna i w żadnym stopniu niewymuszona. Obawiałam się, że w przypadku debiutu, opisy będą długie i przesadnie szczegółowe, na szczęście Anna Chaber ma wyjątkowo przyjemny styl, który w żadnym stopniu nie męczy. Dialogi są adekwatne do sytuacji, opisy wyważone, a bohaterowie, jak już wspomniałam, niezwykle przyjemni w odbiorze. Nie ma w tej książce niczego, co sugerowałoby, że jest to debiut. Wręcz przeciwnie. Osobiście wiedzę panią Chaber w teamie najbardziej poczytnych autorek wydawnictwa. Widać, że świetnie odnajduje się w tego typu powieściach. Jeśli o mnie chodzi, z przyjemnością sięgnę po jej kolejne książki. Może warto pomyśleć o jakiejś serii pod znakiem pozostałych pór roku?
Wróćmy jednak do recenzji. Warto dodać, że „Zaproś mnie na Pumpkin Latte” to nie tylko wątek romantyczny. To także opowieść o tym, jak nadmierny perfekcjonizm może wpłynąć na życie i relacje z bliskimi. Opowieść o stracie i próbie pogodzenia się z bólem po odejściu ukochanej osoby, a także historia ucząca tego, że warto rozmawiać, zamiast zawczasu wyciągać pochopne wnioski. Chciałabym tu wspomnieć, że naprawdę podobał mi się sposób, w jaki główna bohaterka rozwiązała pewną problematyczną sytuację w pracy. To, że Paula podniosła, że to do niej należy ostateczna decyzja i nawet jeśli dokonałaby innego wyboru, nikt nie powinien, a nawet nie ma prawa jej za to oceniać. Za taką postawę zyskała ode mnie dodatkowego plusika.
Podsumowując: „Zaproś mnie na Pumpkin Latte” to jedna z tych pozycji, która w chłodny, jesienny wieczór, pozwoli wam poczuć przyjemne ciepło. Dzięki niej poczujecie na języku zapach aromatycznej kawy, a na ramionach miękki koc. Książka otula słowami i sprawia, że jesień nabiera dodatkowych barw. Mamy ochotę wciąż towarzyszyć bohaterom, słuchać o kawie, ozdobnych dyniach i jabłkach w karmelu. Bo wiecie, ta powieść jest właśnie jak takie jabłko. Okładka zachęca niczym pyszny, płynny karmel. To właśnie ona jest obietnicą tego, że w środku znajdziemy wiele słodyczy. Ja także mogę wam to obiecać. Historia Pauli i Grega jest naprawdę przyjemna, urokliwa, a przede wszystkim, wyjątkowo jesienna. Jeśli macie wolny wieczór, zapraszam was do kawiarni, w której pracuje Greg. Ostatnio zaczęli w niej serwować Pumpkin Latte.
To jak? Dacie się skusić i przyjmiecie zaproszenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz