Kiedy pierwszy raz usłyszałam o „Almond” raczej nie miałam w planach po niego sięgać. Potem usłyszałam o nim znowu. Nie od razu, po jakimś czasie. Potem znowu, po raz trzeci. Czwartego razu już nie było, bo międzyczasie z ciekawości zajrzałam do opisu tej książki. Wtedy też zmieniłam zdanie i uznałam, że chcę ją poznać; posłuchać opowieści, którą ma mi do przekazania Yunjae. Gdy nadarzyła się okazja, nie zwlekałam i od razu wyciągnęłam ku niemu dłonie. Przeczytałam „Almond”. Poznałam historię, o której chciałabym wam dzisiaj opowiedzieć.
„Almond” to koreański bestseller, który opowiada o Yunjae, chłopcu, który urodził się z aleksytymią, chorobą utrudniającą odczuwanie jakichkolwiek emocji. Ze względu na swoją przypadłość, Yunjae nigdy nie pojął, czym są uczucia takie jak strach, radość, czy złość, a co za tym idzie, nigdy nie umiał być taki jak inni. Gdy jego rówieśnicy odkrywali, czym są empatia, czy szczęście, dla niego większość emocji pozostała wyłącznie słowami. Zagadkowym zbiorem liter, które mama i babcia zapisywały dla niego na małych karteczkach, aby następnie rozwieszać je dla niego w całym domu. Przynajmniej do dnia, w którym obie kobiety padły ofiarą napadu, a świat szesnastoletniego, nierozumiejącego uczuć chłopca, wywrócił się do góry nogami...
Tak jak Yunjae przez całą książkę usiłował odkryć fenomen ludzkich emocji, tak ja zastanawiam się, co właściwie czuję po poznaniu jego historii. Nie ukrywam, że aleksytymia wydaje mi się nad wyraz interesującą i pozostawiającą spore pole do popisu chorobą, jeśli chodzi o kreacje cierpiącego na nią bohatera. Sama tworzę historię o mężczyźnie, u którego zdiagnozowano łagodną odmianę tej choroby, więc wcześniej nieco o niej czytałam. Czy uważam, że autorka poradziła sobie z tym wyzwaniem? Tak, myślę, że tak. Won-Pyung Sohn w ciekawy, bardzo obrazowy sposób pokazuje, jak wiele przykrości może spotkać osobę, która doświadcza w swoim życiu braku emocji. Główny bohater, wspomniany już przeze mnie Yunjae, ma problem nie tylko z wyrażaniem własnych uczuć, ale i z odczytywaniem ich u innych. Nie rozumie, czym jest współczucie, czy smutek, nie odczuwa strachu, ani przesadnej radości. Choć przetwarza docierające do niego bodźce, nie umie przełożyć ich na zewnętrzne reakcje. I to oddziałuje na czytelnika, sprawia, że w jego własnym umyśle pojawia się gonitwa myśli. Współczucie, troska, przygnębienie… Choć poznajemy chłopca pozbawionego uczuć, odczuwamy przy nim bardzo wiele.
Skoro dowiedzieliśmy się czegoś o protagoniście, powiedzmy też kilka słów o bohaterach drugoplanowych. Myślę, że są w porządku. Mama głównego bohatera urzekła mnie tym, jak walczyła o swojego syna, podobnie zresztą jak babcia. Z pozostałych bohaterów, do gustu przypadł mi Gon, chłopak, który z oprawcy Yunjae, stał się kimś na wzór jego przyjaciela. Podobała mi się relacja, jaka rozwijała się między tą dwójką, to, że do samego końca nie była tak naprawdę zbyt oczywista. Z zaciekawieniem obserwowałam, jak krzyżowały się drogi obu chłopców i to, jak mimo przeciwności losu, zdołali znaleźć wspólny język.
Jeśli chodzi o kwestie techniczne, wydaje mi się, że nie mam zbyt wielu uwag. Nie lubię określenia „prosty język”, ale myślę, że akurat w tym wypadku jest ono adekwatne. Czytając, towarzyszymy Yunjae, który jest narratorem swojej własnej historii. Wyraża się w prosty, nieskomplikowany sposób, unikając zbędnych opisów, czy poetyckich określeń. Czytelnik, chcąc nie chcąc, zostaje zarażony jego spokojem, tym, w jak swobodny sposób mówi o rzeczach, które innym sprawiają sporą trudność. I to działa, to opanowanie przechodzi na odbiorcę i pozostaje z nim aż do samego końca. Właśnie tak było ze mną. Mimo pewnych sytuacji, w które wplątał się Yunjae, do samego finału pozostałam spokojna. Czy jednak spokój można w tym wypadku łączyć z inną emocją, a właściwie z jej brakiem? Z obojętnością?
W tym miejscu chciałabym poruszyć kwestię tego, z czym miałam problem, jeśli chodzi o tę książkę. „Almond” jest z pewnością historią wyjątkowo ciekawą i wyróżniającą się na tle innych. Warto się jednak w tym miejscu zastanowić, czy owa ciekawość nie wynika nie tyle głównie, ile wyłącznie z opisywanej w niej przypadłości? Nie zrozumcie mnie w tym momencie źle, „Almond” to książka wyjątkowo poruszająca i chwytająca za serce. Wydaje mi się jednak, że narracja Yunjae sporo odbiera, jeśli brać pod uwagę drugą połowę książki. Wiele emocji pozostaje w sferze domysłów, uczucia zostają niedopowiedziane, a co za tym idzie, nie wybrzmiewają… aż tak. Osobiście w finałowych scenach nie poczułam zbyt wiele. Tak jak pierwsza połowa sprawiła, że wstrzymywałam oddech i zaciskałam wargi, tak ta druga specjalnie mnie nie poruszyła. Chciałabym napisać, że uważam tę książkę za wybitną i doskonale obrazującą życie osoby z aleksytymią, niemniej jednak tak nie jest. „Almond” porusza, bo poruszające są sytuacje, w których akurat znajduje się główny bohater. Gdyby nie one, historia Yunjae nie byłaby choćby w połowie tak interesująca, jak jest w finalnej formie. Czy jednak mogę tutaj obwiniać książkę o fabułę i o fakt, że występuje w niej zbiór pewnych zbiegów okoliczności? Nie i bynajmniej nie zamierzam tego robić. Zależy mi wyłącznie na podkreśleniu własnych odczuć względem tej powieści. Tego, że gdybym miała wybierać między jej początkiem a końcem, bez zastanowienia wybrałabym to pierwsze. Zakończenie mnie nie porwało, zakładam jednak, że jeśli chodzi akurat o tę kwestię, będę w sporej mniejszości. Mogę się tylko domyślać, jak wielu osobom takie, a nie inne zakończenie przypadnie do gustu.
Skończmy z minusami i wróćmy do plusów. Poznanie opowieści Yunjae było dla mnie naprawdę ciekawym doświadczeniem. „Almond” to krótka, ale niezwykle fascynująca podróż chłopca, który uczy się, jak być takim, jakim chcieliby go widzieć inni. Bohatera, który obserwuje, ale nie przetwarza, dostrzega, ale nie rozumie i nie reaguje. To do bólu szczera opowieść o dorastaniu i o tym, jak trudno jest czasami dopasować się do reszty społeczeństwa. O tym, jak wiele szkód może wyrządzić błędne odczytywanie czyichś emocji. Uczuć, które nas tworzą, a które nie zawsze są tak proste do odczytania, jak nam się wydaje. Niektóre z nich są wyjątkowo złożone, skomplikowane. Potrzeba wiele, aby zrozumieć nie tylko drugiego człowieka, ale i samego siebie.
„Almond” to historia chłopaka, z którym wiele osób będzie się identyfikować. Myślę, że znajdzie się wiele czytelników, którzy zrozumieją głównego bohatera. W końcu każdemu z nas zdarzają się w życiu momenty, w których mamy problem ze zrozumieniem ludzkich uczuć. Między innymi i właśnie dlatego myślę, że to książka zdecydowanie warta uwagi. Mimo wad, które wymieniłam, serdecznie polecam ją każdemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz