środa, 5 września 2018

"Troje na huśtawce" Natasza Socha | Edipresse Polska S.A.

 
Koralia ma czterdzieści dwa lata i czterdzieści dwa powody, by zmienić swoje życie. Oraz jeden dodatkowy, który wywraca jej świat do góry nogami. Tytus jest osiemnaście lat młodszy”.

fragment książki „Troje na huśtawce”

Kolejna książka, na którą trafiłam przypadkiem i okazała się napisana przez dziennikarza, a w tym wypadku, dziennikarkę. Natasza Socha to felietonistka, a obecnie dodatkowo autorka bestsellerów. Pochodząca z Poznania kobieta, obecnie wychowuje syna i córkę, a w wolnych chwilach tworzy kolejne książki, które jeśli wierzyć niektórym źródłom, od dłuższego czasu podbijają serca czytelniczek. Czy podbiła także moje?

Przyznam, że nie przepadam za literaturą kobiecą, a raczej za schematycznością, jaka często wkrada się w powieści z tej kategorii. Prawdę mówiąc, należę chyba niestety do grona tych osób, dla których literatura kobieca zawsze będzie się mieszać z leniwymi obyczajówkami przeplatanymi romansem. I zanim zaczną się komentarze odnośnie do tej kwestii, oczywiście, wiem, że literatura kobieca to nie tylko romanse, a wrzucanie literatury pięknej do worka z literaturą popularną jest dość krzywdzące. Niemniej jednak nauczona doświadczeniem i złymi, książkowymi wyborami, przyzwyczaiłam się do trafiania na „przedobrzone książki” tego typu. Chyba zresztą nie tylko ja, ponieważ sprawdzając opinie dotyczące właśnie literatury kobiecej, spotkałam się z komentarzami typu: „lekko”, „mało ambitnie”, „bez wysiłku intelektualnego”. Pojawiały się też określenia dotyczące „głupawych romansideł i dyskredytacji kobiet”, które miały nawiązywać do tego, iż literatura kobieca opiera się ponoć tylko i wyłącznie na ckliwych historyjkach o miłości. Mam wrażenie, że klasyfikując tak książki, rani się niekiedy naprawdę dobre lektury. Nie lubię takiego generalizowania i powszechnie przyjętej opinii, że dany gatunek jest skierowany konkretnie dla jednej płci. Książki są dla wszystkich, po prostu nie każdego określony temat musi interesować.

Wracając do książki... „Troje na huśtawce” to opowieść o Koralii, czterdziestodwuletniej, rozwiedzionej kobiecie, której życie kręci się wokół jednej osoby – jej najlepszej przyjaciółki Aurelii. Wieloletnia, silna przyjaźń zostaje jednak wystawiona na próbę, gdy pomiędzy główną bohaterką a Tytusem, osiemnaście lat od niej młodszym synem Aurelii, zaczyna rodzić się uczucie. Koralia ma dylemat: walczyć o miłość, która nadaje jej życiu barw i przypomina, jak to jest być prawdziwą kobietą, czy tłumić emocje na rzecz pozostania lojalną przyjaciółką.

„Jeśli przyjmiemy, że życie jest windą, która zatrzymuje się na każdym piętrze, a potem jedzie dalej, to wszystko można sobie bardzo prosto wytłumaczyć. Piętro z napisem małżeństwo zostało przeze mnie opuszczone, a ja znowu przesuwam się w górę.
Obecnie wysiadłam na poziomie „romans z młodszym””.




Mówiąc szczerze, początkowo nie mogłam się przekonać do tej książki. Fabuła jest poprowadzona dość specyficznie, ponieważ nie tylko zostaje nam przedstawiona w formie pamiętnika Koralii, ale również bez zachowania chronologicznej ciągłości. Autorka skacze po różnych okresach życia głównej bohaterki, co w niektórych momentach może prowadzić do dyskomfortu, a wręcz do szewskiej pasji, gdy dany wątek nagle się urywa i przeskakujemy o dobre kilkanaście lat wstecz. Niemniej jednak, wraz z kolejnymi stronami przestawało mi to przeszkadzać i zamiast skupiać się na stylu, w pełni skoncentrowałam się na treści książki. Można powiedzieć, że mieszanie czasów tylko potęgowało napięcie, z jakim czekałam na rozwiązanie poszczególnych wątków.

Przeczytałam „Troje na huśtawce” w ciągu jednego dnia i to będzie chyba najlepszy komentarz, jeśli chodzi o kwestie, jak szybko czyta się ów książkę. Fabuła płynie do przodu, styl jest lekki i przyjemny; przeplatany ironią i sporą dozą dystansu, których niekiedy brakuje w tego typu opowieściach. Sama tematyka też jest interesująca. Natasza Socha, w ciekawy sposób ukazała kontrowersyjną relację pomiędzy młodszym mężczyzną a starszą, dojrzalszą emocjonalnie kobietą. Pokusiła się ponadto o dodanie elementu, który dodatkowo skomplikował stosunki pomiędzy bohaterami i zaburzył mój (i pewnie nie tylko mój) światopogląd – Koralia była bowiem niegdyś opiekunką swojego przyszłego kochanka. Do tej pory traktowała go jak przybranego syna, a on ją jak drugą mamę. Gdy jednak chłopak dorósł, kobieta, zamiast patrzeć na niego jak na chłopca, któremu zmieniała pieluchy, zaczyna dostrzegać w nim atrakcyjnego mężczyznę. Z tego względu, na łamach książki, zarówno moralność czterdziestolatki, jak i czytelnika zostaje wystawiona na ciężką próbę.

Mam dylemat, gdyż z jednej strony książka mi się podobała, a z drugiej, przez większość czasu, jaki poświęciłam na czytanie, nie potrafiłam się przekonać do głównej bohaterki (choć to tylko moja opinia!). Jakkolwiek postacie Tytusa i jego matki mogę uznać za wyjątkowo udane i charyzmatyczne, tak Koralia, swoim niezdecydowaniem, jak również przeciętnością, denerwowała mnie jak mało kto. To protagonistka, którą Natasza Socha wykreowała na ofiarę losu; kobietę nie wiedzącą, czym jest asertywność, umiejącą wyłącznie robić wszystko, by przypodobać się starszej przyjaciółce. Ślepo zapatrzona w matkę swojego kochanka, wychwala ją przy każdej możliwej okazji, co niestety jakoś w połowie książki zaczyna naprawdę przeszkadzać. Z powodu nadmiernego przywiązania Koralii do Aurelii, były momenty, gdy na poważnie zaczynałam się zastanawiać, czy tytuł książki nie odnosi się przypadkiem do tego, że nasza bohaterka waha się pomiędzy miłością do Tytusa a miłością do jego matki. Relacja przyjaciółek zdecydowanie przekraczała granicę normalnej przyjaźni. Jeśli brać jednak pod uwagę realizm, pod względem charakteru kreacja kobiety wypada wyjątkowo dobrze – właśnie tak wyobrażałabym sobie Koralię, gdybym miała spędzić z nią trochę czasu i lepiej ją poznać. Słabszy charakter, potrzebujący do jakiegokolwiek funkcjonowania silniejszego przywódcy.

Pod względem fabularnym nie mam zarzutów. Książkę przyjemnie się czyta, a tematyka, jaką porusza, skłania do głębszych przemyśleń. Jeśli chodzi natomiast o sceny erotyczne, takowych raczej nie znajdziecie, ewentualnie wzmianki, które są jednak na tyle subtelne, że praktycznie niezauważalne. Ciężko mi natomiast wyrazić opinię na temat romansu bohaterki, bo choć czytając, kibicowałam jej i Tytusowi, tak doskonale rozumiałam jej rozterki, a nawet zastanawiałam się w duchu, czy dla całej trójki nie lepiej byłoby zakończyć ten burzliwy związek.

Podsumowując mój dzisiejszy post: „Troje na huśtawce”, mimo drobnych mankamentów, jest godną polecenia, zmuszającą do myślenia książką, więc jeśli zobaczycie ją na półce, sięgnijcie po nią bez oporów. Lektura jest lekka i ciepła, idealnie nadająca się do czytania np.: w podróży.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz