Jaki
jest największy plus sięgania po kolejne książki tego samego
autora? Czytelnik wie, czego może się spodziewać i to pomaga mu
zadecydować, czy interesuje go dana pozycja, czy może jednak
wolałby ją sobie odpuścić. W
przypadku „Pierwszej krwi” spotkałam się z tą pierwszą
sytuacją, ponieważ wprost nie mogłam się doczekać, aby
przeczytać kolejną część historii komisarz Evy Svarty.
Dawno
żaden autor tworzący kryminały nie zainteresował mnie do tego
stopnia swoją fabułą ani bohaterami. Całe szczęście, że po
przeczytaniu „Gorączki i krwi” miałam pod ręką „Pierwszą
krew”. Nie patrząc na inne czekające na mnie powieści, od razu
sięgnęłam po kolejną historię Sire Cedrica. Czy mnie nie
zawiodła? Ani trochę.
„Eva
Svärta
rozpoczyna kolejne śledztwo. Tym razem związane z jej własną
przeszłością i tajemniczym mężczyzną, którego cień wciąż ją
prześladuje. W międzyczasie, na przedmieściach Paryża, we własnym
mieszkaniu zostaje spalony żywcem znany przestępca. Choć wiele
wskazywałoby na mafijne porachunki, nic nie jest tak proste, jak
mogłoby się wydawać. Zbrodnia okazuje się dopiero początkiem
pasma niepokojących, związanych z okultystycznymi praktykami
wydarzeń. Policja
nie wie, co robić, mętne poszlaki nie pozwalają znaleźć
właściwego tropu. Eva postanawia spróbować rozwiązać kolejną,
mroczną sprawę.”
Sięgając
po „Pierwszą krew” wiedziałam w miarę, czego się spodziewać.
Zdawałam sobie sprawę, że będzie dużo krwi, ciał, a przede
wszystkim czarnej magii. Książka wręcz ocieka wszystkim tym, co u
wrażliwej osoby
może wywołać gęsią skórkę. Nie
bez powodu mówi się o niej, jako o thrillerze okultystycznym.
Historie są niepokojące, a bohaterowie, przeciwko którym stają
protagoniści, wywołują mieszane uczucia. Nie do końca wiadomo,
czy im współczuć, czy ich nienawidzić. Cedric Sire nie waha się
zagłębić w psychikę osób, których spojrzenie na świat zostało
wypaczone, wywrócone o sto osiemdziesiąt stopni, aby zamiast
światła, gościła w nich wyłącznie ciemność i przeświadczenie
o własnej wyższości. Nie
tyle jednak wyższości nad ludźmi, ile
nad samymi
bogami.
To
przede wszystkim opowieść o niezdrowej chciwości, mniemaniu, że
jest się najpotężniejszą jednostką i tylko prawdziwe poświęcenie
dowiedzie sile, po którą owa jednostka pragnie sięgnąć. Autor po
raz kolejny pokazuje, że siły,
z którymi próbuje igrać człowiek, zawsze domagają się
największych ofiar. Nigdy
nic nie jest za darmo.
Bezgraniczną
moc dostanie tylko ten, kto wyrzeknie się człowieczeństwa. Stanie
się bestią, której obce będą takie słabości, jak wyrzuty
sumienia czy litość.
Autor,
podobnie jak w poprzedniej części, nie boi się ryzykować, dzięki
czemu jego opisy są realistyczne i nad wyraz soczyste.
Cedric
Sire nie
szczędzi odbiorcy szczegółów, bez
oporów zapoznając
go z mroczniejszą stroną świata. Zupełnie, jakby ten
został odbity na dwóch
stronach
monety. Jedna
jest jasna, przeznaczona dla oczu
zwykłych
śmiertelników, a druga, ta,
którą bogowie pozwalają ujrzeć wyłącznie wtajemniczonym,
spowita w ciemności, opleciona mackami dawnych wierzeń, mitów
i rytuałów.
Pojawiają się w niej fanatyzm, profanacja obiektów religijnych,
jak również tematy tabu – ukazanie człowieka, jako żerującej
na życiu innych kreatury. Niewiele
brakuje, aby sprawić, że książka z naprawdę dobrej, stanie się
przedobrzona i zwyczajnie niesmaczna. Na szczęście autor zawsze w
ostatnim momencie potrafi powstrzymać wodze fantazji i sprawić, że
wciąż pozostaje ona w tej pierwszej, stabilnej strefie. Pokuszę
się nawet o stwierdzenie, że ta część jest o wiele spokojniejsza
od swojej poprzedniczki. Przede wszystkim dlatego, że „Pierwsza
krew” jest poprowadzona nieco inaczej. Choć styl autora się nie
zmienia, zmienia się tło. Cedric Sire skupia się raczej na żywych,
aniżeli zmarłych. Poznajemy bohaterów, odkrywamy ich motywacje,
obawy i największe koszmary. Po raz kolejny pojawiają się
nadnaturalne wątki i znów wracamy do burzliwej przeszłości
głównej bohaterki. Na
swój sposób wręcz brakowało mi większej brutalności, z którą
miałam do czynienia w pierwszym tomie. Niemniej jednak podobało mi
się rozwiązanie większości wątków, a także sposób, w jaki
pisarz połączył je w jedną, spójną całość. Przyznam, że
były momenty, których się nie spodziewałam, a także takie, które
wywołały u mnie szok. Niewiele książek potrafi mnie w ten sposób
zaskoczyć.
Na
koniec krótko o bohaterach. Zauważyłam, że jednych główna
bohaterka, Eva Svarta, odrzuca, a innych zachwyca. Protagonistka
faktycznie jest wykreowana w sposób niespotykany we współczesnej
literaturze, ponieważ nie tylko regularnie bierze narkotyki, ale
przede wszystkim jest albinoską o białych włosach, jasnej cerze i
czerwonych oczach. To kobieta, która wciąż na nowo przeżywa
traumę z dzieciństwa i nie potrafi rozpocząć stałego związku,
stawiając raczej na jednonocne przygody z przypadkowymi mężczyznami.
Często kieruje się przy tym intuicją, co sprawia, że niektóre z
jej wyborów zdają się pozbawione logiki lub wręcz narażają ją
na śmiertelne niebezpieczeństwo. To specyficzna i nietuzinkowa
bohaterka, mimo to da się ją na swój sposób polubić. Podobnie
zresztą Alexandre, który pojawił się już w „Gorączce i krwi”,
a teraz mamy szansę poznać go nieco bliżej.
Podsumowując:
podobnie jak w przypadku pierwszej części, tę także mogę wam
szczerze polecić. Cedric Sire stworzył intrygującą fabułę,
która mrozi czytelnikowi krew w żyłach, sprawiając mu
jednocześnie niesamowitą przyjemność z czytania i stopniowego
odkrywania, jakie jeszcze
kryją się przed nim tajemnice.
W
„Pierwszej krwi” akcja rozwija się wolniej, niż w „Gorączce
i krwi”, ale myślę, że zakończenie rekompensuje leniwie
nakreślaną historię. Z mojej strony mogę was zapewnić, że
przeczytawszy te dwie części, od razu będziecie wołali o więcej!
Dziękuję
wydawnictwu Dragon za możliwość zapoznania się z książką.
Brzmi intrygująco! :D
OdpowiedzUsuńJest bardzo interesująco :D Mnie ta seria mega wciągnęła <3
Usuń