[Zaczyna
się od przelotnych spojrzeń. Krótkich, niby przypadkowych. Potem
nawiązuje się luźna
rozmowa.
Zamieniają kilka słów. On,
choć jest jej szefem, zachowuje się jakby już stał się jej
najlepszym przyjacielem, powiernikiem każdego sekretu. Krótki
dialog zmienia się w kilkugodzinną konwersację. Przelotna
znajomość szybko ewoluuje w zażyłą relację.
Jej wydaje się, że w
końcu spotkała
swój
ideał: mężczyznę, który w każdej chwili poda jej pomocną dłoń,
człowieka,
który
ją
wesprze, rozbawi, sprawi, że poczuje się kochana jak jeszcze nigdy
dotąd.
On traktuje ją niczym księżniczkę, zwraca się do niej czule,
opiekuje się nią… uzależnia. Przyzwyczaja
do swojej obecności, do
każdego jego
oddechu.
Bez
niego czuje się, jakby była niekompletna. Jakby straciła
najważniejszy fragment życiowej układanki. Pusta, bezwartościowa.
Gdy
orientuje się, że nie na tym powinna polegać miłość, jest już
za późno. Mężczyzna
zna już każdą jej tajemnicę. Każdą słabość, którą
wykorzysta przeciwko niej.
Bo
ona już nie należy do siebie… Należy do niego.]
Trzy
kobiety. Cierpiąca na depresję Wiola. Młoda, żądna płomiennego
uczucia Nika. Ada, matka kilkuletniej córeczki… I tylko jeden
mężczyzna. Jonasz.
Człowiek,
który jest ich
szefem
i
którego żona pracuje w tym samym studio telewizyjnym.
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to
niemożliwe, aby
ktoś taki był zdolny nabrać je wszystkie…
Nie jestem pewna, od czego zacząć tę recenzję. Książka „Mój ukochany wróg” wywarła na mnie ogromne wrażenie – ilość sprzecznych emocji, które czułam w trakcie czytania, sprawiła, że do tej pory nie umiem wyrazić w słowach tego, co mnie dręczy. A dręczy bardzo wiele. Zdaję sobie niestety sprawę, jak często tego typu sytuacje naprawdę mają miejsce. Wiele kobiet szuka miłości, kogoś, kto się nimi zaopiekuje i pokaże, że istnieje ktoś, dla kogo są najważniejsze na świecie. Gdy trafią na błyskotliwego, czarującego mężczyznę wprost ze swoich najskrytszych marzeń, są przekonane, że chwyciły pana Boga za nogi. Nie mogą uwierzyć, że ktoś taki zwrócił na nie uwagę, że w ich bezbarwnym dotąd świecie pojawiło się równie jasne światło. Bo choć ich życie wcale nie było pozbawione barw, „ukochany” szybko wmawia im coś zupełnie przeciwnego. Bez niego nie dostrzegłyby w szarej codzienności ani jednego promyka światła. To on wyrwał je z ciemności, jednocześnie samemu brudząc sobie nią dłonie. Poświęcił się dla nich, zaangażował, choć wiedział, jak wiele może przez to stracić. Teraz ich kolej, aby się poświęcić...
„Mój
ukochany wróg” to
thriller psychologiczny, który sprawia, że już
gdzieś
tak
od połowy opowieści
mamy ochotę chodzić ze
złości po
ścianach, przeklinając jednocześnie
w
myślach głównego męskiego bohatera. Jonasz to
mężczyzna,
który
wręcz do perfekcji opanował sztukę manipulacji. Na
pierwszy rzut oka wydaje się idealny. Wszyscy
darzą go sympatią, jest
troskliwy, zabawny, a
przede wszystkim
zaangażowany w życie swoich kochanek.
Kiedy
mają problem, słucha, gdy potrzebują bliskości, zawsze jest w
pobliżu. Wydaje
się perfekcyjny. Doskonały do tego stopnia, że darzenie go
bezgranicznym zaufaniem wydaje się się czymś oczywistym.
A
on, jak
to z reguły bywa w przypadku psychopatów,
nie ma skrupułów, by to zaufanie wykorzystać. Obchodzić
się z
kobietami
w taki sposób, że te
nawet nie zauważają,
kiedy
powoli stają
się marionetkami.
Wypranymi
z indywidualności laleczkami,
które
bez zgody swojego właściciela nie mają
prawa poruszyć żadną z kończyn.
Historia
zostaje
przedstawiona
czytelnikowi
z kilku perspektyw. Punktu
widzenia oszukanych kobiet, które miały do czynienia z tym samym
mężczyzną. Na
początku poznajemy historię Niki, jeszcze na tym etapie nie wiemy,
kto właściwie jest narratorem książki. Druga część to
rozdziały z perspektywy Wioli. Kartki wyrwane z jej pamiętnika,
uczucia, które przelewała na papier i które z jej strony były w
stu procentach szczere. Finalnie mamy do czynienia z Adą. Kobieta
wydaje się
najbardziej podejrzliwa
i zdystansowana,
a jednak ona
także
ulega w
końcu
czarowi Jonasza. Biorąc
pod uwagę charakter mężczyzny,
nie
można jej się niestety
dziwić. Jonasz
jest patologicznym kłamcą, szantażystą, człowiekiem do reszty
pozbawionym uczuć, który największą satysfakcję odczuwa w
momencie sprawowania
nad wszystkim i wszystkimi pełnej
kontroli.
Który
nagina rzeczywistość pod własne potrzeby, utwierdzając partnerki
w przekonaniu, że powinny być mu wdzięczne za zaangażowanie.
Który zakłada maskę człowieka skrzywdzonego i zmagającego
się z wieloma skomplikowanymi problemami. Który
potrafi zniszczyć
życie, wywołując u drugiej osoby wieloletnią traumę...
Przeplatające
się historie Wioli, Niki i Ady są
doskonałym przykładem tego, jakich ludzi powinniśmy
się wystrzegać. Są
jednak zarazem przykładem tego, że nie jest to takie proste, jak
mogłoby się wydawać nam, czytelnikom, którzy stoją po drugiej
stronie barykady
i próbują oceniać decyzje skrzywdzonych, zakochanych bez pamięci
kobiet.
Ktoś,
kto nie doświadczył manipulacji w związku, nie będzie potrafił
zrozumieć, dlaczego kobiety (mężczyźni zresztą także) nie
orientują
się, że
w którymś momencie partner zaczyna budować wokół
nich złotą klatkę. Dlaczego
owe osoby nie wycofały się, kiedy jeszcze nie było za późno? Nie
przecięły więzów, nim te zacisnęły się boleśnie na ich
ramionach? Nam
bardzo łatwo powiedzieć, że nie dalibyśmy się nabrać na podobne
fortele. Tylko skąd właściwie mamy taką pewność? Jak
możemy
oceniać
wybory
kogoś innego, jeśli sami nie doświadczyliśmy ich
ciężaru
na własnych
barkach?
Karolina
Głogowska
przypomina czytelnikom, że w obecnych
czasach dużo
łatwiej jest
oceniać, niż
spróbować
zrozumieć. Dlaczego
tak się dzieje? Z
prostej przyczyny.
Ludzie nie poruszają podobnych tematów na
co dzień,
przez
co
wiele
osób nawet
nie zdaje sobie sprawy, jaki wpływ ma na człowieka kontakt z
psychopatą.
Społeczeństwo
sądzi,
że wina, jeśli
o takowej w ogóle powinna być mowa,
leży po stronie skrzywdzonej osoby. W końcu nie zostało
wprowadzone żadne prawo, które regulowałoby kwestię manipulacji w
związku. Skoro kobieta nie robiła niczego z przymusu, z automatu
nie może być uznana za ofiarę. Od
razu pojawiają się zarzuty, że to pewnie
ONA
pchała mu się do łóżka, to ONA chciała się z nim związać, a
kiedy odkryła, że nie jest tą jedyną, nagle zaczęła się mścić.
Skoro
wiedziała, że ma żonę, to ona powinna się wstydzić. Usiłowała
rozbić jego małżeństwo. Co z tego, że zapewniał ją o
separacji, czy kłamał o sprawie rozwodowej? Nie ważne, że
zapewniał ją, że jest miłością jego życia. To ONA jest
wszystkiemu winna. Bo uwierzyła. Tylko tyle.
Myślę,
że
to jest w
przypadku tego typu spraw
najbardziej frustrujące,
a wręcz przerażające…
Bezsilność. Myśl,
że bez względu na wszystko, trafi
się na przegraną
pozycję.
Jak
wiele słyszy się przecież o ofiarach gwałtu, na które wina
spadła tylko dlatego że „założyły obcisłą bluzkę”, czy
„nie pilnowały swojego drinka w klubie”. Jakby
nie patrzeć z
ofiarami psychopatów sprawy mają się dużo gorzej. W ich przypadku
nie da się jednoznacznie określić winy, udowodnić manipulacji,
czy
faktu, że druga połówka podświadomie wywoływała w ukochanej
osobie notoryczne poczucie winy.
Z reguły pojawia się wygodne tłumaczenie, że dana kobieta
(lub mężczyzna)
nie trafił/a po prostu na odpowiedniego mężczyznę (kobietę).
Że to jej/jego
wina, bo świadomie wplątał/a się w związek bez
przyszłości.
Książka
autorki wywarła na mnie ogromne wrażenie. „Mój
ukochany wróg” wciąga, a zarazem szokuje. Z
jednej strony potrafię
zrozumieć, dlaczego kobiety wierzyły we wszystkie obietnice
Jonasza, z drugiej naprawdę
boli mnie świadomość tego, jak łatwo zostać oszukanym przez
osobę, której się zaufało. W trakcie czytania rwałam sobie włosy
z głowy, błagając,
aby Nika,
Wiola i Ada
w
końcu
się opamiętały, aby dostrzegły te subtelne, sprzeczne sygnały,
które mężczyzna
im wysyłał.
Szczerze
polecam wam książkę „Mój ukochany wróg”. Myślę,
że Karolina Głogowska napisała historię, która jest potrzebna
nam wszystkim.
Mam nadzieję, że dzięki niej spojrzymy na to, co dzieje się
wokół nas z szerszej perspektywy. Zamiast oczerniać, spróbujemy
postawić się na miejscu poszkodowanych. Zamiast zrzucać winę,
zadać sobie kluczowe pytanie: „Czy jesteśmy pewni, że sami
postąpilibyśmy inaczej?”.
Dziękuję
wydawnictwu W.A.B
za możliwość zapoznania się z książką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz