środa, 20 maja 2020

"Oczy ciemności" Dean Koontz | Wyd. Albatros

 

Dawno nie czytałam książki, której fabuła opierałaby się na wątku paranormalnym. Brakowało mi tego typu lektury, więc kiedy tylko otrzymałam taką możliwość, z przyjemnością, a także pewnymi konkretnymi oczekiwaniami, sięgnęłam po „Oczy ciemności” Deana Koontza. Warto przy tym zaznaczyć, że choć książka przeszła niejaką modernizację, nie jest to bynajmniej wydawnicza nowość. Thriller ten miał swoją premierę już w 1981 roku, aczkolwiek nie zyskał wtedy zbyt dużej popularności. Teraz, w roku 2020, wydawnictwo Albatros zdecydowało się na jego wznowienie. Dlaczego? Głównie z powodu teorii spiskowych zakładających, że autor „Oczu ciemności” zdołał przewidzieć nadchodzącą pandemię koronawirusa. Dziwnym wydaje się bowiem fakt, że wirus „Wuhan 400” pojawił się w książce prawie czterdzieści lat przed aktualnymi wydarzeniami.
Jak więc historia Deana Koontza ma się do obecnej sytuacji? Czy faktycznie pisarz wiedział, co się wydarzy? Przekonajmy się...

W tragicznym wypadku życie traci jedyny synek Tiny Evans, Danny. Zrozpaczonej kobiecie udaje się pozbierać i rozpocząć nowe życie, niemniej jednak teraz, rok po śmierci dziecka, zaczynają dręczyć ją wątpliwości. W dawnym pokoju Danny’ego, na tablicy, pojawiają się dwa krótkie, ale jakże znaczące słowa: „NIE UMARŁ”. Czy ktoś chciał zażartować z pogrążonej w smutku matki, czy może chodzi o coś więcej?
Tina postanawia zaryzykować i rok po wypadku, upewnić się, czy jej syn aby na pewno zginął. Swoim dochodzeniem, ona i jej partner, nieumyślnie zwracają na siebie uwagę tajnej agencji rządowej.
Niektóre odpowiedzi są zbyt niebezpieczne, aby ich szukać.
Niektóre tajemnice są zbyt straszne, aby świat mógł poznać prawdę.”

Zacznijmy może od zarysu tła opowieści. Początkowo nie wiemy, że w historii mamy do czynienia z czymś niepokojącym. Świat, jaki prezentuje nam Dean Koontz, jest pełen kolorów, świateł i… hazardu. Fabuła zaczyna się zwyczajnie, odkrywając przed czytelnikiem realia show-biznesu i zapraszając go do miasta, w którym czas przestaje mieć znaczenie, a gra na automatach może trwać nieprzerwanie przez kilkanaście godzin. Główna bohaterka żyje bowiem w Las Vegas, miejscu kojarzonym przede wszystkim z grami hazardowymi, zakupami i luksusowymi hotelami.

To jednak nie na mieście skupia się nasza główna oś fabularna. Jakkolwiek wszystko wydaje się w porządku, szybko okazuje się, że wystarczy kilka nieoczekiwanych sytuacji, aby cały nasz stabilny świat wywrócił się do góry nogami. Tak właśnie dzieje się w przypadku naszej protagonistki. Główna bohaterka, Tina, jest kobietą, która wiele w życiu przeszła. Rozstała się z mężem, a niedługo później, w tragicznym wypadku zginął jej synek. Mimo to nie poddała się i choć po roku od wypadku rana w jej sercu wciąż się nie zagoiła, Tina zaczęła odnosić sukcesy.

Jeśli miałabym wymienić, co najbardziej podobało mi się w tej bohaterce, powiedziałabym, że jej zaangażowanie i pasja, wewnętrzna siła, która pozwoliła jej się pozbierać i stanąć na nogi. Bo Tina to postać, z którą nie każdej kobiecie z łatwością przyszłoby się identyfikować. Mimo bólu, jaki przeżywa po stracie dziecka, potrafi czerpać z życia. Choć minął zaledwie rok i ból wciąż daje jej się we znaki, na co dzień umie znaleźć powody, aby się uśmiechać. Jest zdeterminowana, rządna sukcesu, a także skupiona na tym, co kocha.

Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, oni także są dobrze wykreowani. Jakkolwiek jednak partner Tiny dostał dużo „czasu ekranowego” i naprawdę przypadł mi do gustu, tak w przypadku pozostałych, drugoplanowych postaci, brakowało mi czegoś... więcej. Fragmentów, dzięki którym dowiedziałabym się czegoś więcej o antagonistach naszej głównej pary. Autor za bardzo skupił się na perypetiach Tiny i Elliota, jedynie sporadycznie wspominając o ludziach, z którymi przyszło im się mierzyć na łamach książki. Spowodowało to, że nie czułam nawet najsłabszej więzi z żadnym z drugoplanowych bohaterów. Miałam wrażenie, że pojawiali się tylko wtedy, gdy akurat potrzebne było wytłumaczenie, dlaczego dzieją się niektóre rzeczy. Czemu pewne osoby znalazły się w miejscach, w których nie powinno ich być.

Co do samej akcji, płynie dość szybko. Jest to z pewnością plus książki, zważywszy że czytelnik nie nudzi się w trakcie lektury. Mnie osobiście pewne wydarzenia zaintrygowały do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam, kiedy siedemdziesiąta strona, zamieniła się nieoczekiwanie w dwieście siedemdziesiątą. Nie mogłam się doczekać, aby sprawdzić, w jakim kierunku Dean Koontz poprowadzi swoją fabułę i jak z poważnymi problemami poradzą sobie jego bohaterowie. Jak się okazało, nie musieli się niestety zbytnio wysilać. Tajemnicza siła, która wiąże się z wątkiem paranormalnym (i właśnie z tego powodu nie chciałabym zbyt wiele zdradzać na jej temat, aby nikomu nie zepsuć przyjemności z czytania), pomagała naszym protagonistom niemal na każdym kroku. Robiła to wręcz nazbyt często, przez co mnie, jako czytelnikowi, nie dało się odczuć realnego zagrożenia i niepokoju, jakie stale towarzyszyły bohaterom. Zbyt wiele rzeczy szło po myśli protagonistów, zbyt łatwo osiągali swoje cele, wodząc za nos wykwalifikowaną, jakby nie patrzeć, agencję. Odczuwałam swego rodzaju niedosyt porażek, potknięć, które pomogłyby mi uwierzyć, że Tina i Elliot faktycznie mają nóż na gardle i każda ich decyzja może prowadzić do tragedii. Z tego samego powodu nie usatysfakcjonowało mnie zakończenie. Jakkolwiek na sporo pytań otrzymałam odpowiedzi, tak brakowało mi w owym finale swego rodzaju... intensywności, poczucia, że to wciąż nie koniec. Nie zmienia to jednak faktu, że rozwiązanie, na jakie zdecydował się autor, w ostateczności przypadło mi do gustu. Myślę więc, że to wyłącznie kwestia gustu.
 
Oczy ciemności” to książka, która została napisana przystępnym, przyjemnym językiem. Łączy przy tym wiele gatunków literackich, bo prócz thrilleru i wątków paranormalnych, znajdziemy w niej również domieszkę kryminału i romansu. To opowieść o tym, jak wiele może zrobić ktoś, komu da się nadzieję. Jak silna jest wiara matki we własne dziecko, a także, jak łatwo poddać się manipulacji. Książka w ciekawy sposób pokazuje, jak niewiele człowiek wie o świecie, który go otacza.

Zdaję sobie sprawę, że „Oczy ciemności” to pozycja, w której znajdzie się kilka mankamentów, niemniej jednak sam pomysł i styl autora bardzo mi się spodobały. Zważywszy że wokół książki narosło ostatnimi czasy wiele teorii spiskowych, byłam bardzo ciekawa, jak wiele jej elementów łączy się z zaistniałą sytuacją. Nie ukrywam, że podobieństwa do wirusa COVID-19 w istocie się pojawiają, nie ma ich jednak tyle, aby od razu uznawać autora za wieszcza, który przewidział pandemię koronawirusa. Owszem, niektóre podobieństwa są zaskakujące i może to wzbudzić podejrzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że Dean Koontz stworzył po prostu ciekawą, przyjemną w odbiorze historię, do której sięgnięcia bardzo was zachęcam.

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Albatros.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz