Są
takie książki, do których długo trzeba się przekonywać. Są i
takie, które czytelnik uwielbia, ale na przykład nie przypadły mu
do gustu ich kontynuacje. A to, bo zostały słabiej napisane, a to,
bo bohaterowie stracili na wyrazie, czy fabuła zwyczajnie przestała
się kleić. Zdarza się. W końcu nawet najlepsi autorzy mają na
swoich kontach nieco gorsze dzieła literackie. Wiele słyszy się o
sławetnej „klątwie drugiego tomu”, czy kontynuacjach
powstających tylko ze względu na popularność poprzednich części.
Pisarze mają przed sobą nie lada wyzwanie, chcąc zainteresować
czytelnika nie jednym, nie dwoma, ale trzema, czy właśnie, jak w
przypadku Czarnego Maga, czterema tomami serii. Nie sztuką jest
bowiem napisać tekst. Sztuką jest napisać go tak, aby czytelnik
dotarł do finalnego tomu i po jego przeczytaniu, mógł z czystym
sumieniem oznajmić, że wciąż uwielbia daną tetralogię.
Nawet
nie wiecie, jak się cieszę, że należę właśnie do takich
czytelników.
Zakochałam
się w serii Czarnego Maga. I jako że jestem już po wszystkich
czterech książkach, postanowiłam przyjść do was z podsumowaniem
tej jakże genialnej serii.
O
czym właściwie jest Czarny Mag? Książki opowiadają o rudowłosej
Ryiah, która od wczesnych lat marzyła o zostaniu prawdziwym magiem.
Razem z bratem bliźniakiem, w wieku piętnastu lat zostaje przyjęta
do Akademii Magii, placówki znanej z wymagających nauczycieli i
rygorystycznych zasad, których nieprzestrzeganie, może skutkować
wydaleniem. Ryiah i jej bratu, Alexowi nie pomaga fakt, że wśród
adeptów istnieje wyraźny podział na adeptów czystej krwi i nic
nieznaczących plebejuszy. Jako że bohaterowie zaliczają się
właśnie do tej drugiej grupy, którą cechują niskie pochodzenie,
brak wiedzy i odpowiednich pokładów siły, Ryiah i Alex nie zostają
przyjęci z otwartymi ramionami. Źle traktowani są w szczególności
przez wywodzącego się z rodziny królewskiej Darrena, a także jego
przyjaciółkę Priscillę.
Jak
możecie się domyślać, to ogólny opis pierwszej części serii.
Nie chciałabym wam zbyt wiele zdradzać, podając opisy kolejnych,
bo osoby, które już poznały bohaterów z pewnością i tak po nie
sięgną. Ja, tym podsumowaniem chciałabym przekonać do tej
tetralogii nowe osoby, te, które po dziś dzień nie są pewne, czy
się na nią zdecydować np.: ze względu na długość serii, czy
wątpliwości odnośnie do bohaterów, bądź fabuły. I nie ukrywam,
mam nadzieję, że mi się to uda.
Aby
sprawiedliwości stało się zadość, zacznę może od tego, co mi
się nie podobało, bo jest tego zdecydowanie o wiele mniej. Wydaje
mi się, że największy problem miałam z pierwszą częścią
serii, a więc z „Pierwszym rokiem”. Początkowo ciężko było
mi się wciągnąć, zwłaszcza że autorka obrała pierwotnie dość
schematyczny kierunek, jeśli chodzi o fabułę. Główna bohaterka
przyjechała z bratem do szkoły magii i już pierwszego dnia
spotkała na swojej drodze księcia, z którym potem nie do końca
się dogadywała. W tym momencie w mojej głowie zapaliła się
czerwona lampka, która sprawiła, że przez około połowę
pierwszego tomu, podchodziłam do tej serii ze sporą rezerwą.
Obawiałam się, że Rachel E. Carter nie podniesie literackiej
poprzeczki i książka skończy się jak każda typowa opowieść o
plebejuszce i nienawidzącym jej, przystojnym księciu. Całe
szczęście autorka mnie nie zawiodła. Zastosowała zabieg, który,
nie ukrywam, sama lubię stosować we własnych tekstach. Uśpiła
moją czujność na pozór schematyczną fabułą, aby pod koniec tym
bardziej mnie zaskoczyć. I to faktycznie w przypadku tej serii
zadziałało. I to jak zadziałało! Zaledwie skończyłam jeden tom,
już sięgałam po kolejny, nie mogąc wytrzymać z ciekawości, co
będzie dalej. Pochłonęłam trzy części serii w ciągu niespełna
kilku dni i momentalnie zaczęłam ubolewać, że w moim posiadaniu
nie było czwartej, finalnej. Nie byłam przygotowana na to, że
Czarny Mag wciągnie mnie do tego stopnia. Nie miałam pojęcia, że
w momencie, w którym dostanę szansę otrzymania egzemplarza
„Ostatniej walki”, wyjdę z pokoju, aby oznajmić rodzicom, że
nie pamiętam, kiedy ostatnio aż do tego stopnia cieszyłam się z
możliwości przeczytania jakiejkolwiek książki. Bo możecie mi
wierzyć lub nie, ale pokochałam tę serię. Już teraz myślę o
tym, aby zapatrzyć się w papierowe wydania poprzednich tomów (nie
czytałam ich w materialnej postaci), aby mogły zająć honorowe
miejsce w mojej biblioteczce.
Przejdźmy
może do konkretów, a więc do samych bohaterów. Uwielbiam ich.
Każdy z nich otrzymał własny, indywidualny charakter, dzięki
czemu nie miałam wrażenia, że czytałam ciągle o jednej i tej
samej postaci. Ryiah, główna bohaterka o płomiennych, rudych
włosach, była wytrwałą, podążającą za głosem serca
dziewczyną, która nawet przez chwilę nie dała sobą manipulować.
Darren, potężny książę, który przez większość czasu stał
jednak w cieniu starszego brata, okazał się uparty, a zarazem
wyjątkowo troskliwy i inteligentny. Alex, brat bliźniak Ryiah, choć
początkowo otrzymał tytuł podrywacza, ostatecznie okazał się
postacią, którą pokochałam całym sercem. Ella, ich uzdolniona
przyjaciółka, także wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie
dzięki swojemu miłemu usposobieniu. Wszyscy cechowali się ponadto
ogromną wolą walki, lojalnością, a także godną pozazdroszczenia
gorliwością.
Warto
w tym miejscu wspomnieć o czymś jeszcze, mianowicie o zmianach,
jakie następują na łamach wszystkich części serii. Nie często
zdarza się, abym polubiła niemal wszystkich bohaterów, zarówno
jeśli chodzi o protagonistów, jak i antagonistów. W serii Rachel
E. Carter został bowiem zastosowany ciekawy zabieg, polegający na
tym, że czytelnik do samego końca nie wie, komu właściwie
powinien kibicować. Na łamach czterech książek poznaje motywacje
każdej ze stron, analizując sytuację i odkrywając wraz z główną
bohaterką coraz to nowe tajemnice otaczającego ją świata. W
pewnej chwili dochodzi nawet do tego, że protagoniści zamieniają
się z antagonistami miejscami. Źli stają się tymi dobrymi, dobrzy
złymi. I tak niejednokrotnie. Czytelnik sam nie wie, po czyjej
stronie się opowiedzieć i to jest w tym wszystkim najlepsze. Świat
nigdy nie jest czarny albo biały. Nagle może się okazać, że
wszystko, w co wierzyliśmy, obróciło się przeciwko nam. Że
czyjeś słowa nigdy nie powinny ważyć na naszej własnej ocenie, a
to, co ktoś próbuje nam wmówić, nie zawsze jest prawdą. Nawet
jeśli ten ktoś to osoba, której ufamy bardziej niż sobie.
Bohaterowie
na każdym kroku udowadniają czytelnikowi, że aby osiągnąć
sukces, nie zawsze najważniejszy jest talent. Liczą się przede
wszystkim wytrwałość i ciężka praca. W świecie, jaki stworzyła
Rachel E. Carter, magii nie używa się wyłącznie dla własnych
korzyści. Czerpanie z niej wiąże się z osłabianiem własnego
organizmu, doprowadzanie go do stanu, który niektórzy określiliby
mianem niemal przedśmiertnego. Zwłaszcza magia bojowa (o której
dowiadujemy się na łamach książek najwięcej, z racji, iż główna
bohaterka przystępuje właśnie do frakcji wojennej) żąda
największych ofiar. Jest okupiona krwią, bólem i cierpliwym
poszerzaniem własnych granic. W żaden sposób nie przypomina magii,
którą czytelnik może znaleźć w innych książkach z tego
gatunku. I jakkolwiek mnie ta oryginalna, konsekwentna wizja
funkcjonowania magii zachwyciła i sprawiła, że chciałam odkrywać
coraz więcej i więcej jej tajników, tak zdaję sobie sprawę, że
co poniektórych może ona zniechęcić. Nie ukrywam, że odbiega ona
od typowego wyobrażenia, więc od razu zaznaczam, że jeśli ktoś
oczekuje znanej sobie, kanonicznej magii, raczej w tej serii takowej
nie znajdzie. Nie zmienia to jednak faktu, że mnie osobiście
podobne odejście od normy oczarowało. Jest to z pewnością coś
nowego, innowatorskiego. Przynajmniej jeśli patrzeć na książki,
które sama miałam do tej pory przyjemność czytać.
Odnośnie
do bardziej ogólnych kwestii… Styl pisania autorki jest przyjemny,
spodoba się z pewnością zarówno osobom, które gustują w
dialogach, jak i tym, które są fanami opisów. Rachel E. Carter
płynnie porusza się między spokojnymi fragmentami służącymi
ekspozycji, jak i tymi, w których mamy do czynienia z akcją. Język
jest lekki, a zarazem bogaty w metafory i barwne epitety. Widać, że
autorka z każdą kolejną częścią rozbudowuje swój warsztat, a
jej styl stale
się polepsza. Operuje słowem w tak przyjemny sposób, że nawet
długie opisy przyrody nie przytłaczają, a monologi głównej
bohaterki stają się w pewnym momencie najbardziej interesującą
częścią każdej części. Osobiście, pod tym względem,
najbardziej do gustu przypadły mi trzeci i czwarty tom. Można
śmiało rzec, że czytelnik czuje się w trakcie ich czytania jak na
emocjonalnym rollercoasterze.
Seria
Czarnego Maga z pewnością spodoba się wielu czytelnikom, którzy
często sięgają po fantastykę i szukają teraz czegoś nowego,
świeżego. To bardzo dobre książki, które mają do zaoferowania
naprawdę wiele, zarówno jeśli chodzi o styl, jak i samo uniwersum.
Czyta się je wyjątkowo szybko. Bohaterowie zaskakują, a historia
wciąga do tego stopnia, że nie idzie się od niej oderwać aż do
ostatniej strony czwartej części. To
opowieść o lojalności i uczuciach, ale przede wszystkim o
wytrwałości. O tym, że trzeba walczyć do samego końca, bo
w trakcie wędrówki, wielokrotnie
przyjdzie nam upaść.
Kluczem
nie jest jednak to, ile razy się przy tym zranimy, ale to, czy
znajdziemy siłę, aby mimo owych rad, dotrzeć do końca naszej
ścieżki.
Dziękuję wydawnictwu Uroboros za możliwość przeczytania ostatniego tomu serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz