I
znów sięgnęłam po erotyk. Podoba mi się, że ostatnimi czasy
decyduje się czytać różne gatunki książek. Do każdej mogę
podejść z zupełnie nowym, nieznanym mi nastawieniem. Nie mam
pojęcia czego się spodziewać, nie nastawiam się na nic
konkretnego i mogę odkrywać historię taką, jaka jest, a nie taką,
jaką chcę, aby była. Z takim podejściem sięgnęłam po książkę
Kingi Litkowiec „Nie mój dług”. Czy moje nastawienie się
zmieniło? I to bardzo.
Z
reguły nie zrażam się do książkowych gatunków. Tak jak świetna
książka fantasy nie sprawi od razu, że pokocham każdą inną
historię tego rodzaju, tak gorsza opowieść nie wpłynie na to, w
jaki sposób odbieram cały gatunek. Faktem jest natomiast, że po
romanse sięgam rzadziej niż po obyczajówki i fantastykę, a po
erotyki sięgam niemal od święta. Nie mam literackiego
doświadczenia w tych gatunkach, niemniej jednak staram się je
ocenić w ten sam sposób, w jaki oceniam inne książki. Właśnie z
tego powodu „Nie mój dług” nie znajdzie się na liście moich
ulubionych historii.
„Gdy
umiera ojciec Jessici, ta dowiaduje się, że zostawił jej po sobie
ogromny dług. Dług ten został naliczony u niejakiego Liama O’Dire’a,
przystojnego, ale tajemniczego mężczyznę zwanego przez wielu
Diabłem Los Angeles. Jako że Jessica nie zamierza dać się zabić
za błędy własnego ojca, chcąc nie chcąc, musi zgodzić się na
nietypową formę spłaty długu, jaką proponuje jej Liam. Nie wie,
że tym samym i tak wydaje na siebie wyrok śmierci.
Zastanawiam
się, od czego zacząć. Pomysł na fabułę jest ciekawy. Widać, że
autorka chciała wcielić w życie konkretny plan i nie przebierać w
słowach. To odważna, mocna pozycja, w której lepiej nie
przywiązywać się do konkretnych bohaterów, bo szybko mogą
stracić życie. Kinga Litkowiec nie bawi się w sentymenty, idzie
jak burza, pozwalając głównemu bohaterowi robić to, co mu się
żywnie podoba. Jeśli chce się zabawić, nie pyta nikogo o
pozwolenie, jeśli się zdenerwuje, zaczyna strzelać, nie martwiąc
się o konsekwencje. Nie jest to bowiem historia o przystojnym
mężczyźnie, który jedynie sprawia wrażenie zdeprawowanego,
zimnokrwistego człowieka, a w rzeczywistości jest wrażliwym,
umiejącym współczuć kochankiem. W książce Kingi Liktowiec owy
kochanek zabija, prowadzi nielegalne interesy i handluje kobietami.
Daleko mu do księcia z bajki, o jakim marzyłaby każda porządna
księżniczka.
Skoro
już wspomniałam o bohaterach, powiedzmy sobie o nich coś więcej.
Mam co do nich mieszane uczucia. Polubiłam Liama, to na pewno. Jest
to z pewnością bohater konsekwentny, jeśli brać pod uwagę jego
charakter. W stosunku do ludzi jest oschły i bezpośredni, nie
pozwala sobą manipulować, a także z przyjemnością sięga po
broń, kiedy tylko coś przestaje mu pasować. Jest pewnym siebie,
zaborczym, porządnie wykreowanym bohaterem, który wzbudza tak samo
respekt, co strach. Najciekawsze jest w nim jednak to, że jego
„przemiana” jest bardzo subtelna. W przeciwieństwie do wielu
męskich bohaterów książek, do samego końca stara się zachować
wypracowywany latami wizerunek. Opiera się uczuciom, na każdym
kroku udowadniając, że bez względu na wszystko, nie pozwoli dojść
im do głosu.
Jessica,
a więc nasza protagonistka, nie jest już niestety równie ciekawą
postacią. Powiem wprost, w trakcie lektury nie potrafiłam darzyć
jej choćby cieniem sympatii. Dziewczyna ciągle mnie czymś
zaskakiwała, niestety w tym negatywnym znaczeniu. Zachowywała się
irracjonalnie i stale przeczyła temu, co mówiła lub pomyślała. W
jednej chwili obawiała się Liama, w drugiej sama do niego lgnęła,
by w trzeciej, nie wiedzieć czemu, zacząć się na niego złościć.
Jakkolwiek początkowo wydawała mi się porządną, nieodnajdującą
się w nowej rzeczywistości dziewczyną, tak szybko stało się
jasne, że niewiele ma z takową wspólnego. Jessica miała humory,
próbowała dyktować warunki, a finalnie zaczęła mieć do Liama
pretensje, że ten nie zamierza się przed nią otworzyć i wciąż
odmawia odwzajemnienia jej uczuć (przy czym zaznaczmy, że on nigdy
niczego jej nie obiecywał). Mimo iż autorka sprytnie wybrnęła
z tego braku konsekwencji za pomocą pewnego zabiegu fabularnego,
wciąż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że miało to głównie na
celu pokazanie Jessici w „lepszym” świetle i sprawienie, że z
czasem Liam bardziej zainteresuje się jej przeszłością, a także
nią samą. Mnie osobiście nie podobała mi się ta ekspresowa
przemiana, zwłaszcza że, jak wspomniałam, bohaterka została mi
początkowo przedstawiona jako cicha, łagodna dziewczyna, która pod
każdym względem różniła się od innych kobiet głównego
bohatera. Niestety,
ostatecznie różniła się wyłącznie tym, że sypiała w pokoju
Liama i potrafiła powiedzieć, co myśli na jego temat. Narzekała,
była nierozważna, jak również niezdecydowana.
O
pozostałych postaciach nie mam zbyt wiele do powiedzenia, gdyż
niewiele się o nich dowiedziałam. Jakkolwiek ciekawą postacią
wydała mi się niejaka Kim, tak jej wątek został dość szybko
rozwiązany, a jej wcześniejsze sceny miały miejsce głównie za
kulisami, poza główną sceną. Jeśli o to chodzi, wiele wydarzeń
autorka pozostawiła w sferze domysłów. Skupiła się przede
wszystkim na protagonistach.
Językowo
miałabym tej książce trochę do zarzucenia. Znalazło się w niej
sporo zdań niepoprawnych stylistycznie, które niejednokrotnie
musiałam sobie tłumaczyć we własnej głowie, aby zrozumieć ich
sens (np.: „Jestem ciekaw, jaki wpływ mam na nią”). Brakowało
mi opisów miejsc, czułam także przesyt wewnętrznych monologów
głównych bohaterów, którzy stale myśleli o tym samym. Jessica
określała Liama diabłem, a on bez przerwy zastanawiał się, co z
nią zrobić. Naprzemienna narracja tych bohaterów spowodowała, że
z czasem zaczęło mi brakować różnorodności. Zastanawiałam się,
czy prócz dania mi nawet dobrego erotyku, autorka pozwoli mi
przyjrzeć się bliżej światowi Liama. Bo nie przeczę, jeśli brać
pod uwagę specyfikę gatunku, „Nie mój dług” wydaje mi się
naprawdę dobrą pozycją. Kinga Litkowiec wprowadza swoich
czytelników w wyjątkowo erotyczny świat. Nie ma w nim czasu na
odpoczynek, czy zastanawianie się, czy tak wypada. Brutalny,
niegrzeczny seks odgrywa w tej historii ogromną rolę. Niestety, ja
należę do tych czytelników, którzy prócz czytania o zbliżeniach
i związanych z nimi uczuciach, lubią poznawać także świat i
drugoplanowych bohaterów. Tego mi w tej książce zabrakło.
Wydaje
mi się, że jeśli ktoś szuka dobrego, mocnego erotyku, gdzie
największy nacisk autor kładzie na seks i relacje między głównymi
bohaterami, jest to dla niego odpowiednia pozycja. Znajdzie się w
niej wiele słownych przepychanek, nagości, a także bardzo
erotycznych zbliżeń. Ja niestety oczekuję od książek czegoś
więcej. Brakowało mi akcji dziejącej się poza czterema ścianami
posiadłości Liama i kilku klubów. Żałuję też, że nie miałam
okazji poznać bliżej drugoplanowych bohaterów, ale jeśli o to
chodzi, mam nadzieję, że autorka jeszcze skupi na nich swoją
uwagę. W końcu to dopiero pierwsza część historii Jessici i
Liama.
Liczę,
że Kinga Litkowiec jeszcze zdoła mnie zaskoczyć i drugi tom cyklu:
„Demony z Los Angeles” okaże się strzałem w dziesiątkę. Bo,
wbrew pozorom, ta historia ma potencjał. Ja życzę autorce
sukcesów. Widać, że lubi to, co robi, a to najważniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz