wtorek, 11 maja 2021

"Smocza Straż. Mistrz Igrzysk Tytanów" Brandon Mull | Wyd. Wilga

Jeszcze rok temu nie wiedziałam o istnieniu tej serii, dziś jedyne, czego żałuję to, że sięgnęłam po nią tak późno. Smocza straż to pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika fantastyki. Założę się o Czarkamień, że TAKIEJ magii i TAKICH bohaterów nie znajdzie w żadnej innej serii! Podejmiecie wyzwanie?

Każdy, kto ma za sobą lekturę Baśnioboru, z pewnością wie, że autor, Brandon Mull, nie poprzestał na finalnym, piątym tomie serii. Nie potrafiąc rozstać się z bohaterami (podobnie zresztą jak czytelnicy), postanowił kontynuować przygody Setha i Kendry, młodego, charakternego rodzeństwa, które z czasem odkrywa coraz więcej sekretów magicznych rezerwatów. Powstała w ten sposób zupełnie nowa, fantastyczna seria, którą wierni fani znają dziś jako: „Smoczą Straż”. Opowieść o dalszych losach bohaterów, w których zdążyli zakochać się wiele lat temu, a teraz, dzięki kontynuacji, mają szansę do nich wrócić. Do których z pewnością wielokrotnie będę wracała i ja.

Brandon Mull ma niesamowitą umiejętność oczarowywania swoich czytelników (dosłownie i w przenośni). Kto raz sięgnie po jego twórczość, nie zdoła się od niej w żaden sposób oderwać. Ja próbowałam i skończyło się na tym, że aktualnie mam na swojej półce niemal wszystkie książki autora. Niemal, bo do zdobycia pozostał mi tylko drugi tom „Wojny cukierkowej” pt.: „Awantura w salonie gier”. Tylko i aż, bo okazuje się, że powieści Brandona Mulla rozchodzą się jak świeże bułeczki. Tutaj, korzystając z chwili uwagi, mam ogromną prośbę do wydawnictw o zrobienie dodruku. Owa książka, podobnie zresztą jak trylogia Pozaświatowców, jest niemal jak Święty Graal wśród powieści. Wręcz nie do zdobycia dla przeciętnego śmiertelnika.

Wróćmy jednak do recenzji. Zacznę może od tego, że na temat Baśnioboru i Smoczej Straży mogłabym się rozwodzić bardzo długo. Opowiadać o bohaterach, analizować fabułę, czy wychwalać ponad miarę kreatywność, jakiej panu Mullowi pozazdrościć może niejeden pisarz fantasy. Dziś przychodzę do was jednak w konkretnym celu. Chciałabym dać wam bowiem znać, że już dziewiętnastego maja, światło dzienne ujrzy czwarty, przedostatni już tom Smoczej Straży pt.: „Mistrz Igrzysk Tytanów”. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Wilga, miałam okazję zapoznać się z nim nieco wcześniej. To właśnie o nim, choć nie tylko, pragnę wam dzisiaj opowiedzieć.

Zdaje sobie sprawę, że mogą pojawić się osoby, które nie czytały jeszcze Smoczej Straży. Między innymi właśnie dlatego postanowiłam wydłużyć nieco wstęp i do opisu książki przejść dopiero po dłuższej chwili. A nuż ktoś przerwie czytanie i wróci do tej recenzji, dopiero gdy już pochłonie wcześniejsze tomy serii (choć nie ukrywam, obawiam się, że w takim wypadku moja pisanina okaże się niepotrzebna, bo czytelnik i tak od razu zapragnie sięgnąć po kontynuacje. Niemniej jednak będę kontynuować Jeśli dzięki mnie choć jedna osoba zapragnie sięgnąć po Smoczą Straż, warto!).

Powiedzmy sobie jednak w końcu o „Mistrzu Igrzysk Olimpijskich”. Czwarty tom serii to istna burza fabularna. Za bohaterami wciąż ciągnie się widmo nadchodzącej wojny ze smokami. Jedyną szansą na ocalenie świata okazuje się wyprawa do Doliny Tytanów, azylu, który, przynajmniej w teorii, powinien zdołać odeprzeć atak smoczego króla, Celebranta. To właśnie w nim mieści się arena Igrzysk Tytanów, niebezpiecznych rozgrywek nadzorowanych przez samego Humbugla - demona, który skradł Sethowi wspomnienia.

Podczas gdy Seth próbuje odzyskać wspomnienia, a Kendra szuka Setha, wszyscy próbują znaleźć sposób na powstrzymanie smoków przed opanowaniem całego świata. Wyjątkiem jest Ronodin - mroczny jednorożec, który ma własne przebiegłe plany…

Kto zwycięży w straszliwym starciu olbrzymów ze smokami? Czy w wyścigu po magiczny talizman, który może zaważyć na losach wojny, Kendra może zaufać Sethowi? Czy w krainie trolli i tytanów znajdą odpowiedzi na pytania, których tak bardzo potrzebują? A może czeka ich kolejna zdrada?”

Ta część podobała mi się na ten moment najbardziej ze wszystkich (a trzeba tu podkreślić, że każda podobała mi się bardzo). Sprawiła, że polubiłam Setha, do którego wcześniej miałam raczej neutralny stosunek. Autor pokazał mi go z zupełnie nowej dla mnie strony: dojrzałej, biorącej pod uwagę zagrożenie. Nie tylko jego zresztą. Kendra także nieco się zmieniła, przestała być tak idealna, rozważna, chłodno myśląca. W Smoczej Straży zaczęła bowiem popełniać błędy, ryzykowała życie swoje i innych, w momencie, w którym nie była pewna powodzenia. Sytuacja, w której się znalazła, sprawiła, że dotarła do niej prawda. Nie zawsze wszystko będzie szło po jej myśli. Wybór najbezpieczniejszej z dróg, niekoniecznie okaże się tym najlepszym.

Bohaterowie zaskakują i to zaskakują w ten naprawdę pozytywny sposób. Każdy ma coś do powiedzenia, jest chodzącą indywidualnością, która prezentuje się czytelnikowi z każdej możliwie strony. W książkach Mulla nie istnieje bowiem coś takiego jak wyraźny podział na dobro i zło, czerń i biel. Mamy tutaj postacie dobre i czyste, które ulegają pokusom, a także takie, które wydają się złe do szpiku kości, a jednak z łatwością można zrozumieć ich motywacje. W świecie wykreowanym przez autora, natura nie uznaje podziałów na dobre i złe. Akceptuje harmonie, powstające z biegiem czasu, naturalne różnice. To, co nieodpowiednie, może być dobre, a to, co dobre, nieodpowiednie. Tu nic nie jest oczywiste. Aby przetrwać, trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte.

Smoki, wróżki, olbrzymy, ogry, satyry, nypsiki… Bohaterowie nie są idealni… i to jest idealne. Choć mają wiedzę i umiejętności, nie wszystko im się udaje, nie zawsze mają dość sił, aby przeciwstawić się złu. Popełniają błędy, ryzykują życie swoje i innych. Są różni, reagują inaczej na dane wydarzenia. Choć to już czwarty tom Smoczej Straży, czytelnik ani przez sekundę nie czuje znudzenia, czy monotonii. Wręcz przeciwnie, pochłania kolejne rozdziały, z jednej strony nie mogąc doczekać się finału, z drugiej jednak martwiąc się o to, że coraz szybciej zbliża się do końca. A koniec, jak to Brandon Mull ma w zwyczaju, pozostawia czytelnika z ogromnym niedosytem. Ze świadomością, że będzie musiał czekać kolejny rok, aby poznać zakończenie tej wyjątkowej historii.

Podsumowując: Nie mam pojęcia, jak wytrzymam do premiery finalnego tomu! Uwielbiam tę serię, ten świat, bohaterów, niepowtarzalny klimat. Gdybym tylko mogła, wymazałabym sobie pamięć i przeczytała tę historię po raz kolejny. Ledwo co skończyłam czytać, a już pragnę wrócić do odważnego Setha, zapobiegawczej Kendry, najcudowniejszego Paprota, walecznego Warenna, czy naszej ulubionej dwójki satyrów... Czekam z niecierpliwością na to, czym jeszcze zaskoczy mnie autor.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz