poniedziałek, 19 czerwca 2023

"Nate plus One" Kevin van Whye | Wyd. Jaguar | Recenzja patronacka

Wiecie jaki jest mój problem z książkami Kevina van Whye? Po każdej z nich jestem niesamowicie sfrustrowana. Mało tego: sfrustrowana i rozżalona, żeby od razu nie użyć określenia zrozpaczona. Jest mi okropnie przykro, że po tak cudownej, ciepłej i wartościowej lekturze, nie mogę wkraść się między karty powieści i uściskać poszczególnych bohaterów. Powiedzieć im twarzą w twarz, jak bardzo ich pokochałam. Całym czytelniczym sercem.

Nate, nieśmiały piosenkarz i tekściarz, szykuje się na podróż swojego życia, ma być gościem na ślubie swojego kuzyna z RPA. Problem w tym, że na liście gości jest też nie kto inny, tylko jego były chłopak. Ten sam, z którego Nate’owi wciąż nie udało się wyleczyć.

Jai jest uwielbianym członkiem swojego zespołu. Tyle tylko, że na chwilę przed ważnym koncertem, ze wspomnianego zespołu odchodzi jego przyjaciel i wokalista. Ostatnią nadzieją Jai’a jest Nate. Problem w tym, że w tym samym czasie ostatnią nadzieją Nate’a staje się Jai. Okazuje się bowiem, że mama tego pierwszego nie może lecieć z nim do Afryki. Nate, który mimo wszystko nie zamierza zrezygnować z wyjazdu, decyduje się poprosić swojego najlepszego przyjaciela o zostanie jego osobą towarzyszącą.

I może nie byłoby w tym nic dziwnego czy ryzykownego, gdyby Nate nie był w nim zakochany.”

Są takie historie, które po prostu się czuje. Sięgając po „Nate plus one” od razu powiedziałam sobie coś w stylu: „Tak, to właśnie to. To będzie książka, w której się zakocham”. No i faktycznie się zakochałam, co można wnioskować z faktu, że na skrzydełku pojawił się nie tylko mój cytat z opinią na temat „Date me, Bryson Keller”, ale także moje zakurzone logo. Ani jedno, ani drugie nie znalazło się tam bez przyczyny. Uwielbiam twórczość Kevina van Whye. Jego książki niesamowicie do mnie przemawiają, ponieważ są ciepłe, życiowe, a przede wszystkim „niewymuszone”. Co to oznacza? Przede wszystkim to, że ani w przypadku „Date me, Bryson Keller”, ani tym bardziej teraz, czytając „Nate plus One” nie odniosłam wrażenia, że bohaterowie muszą mieć problemy, aby fabuła faktycznie mnie zainteresowała. Często zdarza się, że postacie nie chcą ze sobą rozmawiać, co tylko zaognia jakiś bezsensowny konflikt czy nieporozumienie. Tutaj czegoś takiego nie ma. Nate i Jai faktycznie są w stanie mówić o tym, co czują. Oczywiście zdarza im się ukrywać pewne uczucia, gdy jednak przychodzi co do czego, nie wycofują się i stawiają czoła problemom. I właśnie na tym powinno to polegać. Na dogadywaniu się mimo przeciwności losu, obaw czy odmiennych opinii. Na zapobieganiu konfliktów, które konfliktami z reguły wcale być nie muszą, ale autorzy wykorzystują je, aby dodać swoim powieściom odrobinę pikanterii. W końcu książka akcją stoi. Bez nieporozumienia się nie obejdzie.

I tutaj ciekawostka. W „Nate plus One” także pojawia się motyw nieporozumienia. Tyle tylko, że akurat w tej książce nie odgrywa ono aż tak ważnej roli, aby miało zacząć przeszkadzać czytelnikowi w cieszeniu się uroczą fabułą. A wierzcie mi, że czytelnik naprawdę się nią cieszy, bo ma wystarczająco dużo czasu, aby skupić się na zdrowo rozwijającej się relacji bohaterów. Nie mówiąc już o nich samych!

Nie wiem, czy jestem w stanie się do czegoś przyczepić, jeśli chodzi o tę książkę. Uwielbiam ją. Nate i Jai kupili mnie już po kilkunastu pierwszych stronach. Mieli cudowną energię i naprawdę było widać, jak silnie jest między nimi przyciąganie. Rozterki obu chłopaków też były jak najbardziej uzasadnione. W końcu czasami najtrudniej jest wyjść z relacji, która już do pewnego stopnia zdążyła się ukształtować. Co bowiem, jeśli uczucia jednej strony doprowadzą do zmiany uczuć drugiej? Co, jeśli te „druga” osoba nie będzie w stanie ich odwzajemnić i zdecyduje się odejść?

Nate plus One” to historia o nastoletnich uczuciach. Choć autor stawia na rozwój i budowanie romantycznych relacji, nie boi się wplatać między strony pewnych istotnych treści. Mówi bardzo dużo o wychodzeniu ze strefy komfortu. O odkrywaniu nowych rzeczy i konfrontowaniu się z tym, co było. No i o Afryce. O pysznym jedzeniu, niezwykłych ludziach i krzywdzącym wpływie apartheidu. O akceptacji i braku tolerancji, a także o miłości i strachu przed bolesnym odrzuceniem.

Uwielbiam Nate’a i Jai’a. Tak samo jak wcześniej zrobiłam to z Nickiem i Charliem, a później z Brysonem i Kaiem, tak teraz i tę dwójkę zamierzam dołączyć do grona moich ukochanych książkowych bohaterów. „Nate plus One” to kolejna historia, którą nie tyle przeczytałam, co dosłownie „pochłonęłam”. Liczę, że osoby, które zdecydują się po nią sięgnąć, też ją pochłonął. Jeśli bowiem miałabym w tym momencie polecić komuś jakąś zabawną, ciepłą i wartościową historię, wybrałabym właśnie tę.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz