poniedziałek, 19 czerwca 2023

"Materiał na męża" Alexis Hall | Wyd. Otwarte

Powiem wprost: czekałam na „Materiał na męża”, od chwili, w której dotarłam do ostatniej strony „Materiału na chłopaka”. Nie pamiętam, kiedy aż tak bardzo zależało mi na jakiejkolwiek kontynuacji. Pokochałam Luca i Olivera: ich humor, relację, a także sposób, w jaki, mimo ewidentnych różnic, byli się w stanie uzupełniać. Wiedziałam, że przeczytam najnowszą książkę autora od razu, jak tylko się pojawi. Albo nawet wcześniej, bo tak się składa, że dzięki uprzejmości wydawnictwa miałam okazję sięgnąć po nią jeszcze przed premierą.

Luc i Oliver są w szczęśliwym związku. Udawana, burzliwa relacja przerodziła się w coś, czego obecnie nie da się określić inaczej, jak tylko szczerą miłością. Problem w tym, że z reguły ta rządzi się swoimi prawami. W końcu, wedle powszechnie uznawanej tradycji, któraś ze stron powinna wyjść z inicjatywą i się oświadczyć.

Mijają dwa lata odkąd Luc i Oliver zaczęli się spotykać. W tym czasie większość ich znajomych zdążyła wziąć ślub lub dała się wciągnąć w wir jego planowania. Luc, który nie zamierza zostać w tyle, ani utracić ukochanego chłopaka, zaczyna odczuwać presję społeczną. Ma wrażenie, że sam też powinien poprosić Olivera o rękę.

W końcu nie ma lepszego materiału na męża”.

Czytając „Materiał na męża” w mojej głowie kłębiły się dwie myśli. Pierwsza: „że chciałabym napisać dla tej książki swoją zakurzoną polecajkę i jak bardzo zazdroszczę osobom, które miały ku temu okazję” i druga: „czy polecajka, w której nie pojawiłoby się nic, prócz: „kocham, kocham, kocham” w ogóle miałaby rację bytu”?

Nawet nie wiem, co napisać. Uwielbiam tę książkę. Przemawia do mnie jej brytyjski humor, przemawiają do mnie inteligentne porównania, przemawiają do mnie bohaterowie i ich urocza, ale burzliwa relacja… Wszystko do mnie przemawia i właśnie dlatego myślę, że już na wstępie powinniśmy ustalić jedną rzecz. Ta recenzja będzie bardzo nieobiektywna. Możliwe także, że będzie się składała wyłącznie z rozemocjonowanych przymiotników takich jak: cudowna, ciepła, wartościowa czy romantyczna. Mam ich w zanadrzu dużo więcej, ale gdybym miała ich użyć, zainteresowanie tą recenzją spadłoby do zera, a jak mało kiedy zależy mi na tym, aby przekonać was do sięgnięcia po tę książkę. Naprawdę liczę, że skoro czytacie opinie na temat drugiego tomu, to robicie to wyłącznie dlatego, że zauroczył was pierwszy. Jeśli mam rację… nie czytajcie dalej tej konkretnej recenzji. Ani żadnej innej! Po prostu biegnijcie do księgarni lub biblioteki i sięgnijcie po „Materiał na męża”. Dajcie się zaskoczyć. Wróćcie do świata bohaterów, nie wiedząc kompletnie nic. Gwarantuję, że będziecie się cudownie bawić.

Jeśli jednak jesteście tu, bo macie wątpliwości… no cóż, mam nadzieję, że uda mi się was przekonać do tego, aby je porzucić. Mogę wam obiecać, że „Materiał na męża” niejednokrotnie was zaskoczy. Będziecie mieli okazję ku temu, aby poznać jeszcze lepiej zarówno chaotycznego Luca, jak i pragmatycznego Olivera. Sprawdzić, jak mają się najlepsi przyjaciele tego pierwszego, a także dowiedzieć się, jak rozwinęła się relacja tego drugiego z rodzicami. Uczestniczyć w pewnym szalonym wyjeździe, a także zabawić się na bardzo oryginalnym i barwnym weselu. Nie, wróć, nie jednym weselu. Wielu. Bo tak się składa, że nasi bohaterowie będą mieli pełne ręce roboty, jeśli chodzi o imprezy. Zupełnie jakby świat sprzysiągł się przeciwko nim i robił wszystko, aby tylko uświadomić ich, że sami też powinni wziąć ślub. W końcu ileż można?

A no można i to długo. I akurat w tym wypadku naprawdę cieszę się z tego, że autor postanowił nie iść utartą ścieżką i zmusić zarówno swoich bohaterów, jak i samego czytelnika do głębszej refleksji na temat tego, czy ślub jest koniecznym następstwem udanego związku. Czy miłość potrzebuje legalnego potwierdzenia? Czy dwoje ludzi musi stanąć na ślubnym kobiercu, aby otoczenie brało ich relację w stu procentach na poważnie?

Uważam, że Alexis Hall wybrnął naprawdę świetnie, znalazł cudowne rozwiązanie „problemu”, jakim jest wspomniane wywieranie społecznej presji na osobach w związkach. Mało tego, w „Materiale na męża” poruszył jeszcze wiele innych, równie istotnych tematów. Stąd też w książce znajdą się motywy takie jak: zaburzenia odżywiania, niezgoda w rodzinie, trudna relacja z bliską osobą, bolesna strata, umniejszanie sobie i swoim osiągnięciom, czy paniczny strach przed odrzuceniem. I to wszystko jest tym bardziej niesamowite (mam tu na myśli sposób, w jaki jest to podane), że dzięki humorowi bohaterów,nie jest ani trochę przygnębiająca. Choć od czasu do czasu czuć cięższą atmosferę, czytelnik nie odnosi wrażenia, że powieść ma go przytłoczyć swoją tematyką. Wręcz przeciwnie, ma bawić i sprawiać, że ten poczuje się otulony, niczym ciepłym kocykiem. I tak właśnie jest.

Tutaj standardowo powinien pojawić się akapit, w którym piszę wam coś więcej o głównych bohaterach. O uroczo bałaganiarskim, pogodnym, a zarazem wiecznie zmartwionym Lucu, a także o przekochanym, troskliwym i zabójczo przystojnym Oliverze. Problem w tym, że mogłabym się aż za bardzo rozgadać, a tego wolałabym uniknąć. Powiem więc krótko: są równie cudowni, jak w pierwszej części. Może nieco mniej zagubieni i skorzy do mówienia o swoich uczuciach, ale wciąż czarujący, inteligentni i niezwykle charakterni. Zwłaszcza Luc, który na dosłownie każdym kroku rzuca jakimiś trafnymi porównaniami czy metaforami. Do mnie jego humor bardzo przemawia. Być może właśnie dlatego tak dobrze bawiłam się zarówno podczas lektury pierwszej, jak i tej drugiej części.

Podsumowując: UWIELBIAM „Materiał na męża”. Mam szczerą nadzieję, że jak najszybciej ukaże się trzeci tom tej serii i będę mogła wrócić do świata moich ukochanych bohaterów. Luc i Oliver są dla mnie bardzo ważni. Nie wiem, jak inni czytelnicy, ale osobiście pragnę jak najdłużej śledzić ich losy. Trzymam przy tym kciuki, aby w końcu byli sobie w stanie wszystko poukładać. Oni, a także ich bliscy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz