niedziela, 12 lipca 2020

"Daisy Jones&The Six" Taylor Jenkins Reid | Wyd. Czwarta Strona

 
Jeśli mam być szczera, tę recenzję mogłabym skondensować do jednego słowa, a właściwie prośby: CZYTAJCIE. Czytajcie Daisy Jones&The Six, bo ta książka jest warta tego, aby sięgnęło po nią jak najwięcej osób. Dlaczego? Jest wiele powodów, które postaram się wam przybliżyć w tej recenzji.

Daisy Jones wraz z grupą The Six wspięli się na sam szczyt kariery… by w pewnej chwili nieoczekiwanie zniknąć ze sceny. Nikt nie wiedział, jak doszło do rozpadu kultowego zespołu. Nic nie wskazywało, aby członkowie The Six, czy sama Daisy Jones, mieli dość świata, który przyjął ich z otwartymi ramionami. Jak to się stało, że ludzie, którzy zdobyli sławę, ni z tego, ni z owego postanowili zniknąć??

Daisy Jones&The Six to nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością Taylor Jenkins Reid. Czytałam wcześniej „Siedmiu mężów Evelyn Hugo” tej samej autorki i już wtedy byłam pod wrażeniem, w jaki sposób radzi sobie ona z kreowaniem oryginalnych, do bólu charakterystycznych bohaterów. Każdy z nich miał swoje wady i zalety, w każdego z nich byłam w stanie uwierzyć. W przypadku „Daisy...” autorka bezbłędnie oddała klimat lat siedemdziesiątych, w których działa się akcja książki.

Język, którym posługuje się Taylor Jenkins Reid, nie jest wybitny, ani obfitujący w bogate opisy, mimo to, nie da się nie czerpać przyjemności z czytania i poznawania kolejnych fragmentów historii. „Daisy Jones&The Six” jest pisane w formie wywiadów, co, nie ukrywam, bardzo przypadło mi do gustu. Dialogi pasują, a charaktery poszczególnych postaci, mimo iż odkrywamy je za pośrednictwem ich własnych wypowiedzi, naprawdę wybrzmiewają na łamach tej opowieści. Zasługuje to na pochwałę tym bardziej, że „Daisy Jones&The Six” przedstawia nam historię z punktu widzenia nie jednego, nie dwóch, nie trzech, ale aż siedmiu bohaterów głównych i powiązanych z nimi osób. Stopniowo zostaje nam przedstawione, w jaki sposób powstał znany wszystkim zespół muzyczny. Czytelnicy śledzą wzloty i upadki bohaterów, z całego serca żałując, że ich zespół nie istniał naprawdę. Dowiadują się także, co było przyczyną jego gwałtownego rozpadu.

O czym właściwie jest ta książka? O ambicji i skomplikowanych ludzkich relacjach. O dążeniu do sławy i o tym, że rzadko kiedy sukces idzie w parze z prawdziwym szczęściem. O tym, jak wiele dzieje się nie na scenie, ale w ciemności, za kurtyną, gdzie nie sięga wzrok żadnego, nawet najbardziej oddanego fana. Bo świat Daisy Jones i reszty członków grupy The Six, wbrew pozorom, nie należał do łatwych. Mimo iż zaczęli zarabiać duże pieniądze, a ich życie szybko zaczęło kręcić się wokół kobiet, używek i innych gwiazd, nękało ich równocześnie wiele problemów. Problemów związanych z uzależnieniami, zdradami, a także manią wielkości. Pewnością siebie, która sprawiła, że w pewnym momencie The Six nie dało się już nazywać zgraną drużyną. Nie potrafili ze sobą otwarcie rozmawiać ani przyznać, że coś im nie pasuje. Zmieniali w tajemnicy swoje teksty, działali sobie na nerwy, nie wspierali się. Z czasem przestali działać jak zespół, bo tak samo, jak każdy miał swoje zdanie, tak nikt nie zamierzał przystawać na kompromisy. Nawet jeśli genialna muzyka Daisy Jones&The Six wciąż wywoływała w ludziach wiele emocji, oni sami nie dawali już rady z narastającym wśród nich napięciem. Przerosła ich nie tyle presja otoczenia, ile własna ignorancja. Nieumiejętność nawiązania prawdziwej, szczerej rozmowy.

Nie płakałam jak wielu czytelników przede mną, mimo to „Daisy Jones&The Six” wywołało we mnie wiele emocji. Od zrozumienia, po współczucie. Od sympatii do nienawiści. Potrafiłam wejść w skórę bohaterów; zgodzić się z nimi w niektórych kwestiach, aby w innych zaraz wdać się z nimi w polemikę. Gdybym w trakcie czytania korzystała ze znaczników, z pewnością brzegi tej książki wyglądałyby równie kolorowo, co jej genialna, barwna okładka. Znalazłam w tej historii wiele słów, które chciałabym zachować w pamięci. Nie tylko w genialnych piosenkach, których pojawia się naprawdę dużo, ale także w samych wypowiedziach bohaterów. Aż trudno uwierzyć, że Taylor Jenkins Reid stworzyła od zera tak genialny zespół. Grupę poniekąd skonfliktowaną i w której zdarzało się wiele zgrzytów, ale zarazem grupę boleśnie prawdziwą, do bólu ludzką.

Cieszę się, że dane mi było zapoznać się z tą książką jeszcze przed oficjalną premierą. W Daisy Jones&The Six naprawdę da się uwierzyć. Osobiście najbardziej polubiłam Billa, bo choć do tytułowej Daisy również zapałałam swego rodzaju sympatią, swoją wyjątkową pewnością siebie do złudzenia przypominała mi Evelyn Hugo. Bill był według mnie najbardziej złożoną, charakterną postacią. Mimo iż niejednokrotnie nie zgadzałam się z jego zachowaniem i sposobem, w jaki traktował bliskich, przekonał mnie do siebie tym, że przynajmniej starał się zmienić. Z czasem zaczął dostrzegać, że nie wszystko układa się po jego myśli.

Podsumowując: Czym charakteryzuje się „Daisy Jones&The Six”? Przede wszystkim ciekawym, unikatowym klimatem i genialnymi bohaterami. Warto także jednak zwrócić uwagę na ich wypowiedzi, bo autorka, prócz humoru, zawarła w nich również wiele prawd, z którymi z pewnością zgodzi się niejeden czytelnik. Historia Daisy i grupy, z którą nawiązała współpracę to nie urocza, motywująca opowieść o tym, w jaki sposób wytrwałość i talent pozwalają wspiąć się na szczyt. Wręcz przeciwnie. To opowieść ku przestrodze. Nawet jeśli w jednej chwili wszystko wydaje się w porządku, w kolejnej nasz świat może się bez ostrzeżenia zacząć sypać niczym domek z kart. W muzycznym świecie nic nie trwa wiecznie. Chcąc osiągnąć sukces, trzeba ponieść ofiarę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz