Dzisiaj
przychodzę do was z recenzją drugiego tomu serii „Demony z Los
Angeles”, a więc „Nowym układem”. Kinga Litkowiec wyszła
swoim czytelnikom naprzeciw, serwując im kolejną porcję
namiętności i niebezpieczeństwa. Czy w tym „układzie”
znalazło się jednak miejsce na sensowną fabułę i rozwój
bohaterów? Przekonajmy się.
„Jess
wydaje się, że jej życie wraca na właściwe tory. Liam O’Dire
wyznaje, że chciałby spróbować podzielić się z nią jego
dotychczas lodowatym sercem. Czy Jednak młodej dziewczynie uda się
odnaleźć w świecie, który dotychczas tak ją przerażał? W końcu
Liam nie ukrywa, że nie zrezygnuje dla niej ze swojej ciemnej
strony.
Zacznę
może od początku. Wydaje mi się, że skłamałabym, pisząc, że
źle bawiłam się przy tej pozycji. Wręcz przeciwnie, bawiłam się
świetnie. Problem jedynie w tym, że „zabawę” rozumiem w tym
wypadku nie jako czerpanie przyjemności z dobrze poprowadzonej
fabuły, interesujących dialogów, czy z poznawania charakternych
postaci, ale jako znajdowanie owej przyjemności przy okazji szukania
nieścisłości fabularnych, pozbawionych sensu wypowiedzi, czy braku
logiczności w zachowaniu poszczególnych postaci. Muszę oddać
autorce, że niestety, pod tym względem, książkę czyta się
naprawdę ciekawie. Jakkolwiek z reguły staram się, jak mogę, aby
nie zwracać uwagi na niektóre mankamenty w stylu pisarza, czy
zachowaniu konkretnych postaci, tak w przypadku „Nowego układu”,
im dalej w las, tym pojawiało się tego więcej. Przez pierwsze sto
stron wydawało mi się, że drugi tom cyklu wypadnie lepiej niż
jego poprzednik, ale się myliłam. Z czasem fabuła zbacza z toru,
bohaterowie zaczynają zachowywać się coraz irracjonalniej, a ich
wewnętrzne monologi stają się boleśnie monotematyczne. Czytelnik
wciąż czyta o tym samym.
Co
do bohaterów… Nie przepadam za nikim, prócz Liamem, który w tej
części, choć stracił sporo na wyrazie przez swoje nagłe uczucie
do Jess, wciąż stara się trzymać na zadowalającym poziomie
charakterologicznym. Mimo iż z czasem zaczyna pokazywać drugą
twarz, ani na chwilę nie zapomina o swoim pierwszym, mroczniejszym
obliczu. Z jednej strony odkrywa, że potrafi czuć, z drugiej nie
waha się zabijać. Podtrzymuję, że pod tym względem Liam różni
się od innych tego typu bohaterów i jest to różnica z pewnością
pozytywna. Mężczyzna nie zmienia się z minuty na minutę. Śmiem
nawet wysnuć twierdzenie, że gdyby spora część jego rozdziałów
została okrojona z miałkich, niekiedy wręcz sprzecznych przemyśleń
odnośnie do Jessici, pozostałby on bohaterem nad wyraz
interesującym, bo mrocznym i tajemniczym. Fakt, że czytelnik ma
wgląd w owe przemyślenia, pozbawia go niestety aury, którą wokół
siebie roztacza.
Jeśli
chodzi o Jessicę, jej niestety nie lubię. Jej rozdziały,
jakkolwiek zabawne (patrz: początek recenzji), tak niemiłosiernie
mnie męczyły. W wielu wypowiedziach dziewczyna sama sobie
przeczyła, podobnie zresztą jak w jakichś osiemdziesięciu
procentach wewnętrznych monologów. Narracja pierwszoosobowa
sprawia, że tych mamy w książce mnóstwo, a co za tym idzie, wciąż
mamy do czynienia z pokrętną logiką, jaka przyświeca
protagonistce. Jess z jednej strony wydaje się przerażona tym, w
jakich kręgach obraca się Liam, z drugiej zaś często daje
przykład tego, jak nie zachowywałby się ktoś w jej sytuacji. Aby
nie być gołosłowną, podam wam przykład (spoiler): gdy Jessica
prosi Liama, aby nauczono ją posługiwać się bronią i robi to
jeden z jego ludzi, dziewczyna jest obrażona, że ktoś raczył
traktować jej prośbę tak poważnie. Uznaje przy tym swojego
„nauczyciela” za psychopatę, choć wcześniej sama nie miała
problemu z byciem świadkiem grupowego morderstwa, a nawet sama
zachęcała Liama do torturowania dwójki ludzi tylko przez wzgląd
na dwuminutową rozmowę z obcym mężczyzną z klubu. Choć miało
to pokazać, że z czasem Jessica zaczęła odnajdować się w
świecie Liama, nie współgrało z wieloma jej wcześniejszymi i
późniejszymi reakcjami. Powodowało to u mnie duży dysonans, jeśli
chodziło o tę bohaterkę.
Książka,
jako erotyk, sprawuje się naprawdę nieźle. Tak samo, jak w
przypadku pierwszego tomu, jestem zdania, że osoby, którym zależy
głównie na tym aspekcie, będą naprawdę zadowolone. Nie da się
ukryć, że od książki aż bije namiętność, a scen miłosnych
pojawia się tyle, że zadowolą nawet najbardziej wymagającego
czytelnika tego gatunku. Pod tym względem nie mam Kindze Litkowiec,
ani jej książce nic do zarzucenia. Jedyny problem to to, że
uczucia bohaterów są dla mnie nieco… niezrozumiałe. Jakkolwiek
jeszcze zainteresowanie Liama Jessicą mogę pojąć, zważywszy że
bohaterowi podoba się jej postępowanie, tak „miłość” samej
Jess jest pozbawiona logiki. Dziewczyna nie zgadza się z praktykami
Liama, a mimo to wciąż utrzymuje, że go kocha. Wydaje mi się, że
bohaterki autorów erotyków zbyt często mylą prawdziwe, dojrzałe
i romantyczne uczucie z fascynacją spowodowaną pociągiem
seksualnym. Myślę, że między innymi głównie dlatego tak trudno
jest mi trafić na książkę erotyczną, która by mnie do siebie
przekonała. Choćby nawet na każdej stronie pojawiała się
namiętność, zwyczajnie nie potrafię uwierzyć w relację łączącą
bohaterów. Co bowiem z tego, że książka obfituje w sceny łóżkowe,
a protagoniści nie mogą się wręcz od siebie oderwać, skoro ich
rozmowy ograniczają się wyłącznie do flirtu lub kłótni? Owszem,
takie związki także się zdarzają, ale jak długo można je
ciągnąć? Miłość to przecież nie tylko seks i rozmowy o
mrocznej przeszłości. To również ciągłe budowanie zaufania i
brak towarzyszącego przy drugiej osobie skrępowania. I właśnie
tego wciąż nieco brakuje mi w tym cyklu książek. Autentycznego
uczucia, które nie byłoby dyktowane wyłącznie pożądaniem i
niezdrową fascynacją zapędami drugiej strony. Emocji zbudowanych
na spokojniejszych, niezwiązanych wyłącznie z burzliwym życiem
Liama momentach.
Fabuła
jest nawet w porządku. Nie wywołała we mnie osobiście może
jakichś szczególnie żywych reakcji, ale wyczuwałam dążenie
autorki ku temu, aby w książce pojawiały się akcja i ciekawsze
momenty. W tym miejscu moim jedynym „ale” mogłaby być ilość
pompatycznych, nieco zbyt filozoficznych wynurzeń bohaterów, którzy
wykładali mi, jako czytelnikowi, aż nazbyt wiele ubranych w na
pozór poetyckie słowa oczywistości. Chociażby ciągłe wzmianki o
niezmiennym charakterze Liama czy o tym, że był diabłem w ludzkiej
skórze, a mimo to, Jess się w nim zakochała. Zawsze w takim
wypadku mam wrażenie, że autor próbuje usprawiedliwić
postępowanie bohaterów. Doskonale obrazowałoby to zdanie w stylu:
„Owszem, Liam jest zły, ale z jakiegoś powodu go kocham”, które
na swój sposób ma przypomnieć odbiorcy, że wybranek bohaterki
wciąż jest negatywną postacią, ale ta jest w swojej miłości
usprawiedliwiona.
Podsumowując:
Mnie ta książka się niestety nie podobała. Podejrzewam, że
raczej nie sięgnę po trzecią część, a jeśli już, zrobię to
tylko po to, aby zobaczyć, czy styl autorki ewoluował. Ze swojej
strony mogę polecić tę pozycję tylko osobom, które szukają
tego, z czego erotyki są najbardziej znane, a więc scen miłosnych.
Inni mogą się niestety na tej książce bardzo zawieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz