Choć święta już za nami, wciąż mamy grudzień, a co za tym idzie, wciąż możemy bez oporów sięgać po świąteczne książki. W moim przypadku padło tym razem na „Zostań moim aniołem” autorstwa Gabrieli Gargaś, pisarki, z której piórem miałam już przyjemność obcować i nie było to spotkanie bynajmniej nieprzyjemne. Czy jednak i tym razem autorce udało się mnie do niego przekonać?
„Marietta
zapomniała już, jak wiele znaczą drobne gesty. Znużona rutyną,
która niepostrzeżenie wkradła się w jej związek, coraz chętniej
ucieka do świata swoich małych dzieł sztuki. Pewnego dnia próg
jej maleńkiego sklepu z rękodziełem przekracza Anioł. Chłopięcy
urok i zawadiacki błysk w jego oku sprawiają, że Marietta zaczyna
wątpić w swoje dotychczasowe wybory.
Berenika całe serce oddała pracy. Każdy pacjent spotykany na oddziale intensywnej terapii to nowa historia, która na dobre zapisuje się w jej pamięci. I choć nic nie daje jej takiej radości jak ratowanie ludzkiego życia, czasami trudno w pojedynkę stawiać czoła całemu światu. Niespodziewane spotkanie z intrygującym sąsiadem przypomina jej, że istnieje życie poza szpitalem”.
Czego nie mogę odmówić Gabrieli Gargaś to tego, że jej historie potrafią poruszyć. Nie ukrywam, że podczas czytania „Zostań moim aniołem”, niejednokrotnie w moich oczach pojawiały się łzy. Zaznaczyłam aż pięć fragmentów, do których chciałabym kiedyś wrócić, a warto podkreślić, że robię to wyjątkowo rzadko. Zwykle unikam wracania do książek, które już czytałam, ale autorce udało się poruszyć jakąś strunę, która sprawia, że wciąż ciągnie mnie do niektórych słów z tej opowieści. Słów, które są tak adekwatne, ponadczasowe i życiowe, że stratą byłoby ich gdzieś sobie nie zapisać albo chociaż, jak w moim przypadku, oznaczyć. „Zostań moim aniołem” to bowiem opowieść o aniołach właśnie. O tym, że nad każdym człowiekiem może ktoś czuwać, byle tylko ten ktoś na to pozwolił, uwierzył. O tym, że czasami można się podnieść po najboleśniejszym upadku, ale trzeba wiedzieć, od kogo przyjąć pomocną dłoń. I to jest wyjątkowo ważne przesłanie tej książki. Czasami każdy chciałby sam poradzić sobie ze wszystkimi, choćby najbardziej ciążącymi mu problemami, ale nie zawsze ma siłę, aby to zrobić; znów unieść głowę i spojrzeć na przytłaczający go zewsząd świat. Niekiedy warto poprosić o pomoc, przyjąć ją, kiedy nadejdzie z najmniej oczekiwanej strony. Spojrzeć na szary świat i znów spróbować dostrzec kolory. Choćby nawet było to wyjątkowo trudne – znów zacząć żyć, pozwalając się prowadzić swoim aniołom. Bo żadna rysa, czy żaden upadek nie sprawią, że człowiek straci na swojej prawdziwej wartości.
„Zostań moim aniołem” to książka, która ma w sobie namiastkę świątecznej atmosfery, ale skupia się przede wszystkim na ludziach. Na emocjach, które ci odczuwają. Język autorki jest przystępny, dzięki czemu książkę, mimo poruszanych przez nią trudnych wątków, naprawdę przyjemnie i szybko się czyta. Ciężko mi przy tym używać słowa „przyjemnie”, bo autorka, oprócz opisywaniu świątecznej atmosferze, skupia się też na dość poważnych tematach takich jak: śmierć, radzenie sobie ze stratą bliskich, problemy w związku, rodzinne urazy, czy zakorzeniony w tak wielu ludziach strach przed samotnością. To zdecydowanie bardzo życiowa, prawdziwa powieść, która może nie sprawi, że czytelnik poczuje się w nastroju do śpiewania kolęd, pieczenia świątecznych potraw, czy tęsknego wypatrywania śniegu, ale z pewnością sprawi, że ten zwolni. Zatrzyma się i zastanowi nad tym, co jest tak naprawdę ważne.
Jeśli chodzi o wady „Zostań moim aniołem” mam tylko jeden, ale dość fundamentalny (i to dosłownie) problem z tą książką. Mianowicie: tak jak historia ma wiele pięknych przesłań, tak autorka zdecydowanie zbyt chaotycznie podeszła do opowiadania poszczególnych wątków. Osobiście niejednokrotnie przyłapałam się na tym, że nie byłam pewna, o którym bohaterze akurat czytam i jakie relacje wiążą go z pozostałymi postaciami z książki. Sam opis sugeruje, że czytelnik będzie miał do czynienia z siostrami: Mariettą i Bereniką, w trakcie lektury szybko okazuje się jednak, że postaci, z którymi będzie miał styczność jest znacznie, znacznie więcej. Każda z nich ma coś do powiedzenia, bo każdy wątek okazuje się na swój sposób istotny. Jest to dość częsty zabieg w tego typu książkach, jeszcze częściej prowadzi jednak do tego, że autorzy skaczą po perspektywach, a zagubieni, nic niemogący na to poradzić odbiorcy, są zmuszeni się do tego dostosować. Niestety, tak jest i w tym przypadku. Gabriela Gargaś nieco pogubiła się w płynności swojej historii, bo tak, jak z pewnością znajdą się tacy, którzy dotrzymają jej kroku, tak ja szybko zaczęłam się w tych perspektywach zwyczajnie gubić.
Autorka wprowadza coraz to nowych bohaterów, pozostawiając tych poprzednich samym sobie. Nie twierdzę bynajmniej, że ci są źli, bo są wykreowani naprawdę ciekawie. Polubiłam ich włącznie z ich wadami i zaletami. Zwłaszcza Berenikę, która starała się za wszelką cenę, aby się nie poddać i dawać ludziom nadzieję. Aby wysłuchać tych, którzy potrzebowali kogoś, kto nadstawi dla nich uszu i aby pomóc powstać tym, którzy nie mając więcej sił, upadali. Bardzo spodobały mi się jej podejście i empatia, to, w jaki sposób traktowała otaczających ją ludzi. Nie było w niej wyrzutów, czy poczucia, że dając z siebie tak wiele, otrzymywała mniej. Biła od niej tak szczera chęć pomocy, że nie obraziłabym się, gdyby to właśnie ona została jedyną główną bohaterką tej historii.
Podsumowując: „Zostań moim aniołem” to bardzo nastrojowa, dobrze poprowadzona książka, która z pewnością da do myślenia niejednej osobie. Każdy bohater ma w niej coś do powiedzenia, każdy stara się czegoś nauczyć czytelnika, pokazać mu, że czasami warto się po prostu zatrzymać i zastanowić nad życiem. Sama też pozwoliłam sobie przy niej zwolnić i pomyśleć, co w wielu momentach nieomal doprowadziło mnie do łez. Bo „Zostań moim aniołem” jest właśnie jedną z takich książek, przy której nie łatwo pozostać obojętnym. I choć nie uważam, że trafi do grona najlepszych lektur, po jakie miałam przyjemność sięgnąć w tym roku, niechybnie kwalifikuje się na półkę tych, które otworzyły mi oczy na kilka wyjątkowo istotnych spraw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz