środa, 30 czerwca 2021

"I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta" Daniel Tudor | Wyd. Mova

Uważam kraje Azjatyckie za niezwykle interesujące, nie ukrywam jednak, że do tej pory moje „zainteresowanie” tematem wiązało się raczej z kulturą i tradycją japońską. Korea kojarzyła mi się głównie z dyktaturą, koreańskimi serialami (tzn. k-dramami) i osławionym w wielu kręgach k-popem. Tak jak k-dramy zdarza mi się oglądać, a k-popu od czasu do czasu posłuchać, tak samemu stylowi życia w Korei (temu prawdziwemu, a nie przedstawianemu w serialach) niespecjalnie miałam okazję się przyjrzeć. Tym bardziej cieszę się, że zapoznałam się z „przewodnikiem” Daniela Tudora. „Przewodnikiem”, na który składa się mnóstwo ciekawostek o Korei, koreańskich trendach, zwyczajach, relacjach interpersonalnych, jedzeniu, pracy, symbolach, czy świecie show-biznesu. Krótko mówiąc, o wszystkim, co może przyjść do głowy komuś, kto wcześniej z Koreą miał niewiele wspólnego. Z Koreą, która po przeczytaniu tego przewodnika, wyda mu się iście fascynującym miejscem.

Daniel Tudor [...] przytacza rozmaite ciekawostki, zwraca uwagę na wyznaczniki koreańskiej kultury – od buddyzmu po sztukę tradycyjną i taekwondo. Opowiada o specyfice relacji interpersonalnych, charakterystycznych symbolach i zwyczajach, a także oczywiście o gwiazdach popkultury. Jako dodatkową atrakcję oferuje miniprzewodnik po swoich ulubionych atrakcjach w Seulu.”

Chociaż „przewodnik” „I Korea” powstał w 2014 roku, niewiele zmieniło się, jeśli chodzi o jego odbiór. Choć minęło dobrych parę lat i z pewnością kilka informacji (np.: obecny prezydent) uległoby aktualizacji, upływający czas nie wpłynął w zbyt dużym stopniu na koreańskie tradycje, jedzenie, szkoły, czy postrzeganie kultury (a warto podkreślić, że w Korei trendy zmieniają się niezwykle szybko). Sama, po lekturze, mogę poświadczyć, że przewodnik nie uległ przedawnieniu i czyta się go z ogromną przyjemnością. Niejednokrotnie przyłapałam się na tym, że nie potrafiłam oderwać się od tekstu. Choć początkowo planowałam czytać jedynie o tym, co faktycznie mnie zainteresuje, ostatecznie wyszło na to, że interesowało mnie dosłownie wszystko. Wystarczyło kilka stron, abym zechciała odkryć każdy „sekret” Korei. Dowiedzieć się o wszystkim, o czym autor postanowił mi opowiedzieć.

Autor ma bardzo przyjemny, lekki styl, który sprawia, że przewodnik czyta się bardzo szybko. W „I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta” znajdziemy kilka wywiadów. To ciekawy bonus, ale w sumie nie dziwi, zważywszy że autor jest dziennikarzem. W przewodniku pojawiają się mini słowniczki z tłumaczeniem niektórym najpopularniejszych słówek, czy powiedzonek. Pojawia się też nieco subiektywnych komentarzy, z racji tego, że autor raczej nie ukrywa swojego stosunku do pewnych spraw. Nie dziwi więc fakt, że dajmy na to: rozdział o k-popie, za którym Daniel Tudor nie przepada, kończy się dość szybko, ale już rozdział poświęcony koreańskim filmom, zawiera wiele propozycji, co warto według niego obejrzeć. Jeśli o to chodzi, mam nieco mieszane uczucia. Z pewnością przewodnik na tym zyskuje, bo czytelnik ma wrażenie, jakby czytając, słuchał opowieści znajomego. Z drugiej jednak strony trzeba wciąż pod uwagę, że w przewodniku raczej niepożądane jest to, aby odbiorca spotykał się z negatywnym nastawieniem autora do danego tematu. Daję więc znać, że tutaj subiektywizm jest dość wyczuwalny (zwłaszcza jeśli chodzi o rozdziały poświęcone popkulturze).

Jeśli chodzi o „I ♡ Korea”, nie ukrywam, że mam jedną uwagę. Wiążę się ona z tym, że nie mam pewności, czy ta książka nada się dla osób, które chciałyby się dowiedzieć o Korei naprawdę istotnych informacji. Mam tu na myśli osoby, które „siedzą” w jej kulturze i mają już za sobą kilka tego typu przewodników. Według mnie jest to raczej pozycja dla osób, które wiedzą „niewiele”, które chcą dowiedzieć się czegoś, co faktycznie będzie dla nich ciekawostką, a nie czymś, o czym wiedziały od bardzo dawna. Daniel Tudor skupia się przede wszystkim na koreańskich trendach, na tym, co w pewnych kręgach jest postrzegane dobrze, a co źle. Rozdziały nie są długie, niektóre mają po siedem, niektóre zaledwie po dwie strony. Jak już wspomniałam, to raczej zbiór ciekawostek, aniżeli faktyczny, rozległy przewodnik. Niemniej jednak ktoś, kto szuka właśnie tego typu lektury, będzie wprost zachwycony tą formą. To akurat kwestia wyjątkowo subiektywna, więc nie mnie oceniać. Mnie styl autora bardzo przypadł do gustu.

Podsumowując: Uważam, że na rynku jest wiele interesujących, naprawdę rzetelnych publikacji na temat Korei. Jeśli komuś zależy na poznaniu tego kraju od tej bardziej poważnej, historycznej, czy tradycyjnej strony, sugerowałabym rozejrzeć się za inną, o wiele bardziej złożoną i wgłębiającą się w temat pozycją. Jeśli jednak tak, jak ja, ktoś chciałby dowiedzieć się o Korei czegoś ciekawego, poczytać o doświadczeniach autora, czy odkryć związane z tym krajem ciekawostki, z pewnością się nie zawiedzie. Ja z przyjemnością mogę polecić wam tę pozycję. 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz