Po
przeczytaniu „Bez ciebie nie ma świąt” pierwszą rzeczą, którą
zrobiłam, było sięgnięcie po kolejną świąteczną książkę
Natalii Sońskiej. Padło na „Garść pierników, szczypta
miłości”. Nie ukrywam, odrobinkę się bałam, biorąc pod uwagę,
że jest to wznowienie książki z 2015 roku. Wiadomo, jak to jest,
gdy jednego dnia czyta się najnowszą książkę autora, a kolejnego
sięga się po którąś z jego starszych powieści. Zderzenie się
dwóch różnych stylów, potrafi być dla czytelnika sporym
zaskoczeniem. Niestety, właśnie z powodu tego zaskoczenia zdarza mu
się niekiedy zapomnieć o tym, aby oceniać starszą książkę z
lekkim przymrużeniem oka. Być może nawet sam autor zdaje sobie
bowiem sprawę z tego, że z czasem jego teksty przeszły naprawdę
dużą przemianę.
Tak było i w
tym przypadku. Gdy pisałam z panią Natalią na temat jej najnowszej
książki, wspomniałam, że zamierzam sięgnąć także i po „Garść
pierników, szczypta miłości”. Autorka stwierdziła wtedy, że
istnieje prawdopodobieństwo, że ta książka spodoba mi się nieco
mniej. W końcu to była jedna z jej bardzo wczesnych historii,
trochę czasu minęło, jej styl i wrażliwość mogły się zmienić.
No cóż,
wygląda na to, że od teraz nie ma co ufać autorom. Pani Natalia
nie miała się o co bać, bo jej powieść naprawdę mi się
spodobała!