wtorek, 4 grudnia 2018

"Geekerella" Ashley Poston | Wyd. Czwarta Strona


„Spójrz w gwiazdy. Obierz kurs. Leć.”

fragment książki „Geekerella”


„Geekerellę” uznałam za interesującą nie tylko ze względu na fakt, iż w książkowej społeczności mówiło się o niej niemal bez przerwy (i nadal się mówi), ale również przez to, że byłam ciekawa, z jakiej strony zostanie poruszony temat bycia geekiem. No… dużą rolę odegrała też błyszcząca, cudowna okładka, która jest bardzo delikatna i oszczędna w detalach, a zarazem idealnie oddaje klimat książki. Niemniej jednak, decyzja, by przeczytać tę pozycję padła dość niespodziewanie. Czy była słuszna?


Słyszałam bardzo dużo o tej książce, jednak nie miałam w planach jej na razie czytać. Choć lubię filmy o tematyce, którą porusza „Geekerella”, a historię na podstawie starego, dobrego Kopciuszka poznałam już chyba w każdej możliwej odsłonie, nie jestem ogromną fanek książek młodzieżowych. Widziałam ich już wystarczająco wiele na stronie wattpad.com, by przypuszczać, że większość z nich (ale nie wszystkie!) opiera się na schematach i prostym stylu, które mają przekonać do siebie szukających odpoczynku od poważniejszych treści czytelników. Nie uważam, że takie książki są czymś złym, przeciwnie, lubię je i wiem, że jest wiele osób, które często sięgają po tego typu lektury, uznając je za przyjemną odskocznie. Schematyczne, proste treści są wtedy jak najbardziej mile widziane, a jak wiadomo, sławetna historia „Kopciuszka” jest w tym przypadku chyba najbardziej kultowym dziełem, na którym można w dzisiejszych czasach oprzeć połowę romansów, młodzieżówek, a gdyby ktoś wpadł na jakiś kreatywny, interesujący pomysł, zapewne i książek z innych gatunków literackich. Już sama liczba filmów, które powstały na jej podstawie świadczy o tym, jak wielką popularnością cieszy się owa opowieść. Każda dziewczynka marzy w końcu o tym, by tak jak Kopciuszek trafić na bal i zatańczyć z przystojnym, bogatym księciem. Wyrwać się któregoś dnia z szarej codzienności życia i nareszcie znaleźć się na piedestale.

Elle Wittimer od dziecka była namiętną fanką serialu „Starfield”, klasycznej serii science fiction, której kolejne odcinki zawsze oglądała wraz z tatą. Gdy ten zmarł, pozostawiając córkę na łasce okrutnej macochy i jej dwóch córek, jedynym, co dziewczynie po nim pozostało była łącząca ich miłość do starego serialu. Kiedy więc nastolatka dowiaduje się o konkursie na cosplay, który będzie miał miejsce na stworzonym przez jej ojca konwencie, zamierza zrobić wszystko, by wziąć w nim udział. Czy jednak jej się to uda skoro do dyspozycji ma wyłącznie stare kostiumy rodziców i oszczędności z pracy w food trucku o wdzięcznej nazwie „Magiczna Dynia”? Czy spotka na zjeździe fanów tajemniczego „Carmindora”, z którym od dłuższego czasu wymienia SMSy, a który z każdym dniem zajmuje coraz większą część jej gwiezdnego serca?

Fabuły jako takiej nie trzeba chyba nikomu prezentować. Opierana w dużej mierze na historii Kopciuszka, treść idealnie odwzorowuje poszczególne elementy oryginalnej historii, a my, jako czytelnicy, z przyjemnością wyłapujemy odniesienia do karocy z dyni, balu, podartej sukni, zagubionego pantofelka, czy ojca księcia, któremu zależy wyłącznie na tym, by jego syn stale się rozwijał i pozostawał na językach poddanych/fanów. Pod tym względem nie mam zastrzeżeń, gdyż w trakcie lektury miałam naprawdę świetną zabawę, odkrywając na nowo historię, którą już tak dobrze znam. Uwielbiam, kiedy autorzy sięgają po coś znanego, aby nadać temu zupełnie inną, zaskakującą formę, lubię odkrywać, jaki mieli pomysł i jak postanowili zmienić bieg wydarzeń, by z jednej strony był inny, a z drugiej, pozostał ten sam. Wydaje się, że to swego rodzaju pójście na łatwiznę, jednak czasami okazuje się, że taki zabieg nastręcza o wiele więcej problemów, niż gdy można wszystko budować od zera, a rozplanowana już na wstępie historia, nie ogranicza pisarza.



Jeśli chodzi o postaci, Ashley Poston postarała się nadać im cech, które tak dobrze znamy. Macocha Elle jest charakteryzowana raczej na swoją nowszą, filmową wersję, gdyż przedstawia się nam ją jako nieco dziecinną, zagubioną kobietę, która usiłuje faworyzować własne córki, nie mogąc jednocześnie zaakceptować cudownego dziecka swojego zmarłego męża. Wolałabym po prawdzie zobaczyć dawną wersję macochy – zawistną, elegancką kobietę, która swoją elokwencją i spokojnym, mrocznym tonem potrafiła niemal w całości podporządkować sobie pasierbicę, jednak ta postać też nie wyszła źle. Podobnie jak córki macochy, a zwłaszcza jedna, którą niejednokrotnie miałam ochotę udusić. Jeśli chodzi z kolei o samą Elle, czyli naszą główną bohaterkę, muszę przyznać, że podobał mi się jej temperament. Mam jednak wrażenie, że Ashley Poston zgubiła się nieznacznie w pewnym momencie, chcąc pokazać czytelnikom charakter protagonistki w jak najlepszym świetle. Z jednej strony mamy więc poddańczą, uległą swojej nowej rodzinie dziewczynę, która choć pragnie tego z całego serca, nie potrafi się sprzeciwić, z drugiej zaś buńczuczną blogerkę, która nie boi się powiedzieć, co myśli i denerwuje się, a nawet wybucha złością, jeśli ktoś naprawdę ją zdenerwuje. Te dwie skrajne postawy się ze sobą gryzą, a choć jako aspirująca pisarka, doskonale rozumiem założenie autorki, że Elle powinna robić w książce coś więcej, niż tylko dawać sobą pomiatać przyrodnim siostrom i matce, nie jest to połączenie dość subtelne, by przeszło obok mnie niezauważone. Fakt faktem jednak, że autorka chyba też doszła do podobnego wniosku, bo jej bohaterka w niektórych momentach ujawnia swój buntowniczy charakter również względem macochy.

Jeśli chodzi o księcia, jego charakter był dla mnie ciężkim orzechem do zgryzienia. Nie wiedziałam, czy powinnam z nim sympatyzować, czy irytować się za każdym razem, gdy skrycie narzekał, jednocześnie zapewniając siebie i cały świat, że tak bardzo podobała mu się praca aktora. Nawet jeśli pod koniec książki wyjątkowo u mnie zapunktował (SPOILER: … i byłam mu niesamowicie wdzięczna za to, że tak szybko się połapał, kto był jego tajemniczym obiektem westchnień!), to początkowo nie mogłam wręcz wytrzymać fragmentów opisanych z jego perspektywy. Te składały się w dużej mierze z cierpiętniczych monologów, w których Darien przez większość czasu żalił się ze swojej niedoli, wspominał o poprzednim serialu, gdzie miał główną rolę, a także o Starfield, który był jego odskocznią od rzeczywistości. Nie twierdzę, iż była to postać zła, nawet dobra, jeśli brać pod uwagę niektóre aspekty (i finał „Geekerelli”), aczkolwiek wydaje mi się, że podobnie jak w przypadku Ellie, w związku z Darienem Ashley Poston miała zbyt ambitne plany. Autorka usiłowała zrobić z chłopaka postać wyjątkowo złożoną i głęboką, co skończyło się tym, że młody aktor bezustannie narzekał, rozpamiętywał wiele spraw i zachowywał się jak obrażone dziecko, które lubiło to, co robi, tylko wtedy, gdy wszystko szło po jego myśli. Tak jak jednak wspominałam, w miarę czytania, odbiorca zaczyna dostrzegać w serialowym księciu sporo pozytywnych cech i nawet nie zdąży się obejrzeć, a już zaczyna tęsknić za jego rozterkami.

Jeśli mam być szczera, najbardziej w „Geekerelli” podobały mi się nawiązania do serialu, który tak bardzo kochała Elle. Starfield, bo tak nazywała się ta produkcja, wydał mi się na tyle interesujący, że w niektórych momentach wolałabym, by to na jego podstawie autorka napisała książkę i zamiast na młodzieżówce, skupiła się raczej na poważnej, fantastycznej powieści, gdzie główne rolę odegrałyby postaci z serialu. Odniesienia do gwiazd, galaktyk i samego kosmosu zauroczyły mnie do reszty, a przewodni cytat: „Spójrz w gwiazdy. Obierz kurs. Leć.” chodzi za mną do tej pory.

Styl Ashley Poston jest lekki, przyjemny, a niekiedy wręcz banalnie prosty, co nie wpływa jednak zanadto na odbiór książki. „Geekerella” to historia, w której schematy są wręcz konieczne i pożądane, a wszelkie porównania do oryginalnej historii, wywołują uśmiech na twarzy czytelnika. Mimo wszystko, miałabym uwagi odnośnie nielicznych, nietypowo skonstruowanych dialogów, które brzmiały wyjątkowo nienaturalnie, a także do braku większej ilości opisów otoczenia. W tym drugim przypadku chodzi mi głównie o rozdziały Dariena, dokładniej o dni, kiedy chłopak przebywał na planie filmowym. Przez większość nagrywanych przez ekipę scen, zastanawiałam się, jak właściwie wygląda otoczenie, dekoracje, czy charakteryzacje pozostałych aktorów. Pod tym względem, czułam duży niedosyt.

„Geekerellę” naprawdę szybko się czyta. Jest to lektura przyjemna i z pewnością spodoba się osobom, które uwielbiają książki młodzieżowe, a nader wszystko takie, które nawiązują do popkultury. Choć opowieść kopciuszka, który był geekiem jest powtarzalna, chce się ją poznać, dowiedzieć się, w jakim kierunku poprowadzono fabułę, by różniła się od oryginału, a jednocześnie idealnie z nim współgrała. Jeśli o to chodzi, sądzę, że Ashley Poston wywiązała się ze swojego zadania wręcz perfekcyjnie, a smaczki, które zawarła na łamach książki, a które wyłapywałam, zachwycając się przy tym jak małe dziecko, tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że nie żałuję wyboru tej lektury. Jeśli nie przeszkadzają wam więc moje drobne uwagi, odnośnie budowy książki, czy bohaterów, nie marnujcie czasu, odpalajcie swoje kosmiczne statki i ruszajcie przez galaktyki, by na końcu jednej z nich, wśród połyskujących gwiazd, odnaleźć „Geekerellę”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz