niedziela, 25 listopada 2018

"Gildia magów" Trudi Canavan | Wyd. Galeria Książki



„Wiesz dobrze, że ukrywanie tajemnic za drzwiami wymaga pewnej praktyki. Im bardziej martwisz się o to, że coś się wyda, tym trudniej ci to ukryć. ”

fragment książki „Gildia magów”


Zawsze, gdy natykałam się na tę książkę, a raczej całą trylogię, później, gdziekolwiek bym o niej nie wspomniała, dostawałam w odpowiedzi wiadomości typu: „Genialne! Czytaj zaraz! Uwielbiam!”. Muszę przyznać, że już samo to było wystarczająco dobrym motywatorem, aby skusić mnie do sięgnięcia po „Gildię magów” i przekonanie się na własne oczy, czemu, po tak długim czasie po premierze, wokół tej pozycji wciąż wrze. Muszę przyznać, że teraz chyba już wiem dlaczego…


W Imardinie co roku przeprowadzane są czystki, a magowie zbierają się, by oczyszczać ulice z biedoty: włóczęgów, żebraków, a także uliczników. Tworzą przy tym wokół siebie tarcze, które mają ich odgrodzić od pozbawionych mocy mieszkańców biednych dzielnic. Przekonani, że nikt nie zdoła się im przeciwstawić, a już z pewnością poradzić sobie z ich zaporą, bagatelizują wściekłe tłumy, które rzucają w nich kamieniami. Nie przeczuwają, że ich tarcze nie są wcale tak potężne, jak im się wydaje. Kiedy jedna z młodych dziewczyn, Sonea, rzuca kamieniem, wkładając w to całą swoją złość i nienawiść do zdradzieckich mocy, ten, ku zaskoczeniu wszystkich, przenika przez barierę, raniąc jednego z magów.
Gildia, zaniepokojona faktem, że w mieście znajduje się nieszkolony, rosnący w siłę mag, zaczyna działać. Ma niewiele czasy, by znaleźć tajemniczą dziewczynę, ujarzmić jej moc, a tym samym uchronić miasto i ją samą przed destrukcyjnym wpływem ogromnych pokładów gromadzącej się w niej, niekontrolowanej mocy.

W książce pojawia się wyraźny kontrast między biednymi ulicami slumsów a bogatymi wnętrzami, kryjącymi się za murami Gildii, między szajkami złodziei panoszącymi się po kanałach a dostojnymi magami, kroczącymi dostojnie wśród zabytkowych korytarzy. Trudi Canavan pokazuje czytelnikowi dwa odrębne, przeczące sobie światy, które, choć tak różne, istnieją w swoim bliskim sąsiedztwie. Zwraca uwagę na problemy, jakie zaistniały w społecznościach zarówno tej magicznej, jak i tej, która odrzuca i nienawidzi magii w każdej możliwej postaci. Autorka, mimo lekkiego, przyjemnego stylu, precyzyjnie opisuje świat przedstawiony, jak również panujące w nim zasady, co pozwala lepiej identyfikować się z bohaterami i z większą uwagą obserwować ich perypetie. Język, który jest zresztą na wysokim poziomie, jest przyjemny dla oka, opisy dostatecznie szczegółowe, by zaspokoić wymagającego odbiorcę, a kolejne elementy fabuły następują po sobie wystarczająco płynnie, by ciąg przyczynowo skutkowy ładnie ze sobą współgrał.

Jeśli chodzi o bohaterów, są naprawdę dobrze nakreśleni. Widać różnicę w zachowaniu poszczególnych postaci i odmienne cele, które im przyświecają. Poznając kolejne osoby, nie ma się wrażenia, odkrywanie ciągle tego samego, jednorakiego charakteru, włożonego do różnych ciał. Sama główna bohaterka, Sonea, nie zdobyła wprawdzie mojej ogromnej sympatii, jednak z przyjemnością poznawałam kolejnych magów – oczarować zdołał mnie zwłaszcza Mistrz Rothen – jak również związane z nimi wątki.Prawdę mówiąc początkowo zakładałam, że wokół niego i Soeni będzie kręcił się wątek miłosny. Jakież było więc moje zaskoczenie, kiedy autorka sięgnęła po bardziej niekonwencjonalne rozwiązania...

W „Gildii magów” spodobał mi się przede wszystkim niekonwencjonalny pomysł na fabułę. Nie mamy w książce typowych dla tego typu lektur schematów, a wątki, które początkowo możemy uznać za banalne i oczywiste, szybko okazują się o wiele bardziej skomplikowane i złożone, co tylko wzbudza naszą ciekawość i zmusza do pochłaniania kolejnych stron, bez robienia nawet najkrótszych przerw. Na pochwałę zasługuje przede wszystkim wątek romantyczny, który jest zarysowany tak delikatnie, że nie ma go praktycznie wcale, a jednak wydaje się naturalny i uzasadniony, a także wątek samych magów, którzy mają własną hierarchię, hołdują towarzyskim konwenansom i mimo nieokreślonych intencji, ostatecznie również mają uzasadnione powody, by postępować w ten, a nie inny sposób. Ich decyzje są racjonalne i ostrożne, a zachowanie zrozumiałe.

Co do magii… jest opisana przystępnie i nie sprawia wrażenia chaotycznej. Widać, że autorka miała pomysł na fantastyczną część historii, bo zamknęła magię w ramach, które potrafię zrozumieć, a co ważniejsze zaakceptować jako prawdopodobne. Jeśli o to chodzi, nie mam zastrzeżeń i liczę, że Trudi Canavan będzie trzymać się swojego pomysłu aż do zakończenia trylogii.

Jedyna rzecz, do jakiej mogłabym się przyczepić to nieco zbyt ostrożnie zarysowany świat slumsów. Miejsce, z którego pochodziła Sonea, było z zasady pełne brutalności, przemocy i niesprawiedliwości, a brudne ulice miasta, wręcz zachęcały, by autorka pokusiła się o dodanie nieco więcej bezpośrednich opisów, czy jednej, lub dwóch dramatycznych, krwawych sytuacji. O tragediach, jakie miały miejsce w uniwersum pojawiają się głównie wzmianki, niewiele jest nam pokazane wprost, gdyż pisarka skupiła się głównie na, że tak to ujmę: zabawie w kotka i myszkę Sonei i Gildii magów. Czytając książkę, byłam nieco zaskoczona, że większa część pierwszego tomu trylogii opierała się właśnie na tym wątku. Początkowo uznałam, że zapewne cała „pogoń” za bohaterką zakończy się już po mniej więcej stu stronach lektury. To jest mój jedynym problem, jeśli chodzi o książkę. Niektóre fragmenty są dość rozwleczone jak na tego typu fabułę. Niemniej jednak idzie to pisarce wybaczyć, biorąc pod uwagę, że „Gildia magów” ma jeszcze dwa tomy „Nowicjuszkę” i „Wielkiego mistrza”. Zazwyczaj, jeśli autor ma w planach trylogię lub po prostu większą serię, może sobie pozwolić na skupienie się na szczegółach i wolniejszym prowadzeniu akcji. Nie wiem tylko, czy akurat to spostrzeżenie będzie w tym wypadku trafne, gdyż Trudi Canavan pędzi z wydarzeniami, a same poszukiwania Sonei przez Gildię są opisane tak, jak zapewne przebiegałyby w istocie, gdyby podobne wydarzenia miały miejsce w naszym świecie. Niemniej jednak, przeciąganie tego elementu historii było nieco niepotrzebne, ponieważ większość odbiorców i tak prędzej, czy później (z czego większość raczej prędzej) domyśliłaby się, że protagonistka musi w końcu znaleźć się w Gildii (tytuł kolejnej części sam w sobie jest w tym przypadku gigantycznym spoilerem), jeśli ktoś zamierza w najbliższym czasie przeczytać książkę, radzę od razu zaopatrzyć się w kontynuacje, gdyż pierwszy tom jest raczej wstępem do historii głównej bohaterki, niż książką, z której wszystkiego się dowie.

Książka „Gildia magów” to z całą pewnością pozycja, która zachwyci wielu czytelników. Będą z pewnością tacy, którzy uznają ją za przesadnie rozwleczoną i pozbawioną ekscytującej akcji, jednak osobiście znalazłam się raczej w gronie tych pierwszych czytelników. „Gildia” wyjątkowo przypadła mi do gustu, a choć domyślam się niektórych potencjalnych rozwiązań, które wykorzysta Trudi Canavan, z przyjemnością sięgnę po dwa kolejne tomy, które już cierpliwie czekają na półce na swoją kolej. 
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz