sobota, 8 grudnia 2018

"Zła miłość" Samanta Louis | Wyd. e-bookowo.pl | Recenzja przedpremierowa

Długo na to czekałam. Każda komórka we mnie krzyczała, by mnie dotknął. Drżałam w oczekiwaniu, a w duchu modliłam się, by wreszcie to zrobił, by mnie w końcu pocałował.

fragment książki „Zła miłość”


Patronaty mają to do siebie, że z jeszcze większą niecierpliwością czeka się, by przeczytać daną książkę. „Zła miłość”, którą miałam przyjemność przyjąć pod swoje zakurzone skrzydła, przeszła długą drogę, nim dostałam szansę się z nią bliżej zapoznać. Czy więc po pokonaniu tak ciężkiej, wyboistej ścieżki, wciąż pozostało w niej to, co najlepszego mogą zaoferować nam książki new adult? Czy autorka spełniła moje oczekiwania? No cóż… tak.

Do tej pory Cassie przechodziła w życiu trudny okres. Jej ojciec zdecydował się odejść od matki i założyć nową rodzinę, a ukochany chłopak, Dean, któremu pragnęła oddać serce, nagle, z niewiadomych przyczyn ją odrzucił. Dziewczynie nie łatwo było się pogodzić z nową, trudną sytuacją, a jednak zdołała zebrać w sobie dość sił, by stanąć na nogi i spróbować zapomnieć o nękających ją problemach. Teraz gdy matka nastolatki również zamierza pójść w jej ślady i rozpocząć życie na nowo, decyduje się wyjechać, a córkę wysłać na wakacje do kuzynki. Cassie nie podoba się ten pomysł, zwłaszcza że szybko okazuje się, iż zbuntowana kuzynka nie pała do niej sympatią i za wszelką cenę próbuje się pozbyć nieproszonej współlokatorki. Na domiar złego, okazuje się, że jej bliskim przyjacielem jest sam… Dean. Ten sam, który rok wcześniej złamał serce Cassie na tak wiele kawałków. Ten, przez którego, mimo upływu czasu, uczucia dziewczyny znów odżywają, a dusza zaczyna wariować. Ten, przez którego tajemnicę, nastolatka zaczyna z dnia na dzień rozumieć, czym jest prawdziwa, zła miłość...

Samanta Louis to młoda pisarka, która ma już na swoim koncie literacki debiut. „Zła miłość” to druga pozycja, którą udało jej się wydać, a jej oficjalna premiera zapowiedziana jest na 10 grudnia. Pragnę więc na wstępie zaznaczyć, że autorce, która wprawdzie dopiero zaczyna tak naprawdę swoją przygodę na książkowym rynku i z uporem wspina się po jego szczeblach, warto dać szansę, bo zrobiła co w jej mocy, by historia Cassie i Deana mogła ujrzeć światło dzienne i pojawić się na półkach czytelników. Z pewnością usłyszymy o pisarce i jej twórczości jeszcze nie raz, a tymczasem, skupmy się na naszej „Złej miłości”...

 
Przede wszystkim muszę pochwalić autorkę za kreację bohaterów. Cassie, główna bohaterka, której narracja przeprowadza nas przez praktycznie całą książkę – pojawiają się również sporadyczne wstawki z perspektywy Deana – to wyjątkowo pewna siebie, świadoma swoich walorów dziewczyna. Cięty język, soczyste słownictwo, świadome uwodzenie płci przeciwnej, a także sposób postrzegania świata, to rzeczy, dzięki którym Cassie zdecydowanie różni się od innych bohaterek tego typu książek. Już od pierwszych stron lektury zdajemy sobie sprawę, że nasza protagonistka nie będzie skromną, nawiną, czy wstydliwą nastolatką, która nie dostrzeże otaczających ją chłopaków. Wręcz przeciwnie, Cassie to typ dziewczyny, która nie stroni od kokieteryjnych tekstów, nie przeszkadza jej przygodny seks z nowo poznanym facetem, czy umyślne doprowadzanie do szału patrzącego na to wszystko Deana. Jest przy tym troskliwa i inteligentna, co wielokrotnie udowadnia, we fragmentach poruszających wątek relacji z nastawioną do niej wrogo kuzynką.

Dean, druga ważna postać w „Złej miłości” i równie kluczowa, co Cassie, jest typowym obiektem westchnień płci przeciwnej. Przystojny, tajemniczy, opiekuńczy i wytatuowany, uosabia wszystkie cechy chłopaka idealnego. Mógłby spokojnie zdobyć każdą dziewczynę, gdyby nie fakt, iż… jest szaleńczo zakochany w Cassie. I nie, nie jest to w żadnym wypadku spoiler, gdyż właśnie to sugeruje nam autorka już w prologu książki. Dean jest zakochany w dziewczynie, jednak z pewnych powodów musi się od niej odsunąć. Usiłuje ją ignorować, lecz kiedy ta przyjeżdża do kuzynki na wakacje, a uciekanie przed przyciągającymi ich do siebie uczuciami, przestaje być możliwe, chłopak zmienia taktykę i usiłuje zrazić do siebie nastolatkę. Podobnie jak ona zresztą, dwudziestojednoletni bohater jest typem osoby pewnej siebie, jak również znającej swoją wartość. Jak można się więc spodziewać, większość momentów, które nasza para spędza razem, kończy się na docinkach, podnoszeniu głosu i… spontanicznych, nieplanowanych pocałunkach. W końcu, co może lepiej budować napięcie seksualne między młodymi ludźmi, jeśli nie narastające w nich, wybuchowe emocje?

Jeśli chodzi natomiast o pozostałych bohaterów… kuzynka Cassie jest ukazana w ciekawy sposób, podobnie jak jej matka, ciotka głównej bohaterki, u której ta ma spędzić wakacje. Mamy w tym przypadku do czynienia z typowym elementem rodzinnym i wątkiem problemów, jakie mogą zaistnieć wśród bliskich, jeśli ci nie potrafią zacząć ze sobą otwarcie rozmawiać. Inne osoby pojawiające się na łamach książki, też dają radę, choć mam wrażenie, że ich charaktery dałoby się zdecydowanie lepiej rozwinąć i nadać im głębi. Większość postaci trzecioplanowych jest bowiem zauważalnym tłem dla pierwszoplanowych bohaterów, co sprawia, że ich wątki nie wnoszą nic specjalnego do fabuły. Niemniej jednak, z oczywistych względów, czytelnik nie ma się skupiać na nich, a na Cassie i Deanie, toteż jestem w stanie przymknąć na to oko. Mimo to brakowało mi nieco więcej opisów lub wyjaśnień, jak i kiedy dokładnie przyjaciele się poznali, dlaczego trzymali się razem itp.

Skoro już mowa o szczegółach. Wyjątkowo muszę pochwalić Samantę Louis za oszczędzenie czytelnikowi retrospekcji tego, jak Cassie poznała się z Deanem. Wiem, że dziwnie to zabrzmi z perspektywy tego, co napisałam nieco wyżej, ale tak: uważam, że autorka dobrze zrobiła, rezygnując z uświadamiania odbiorców, co działo się przed początkiem fabuły książki. Treść nie skupia się na tym, co było kiedyś, lecz na tym, co ma nadejść w przyszłości. Nie dowiadujemy się zbyt wiele o relacji, jaka łączyła bohaterów przed wydarzeniami opisywanymi w „Złej miłości”, możemy się jednak domyślać, że już wtedy łączyła ich bardzo silna wieź, która z jakiegoś nieznanego Cassie powodu, została gwałtownie zerwana przez Deana. Na plus wydaje mi się osadzenie historii w momencie, kiedy uczucia protagonistów są dobrze zarysowane i oboje są ich doskonale świadomi. Nie ma potrzeby odtwarzania wszystkiego od nowa, od początku, skoro para sama usiłuje zapomnieć, co było dawniej i skupić się na teraźniejszości. Prawdę powiedziawszy mam szczerze dosyć książek, w których kochankowie muszą poświęcić pięćset stron na to, by w ogóle pojąć, że od zawsze ich do siebie ciągnęło, przechodzić przez wszystkie oklepane schematy, by na końcu i tak wszystko skończyło się happy endem. W przypadku „Złej książki” mamy do czynienia z parą, która doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest w sobie szaleńczo zakochana. Ich droga do szczęścia nie jest jednak usłana różami, przez tajemnicę, jaką skrywa Dean, a która uniemożliwia mu wyznanie miłości Cassie.

Książka, choć przyprószona erotyzmem, nie jest nieprzyzwoita w złym tego słowa znaczeniu. Zdarzają się wprawdzie wulgaryzmy, jednak nie przeszkadzają, ani nie wpływają na odbiór samej lektury. Autorka posługuje się bardzo potocznym językiem, typowym dla młodzieży. Sprawia to wprawdzie, że „Złą miłość” czyta się naprawdę szybko, lekko i płynnie, ale wpływa przy tym na odbiór całej książki. Niestety, jak można się spodziewać, prosta konstrukcja rozdziałów automatycznie sprawia, że czytelnik samą fabułę może odebrać jako nazbyt lekką, zaledwie muśniętą przez autorkę. Samanta Louis porusza co prawda pewne istotne wątki, jednak robi to dość okrężną drogą, jedynie muskając problemy bohaterów, ich historię, czy dylematy. Skupia się w większości na relacji Cassie i Deana, zapominając o rozwinięciu postaci ich znajomych, rodzin, czy samego otoczenia. Powoduje to u odbiorcy wrażenie, że fabuła pędzi, jak rozpędzony pociąg. Nim czytelnik zdąży wysiąść na którejś z mijanych po drodze stacji, konduktor rozwiązuje dany wątek i uruchamiając maszynę, już zmierza do kolejnego przystanku. Tym samym treść książki, która opisuje tylko kilka pierwszych dni spędzonych przez Cassie u kuzynki, zostaje pozbawiona większej ilości elementów, które pomogłyby czytelnikom lepiej utożsamić się z postaciami, czy wczuć w samą historię.

Zła miłość”, pomimo tytułu, nie jest w żadnym razie złą książką i ma spory potencjał. Perypetie Cassie i Deana są interesujące, finał, na który czeka się z niecierpliwością, zgodnie z oczekiwaniami, zaskakuje, a sami bohaterowie, którzy są zdecydowanie najmocniejszą stroną historii, pokazują się czytelnikom z niekonwencjonalnej, burzliwej i oryginalnej strony. Mimo niewielkich wad Samanta Louis stworzyła książkę, po którą warto sięgnąć. Ze swojej strony mogę polecić tę pozycję przede wszystkim osobom, które lubią kategorię new adult, miłosne perypetie, namiętność ociekającą przy każdym słowie bohaterów, a także skrywane tajemnice, które odkrywa się w miarę dalszego poznawania elementów fabuły.

Jeśli udało mi się was zainteresować książką „Zła miłość” to sami również, już 10 grudnia, możecie sięgnąć po tę pozycję. Sami ocenicie wtedy, czy miłość rzeczywiście może być tak niepoprawna i niemożliwa, jak zakładają to Cassie i Dean.

Dziękuję za możliwość przeczytania książki „Zła miłość” Samanty Louis i zostania jednym z jej patronów.


4 komentarze: