„Ubrania,
które znalazłam nie były w moim guście i to zdecydowanie
najdelikatniejsze określenie. Same sznureczki, koronki i skórzana
bielizna. Z drugiej strony chyba każdy chciał chociaż raz
przymierzyć coś takiego. Choćby dla zaspokojenia ciekawości.”
fragment
książki „Komórki się pani pomyliły”
Uwielbiam
zagadki kryminalne. Interesuje mnie dziennikarstwo kryminalne i
śledcze, często słucham też o najróżniejszych sprawach z
zagranicy. Mówiąc krótko: zagadki w każdej formie mogłyby być
uważane za moje drugie imię, a logiczne łamigłówki, za nieco
przydługie nazwisko. Uwielbiam je, więc tym chętniej,
dowiedziawszy się o książkach Jacka Galińskiego, postanowiłam
sięgnąć po jego kryminalną serię. Do przeczytania książek
autora zachęcało mnie dosłownie wszystko: poczynając od tematyki
i wyjątkowej, niecodziennej bohaterki, na obiecywanej na okładce
komedii kończąc. Liczyłam na przednią zabawę i lekturę, która
skutecznie oderwie mnie od męczącej codzienności, z jaką zmagam
się na ostatnim roku studiów. Czy się nie zawiodłam? Dowiedzcie
się tego, czytając dalszą część recenzji...
Zofia
Wilkońska, zaradna starsza pani z wiekowej kamienicy, znów wpada w
tarapaty. Choć wydawałoby się, że sprawa przejęcia posiadłości
została zakończona, okazuje się, że jest wręcz odwrotnie. Znów
pojawiają się tajemniczy ludzie, którym nie w smak jest użerać
się z mieszkańcami starego budynku, a już zwłaszcza z wścibską,
gadatliwą babcią, która postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i
rozwiązać zagadkę (kolejnego!) trupa. Pani Zofia nie zamierza
przymykać oczu na to, co dzieje się wokół niej, zwłaszcza że
teraz sprawa dotyczy także jej własnych bliskich. Na staruszkę z
wątpliwą moralnością i nieodłącznym towarzyszem w postaci
zdezelowanego wózka na kółkach, czeka teraz wiele zakazanych
pokus. Kobieta nieświadomie zbliża się bowiem do grupy
przestępców, wpadając tym samym w ich kryminalne sidła.
A
może to przestępcy wpadają w sidła Zofii Wilkońskiej...?
Jedno
jest pewne, z tą starszą panią lepiej nie zadzierać.
Książka
„Komórki się pani pomyliły” Jacka Galińskiego to kontynuacja
przygód pani Zofii Wilkońskiej, charakternej staruszki, z którą
mogliśmy się już zapoznać w debiutanckiej książce autora „Kółko
się pani urwało”. Przyznam, że nie miałam wcześniej styczności
z tą pozycją, ale dzięki wydawnictwu W.A.B. miałam okazje
przeczytać zarówno pierwszą, jak i drugą część serii. A
ponieważ jestem świeżo po lekturze, postaram się wypowiedzieć w
sposób, który nie zdradzając zbyt wielu szczegółów, zachęci
osoby takie jak ja, czyli takie, które nie słyszały wcześniej o
twórczości Jacka Galińskiego i zastanawiają się, czy po nią
sięgnąć, do przeczytania obydwu części przygód o walecznej
starszej pani. Starszej pani niebojącej się wziąć spraw w swoje
ręce i doprowadzić do szewskiej pasji każdego, kto stanie jej na
drodze. Nawet jeśli tyczy się to groźnych przestępców.
Nie
powiem, pani Zofia wzbudziła we mnie zaskakująco mieszane uczucia.
To postać, która wywierając bardzo negatywne wrażenie,
paradoksalnie sprawia, że wydaje się czytelnikowi pozytywna i
zabawna. Gdybym miała coś o niej powiedzieć, stwierdziłabym, że
jest zbiorem wszystkich możliwych stereotypów, o jakich myślimy,
gdy usłyszymy o typowych „babciach z miejskich autobusów”
(oczywiście nie obrażając takowych). Staruszka jest… irytująca.
Bardzo, bardzo irytująca. Nie boi się wyrażać własnego zdania i
zawsze mówi to, co jej ślina na język przyniesie. Jest przy tym
wyjątkowo oszczędna (we wszystkim prócz słów) i doskonale
potrafi radzić sobie w momentach, w których coś nie idzie po jej
myśli. Zawsze wie, jak „poprosić” o zajęte miejsce w
komunikacji miejskiej, czy znaleźć alibi w sytuacji, gdy zostaje
oskarżona o coś, w co w rzeczywistości wcale nie była zamieszana,
ale akurat znalazła się w pobliżu, dajmy na to: miejsca zbrodni.
Kobieta nie przebiera w środkach, miłuje się w narzekaniu i jak na
starszą panią przystało, każdą sytuację potrafi obrócić na
własną korzyść, doskonale radząc sobie z czyhającymi na nią
niebezpieczeństwami. Jeśli ktoś chce mieć z nią do czynienia,
musi przygotować się na potok niekoniecznie sensownych słów, a
jeśli trzeba, na nieumiejętnie zadany cios w szyję skradzionym
długopisem. Z panią Wilkońską lepiej nie zadzierać. Ta
niepozorna staruszka z chorym biodrem i innymi, licznymi
dolegliwościami, nie tylko niejednokrotnie zaskoczy swoim sprytem
brutalnych bandytów, ale także i samego czytelnika. Jakie jest w
końcu prawdopodobieństwo, że wasz porywacz mógłby was zawieść
na wizytę do lekarza, a potem uraczyć was pizzą i spędzić z wami
wieczór na oglądaniu seriali? Albo, że znajdziecie swojego sąsiada
w kałuży krwi i zamiast wszczynać alarm, czy panikować,
posprzątacie mu w mieszkaniu i zjecie jego zapas czekolady z szafki?
Uwierzcie mi na słowo, dla Zofii Wilkońskiej to codzienność.
Nie
chcę zdradzać zbyt wiele, jeśli chodzi o treść książek, bo
najlepiej czyta się je, nie wiedząc nic. Powiem więc tylko
ogólnie, co sama o nich sądzę. Jeśli chodzi o bohaterów, są
dobrze wykreowani, a pani Zofia Wilkońska stanowi idealne
dopełnienie całego miszmaszu różnorodnych postaci, zarówno tych
niepozornych, sympatycznych, jak i tych nieco gorszych, noszących
broń przy pasku i gotowych porywać psujące im szyki staruszki. To
właśnie nasza (wątpliwie) poczciwa staruszka jest narratorką i to
jej towarzyszy czytelnik w trakcie przeżywanych przez nią przygód.
Ma cięty język, więc i taki styl pisania napotykamy, czytając
„Kółko się pani urwało” i „Komórki się pani pomyliły”.
Jacek Galiński nie ogranicza się bowiem w swoich książkach,
starając się jak najbardziej wyostrzyć kontrowersyjny wizerunek
głównej bohaterki. Język jest soczysty, niekiedy zahaczający o
tematy kontrowersyjne, które niewzruszona pani Wilkońska porusza
często bez jakiegokolwiek zakłopotania, czy spłonięcia krwawym
rumieńcem. Możecie mi wierzyć, że po przeczytaniu książek
autora, spojrzycie na swoje babcie z zupełnie innej perspektywy. Za
każdym razem, gdy zaproszą was na herbatę i kawałek ciasta,
będziecie się zastanawiali, czy aby na pewno nie mają w tym
jakiegoś ukrytego celu. W końcu starsi ludzie także potrafią być
zadziwiająco sprytni.
Bohaterowie
są naprawdę ciekawi i stale są wysuwani na pierwszy plan.
Niestety, i to przyznaję z bólem, bardzo traci na tym wątek
kryminalny, który w obydwu częściach serii, przytłoczony
przesadnie wyeksponowanym charakterem protagonistki, pozostaje ukryty
w cieniu. Można powiedzieć, że czeka za kotarą na swoje pięć
minut, które, gdy już następują, są skrócone do zaledwie dwóch.
Nie zrozumcie mnie w każdym wypadku źle, w książkach Jacka
Galińskiego, wątek kryminalny stanowi solidną bazę do przygód
pani Wilkońskiej, a echo tajemnicy wciąż wybrzmiewa w naszych
uszach, w miarę pochłaniania kolejnych stron lektury. Nie zmienia
to jednak faktu, że w trakcie czytania, miałam nadzieję na więcej
fragmentów poruszających wątek zamieszkiwanej przez panią Zofię
kamienicy i usiłujących ją przejąć antagonistów. Brakowało mi
większej ilości… szczegółów. Skomplikowanych tajemnic, które
mogłabym rozwiązywać wraz z bohaterką, detali związanych z
motywami jej przeciwników i sposobie ich działania. W „Kółko
się pani urwało”, a później w „Komórki się pani pomyliły”
owszem, mamy styczność z sekretami, jednak są nam one serwowane w
sposób, za którym niekoniecznie przepadam. Sposób ten określam
roboczo: kryminał od „A” do „Z” i nic pomiędzy. Ponieważ
zdaję sobie sprawę, że nie do końca możecie wiedzieć, o co
dokładnie mi chodzi, przychodzę z krótkim wyjaśnieniem. Kryminał
od „A” do „Z” i nic pomiędzy, to kryminał, który ma ściśle
określone ramy i idzie z prądem. Nie pojawia się w nim zbyt wiele
blefu, zmyłek, które mogłyby sprawić, że czytelnik musi wracać
myślami dwieście stron wstecz, aby sprawdzić, co powiedział dany
bohater i czy aby przypadkiem nie było to podejrzane z perspektywy
fragmentu mającego miejsce ów dwieście stron później. Zmyłek,
które wewnętrznie nas irytują, a jednak nadają opowiadanej
historii pikanterii, zasiewają ziarno zwątpienia, które rośnie i
rośnie, aż nie osiągnie swojego ostatecznego rozmiaru. Wprowadza
to ciekawą nutę niepewności, sytuację, w której osoba będąca
już np. na literze „T” w naszym iluzorycznym, dedukcyjnym
alfabecie, musi wracać na początek, dajmy na to: do wątku
określonego literą „D”. W książkach Jacka Galińskiego coś
takiego się raczej nie pojawia. W tym wypadku mamy określoną
fabułę, która stopniowo, kroczek po kroczku, zmierza ku
konkretnego finałowi. I choć zdaję sobie sprawę, że moje słowa
są powiedziane na wyrost, bo wielu osobom może to nie przeszkadzać
(zwłaszcza że recenzowana przeze mnie seria ma się poniekąd
skupiać przede wszystkim na elementach komediowych), byłabym
niezmiernie rada, mogąc poświęcić więcej czasu na główkowanie
i bezowocne próby rozwiązania tajemnic kamienicy pani Wilkońskiej.
Wbrew
moim powyższym słowom, nawet jeśli nie znalazłam tego, czego
początkowo oczekiwałam, nie mogę zarzucić Jackowi Galińskiemu,
że nie bawiłam się dobrze przy jego książkach. Wręcz
przeciwnie, bawiłam się świetnie. Niektóre fragmenty i rozmowy
były tak zabawne, że musiałam się autentycznie powstrzymywać,
aby nie zacząć się śmiać w po brzegi wypełnionym ludźmi
autobusie lub na uczelni. Zdecydowanie warto sięgnąć po tę serię
nawet dla samych dialogów, a czasem i monologów, prowadzonych przez
naszą oryginalną główną bohaterkę. Zofia Wilkońska to istna
wisienka na torcie stworzonym z ciętych ripost, niebanalnych
pomysłów i specyficznego podejścia do życia. Co jak co, ale
akurat z tą starszą panią warto się zapoznać. Oczywiście robiąc
to na własną odpowiedzialność!
Podsumowując:
nie mogę odmówić książkom Jacka Galińskiego humoru i genialnie
wykreowanej protagonistki. Jeśli ktoś chce przeczytać ciekawą,
zabawnie poprowadzoną serię, zachęcam do postawienia na twórczość
właśnie tego autora. Gwarantuję, że się nie zawiedzie.
Na zakończenie dziękuję jeszcze wydawnictwu W.A.B. za możliwość zapoznania się z treścią książek.
Na zakończenie dziękuję jeszcze wydawnictwu W.A.B. za możliwość zapoznania się z treścią książek.
Nie czytałam, ale z tego co tu czytam może być ciekawie :D
OdpowiedzUsuńJest :D Myślę, że warto po nie sięgnąć, zwłaszcza że, jakby nie patrzeć, to nasz rodzimy autor ;)
Usuń(Matko, kiedy tak rzadko masz komentarze na blogu, że jak się jakiś pojawi, to oczywiście go przegapiasz haha)