sobota, 26 października 2019

"Komórki się pani pomyliły" Jacek Galiński | Wyd. W.A.B.


Ubrania, które znalazłam nie były w moim guście i to zdecydowanie najdelikatniejsze określenie. Same sznureczki, koronki i skórzana bielizna. Z drugiej strony chyba każdy chciał chociaż raz przymierzyć coś takiego. Choćby dla zaspokojenia ciekawości.

fragment książki „Komórki się pani pomyliły”




Uwielbiam zagadki kryminalne. Interesuje mnie dziennikarstwo kryminalne i śledcze, często słucham też o najróżniejszych sprawach z zagranicy. Mówiąc krótko: zagadki w każdej formie mogłyby być uważane za moje drugie imię, a logiczne łamigłówki, za nieco przydługie nazwisko. Uwielbiam je, więc tym chętniej, dowiedziawszy się o książkach Jacka Galińskiego, postanowiłam sięgnąć po jego kryminalną serię. Do przeczytania książek autora zachęcało mnie dosłownie wszystko: poczynając od tematyki i wyjątkowej, niecodziennej bohaterki, na obiecywanej na okładce komedii kończąc. Liczyłam na przednią zabawę i lekturę, która skutecznie oderwie mnie od męczącej codzienności, z jaką zmagam się na ostatnim roku studiów. Czy się nie zawiodłam? Dowiedzcie się tego, czytając dalszą część recenzji...

Zofia Wilkońska, zaradna starsza pani z wiekowej kamienicy, znów wpada w tarapaty. Choć wydawałoby się, że sprawa przejęcia posiadłości została zakończona, okazuje się, że jest wręcz odwrotnie. Znów pojawiają się tajemniczy ludzie, którym nie w smak jest użerać się z mieszkańcami starego budynku, a już zwłaszcza z wścibską, gadatliwą babcią, która postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i rozwiązać zagadkę (kolejnego!) trupa. Pani Zofia nie zamierza przymykać oczu na to, co dzieje się wokół niej, zwłaszcza że teraz sprawa dotyczy także jej własnych bliskich. Na staruszkę z wątpliwą moralnością i nieodłącznym towarzyszem w postaci zdezelowanego wózka na kółkach, czeka teraz wiele zakazanych pokus. Kobieta nieświadomie zbliża się bowiem do grupy przestępców, wpadając tym samym w ich kryminalne sidła.
A może to przestępcy wpadają w sidła Zofii Wilkońskiej...?
Jedno jest pewne, z tą starszą panią lepiej nie zadzierać.

Książka „Komórki się pani pomyliły” Jacka Galińskiego to kontynuacja przygód pani Zofii Wilkońskiej, charakternej staruszki, z którą mogliśmy się już zapoznać w debiutanckiej książce autora „Kółko się pani urwało”. Przyznam, że nie miałam wcześniej styczności z tą pozycją, ale dzięki wydawnictwu W.A.B. miałam okazje przeczytać zarówno pierwszą, jak i drugą część serii. A ponieważ jestem świeżo po lekturze, postaram się wypowiedzieć w sposób, który nie zdradzając zbyt wielu szczegółów, zachęci osoby takie jak ja, czyli takie, które nie słyszały wcześniej o twórczości Jacka Galińskiego i zastanawiają się, czy po nią sięgnąć, do przeczytania obydwu części przygód o walecznej starszej pani. Starszej pani niebojącej się wziąć spraw w swoje ręce i doprowadzić do szewskiej pasji każdego, kto stanie jej na drodze. Nawet jeśli tyczy się to groźnych przestępców.

Nie powiem, pani Zofia wzbudziła we mnie zaskakująco mieszane uczucia. To postać, która wywierając bardzo negatywne wrażenie, paradoksalnie sprawia, że wydaje się czytelnikowi pozytywna i zabawna. Gdybym miała coś o niej powiedzieć, stwierdziłabym, że jest zbiorem wszystkich możliwych stereotypów, o jakich myślimy, gdy usłyszymy o typowych „babciach z miejskich autobusów” (oczywiście nie obrażając takowych). Staruszka jest… irytująca. Bardzo, bardzo irytująca. Nie boi się wyrażać własnego zdania i zawsze mówi to, co jej ślina na język przyniesie. Jest przy tym wyjątkowo oszczędna (we wszystkim prócz słów) i doskonale potrafi radzić sobie w momentach, w których coś nie idzie po jej myśli. Zawsze wie, jak „poprosić” o zajęte miejsce w komunikacji miejskiej, czy znaleźć alibi w sytuacji, gdy zostaje oskarżona o coś, w co w rzeczywistości wcale nie była zamieszana, ale akurat znalazła się w pobliżu, dajmy na to: miejsca zbrodni. Kobieta nie przebiera w środkach, miłuje się w narzekaniu i jak na starszą panią przystało, każdą sytuację potrafi obrócić na własną korzyść, doskonale radząc sobie z czyhającymi na nią niebezpieczeństwami. Jeśli ktoś chce mieć z nią do czynienia, musi przygotować się na potok niekoniecznie sensownych słów, a jeśli trzeba, na nieumiejętnie zadany cios w szyję skradzionym długopisem. Z panią Wilkońską lepiej nie zadzierać. Ta niepozorna staruszka z chorym biodrem i innymi, licznymi dolegliwościami, nie tylko niejednokrotnie zaskoczy swoim sprytem brutalnych bandytów, ale także i samego czytelnika. Jakie jest w końcu prawdopodobieństwo, że wasz porywacz mógłby was zawieść na wizytę do lekarza, a potem uraczyć was pizzą i spędzić z wami wieczór na oglądaniu seriali? Albo, że znajdziecie swojego sąsiada w kałuży krwi i zamiast wszczynać alarm, czy panikować, posprzątacie mu w mieszkaniu i zjecie jego zapas czekolady z szafki? Uwierzcie mi na słowo, dla Zofii Wilkońskiej to codzienność.

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, jeśli chodzi o treść książek, bo najlepiej czyta się je, nie wiedząc nic. Powiem więc tylko ogólnie, co sama o nich sądzę. Jeśli chodzi o bohaterów, są dobrze wykreowani, a pani Zofia Wilkońska stanowi idealne dopełnienie całego miszmaszu różnorodnych postaci, zarówno tych niepozornych, sympatycznych, jak i tych nieco gorszych, noszących broń przy pasku i gotowych porywać psujące im szyki staruszki. To właśnie nasza (wątpliwie) poczciwa staruszka jest narratorką i to jej towarzyszy czytelnik w trakcie przeżywanych przez nią przygód. Ma cięty język, więc i taki styl pisania napotykamy, czytając „Kółko się pani urwało” i „Komórki się pani pomyliły”. Jacek Galiński nie ogranicza się bowiem w swoich książkach, starając się jak najbardziej wyostrzyć kontrowersyjny wizerunek głównej bohaterki. Język jest soczysty, niekiedy zahaczający o tematy kontrowersyjne, które niewzruszona pani Wilkońska porusza często bez jakiegokolwiek zakłopotania, czy spłonięcia krwawym rumieńcem. Możecie mi wierzyć, że po przeczytaniu książek autora, spojrzycie na swoje babcie z zupełnie innej perspektywy. Za każdym razem, gdy zaproszą was na herbatę i kawałek ciasta, będziecie się zastanawiali, czy aby na pewno nie mają w tym jakiegoś ukrytego celu. W końcu starsi ludzie także potrafią być zadziwiająco sprytni.


Bohaterowie są naprawdę ciekawi i stale są wysuwani na pierwszy plan. Niestety, i to przyznaję z bólem, bardzo traci na tym wątek kryminalny, który w obydwu częściach serii, przytłoczony przesadnie wyeksponowanym charakterem protagonistki, pozostaje ukryty w cieniu. Można powiedzieć, że czeka za kotarą na swoje pięć minut, które, gdy już następują, są skrócone do zaledwie dwóch. Nie zrozumcie mnie w każdym wypadku źle, w książkach Jacka Galińskiego, wątek kryminalny stanowi solidną bazę do przygód pani Wilkońskiej, a echo tajemnicy wciąż wybrzmiewa w naszych uszach, w miarę pochłaniania kolejnych stron lektury. Nie zmienia to jednak faktu, że w trakcie czytania, miałam nadzieję na więcej fragmentów poruszających wątek zamieszkiwanej przez panią Zofię kamienicy i usiłujących ją przejąć antagonistów. Brakowało mi większej ilości… szczegółów. Skomplikowanych tajemnic, które mogłabym rozwiązywać wraz z bohaterką, detali związanych z motywami jej przeciwników i sposobie ich działania. W „Kółko się pani urwało”, a później w „Komórki się pani pomyliły” owszem, mamy styczność z sekretami, jednak są nam one serwowane w sposób, za którym niekoniecznie przepadam. Sposób ten określam roboczo: kryminał od „A” do „Z” i nic pomiędzy. Ponieważ zdaję sobie sprawę, że nie do końca możecie wiedzieć, o co dokładnie mi chodzi, przychodzę z krótkim wyjaśnieniem. Kryminał od „A” do „Z” i nic pomiędzy, to kryminał, który ma ściśle określone ramy i idzie z prądem. Nie pojawia się w nim zbyt wiele blefu, zmyłek, które mogłyby sprawić, że czytelnik musi wracać myślami dwieście stron wstecz, aby sprawdzić, co powiedział dany bohater i czy aby przypadkiem nie było to podejrzane z perspektywy fragmentu mającego miejsce ów dwieście stron później. Zmyłek, które wewnętrznie nas irytują, a jednak nadają opowiadanej historii pikanterii, zasiewają ziarno zwątpienia, które rośnie i rośnie, aż nie osiągnie swojego ostatecznego rozmiaru. Wprowadza to ciekawą nutę niepewności, sytuację, w której osoba będąca już np. na literze „T” w naszym iluzorycznym, dedukcyjnym alfabecie, musi wracać na początek, dajmy na to: do wątku określonego literą „D”. W książkach Jacka Galińskiego coś takiego się raczej nie pojawia. W tym wypadku mamy określoną fabułę, która stopniowo, kroczek po kroczku, zmierza ku konkretnego finałowi. I choć zdaję sobie sprawę, że moje słowa są powiedziane na wyrost, bo wielu osobom może to nie przeszkadzać (zwłaszcza że recenzowana przeze mnie seria ma się poniekąd skupiać przede wszystkim na elementach komediowych), byłabym niezmiernie rada, mogąc poświęcić więcej czasu na główkowanie i bezowocne próby rozwiązania tajemnic kamienicy pani Wilkońskiej.

Wbrew moim powyższym słowom, nawet jeśli nie znalazłam tego, czego początkowo oczekiwałam, nie mogę zarzucić Jackowi Galińskiemu, że nie bawiłam się dobrze przy jego książkach. Wręcz przeciwnie, bawiłam się świetnie. Niektóre fragmenty i rozmowy były tak zabawne, że musiałam się autentycznie powstrzymywać, aby nie zacząć się śmiać w po brzegi wypełnionym ludźmi autobusie lub na uczelni. Zdecydowanie warto sięgnąć po tę serię nawet dla samych dialogów, a czasem i monologów, prowadzonych przez naszą oryginalną główną bohaterkę. Zofia Wilkońska to istna wisienka na torcie stworzonym z ciętych ripost, niebanalnych pomysłów i specyficznego podejścia do życia. Co jak co, ale akurat z tą starszą panią warto się zapoznać. Oczywiście robiąc to na własną odpowiedzialność!

Podsumowując: nie mogę odmówić książkom Jacka Galińskiego humoru i genialnie wykreowanej protagonistki. Jeśli ktoś chce przeczytać ciekawą, zabawnie poprowadzoną serię, zachęcam do postawienia na twórczość właśnie tego autora. Gwarantuję, że się nie zawiedzie.

Na zakończenie dziękuję jeszcze wydawnictwu W.A.B. za możliwość zapoznania się z treścią książek.


2 komentarze:

  1. Nie czytałam, ale z tego co tu czytam może być ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest :D Myślę, że warto po nie sięgnąć, zwłaszcza że, jakby nie patrzeć, to nasz rodzimy autor ;)

      (Matko, kiedy tak rzadko masz komentarze na blogu, że jak się jakiś pojawi, to oczywiście go przegapiasz haha)

      Usuń