czwartek, 19 marca 2020

"Była sobie rzeka" Diane Setterfield | Wyd. Albatros


Są takie książki, które chcemy przeczytać, bo obiecują nam wiele akcji, rozbudowane wątki, a także fabułę tak wciągającą, że nie będziemy mogli się od niej oderwać. Pojawiają się też jednak książki, które są inne, wyjątkowe na swój własny, niecodzienny sposób. „Była sobie rzeka” kwalifikuje się właśnie jako jedna z nich. Urzeka swoim spokojem, niecodziennością. Czymś, co bardzo ciężko opisać, bo zwyczajnie pojawia się, gdy człowiek nie czyta, a zaczyna „czuć” daną opowieść. Kiedy zbyt późno orientuje się, że w niej zatonął.

Dawno, dawno temu… w gospodzie „Pod Łabędziem” zjawił się nieoczekiwany gość. Bezimienny, ledwie żywy mężczyzna, który niósł na rękach przemoczoną lalkę. Tyle że nie była to lalka, a utopiona dziewczynka, która jakiś czas później, ku zdumieniu wszystkich, odzyskała oddech. Dziewczynka, która nie mówiła, ani nie posiadała rodziny. Zaraz potem jednak okazało się, że może mieć ich aż trzy.
Córka zamożnej pary – Amelia, dziecko pewnego podejrzanego jegomościa – Alice. Siostra czterdziestoletniej kobiety – Ann.
Nad rzeką zaginęły trzy dziewczynki. Odnalazła się tylko jedna.
Nikt nie wie jednak, która...

Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, sięgając po tę książkę. Słyszałam o niej niewiele, opis również wydał mi się nad wyraz szczątkowy. Sięgnęłam po nią głównie ze względu na przepiękną okładkę, a także fakt, iż wcześniej czytałam inną pozycję wydawnictwa Albatros: równie ładnie wydaną (i równie dobrze napisaną) „Syrenę i panią Hancock”. Liczyłam, że „Była sobie rzeka” będzie podobna do książki Imogen Hermess Gowar i na szczęście się nie przeliczyłam. Ani trochę się nie zawiodłam. Dobrze, że nie szukałam informacji, o czym dokładnie jest ta pozycja. Dzięki temu mogłam całą sobą czerpać z tej jakże niecodziennej opowieści. Historii, która miała swój początek nad rzeką i nad rzeką także się zakończyła. Która zatoczyła koło, a w międzyczasie urzekła mnie do tego stopnia, że za każdym razem, kiedy ją odkładałam, wciąż wracałam do niej myślami.

Była sobie rzeka” to niesamowicie wartościowa pozycja. Skłania do refleksji, zmusza do zastanowienia się, co tak naprawdę jest w naszym życiu ważne. To książka, która ma oczarować czytelnika. Nie robi tego jednak za sprawą fabuły, a dzięki opisom ludzkiej codzienności. Kreuje świat przedstawiony za pomocą barwnych opowieści, które z kolei tworzą splatające się ze sobą nici. Bo w tej książce to kręta rzeka wyznacza właściwy bieg. Ni z tego, ni z owego ludzie, którzy nigdy wcześniej nie mieli ze sobą styczności, zaczynają odkrywać, jak wiele ich łączy. Nagle okazuje się, że świat jest mniejszy, niż można by się tego było spodziewać, a dany człowiek nie jest wcale tak wyjątkową jednostką. Bo przecież każdy z nas marzy o tym, aby ktoś ofiarował mu namiastkę swojej miłości. Aby wszelkie tragedie spadały na członków rodziny sąsiada, a nas cierpienie, czy smutek omijały szerokim łukiem. W końcu najłatwiej opowiadać o wydarzeniach, które dotknęły kogoś innego. Choćby i o niemej dziewczynce, którą każdy pragnie uznać za swoją...

Przejdźmy jednak do szczegółów. Książka nie ma jednego głównego bohatera. Zamiast tego przedstawia się nam wiele indywidualnych postaci. Mamy więc na ten przykład małżeństwo, które cierpi po zaginięciu ukochanej córeczki, a także starszego, pracowitego mężczyznę, który poszukuje wnuczki buntowniczego syna. Dowiadujemy się, jak wygląda życie wielodzietnej pary prowadzącej miejscową gospodę. Poznajemy także pewnego zafascynowanego swoją pracą fotografa i oddaną służbie pielęgniarkę, która nigdy nie chce zostać matką. Każda z tych postaci jest na swój sposób oryginalna, każda ma swoje przyzwyczajenia, motywacje, a także sekrety. Choć społeczność, w której żyją, wydaje się sobie bliska, z dnia na dzień na wierzch zaczynają wychodzić tajemnice, o których nikt nie miał pojęcia. Pojawienie się wyłowionej z wody dziewczynki wpływa na wszystkich i każdego z osobna. Nagle okazuje się, że rzeka zawsze słuchała, chłonęła każdy szept. Teraz, ku przerażeniu ludzi, zaczyna zdradzać ich najgłębiej skrywane sekrety.

Jeśli chodzi o bohaterów, polubiłam ich wszystkich. Na swój sposób, oczywiście. Nie jest bowiem niczym dziwnym, że i w tej książce znajdą się postacie, które doprowadzą czytelnika do szewskiej pasji. Jedni wywoływali na mojej twarzy uśmiech, inni sprawiali, że w żyłach gotowała się krew. Nie ukrywam jednak, że to wspomniani wcześniej fotograf i pielęgniarka najbardziej przypadli mi do gustu. Jakkolwiek pałałam sympatią także do wielu innych bohaterów, ich relacja spodobała mi się najbardziej. Wybijali się na tle innych nie tylko pod względem kreacji, ale również charakterów. Z niecierpliwością czekałam na ich fragmenty w książce.

Idąc dalej, przyznam, że mnie osobiście „Była sobie rzeka” nie zaskoczyła, jeśli chodzi o finał. Owszem, przez większą część książki zachodziłam w głowę, która ze stron sporu faktycznie powinna otrzymać prawo do sprawowania opieki nad tajemniczą, cudem ożywioną dziewczynką, niemniej jednak przeczytałam w życiu dość podobnych powieści, aby domyślić się, jak to się wszystko skończy. Nie zamierzam bynajmniej w żadnym razie umniejszać wartości ostatnim rozdziałom. Podobało mi się, w jakim kierunku poszła autorka. Jestem naprawdę zadowolona z zakończenia, a przede wszystkim z tego, że każdy z bohaterów dostał swój własny „happy end”. Nawet jeśli w przypadku niektórych nie był on do końca szczęśliwy.
Podsumowując: Diane Setterfield stworzyła przepiękną, pełną refleksji książkę, której zawartość zachwyci was na równi z okładką. Życie codzienne, różne warstwy społeczne, technologie, a także szczypta magii to wszystko, co kryje się w tej enigmatycznej powieści. Niektórych mogą odstraszyć długie opisy, czy pełne przemyśleń dialogi, mnie jednak wydają się największą zaletą tej książki. To one tworzą klimat powieści, one także sprawiają, że jako czytelnicy lepiej zaczynamy rozumieć motywy bohaterów. Niektórzy mają coś na sumieniu, inni chcą zapomnieć o przeszłości, a jeszcze inni zwyczajnie boją się patrzeć w przyszłość. Są tacy jak my. Zagubieni. Poszukują odpowiedzi tam, gdzie zrodziło się najwięcej tajemnic. W krętych korytach błękitnej Tamizy.

Dziękuję wydawnictwu Albatros za możliwość zapoznania się z książką!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz