sobota, 7 marca 2020

"Mój ukochany wróg" Karolina Głogowska | Wyd. W.A.B.

 
[Zaczyna się od przelotnych spojrzeń. Krótkich, niby przypadkowych. Potem nawiązuje się luźna rozmowa. Zamieniają kilka słów. On, choć jest jej szefem, zachowuje się jakby już stał się jej najlepszym przyjacielem, powiernikiem każdego sekretu. Krótki dialog zmienia się w kilkugodzinną konwersację. Przelotna znajomość szybko ewoluuje w zażyłą relację. Jej wydaje się, że w końcu spotkała swój ideał: mężczyznę, który w każdej chwili poda jej pomocną dłoń, człowieka, który ją wesprze, rozbawi, sprawi, że poczuje się kochana jak jeszcze nigdy dotąd. On traktuje ją niczym księżniczkę, zwraca się do niej czule, opiekuje się nią… uzależnia. Przyzwyczaja do swojej obecności, do każdego jego oddechu. Bez niego czuje się, jakby była niekompletna. Jakby straciła najważniejszy fragment życiowej układanki. Pusta, bezwartościowa.
Gdy orientuje się, że nie na tym powinna polegać miłość, jest już za późno. Mężczyzna zna już każdą jej tajemnicę. Każdą słabość, którą wykorzysta przeciwko niej.
Bo ona już nie należy do siebie… Należy do niego.]

Trzy kobiety. Cierpiąca na depresję Wiola. Młoda, żądna płomiennego uczucia Nika. Ada, matka kilkuletniej córeczki… I tylko jeden mężczyzna. Jonasz. Człowiek, który jest ich szefem i którego żona pracuje w tym samym studio telewizyjnym. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to niemożliwe, aby ktoś taki był zdolny nabrać je wszystkie…

Nie jestem pewna, od czego zacząć tę recenzję. Książka „Mój ukochany wróg” wywarła na mnie ogromne wrażenie – ilość sprzecznych emocji, które czułam w trakcie czytania, sprawiła, że do tej pory nie umiem wyrazić w słowach tego, co mnie dręczy. A dręczy bardzo wiele. Zdaję sobie niestety sprawę, jak często tego typu sytuacje naprawdę mają miejsce. Wiele kobiet szuka miłości, kogoś, kto się nimi zaopiekuje i pokaże, że istnieje ktoś, dla kogo są najważniejsze na świecie. Gdy trafią na błyskotliwego, czarującego mężczyznę wprost ze swoich najskrytszych marzeń, są przekonane, że chwyciły pana Boga za nogi. Nie mogą uwierzyć, że ktoś taki zwrócił na nie uwagę, że w ich bezbarwnym dotąd świecie pojawiło się równie jasne światło. Bo choć ich życie wcale nie było pozbawione barw, „ukochany” szybko wmawia im coś zupełnie przeciwnego. Bez niego nie dostrzegłyby w szarej codzienności ani jednego promyka światła. To on wyrwał je z ciemności, jednocześnie samemu brudząc sobie nią dłonie. Poświęcił się dla nich, zaangażował, choć wiedział, jak wiele może przez to stracić. Teraz ich kolej, aby się poświęcić...

Mój ukochany wróg” to thriller psychologiczny, który sprawia, że już gdzieś tak od połowy opowieści mamy ochotę chodzić ze złości po ścianach, przeklinając jednocześnie w myślach głównego męskiego bohatera. Jonasz to mężczyzna, który wręcz do perfekcji opanował sztukę manipulacji. Na pierwszy rzut oka wydaje się idealny. Wszyscy darzą go sympatią, jest troskliwy, zabawny, a przede wszystkim zaangażowany w życie swoich kochanek. Kiedy mają problem, słucha, gdy potrzebują bliskości, zawsze jest w pobliżu. Wydaje się perfekcyjny. Doskonały do tego stopnia, że darzenie go bezgranicznym zaufaniem wydaje się się czymś oczywistym. A on, jak to z reguły bywa w przypadku psychopatów, nie ma skrupułów, by to zaufanie wykorzystać. Obchodzić się z kobietami w taki sposób, że te nawet nie zauważa, kiedy powoli stają się marionetkami. Wypranymi z indywidualności laleczkami, które bez zgody swojego właściciela nie ma prawa poruszyć żadną z kończyn.

Historia zostaje przedstawiona czytelnikowi z kilku perspektyw. Punktu widzenia oszukanych kobiet, które miały do czynienia z tym samym mężczyzną. Na początku poznajemy historię Niki, jeszcze na tym etapie nie wiemy, kto właściwie jest narratorem książki. Druga część to rozdziały z perspektywy Wioli. Kartki wyrwane z jej pamiętnika, uczucia, które przelewała na papier i które z jej strony były w stu procentach szczere. Finalnie mamy do czynienia z Adą. Kobieta wydaje się najbardziej podejrzliwa i zdystansowana, a jednak ona także ulega w końcu czarowi Jonasza. Biorąc pod uwagę charakter mężczyzny, nie można jej się niestety dziwić. Jonasz jest patologicznym kłamcą, szantażystą, człowiekiem do reszty pozbawionym uczuć, który największą satysfakcję odczuwa w momencie sprawowania nad wszystkim i wszystkimi pełnej kontroli. Który nagina rzeczywistość pod własne potrzeby, utwierdzając partnerki w przekonaniu, że powinny być mu wdzięczne za zaangażowanie. Który zakłada maskę człowieka skrzywdzonego i zmagającego się z wieloma skomplikowanymi problemami. Który potrafi zniszczyć życie, wywołując u drugiej osoby wieloletnią traumę...

Przeplatające się historie Wioli, Niki i Ady są doskonałym przykładem tego, jakich ludzi powinniśmy się wystrzegać. jednak zarazem przykładem tego, że nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać nam, czytelnikom, którzy stoją po drugiej stronie barykady i próbują oceniać decyzje skrzywdzonych, zakochanych bez pamięci kobiet. Ktoś, kto nie doświadczył manipulacji w związku, nie będzie potrafił zrozumieć, dlaczego kobiety (mężczyźni zresztą także) nie orientują się, że w którymś momencie partner zaczyna budować wokół nich złotą klatkę. Dlaczego owe osoby nie wycofały się, kiedy jeszcze nie było za późno? Nie przecięły więzów, nim te zacisnęły się boleśnie na ich ramionach? Nam bardzo łatwo powiedzieć, że nie dalibyśmy się nabrać na podobne fortele. Tylko skąd właściwie mamy taką pewność? Jak możemy oceniać wybory kogoś innego, jeśli sami nie doświadczyliśmy ich ciężaru na własnych barkach?

Karolina Głogowska przypomina czytelnikom, że w obecnych czasach dużo łatwiej jest oceniać, niż spróbować zrozumieć. Dlaczego tak się dzieje? Z prostej przyczyny. Ludzie nie poruszają podobnych tematów na co dzień, przez co wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, jaki wpływ ma na człowieka kontakt z psychopatą. Społeczeństwo sądzi, że wina, jeśli o takowej w ogóle powinna być mowa, leży po stronie skrzywdzonej osoby. W końcu nie zostało wprowadzone żadne prawo, które regulowałoby kwestię manipulacji w związku. Skoro kobieta nie robiła niczego z przymusu, z automatu nie może być uznana za ofiarę. Od razu pojawiają się zarzuty, że to pewnie ONA pchała mu się do łóżka, to ONA chciała się z nim związać, a kiedy odkryła, że nie jest tą jedyną, nagle zaczęła się mścić. Skoro wiedziała, że ma żonę, to ona powinna się wstydzić. Usiłowała rozbić jego małżeństwo. Co z tego, że zapewniał ją o separacji, czy kłamał o sprawie rozwodowej? Nie ważne, że zapewniał ją, że jest miłością jego życia. To ONA jest wszystkiemu winna. Bo uwierzyła. Tylko tyle.

Myślę, że to jest w przypadku tego typu spraw najbardziej frustrujące, a wręcz przerażające… Bezsilność. Myśl, że bez względu na wszystko, trafi się na przegraną pozycję. Jak wiele słyszy się przecież o ofiarach gwałtu, na które wina spadła tylko dlatego że „założyły obcisłą bluzkę”, czy „nie pilnowały swojego drinka w klubie”. Jakby nie patrzeć z ofiarami psychopatów sprawy mają się dużo gorzej. W ich przypadku nie da się jednoznacznie określić winy, udowodnić manipulacji, czy faktu, że druga połówka podświadomie wywoływała w ukochanej osobie notoryczne poczucie winy. Z reguły pojawia się wygodne tłumaczenie, że dana kobieta (lub mężczyzna) nie trafił/a po prostu na odpowiedniego mężczyznę (kobietę). Że to jej/jego wina, bo świadomie wplątał/a się w związek bez przyszłości.

Książka autorki wywarła na mnie ogromne wrażenie. „Mój ukochany wróg” wciąga, a zarazem szokuje. Z jednej strony potrafię zrozumieć, dlaczego kobiety wierzyły we wszystkie obietnice Jonasza, z drugiej naprawdę boli mnie świadomość tego, jak łatwo zostać oszukanym przez osobę, której się zaufało. W trakcie czytania rwałam sobie włosy z głowy, błagając, aby Nika, Wiola i Ada w końcu się opamiętały, aby dostrzegły te subtelne, sprzeczne sygnały, które mężczyzna im wysyłał.

Szczerze polecam wam książkę „Mój ukochany wróg”. Myślę, że Karolina Głogowska napisała historię, która jest potrzebna nam wszystkim. Mam nadzieję, że dzięki niej spojrzymy na to, co dzieje się wokół nas z szerszej perspektywy. Zamiast oczerniać, spróbujemy postawić się na miejscu poszkodowanych. Zamiast zrzucać winę, zadać sobie kluczowe pytanie: „Czy jesteśmy pewni, że sami postąpilibyśmy inaczej?”.

Dziękuję wydawnictwu W.A.B za możliwość zapoznania się z książką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz