sobota, 20 czerwca 2020

"Nie mój dług" Kinga Litkowiec | Wyd. WasPos


 
I znów sięgnęłam po erotyk. Podoba mi się, że ostatnimi czasy decyduje się czytać różne gatunki książek. Do każdej mogę podejść z zupełnie nowym, nieznanym mi nastawieniem. Nie mam pojęcia czego się spodziewać, nie nastawiam się na nic konkretnego i mogę odkrywać historię taką, jaka jest, a nie taką, jaką chcę, aby była. Z takim podejściem sięgnęłam po książkę Kingi Litkowiec „Nie mój dług”. Czy moje nastawienie się zmieniło? I to bardzo.

Z reguły nie zrażam się do książkowych gatunków. Tak jak świetna książka fantasy nie sprawi od razu, że pokocham każdą inną historię tego rodzaju, tak gorsza opowieść nie wpłynie na to, w jaki sposób odbieram cały gatunek. Faktem jest natomiast, że po romanse sięgam rzadziej niż po obyczajówki i fantastykę, a po erotyki sięgam niemal od święta. Nie mam literackiego doświadczenia w tych gatunkach, niemniej jednak staram się je ocenić w ten sam sposób, w jaki oceniam inne książki. Właśnie z tego powodu „Nie mój dług” nie znajdzie się na liście moich ulubionych historii.

Gdy umiera ojciec Jessici, ta dowiaduje się, że zostawił jej po sobie ogromny dług. Dług ten został naliczony u niejakiego Liama O’Dire’a, przystojnego, ale tajemniczego mężczyznę zwanego przez wielu Diabłem Los Angeles. Jako że Jessica nie zamierza dać się zabić za błędy własnego ojca, chcąc nie chcąc, musi zgodzić się na nietypową formę spłaty długu, jaką proponuje jej Liam. Nie wie, że tym samym i tak wydaje na siebie wyrok śmierci.

Zastanawiam się, od czego zacząć. Pomysł na fabułę jest ciekawy. Widać, że autorka chciała wcielić w życie konkretny plan i nie przebierać w słowach. To odważna, mocna pozycja, w której lepiej nie przywiązywać się do konkretnych bohaterów, bo szybko mogą stracić życie. Kinga Litkowiec nie bawi się w sentymenty, idzie jak burza, pozwalając głównemu bohaterowi robić to, co mu się żywnie podoba. Jeśli chce się zabawić, nie pyta nikogo o pozwolenie, jeśli się zdenerwuje, zaczyna strzelać, nie martwiąc się o konsekwencje. Nie jest to bowiem historia o przystojnym mężczyźnie, który jedynie sprawia wrażenie zdeprawowanego, zimnokrwistego człowieka, a w rzeczywistości jest wrażliwym, umiejącym współczuć kochankiem. W książce Kingi Liktowiec owy kochanek zabija, prowadzi nielegalne interesy i handluje kobietami. Daleko mu do księcia z bajki, o jakim marzyłaby każda porządna księżniczka.

Skoro już wspomniałam o bohaterach, powiedzmy sobie o nich coś więcej. Mam co do nich mieszane uczucia. Polubiłam Liama, to na pewno. Jest to z pewnością bohater konsekwentny, jeśli brać pod uwagę jego charakter. W stosunku do ludzi jest oschły i bezpośredni, nie pozwala sobą manipulować, a także z przyjemnością sięga po broń, kiedy tylko coś przestaje mu pasować. Jest pewnym siebie, zaborczym, porządnie wykreowanym bohaterem, który wzbudza tak samo respekt, co strach. Najciekawsze jest w nim jednak to, że jego „przemiana” jest bardzo subtelna. W przeciwieństwie do wielu męskich bohaterów książek, do samego końca stara się zachować wypracowywany latami wizerunek. Opiera się uczuciom, na każdym kroku udowadniając, że bez względu na wszystko, nie pozwoli dojść im do głosu.

Jessica, a więc nasza protagonistka, nie jest już niestety równie ciekawą postacią. Powiem wprost, w trakcie lektury nie potrafiłam darzyć jej choćby cieniem sympatii. Dziewczyna ciągle mnie czymś zaskakiwała, niestety w tym negatywnym znaczeniu. Zachowywała się irracjonalnie i stale przeczyła temu, co mówiła lub pomyślała. W jednej chwili obawiała się Liama, w drugiej sama do niego lgnęła, by w trzeciej, nie wiedzieć czemu, zacząć się na niego złościć. Jakkolwiek początkowo wydawała mi się porządną, nieodnajdującą się w nowej rzeczywistości dziewczyną, tak szybko stało się jasne, że niewiele ma z takową wspólnego. Jessica miała humory, próbowała dyktować warunki, a finalnie zaczęła mieć do Liama pretensje, że ten nie zamierza się przed nią otworzyć i wciąż odmawia odwzajemnienia jej uczuć (przy czym zaznaczmy, że on nigdy niczego jej nie obiecywał). Mimo iż autorka sprytnie wybrnęła z tego braku konsekwencji za pomocą pewnego zabiegu fabularnego, wciąż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że miało to głównie na celu pokazanie Jessici w „lepszym” świetle i sprawienie, że z czasem Liam bardziej zainteresuje się jej przeszłością, a także nią samą. Mnie osobiście nie podobała mi się ta ekspresowa przemiana, zwłaszcza że, jak wspomniałam, bohaterka została mi początkowo przedstawiona jako cicha, łagodna dziewczyna, która pod każdym względem różniła się od innych kobiet głównego bohatera. Niestety, ostatecznie różniła się wyłącznie tym, że sypiała w pokoju Liama i potrafiła powiedzieć, co myśli na jego temat. Narzekała, była nierozważna, jak również niezdecydowana.

O pozostałych postaciach nie mam zbyt wiele do powiedzenia, gdyż niewiele się o nich dowiedziałam. Jakkolwiek ciekawą postacią wydała mi się niejaka Kim, tak jej wątek został dość szybko rozwiązany, a jej wcześniejsze sceny miały miejsce głównie za kulisami, poza główną sceną. Jeśli o to chodzi, wiele wydarzeń autorka pozostawiła w sferze domysłów. Skupiła się przede wszystkim na protagonistach.

Językowo miałabym tej książce trochę do zarzucenia. Znalazło się w niej sporo zdań niepoprawnych stylistycznie, które niejednokrotnie musiałam sobie tłumaczyć we własnej głowie, aby zrozumieć ich sens (np.: „Jestem ciekaw, jaki wpływ mam na nią”). Brakowało mi opisów miejsc, czułam także przesyt wewnętrznych monologów głównych bohaterów, którzy stale myśleli o tym samym. Jessica określała Liama diabłem, a on bez przerwy zastanawiał się, co z nią zrobić. Naprzemienna narracja tych bohaterów spowodowała, że z czasem zaczęło mi brakować różnorodności. Zastanawiałam się, czy prócz dania mi nawet dobrego erotyku, autorka pozwoli mi przyjrzeć się bliżej światowi Liama. Bo nie przeczę, jeśli brać pod uwagę specyfikę gatunku, „Nie mój dług” wydaje mi się naprawdę dobrą pozycją. Kinga Litkowiec wprowadza swoich czytelników w wyjątkowo erotyczny świat. Nie ma w nim czasu na odpoczynek, czy zastanawianie się, czy tak wypada. Brutalny, niegrzeczny seks odgrywa w tej historii ogromną rolę. Niestety, ja należę do tych czytelników, którzy prócz czytania o zbliżeniach i związanych z nimi uczuciach, lubią poznawać także świat i drugoplanowych bohaterów. Tego mi w tej książce zabrakło.

Wydaje mi się, że jeśli ktoś szuka dobrego, mocnego erotyku, gdzie największy nacisk autor kładzie na seks i relacje między głównymi bohaterami, jest to dla niego odpowiednia pozycja. Znajdzie się w niej wiele słownych przepychanek, nagości, a także bardzo erotycznych zbliżeń. Ja niestety oczekuję od książek czegoś więcej. Brakowało mi akcji dziejącej się poza czterema ścianami posiadłości Liama i kilku klubów. Żałuję też, że nie miałam okazji poznać bliżej drugoplanowych bohaterów, ale jeśli o to chodzi, mam nadzieję, że autorka jeszcze skupi na nich swoją uwagę. W końcu to dopiero pierwsza część historii Jessici i Liama.

Liczę, że Kinga Litkowiec jeszcze zdoła mnie zaskoczyć i drugi tom cyklu: „Demony z Los Angeles” okaże się strzałem w dziesiątkę. Bo, wbrew pozorom, ta historia ma potencjał. Ja życzę autorce sukcesów. Widać, że lubi to, co robi, a to najważniejsze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz