niedziela, 30 sierpnia 2020

"Pięć lat z życia Dannie Kohan" Rebecca Serle | Wyd. Czwarta Strona



Choć „Pięć lat z życia Dannie Kohan” to pierwsza książka autorstwa Rebecci Serle, po którą sięgnęłam, jest to równocześnie książka wydawana przez Czwartą Stronę, a tej ufam niemalże bezgranicznie, jeśli chodzi o przyjemne w odbiorze lektury.

Dannie Kohan ma konkretny plan. Wie, gdzie widzi siebie za pięć lat i nie wyobraża sobie, aby choć jeden puzzel z jej życiowej układanki mógł przestać do niej pasować. Wszystko musi ułożyć się idealnie i… faktycznie się układa. Do 15 grudnia 2020 roku. Tego dnia, po udanej rozmowie kwalifikacyjnej, Dannie umawia się ze swoim partnerem na kolację, podczas której ten, zgodnie z jej przewidywaniami, decyduje się oświadczyć. Wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie fakt, że tego samego wieczora Dannie zasypia, aby obudzić się w zupełnie innym miejscu… pięć lat później. U swojego boku widzi obcego mężczyznę, a na palcu nowy pierścionek zaręczynowy.
Sen trwa niespełna godzinę i Dannie budzi się u boku swojego narzeczonego, w dobrze znanym sobie otoczeniu. Czy to jednak na pewno był sen? Co musiałoby wydarzyć się w ciągu kolejnych pięciu lat, aby życie poukładanej, kontrolującej całe swoje życie Dannie Kohan zmieniło się do tego stopnia?

Książka „Pięć lat z życia Dannie Kohan” przypominała mi trochę opowieści tworzone przez Taylor Jenking Reid. Autorka „Siedmiu mężów Evelyn Hugo”, czy „Daisy Jones&The Six” ma tę ciekawą przypadłość, że tworzy opowieści, których zakończenie jest czytelnikowi zarysowane już na początku. Odbiorca ma za zadanie przebrnąć przez dobrze poprowadzoną fabułę, aby finalnie odkryć intrygujące zakończenie. Zupełnie jakby czytał książkę obyczajową, która sięga po cechę, którą charakteryzuje się kryminał. Choć zna finał historii, musi odkryć, jak właściwie do niego doszło. Podobny zabieg wykorzystała Rebecca Serle. Pokazała czytelnikowi przeszłość Dannie Kohan, aby zasiać w nim ziarno niepewności. Co takiego stało się w przeciągu kolejnych pięciu lat życia bohaterki, że to aż tak się zmieniło? Przecież miała wszystko dokładnie zaplanowane.

Zacznijmy może od bohaterów. Dannie, jak już wspomniałam, to konkretna, nielubiąca zdawać się na przypadek protagonistka. Początkowo (mam tu na myśli pierwsze trzydzieści stron) nie potrafiłam z nią sympatyzować ze względu na przesadną pewność siebie. Dannie nie tylko była pewna, że dostanie wymarzoną pracę, ale również przewidziała, że chłopak zdecyduje się jej oświadczyć. W swoich planach była śmiała do tego stopnia, że zakrawało to już niemal pod arogancję. Nie przepadam za tego typu bohaterkami, więc zaczynając książkę, obawiałam się, że będę miała z nią duży problem. Szybko okazało się jednak, że jest to wyłącznie przejściowe „stadium” i na szczęście z czasem Dannie zaczęła przechodzić metamorfozę. Zaczęła dostrzegać, że nie wszystko da się w życiu zaplanować. Odkryła, że nie zawsze świat pozwoli jej się kontrolować i choćby nie wiadomo jak się starała, w każdej chwili może wydarzyć się coś, co zawali cały jej świat. Wtedy zaczęłam ją lubić. Polubiłam jej niepewność, reakcje, a także to, w jaki sposób próbowała radzić sobie z nową sytuacją.

Innych również da się lubić. Przyjaciółkę Dannie, Belle, polubiłam za otwartość, ciepło, a także przebojowy charakter, który powodował, że na swój sposób stanowiła kontrast dla poukładanej, twardo stąpającej po ziemi głównej bohaterki. Narzeczony Dannie, David, również okazał się interesującą postacią. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kogo dziewczyna chciałaby opuścić, ani kogoś, kto sam byłby skłonny zostawić ukochaną osobę. Był troskliwy, kochający, a przede wszystkim sympatyczny, co tym bardziej skłaniało mnie do myślenia, bo nie rozumiałam, dlaczego Dannie miałaby się z nim w przyszłości rozstać. Owszem, zawsze może znaleźć się wiele powodów, dla których pary decydują się na zakończenie relacji, aczkolwiek związek Dannie i Davida wydawał się na to wręcz zbyt idealny. Nic nie wskazywało, aby cokolwiek miało pójść nie tak. Nawet kiedy w życiu bohaterów pojawił się Aaron, a więc mężczyzna ze snu Dannie, wciąż nie dało się przewidzieć finału tej historii.

Skoro już mowa o finale. Co ciekawe, wbrew pozorom, to nie wątek miłosny jest w tej opowieści najistotniejszym elementem. Choć z opisu mogłoby wynikać, że będzie to romans, w którym pojawia się motyw przeznaczenia i drogi, jaką muszą pokonać bohaterowie, aby doprowadzić do takiego, a nie innego zakończenia, finalnie okazuje się, że nic nie jest takie, jakim wydawało się z początku. Owszem, autorka w swojej książce, przykłada dużą wagę do wątku snu Dannie i tego, że kobieta obawia się o przyszłość, ale w miarę czytania kolejnych rozdziałów, odbiorca odkrywa, że w rzeczywistości jednym z najważniejszych filarów książki jest nie miłość, ale... przyjaźń. Przyjaźń Dannie i Belli, która zostaje wystawiona na ciężką próbę. I to jest, według mnie, naprawdę interesujące. Autorka pokusiła się o to, aby nie kroczyć schematyczną ścieżką i wbrew oczekiwaniom czytelników, pokierować historię na zupełnie inne tory. Choć główny wątek książki wciąż wybrzmiewa, to w tle rozgrywa się opowieść, która faktycznie scala treść. Historia o tym, że czasami trzeba włożyć dużo trudu w to, aby poradzić sobie z czymś, na co nikt nas nie przygotował. Że przyjaźń nie zawsze jest łatwa i niekiedy zamiast realnego wsparcia, druga osoba oczekuje od nas po prostu zrozumienia. Bycia.

Mnie historia Dannie Kohan bardzo się podobała. Styl autorki jest lekki i przyjemny. Mimo że porusza ona dość trudny temat, zostaje on opisany w sposób bardzo przystępny. Wydaje mi się, że summa summarum niektórzy mogą być zaskoczeni, a nawet rozczarowani, w jakim kierunku zmierza fabuła (tu mam na myśli osoby, które nastawią się wyłącznie na romans i przewidywalne zakończenie). Ja nie mam tej książce niemal nic do zarzucenia. Bardzo podobała mi się relacja Dannie, Belli, Davida i Aarona. Podobało się, że został poruszony wątek relacji z rodziną, a także radzenia sobie w sytuacji, gdy wali się cały dotychczas znany nam świat. Rebecca Serle stworzyła opowieść, którą z całego serca polecam. Czwarta Strona po raz kolejny mnie nie zawiodła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz