środa, 9 września 2020

"Nowy układ" Kinga Litkowiec | Wyd. WasPos


Dzisiaj przychodzę do was z recenzją drugiego tomu serii „Demony z Los Angeles”, a więc „Nowym układem”. Kinga Litkowiec wyszła swoim czytelnikom naprzeciw, serwując im kolejną porcję namiętności i niebezpieczeństwa. Czy w tym „układzie” znalazło się jednak miejsce na sensowną fabułę i rozwój bohaterów? Przekonajmy się.
„Jess wydaje się, że jej życie wraca na właściwe tory. Liam O’Dire wyznaje, że chciałby spróbować podzielić się z nią jego dotychczas lodowatym sercem. Czy Jednak młodej dziewczynie uda się odnaleźć w świecie, który dotychczas tak ją przerażał? W końcu Liam nie ukrywa, że nie zrezygnuje dla niej ze swojej ciemnej strony.

Zacznę może od początku. Wydaje mi się, że skłamałabym, pisząc, że źle bawiłam się przy tej pozycji. Wręcz przeciwnie, bawiłam się świetnie. Problem jedynie w tym, że „zabawę” rozumiem w tym wypadku nie jako czerpanie przyjemności z dobrze poprowadzonej fabuły, interesujących dialogów, czy z poznawania charakternych postaci, ale jako znajdowanie owej przyjemności przy okazji szukania nieścisłości fabularnych, pozbawionych sensu wypowiedzi, czy braku logiczności w zachowaniu poszczególnych postaci. Muszę oddać autorce, że niestety, pod tym względem, książkę czyta się naprawdę ciekawie. Jakkolwiek z reguły staram się, jak mogę, aby nie zwracać uwagi na niektóre mankamenty w stylu pisarza, czy zachowaniu konkretnych postaci, tak w przypadku „Nowego układu”, im dalej w las, tym pojawiało się tego więcej. Przez pierwsze sto stron wydawało mi się, że drugi tom cyklu wypadnie lepiej niż jego poprzednik, ale się myliłam. Z czasem fabuła zbacza z toru, bohaterowie zaczynają zachowywać się coraz irracjonalniej, a ich wewnętrzne monologi stają się boleśnie monotematyczne. Czytelnik wciąż czyta o tym samym.

Co do bohaterów… Nie przepadam za nikim, prócz Liamem, który w tej części, choć stracił sporo na wyrazie przez swoje nagłe uczucie do Jess, wciąż stara się trzymać na zadowalającym poziomie charakterologicznym. Mimo iż z czasem zaczyna pokazywać drugą twarz, ani na chwilę nie zapomina o swoim pierwszym, mroczniejszym obliczu. Z jednej strony odkrywa, że potrafi czuć, z drugiej nie waha się zabijać. Podtrzymuję, że pod tym względem Liam różni się od innych tego typu bohaterów i jest to różnica z pewnością pozytywna. Mężczyzna nie zmienia się z minuty na minutę. Śmiem nawet wysnuć twierdzenie, że gdyby spora część jego rozdziałów została okrojona z miałkich, niekiedy wręcz sprzecznych przemyśleń odnośnie do Jessici, pozostałby on bohaterem nad wyraz interesującym, bo mrocznym i tajemniczym. Fakt, że czytelnik ma wgląd w owe przemyślenia, pozbawia go niestety aury, którą wokół siebie roztacza.

Jeśli chodzi o Jessicę, jej niestety nie lubię. Jej rozdziały, jakkolwiek zabawne (patrz: początek recenzji), tak niemiłosiernie mnie męczyły. W wielu wypowiedziach dziewczyna sama sobie przeczyła, podobnie zresztą jak w jakichś osiemdziesięciu procentach wewnętrznych monologów. Narracja pierwszoosobowa sprawia, że tych mamy w książce mnóstwo, a co za tym idzie, wciąż mamy do czynienia z pokrętną logiką, jaka przyświeca protagonistce. Jess z jednej strony wydaje się przerażona tym, w jakich kręgach obraca się Liam, z drugiej zaś często daje przykład tego, jak nie zachowywałby się ktoś w jej sytuacji. Aby nie być gołosłowną, podam wam przykład (spoiler): gdy Jessica prosi Liama, aby nauczono ją posługiwać się bronią i robi to jeden z jego ludzi, dziewczyna jest obrażona, że ktoś raczył traktować jej prośbę tak poważnie. Uznaje przy tym swojego „nauczyciela” za psychopatę, choć wcześniej sama nie miała problemu z byciem świadkiem grupowego morderstwa, a nawet sama zachęcała Liama do torturowania dwójki ludzi tylko przez wzgląd na dwuminutową rozmowę z obcym mężczyzną z klubu. Choć miało to pokazać, że z czasem Jessica zaczęła odnajdować się w świecie Liama, nie współgrało z wieloma jej wcześniejszymi i późniejszymi reakcjami. Powodowało to u mnie duży dysonans, jeśli chodziło o tę bohaterkę.

Książka, jako erotyk, sprawuje się naprawdę nieźle. Tak samo, jak w przypadku pierwszego tomu, jestem zdania, że osoby, którym zależy głównie na tym aspekcie, będą naprawdę zadowolone. Nie da się ukryć, że od książki aż bije namiętność, a scen miłosnych pojawia się tyle, że zadowolą nawet najbardziej wymagającego czytelnika tego gatunku. Pod tym względem nie mam Kindze Litkowiec, ani jej książce nic do zarzucenia. Jedyny problem to to, że uczucia bohaterów są dla mnie nieco… niezrozumiałe. Jakkolwiek jeszcze zainteresowanie Liama Jessicą mogę pojąć, zważywszy że bohaterowi podoba się jej postępowanie, tak „miłość” samej Jess jest pozbawiona logiki. Dziewczyna nie zgadza się z praktykami Liama, a mimo to wciąż utrzymuje, że go kocha. Wydaje mi się, że bohaterki autorów erotyków zbyt często mylą prawdziwe, dojrzałe i romantyczne uczucie z fascynacją spowodowaną pociągiem seksualnym. Myślę, że między innymi głównie dlatego tak trudno jest mi trafić na książkę erotyczną, która by mnie do siebie przekonała. Choćby nawet na każdej stronie pojawiała się namiętność, zwyczajnie nie potrafię uwierzyć w relację łączącą bohaterów. Co bowiem z tego, że książka obfituje w sceny łóżkowe, a protagoniści nie mogą się wręcz od siebie oderwać, skoro ich rozmowy ograniczają się wyłącznie do flirtu lub kłótni? Owszem, takie związki także się zdarzają, ale jak długo można je ciągnąć? Miłość to przecież nie tylko seks i rozmowy o mrocznej przeszłości. To również ciągłe budowanie zaufania i brak towarzyszącego przy drugiej osobie skrępowania. I właśnie tego wciąż nieco brakuje mi w tym cyklu książek. Autentycznego uczucia, które nie byłoby dyktowane wyłącznie pożądaniem i niezdrową fascynacją zapędami drugiej strony. Emocji zbudowanych na spokojniejszych, niezwiązanych wyłącznie z burzliwym życiem Liama momentach.

Fabuła jest nawet w porządku. Nie wywołała we mnie osobiście może jakichś szczególnie żywych reakcji, ale wyczuwałam dążenie autorki ku temu, aby w książce pojawiały się akcja i ciekawsze momenty. W tym miejscu moim jedynym „ale” mogłaby być ilość pompatycznych, nieco zbyt filozoficznych wynurzeń bohaterów, którzy wykładali mi, jako czytelnikowi, aż nazbyt wiele ubranych w na pozór poetyckie słowa oczywistości. Chociażby ciągłe wzmianki o niezmiennym charakterze Liama czy o tym, że był diabłem w ludzkiej skórze, a mimo to, Jess się w nim zakochała. Zawsze w takim wypadku mam wrażenie, że autor próbuje usprawiedliwić postępowanie bohaterów. Doskonale obrazowałoby to zdanie w stylu: „Owszem, Liam jest zły, ale z jakiegoś powodu go kocham”, które na swój sposób ma przypomnieć odbiorcy, że wybranek bohaterki wciąż jest negatywną postacią, ale ta jest w swojej miłości usprawiedliwiona.

Podsumowując: Mnie ta książka się niestety nie podobała. Podejrzewam, że raczej nie sięgnę po trzecią część, a jeśli już, zrobię to tylko po to, aby zobaczyć, czy styl autorki ewoluował. Ze swojej strony mogę polecić tę pozycję tylko osobom, które szukają tego, z czego erotyki są najbardziej znane, a więc scen miłosnych. Inni mogą się niestety na tej książce bardzo zawieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz