wtorek, 24 listopada 2020

"Berło ziemi" A. C. Gaughen | Wyd. Uroboros

Mam wrażenie, że sięgając po „Berło ziemi” spodziewałam się… czegoś nieco innego. Zakładałam, że będzie to kolejna książka w klimacie fantasy, której główna bohaterka okaże się silną, dumną i gotową bronić swoich racji dziewczyną, a sama fabuła zostanie oparta na spiskach, królewskim przepychu i silnie zaakcentowanym wątku miłosnym. Po lekturze muszę przyznać, że zostałam bardzo zaskoczona. Zastanawiam się tylko, czy na pewno pozytywnie.

„Shalia jest dumną córką pustyni. Po latach niszczycielskiej wojny z sąsiednim królestwem jej lud desperacko pragnie końca konfliktu, który pochłonął życie tak wielu osób. Pragnąc wymienić wolność na bezpieczeństwo, Shalia zostaje królową Krain Kości. Kraju, w którym magia jest zakazana, a Żywioły – ludzie kontrolujący ziemię, powietrze, ogień i wodę – są traktowani jak zdrajcy.
Wkrótce dowiaduje się, że jedynym pragnieniem jej męża, Calixa, jest zniszczenie Żywiołów.

Jeszcze przed swoją koronacją Shalia odkrywa, że ma moc nad ziemią. Uwięziona między irracjonalną nienawiścią męża do Żywiołów a niebezpiecznym buntem prowadzonym przez własnego brata, Shalia musi wykorzystać swoją moc i dokonać niemożliwego wyboru: ocalić swoją rodzinę, ocalić Żywioły lub ocalić siebie.”

Zacznę może od głównej bohaterki, z którą przez większą część książki miałam największy problem. Shalia, a więc nasza protagonistka, wydała mi się osobą nad wyraz niezdecydowaną, oderwaną od rzeczywistości, a także na swój sposób bezbarwną. Tak jak wydawało mi się na początku, że może okazać się wyjątkowo interesująca z racji poświęcenia własnego szczęścia dla bliskich, tak z biegiem czasu moją ciekawość zaczęła zastępować irytacja. Nawet jeśli Shalia wychodziła z jakąś inicjatywą, już w kolejnej sekundzie się z niej wycofywała, nie mając odwagi sprzeciwić się woli swojego świeżo upieczonego męża. Proponowała rozwiązania, które nie były wcielane w życie, bo od razu za nie przepraszała i pozwalała innym bohaterom robić to, co im się żywnie podoba. Patrzyła na śmierć, a choć widać było, że jest poruszona brutalnością otaczających ją ludzi, bała się cokolwiek zrobić, woląc myśleć o własnym bezpieczeństwie. I jakkolwiek nie twierdzę, iż była to zła postawa, bo sama pewnie zachowywałabym się podobnie, tak nie ukrywam, że mówimy o książce, a nie o prawdziwym życiu. Dlaczego o tym wspominam? Przede wszystkim dlatego, że przez całą historię czytelnik towarzyszy bohaterce, która nie potrafi wykazać się choć odrobiną odwagi i wciąż pozwala innym decydować o tym, o czym powinna myśleć. Miałoby to sens, gdyby Shalia była nie tyle główną bohaterką, co dajmy na to: postacią drugoplanową, która pojawiałaby się na „scenie” sporadycznie, a co za tym idzie, jej wątek towarzyszyłby czytelnikowi tylko od czasu do czasu. Sama złapałam się na tym, że o wiele przyjemniej czytałoby mi się tę książkę, gdyby była napisana z perspektywy brutalnego Calixa, czy chociażby jego brata. Ich wątki zdawały mi się o wiele ciekawsze od wątku Shalii, która mimo nowego statusu, wciąż pozostawała pod władzą większości bohaterów. Nie mówiąc już o tym, że średnio co kilka stron wybuchała płaczem, czym tym bardziej podkreślała swoją bezsilność.

Oddam tej bohaterce to, że pod koniec przeszła swego rodzaju przemianę. Choć wciąż nie zrobiła zbyt wiele, aby zyskać moją sympatię, przestała co chwilę zalewać się łzami, a nawet odważyła się postawić. Zakończenie „Berła ziemi” stało się dzięki temu naprawdę znośne i przyjemne. Nie mogę jednak oceniać fabuły tylko przez wzgląd na kilkadziesiąt ostatnich stron, kiedy książka ma ich prawie czterysta pięćdziesiąt. Niestety, przez owe czterysta bohaterka nie zrobiła zbyt wiele, aby dało się ją lubić, czy się z nią utożsamiać. Sięgając po fantastykę, czytelnicy nie zakładają raczej, że będą śledzić z zapartym tchem losy płaczliwej, bezsilnej królowej. Oczekują znalezienia się w środku konfliktu, poczucia na własnej skórze akcji, a także odkrywania spisków. Nie bycia biernymi obserwatorami, bo akcja dzieje się gdzieś za rogiem. Bo główna bohaterka nie ma żadnych praw, każą jej wykonywać rozkazy męża i chodzić tylko tam, gdzie on jej pozwoli.

Jeśli chodzi o resztę bohaterów, przyznaję, że zaskoczyła mnie ich… specyfika. Calix chociażby, nie należy do męskich postaci, które często spotyka się na łamach tego typu książek. Mam tu na myśli przede wszystkim fakt, że nie kryje się on w żaden sposób ze swoją brutalnością, a zarazem ma momenty, w których ujawnia swoją głęboko ukrytą, łagodniejszą stronę. Przyznam, że dawno nie spotkałam się z równie enigmatycznym bohaterem, którego przez większość lektury nie potrafiłam rozszyfrować. Nie umiałam określić bowiem, czy Calix finalnie zrozumie swoje błędy i wróci na dobrą drogę, czy jeszcze bardziej zatraci się w pielęgnowanych latami nienawiści, a także strachu. Według mnie to najlepiej wykreowana postać w „Berle ziemi”. Pełna sprzeczności, wzbudzająca niepokój, a zarazem umiejętnie korzystająca z władzy, aby manipulować nie tylko swoimi poddanymi, lecz również rodzeństwem.

Wątek romantyczny jest dość interesujący. Chodzi mi tu jednak nie o sam fakt, że śledzi się go z przyjemnością, ale o to, że trzeba mu oddać bycie oryginalnym. Po raz pierwszy spotkałam się z książką, w której bohaterka już w pierwszym rozdziale wychodzi za mąż i czytelnik śledzi jej losy z perspektywy „żony” i przyszłej matki. Później, jak można się łatwo domyślić, na drodze Shalii pojawia się inny absztyfikant. Sprawia to, że wątek, który zaczyna się interesująco i zapowiada się na najbardziej burzliwy element fabuły, szybko staje się przewidywalny i nieco bezbarwny uczuciowo. Osobiście nie zauważyłam momentu, w którym mogłoby się narodzić uczucie między główną bohaterką, a pewnym mężczyzną. Autorka dość wyraźnie starała się je jednak zasygnalizować, więc gdzieś w połowie książki postanowiłam poddać się jej sugestiom i przymknąć oko na znany większości czytelników schemat oparty na pojawieniu się „tego drugiego”.

Jeśli chodzi o język, miałam z nim problem. Był ładny i obfitujący w opisy, aczkolwiek, gdy przychodziło co do czego, a więc do dialogów, bardzo się męczyłam. Te w żaden sposób nie tworzyły więzi między bohaterami, były suche i wielokrotnie boleśnie oficjalne, co wpływało na to, że nie potrafiłam zrozumieć relacji łączących poszczególne osoby. Większość ludzi, bez względu na pozycję, czy łączące ich więzi, zwracało się do siebie formalnym, wręcz poetyckim językiem. Niestety, jakkolwiek brzmi on i wygląda elegancko, tak łatwo za jego pomocą pozbawić treść całego dynamizmu i emocji. „Berło ziemi” pod tym względem przypomina raczej czytanie o kontraktach sukcesywnie nawiązywanych między poszczególnymi bohaterami, aniżeli o prawdziwych emocjach, rozterkach czy niepewnościach.

Podsumowując: Choć okładka „Berła ziemi” jest naprawdę ładna i przykuwa wzrok, tak samą zawartość oceniam raczej nie najlepiej. Nie mówię, że męczyłam się, czytając tę książkę (ani, że nie znajdą się osoby, które się w niej nie zakochają), ale mnie osobiście wydaje się, że zmarnowano jej ukryty potencjał. Sądzę, że dałoby się ją poprowadzić dużo lepiej, zarówno jeśli chodzi o kreację bohaterów (zwłaszcza Shalii), jak i o warstwę techniczną. Shalia sama w sobie jest bezbarwną, słabą postacią, której daleko do bycia konsekwentną, potrafiącą wziąć sprawy w swoje ręce osobą. Wątek romantyczny został słabo nakreślony, a sama fabuła intryguje tak naprawdę tylko w kilku kluczowych momentach. Bolesny jest również sam wątek walki z żywiołami i żywionej do nich niechęci, który mógłby zostać naprawdę fantastycznie poprowadzony, gdyby tylko autorka skupiła się na nim, a nie na ciągłym podkreślaniu beznadziejnej sytuacji protagonistki. Książka skupia się bowiem przede wszystkim na ciągłych rozterkach Shalii. Niewiele mamy w niej samej wizualizacji magii żywiołów (jedynie pod koniec), czy wzmianek o planach wojennych władców (w końcu Shalia jest kobietą, a co za tym idzie, nie ma prawa poznać planów swojego męża). Jeśli miałabym określić tę historię, jest to po prostu opowieść o zagubionej, przestraszonej dziewczynie, która musi odnaleźć się w nowej, brutalnej rzeczywistości. Nie o samej magii, czy podejmowaniu trudnych wyborów.

 



2 komentarze:

  1. Świetny wpis i śliczne zdjęcie, jak wszystkie pozostałe. Znalazłam cię przez Wattpada i ubolewam że twoje książki są takie drogie...
    Anyway ja dopiero zaczęłam przygodę z blogiem literackim i mam nadzieję, że zajrzysz w wolnej chwili:
    https://vikistrugala.blogspot.com/?m=1
    Pozdrawiam😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Niestety na cenę książek nie mam wpływu :( Co do bloga, zajrzę na pewno :D

      Usuń