piątek, 10 grudnia 2021

"Jak oddech" Agata Czykierda-Grabowska | Wyd. Czwarta Strona

Kolejna, już trzecia świąteczna recenzja. Tym razem przychodzę do was z opinią o „Jak oddech”, książce, po którą nieco bałam się sięgać. Znam nieco twórczość Agaty Czykierdy-Grabowskiej i wiem, że tak, jak jej książki są ciekawe, tak są też z reguły wyjątkowo smutne. Przygnębienie czy rodzinne tragedie nie idą w parze ze świąteczną atmosferą. Mimo to nie mogłam sobie odmówić nowej powieści autorki.

Zanim przejdę do opisu fabuły, chciałabym zaznaczyć jedną rzecz. „Jak oddech” to kontynuacja innej powieści o podobnym tytule, mianowicie „Jak powietrze”. Występują w niej bohaterowie, którzy pojawili się w pierwszej części. I choć możemy uznać „Jak oddech” za samodzielną i domkniętą opowieść, którą można czytać bez znajomości pierwszej części, wolałam o tym wspomnieć. Sama nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po „Jak powietrze”, więc dopiero przy okazji lektury drugiej części „poznawałam” poszczególnych bohaterów. Warto dodać, że w pierwszym tomie mamy do czynienia z historią Dominika i Oliwii, a w drugim, z Hani (siostry Dominika) i Leo.

„Hania, młoda i ambitna studentka architektury krajobrazu, pracuje w urokliwej warszawskiej kawiarni. Tego dnia, gdy zaczyna zmianę, nie spodziewa się, że nadchodzące godziny całkowicie odmienią jej życie. W końcu mała, senna kawiarenka to ostatnie miejsce, w którym ktokolwiek spodziewałby się napadu…

Leo czuje, że sięgnął już dna. Postawiony pod ścianą przez los i własne fatalne w skutkach decyzje jest gotowy zrobić wszystko, by zdobyć potrzebne mu pieniądze. Zdesperowany postanawia napaść na pobliską kawiarnię i dokonać rabunku. Łupy pozwalają mu na chwilę odbić się od dna. Tylko jak poradzić sobie z gorzkim poczuciem winy, które pojawia się, kiedy tylko przypomni sobie przerażone oczy kelnerki z tamtej kawiarni? Leo czuje, że musi ją odnaleźć.”

Na wstępie recenzji powiedzmy sobie może o bohaterach. Mamy tutaj dwójkę głównych bohaterów: Hanię i Leo. Hania to pracowita, wesoła dziewczyna, która uwielbia swoją rodzinę i to, że dzięki jej wsparciu ma obecnie stabilną sytuację życiową. Leo również nie należy do leniwych osób, ale z pewnością nie można powiedzieć, że jego codzienność jest usłana różami. Wręcz przeciwnie. Mężczyzna każdego dnia boi się o to, czy będzie w stanie zapewnić byt swojej rodzinie. I choć stara się jak może, świat nie jest mu przychylny. Przynajmniej do dnia, w którym znajduje na szpitalnym korytarzu tajemniczą bransoletkę. Bransoletkę, która staje się jego talizmanem i stawia na jego drodze pewną dziewczynę. Właśnie Hanię.

Przyznaję, że polubiłam bohaterów. Spodobało mi się to, że Hania to naprawdę pogodna, ambitna i sympatyczna dziewczyna, która nie ocenia po pozorach i nim wyciągnie wnioski, stara się zrozumieć sytuację. Bardzo przypadł mi do gustu również Leo, który nie jest tak oczywistą postacią, jak można by się tego spodziewać. Z jednej strony troskliwy i rodzinny, z drugiej wybuchowy i stawiający na samotność. Raz wyjątkowo skryty, innym razem otwarty i szczery do bólu. Przepełniony sprzecznymi emocjami, z którymi na co dzień zmaga się każdym z nas. Razem z Hanią stanowią ciekawy duet protagonistów. Choć żyją w zupełnie innych światach, z czasem okazuje się, że wiele ich łączy. Oboje skrywają emocje, z którymi trudno jest im się pogodzić. Oboje wiedzą, czym jest strata, a także strach o najbliższych. I mimo iż obojgu zdarzają się chwile zwątpienia, starają się zrobić wszystko, aby złapać kolejny oddech.

Bohaterów drugoplanowych także polubiłam. O rodzinie Hani nie mogę powiedzieć zbyt wiele, zważywszy że nie czytałam pierwszego tomu. Nie zmienia to faktu, że po tym jakże krótkim spotkaniu, już mogę stwierdzić, że uwielbiam Dominika i Oliwię. Wprost nie mogę się doczekać, żeby sięgnąć po „Jak powietrze” i poznać ich historię. To jedni z tych bohaterów, którzy przekonują do siebie czytelnika po zaledwie kilku minutach obecności. Nie tylko oni zresztą. Tak samo jest w przypadku pozostałych. Brat Leo jest cudowny; ciekawy świata i tak kochany, że pod koniec miałam ogromną nadzieję, że pani Agata Czykierda-Grabowska nie będzie panią Agatą Czykierdą-Grabowską i pewne wydarzenia nie będą miały miejsca. Niestety, moje prośby nie zostały wysłuchane, więc w tym momencie muszę przerwać, aby nie zdradzić zbyt wiele.

„Jak oddech” to z pewnością ciekawa książka. Choć jej premiera wypadła akurat w grudniu, a okładka sugeruje, jakoby fabuła oscylowała wokół tematu świąt, takowych w niej nie uświadczymy. Owszem, śnieg sypie, dłonie marzną, a nos czerwienieje, ale ta historia nie ma nic wspólnego z Bożym Narodzeniem. Agata Czykierda-Grabowska uwielbia tworzyć historie, które poruszają i są nad wyraz… ludzkie. Tak, myślę, że to odpowiednie określenie. Ta opowieść, opowieść Hani i Leo, jest po prostu ludzka. Bohaterowie mają swoje wzloty i upadki. Tak jak w prawdziwym życiu, zdarzają im się sytuacje, na które nie mają żadnego wpływu. Każdego dnia uczą się oddychać na nowo, czerpać z tego, co przyniesie los.

Styl autorki jest przyjemny, a choć pisze o trudnych tematach i skomplikowanych uczuciach, nie przytłacza czytelnika. Jeśli chodzi o fabułę, cóż, nie ukrywam, że jest ciekawa, ale i nieco przewidywalna. Ktoś, kto czytał już kilka tego typu książek, z pewnością domyśli się, w którą stronę będzie zmierzała ta historia. Jest kilka dość specyficznych momentów i parę typowych dialogów, które służą wyłącznie temu, aby popchnąć fabułę do przodu, ale jestem w stanie to wybaczyć, bo uważam „Jak oddech” za naprawdę dobrą książkę. To powieść, w której bardzo dużą rolę odgrywają relacje rodzinne i budowanie wzajemnego zaufania. Historia o akceptacji i poszukiwaniu szczęścia, ale i o tym, że czasami nie możemy walczyć z tym, co przygotował dla nas los. Czas płynie nieubłaganie. Przypomina nam, że każdy oddech jest cenny. Każdy może być bowiem tym ostatnim.

Podsumowując: Myślę, że mogę polecić tę książkę każdemu, komu nie przeszkadza, że nie jest ani trochę świąteczna. „Jak oddech” to historia o poszukiwaniu miłości i wiary w lepsze jutro. Opowieść, która uczy, że świat nie zawsze będzie nam sprzyjał, ale każde serce da się ogrzać.

Czy można ją uznać za nostalgiczną? Tak, zdecydowanie. „Jak oddech” nie tylko otula swoim ciepłem, ale i wzrusza. Mogę się założyć, że co bardziej wrażliwe osoby z pewnością doprowadzi do łez.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz