„Jesteś
tą piosenką, nie znam żadnego słowa, ale ta melodia jest tak
znana. ”
fragment
książki „Kusząca Pomyłka”
Jeśli
ktoś czytał już niektóre z moich książkowych recenzji,
doskonale zdaje sobie sprawę, że ja i książki romantyczne
jesteśmy jak dwie półkule Ziemi. Jesteśmy połączone, bo
uwielbiam miłosne motywy,
ale raczej żadna z nas nie będzie ze sobą dosyć blisko, abym
mogła powiedzieć, że romanse, czy erotyki należą do moich
ulubionych gatunków literackich. Nuży mnie monotematyczność, jaką
zwykle spotykam w trakcie czytania; fakt, że zawsze historie muszą
powielać te same schematy… Zapewne, biorąc pod uwagę moją
opinię,
niektórzy zdziwią się, dlaczego w
takim razie
wciąż sięgam po podobne
książki. Katuję
się? A może po prostu lubię pastwić się nad autorami? Skądże
znowu! Moja
odpowiedź brzmi:
wybieram
romanse, ponieważ
czasami w oceanie bezbarwnych,
identycznych ostryg,
zdarzają się takie, które kryją w sobie perły. I taką moją
perełką jest niewątpliwie „Kusząca Pomyłka” Vi Keeland.
„Rachel
zaczyna pracę w Brooklyn College u boku owianego złą sławą
profesora Caine’a. Wykładowca z wydziału muzyki zdaje
się dla
studentów wyjątkowo surowy, nie zmienia to jednak faktu, że
krążące
na temat jego osoby plotki są z reguły niesprawdzone.
Prawdą okazuje się natomiast, że piekielnie przystojny, a w
dodatku porażająco pewny siebie profesor, nie
toleruje spóźnień, a w przeszłości zdarzało mu się sypiać ze
studentkami.
No
i wydaje
się Rachel podejrzanie znajomy. Młoda kobieta, w
chwili poznania pociągającego mężczyzny, orientuje się, że
została asystentką poznanego poprzedniego wieczoru w klubie faceta.
Mało tego, faceta, któremu niewiele myśląc, ani nie mając
żadnych twardych dowodów, prócz bełkotu pijanej przyjaciółki,
zarzuciła zdradę i kłamstwo… Nie
mogła chyba
nastąpić gorsza w skutkach pomyłka.
Zarówno
Rachel, jak i Caine mają swoje tajemnice i przeszłość, o której
woleliby nie mówić na głos. Gdy zrządzenie
losu
stawia ich na swojej drodze, oboje doskonale zdają sobie sprawę, że
nie powinni się angażować w
głębszą relację,
czy
poddawać chwilowym
emocjom.
On, bo jest profesorem i
obiecał sobie nie ulegać
więcej podopiecznym,
ona, bo wciąż ma
wrażenie,
że czuje coś do dawnego przyjaciela. I
choć wydaje im się, że potrafią utrzymać
się wyłącznie
na zawodowej płaszczyźnie, szybko staje się jasne, że ani Rachel,
ani Caine nie potrafią zignorować narastającego między nimi
napięcia.
Może
ta pomyłka była im przeznaczona...?”
Ponieważ
wad ta książka ma zdecydowanie dużo mniej, niż zalet, zacznę
może niestandardowo właśnie od nich, zostawiając zachwyty na
koniec. Szczerze
mówiąc, początek
książki specjalnie mnie nie przekonał.
Nie uważam, aby interesującym było
cały pomysł na fabułę opierać na jednym elemencie – tytułowej
pomyłce – który zajmuje zaledwie trzy pierwsze
strony tekstu. Niemniej jednak rozumiem zamysł autorki, która
musiała wprowadzić czytelnika w temat i w jakiś sposób zetknąć
ze sobą głównych bohaterów przed
ich „oficjalnym” spotkaniem.
Mając
to na uwadze łatwo przymknąć oko na niezbyt oryginalny początek i
skoncentrować się na dalszej części historii, nie tracąc przy
tym ani krzty przyjemności z poznawania lektury. Zwłaszcza że, co
trzeba przyznać,
Vi Keeland udało się obrócić feralne spotkanie w prywatny żart
bohaterów i powstało dzięki temu kilka ciekawych, zabawnych
dialogów. Tutaj
daję
spory plus autorce, bo znam wielu twórców, którzy zastosowali
podobny zabieg – niefortunną pomyłkę – aby wprowadzić
poszczególne postacie, po czym już nigdy nie wrócili nawet słowem
do momentu pierwszego spotkania bohaterów. Nie
przepadam za podobną niekonsekwencją, toteż tym bardziej szanuję,
że w tym wypadku faktycznie dało się odczuć późniejsze efekty
owej pomyłki.
Druga
sprawa: brakowało mi większej ilości interakcji z bohaterami
drugoplanowymi. Oczywiście dowiadujemy się o nich wielu istotnych
informacji, jednak jest to wplecione raczej w opisy, aniżeli ukazane
poprzez dialogi, czy faktyczne interakcje między bohaterami. W
trakcie czytania chciałam poznać lepiej przyjaciółkę Rachel, czy
chociażby jej przyjaciela, a zarazem byłego, epizodycznego
partnera. Przyznam,
że najbardziej lubię historie, które toczą się w spokojniejszym
tempie i prócz fragmentów,
w których pierwsze skrzypce grają protagoniści, mogę także
poznać pozostałych. Nie uważam jednak, aby wątek bliskich został
całkowicie pominięty, a ponieważ mamy
do czynienia z książką mającą zaledwie trzysta siedemdziesiąt
stron, w dodatku skupiającą się poniekąd na romansie i historii
głównych bohaterów, nie mam zastrzeżeń. Zwłaszcza (i tu płynnie
przejdę do zalet „Kuszącej pomyłki”), że ta ostatnia
naprawdę
mnie
zaskoczyła. Oczekiwałam przyjemnej, lekkiej
historii i rozwijającej się stopniowo relacji między przystojnym
profesorem, a nieco zakręconą, spóźnialską asystentką (to
był przy
okazji
główny powód, dla którego zdecydowałam się sięgnąć po tę
książkę).
Nie macie pojęcia, jak zdziwiłam się w trakcie czytania, kiedy na
światło dzienne wyszły pewne tajemnice, a właściwie odpowiedzi
na zadawane przeze mnie od początku lektury pytania. Nie
spodziewałam się, że autorka poprowadzi poszczególne wątki w
ten, a nie inny sposób, w
dodatku na koniec
połączy je ze sobą tak spójnie, że nawet po zakończeniu książki
jakaś część mnie pozostanie poruszona. Bo nie skłamię, pisząc,
że naprawdę się wzruszyłam, a wierzcie, nie zdarza mi się to
często w przypadku romansów.
„Kusząca
pomyłka” sama
w sobie kryje wiele zalet.
To
ciepła historia, która sprawia, że czytelnika dopadają
najróżniejsze, skrajne emocje: od rozbawienia, po melancholie. W
trakcie lektury z policzków nie znikają rumieńce, a z głowy myśl,
że Vi Keeland odwaliła kawał dobrej roboty, tworząc równie
poruszającą historię. Autorka ma już na swoim koncie wiele
książek, więc w trakcie czytania nie trudno dostrzec, że zdążyła
wypracować styl oparty na pisarskiej pewności siebie i umiejętności
kreślenia spójnej, sensownej fabuły. Tworzenie
dialogów przychodzi jej z łatwością, a opisy są wystarczające,
aby czytelnik odpowiednio zobrazował sobie otoczenie, jednocześnie
się przy tym nie nudząc.
Jeśli
miałabym oceniać tę książkę głównie przez wzgląd na jej
konstrukcję, jestem zdecydowanie na tak. Choć
pierwsza połowa „Kuszącej
pomyłki”
jest dosyć schematyczna, druga wbija w fotel, sprawiając,
że dosłownie
nie można się od niej oderwać. Fabuła rozwija się w odpowiednim
tempie, a w bohaterów, czy
chociażby w
ich postępowanie naprawdę
da się uwierzyć. Postacie
zachowują się naturalnie i odpowiednio jak na swój wiek; czytelnik
nie
znajdzie
więc
w tej
książce
trzydziestolatków marudzących niczym grupa obrażonych nastolatków,
czy zachowujących się irracjonalnie z buntowniczych, czy
nieokreślonych fabularnie
pobudek. Każde
zachowanie ma swoje uzasadnienie, każda przelana na łamach historii
łza jest poprzedzona ludzkimi, emocjonalnymi rozterkami. Choć
nie
mogę co
prawda powiedzieć,
że nie brakowało mi w tej powieści zupełnie niczego, nie jest
też
tak, że czułam niedosyt.
Choć
„Kusząca pomyłka” była moją pierwszą książką, która
wyszła spod ręki Vi
Keeland,
jestem przekonana, że z
wielką chęcią przyjrzę
się także innym jej pozycjom. Jeśli
lubicie romanse (a może tak jak ja, dopiero się do nich stopniowo
przekonujecie) was także do tego zachęcam. „Kuszącą pomyłkę”
mogę
wam
polecić
z czystym sumieniem.
Na
zakończenie pragnę podziękować Wydawnictwu Kobiecemu za możliwość
przeczytania książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz