piątek, 27 września 2019

"Kusząca pomyłka" Vi Keeland | Wyd. Kobiece


Jesteś tą piosenką, nie znam żadnego słowa, ale ta melodia jest tak znana.

fragment książki „Kusząca Pomyłka”


Jeśli ktoś czytał już niektóre z moich książkowych recenzji, doskonale zdaje sobie sprawę, że ja i książki romantyczne jesteśmy jak dwie półkule Ziemi. Jesteśmy połączone, bo uwielbiam miłosne motywy, ale raczej żadna z nas nie będzie ze sobą dosyć blisko, abym mogła powiedzieć, że romanse, czy erotyki należą do moich ulubionych gatunków literackich. Nuży mnie monotematyczność, jaką zwykle spotykam w trakcie czytania; fakt, że zawsze historie muszą powielać te same schematy… Zapewne, biorąc pod uwagę moją opinię, niektórzy zdziwią się, dlaczego w takim razie wciąż sięgam po podobne książki. Katuję się? A może po prostu lubię pastwić się nad autorami? Skądże znowu! Moja odpowiedź brzmi: wybieram romanse, ponieważ czasami w oceanie bezbarwnych, identycznych ostryg, zdarzają się takie, które kryją w sobie perły. I taką moją perełką jest niewątpliwie „Kusząca Pomyłka” Vi Keeland.

Rachel zaczyna pracę w Brooklyn College u boku owianego złą sławą profesora Caine’a. Wykładowca z wydziału muzyki zdaje się dla studentów wyjątkowo surowy, nie zmienia to jednak faktu, że krążące na temat jego osoby plotki są z reguły niesprawdzone. Prawdą okazuje się natomiast, że piekielnie przystojny, a w dodatku porażająco pewny siebie profesor, nie toleruje spóźnień, a w przeszłości zdarzało mu się sypiać ze studentkami. No i wydaje się Rachel podejrzanie znajomy. Młoda kobieta, w chwili poznania pociągającego mężczyzny, orientuje się, że została asystentką poznanego poprzedniego wieczoru w klubie faceta. Mało tego, faceta, któremu niewiele myśląc, ani nie mając żadnych twardych dowodów, prócz bełkotu pijanej przyjaciółki, zarzuciła zdradę i kłamstwo… Nie mogła chyba nastąpić gorsza w skutkach pomyłka.

Zarówno Rachel, jak i Caine mają swoje tajemnice i przeszłość, o której woleliby nie mówić na głos. Gdy zrządzenie losu stawia ich na swojej drodze, oboje doskonale zdają sobie sprawę, że nie powinni się angażować w głębszą relację, czy poddawać chwilowym emocjom. On, bo jest profesorem i obiecał sobie nie ulegać więcej podopiecznym, ona, bo wciąż ma wrażenie, że czuje coś do dawnego przyjaciela. I choć wydaje im się, że potrafią utrzymać się wyłącznie na zawodowej płaszczyźnie, szybko staje się jasne, że ani Rachel, ani Caine nie potrafią zignorować narastającego między nimi napięcia.

Może ta pomyłka była im przeznaczona...?”

Ponieważ wad ta książka ma zdecydowanie dużo mniej, niż zalet, zacznę może niestandardowo właśnie od nich, zostawiając zachwyty na koniec. Szczerze mówiąc, początek książki specjalnie mnie nie przekonał. Nie uważam, aby interesującym było cały pomysł na fabułę opierać na jednym elemencie – tytułowej pomyłce – który zajmuje zaledwie trzy pierwsze strony tekstu. Niemniej jednak rozumiem zamysł autorki, która musiała wprowadzić czytelnika w temat i w jakiś sposób zetknąć ze sobą głównych bohaterów przed ich „oficjalnym” spotkaniem. Mając to na uwadze łatwo przymknąć oko na niezbyt oryginalny początek i skoncentrować się na dalszej części historii, nie tracąc przy tym ani krzty przyjemności z poznawania lektury. Zwłaszcza że, co trzeba przyznać, Vi Keeland udało się obrócić feralne spotkanie w prywatny żart bohaterów i powstało dzięki temu kilka ciekawych, zabawnych dialogów. Tutaj daję spory plus autorce, bo znam wielu twórców, którzy zastosowali podobny zabieg – niefortunną pomyłkę – aby wprowadzić poszczególne postacie, po czym już nigdy nie wrócili nawet słowem do momentu pierwszego spotkania bohaterów. Nie przepadam za podobną niekonsekwencją, toteż tym bardziej szanuję, że w tym wypadku faktycznie dało się odczuć późniejsze efekty owej pomyłki.

Druga sprawa: brakowało mi większej ilości interakcji z bohaterami drugoplanowymi. Oczywiście dowiadujemy się o nich wielu istotnych informacji, jednak jest to wplecione raczej w opisy, aniżeli ukazane poprzez dialogi, czy faktyczne interakcje między bohaterami. W trakcie czytania chciałam poznać lepiej przyjaciółkę Rachel, czy chociażby jej przyjaciela, a zarazem byłego, epizodycznego partnera. Przyznam, że najbardziej lubię historie, które toczą się w spokojniejszym tempie i prócz fragmentów, w których pierwsze skrzypce grają protagoniści, mogę także poznać pozostałych. Nie uważam jednak, aby wątek bliskich został całkowicie pominięty, a ponieważ mamy do czynienia z książką mającą zaledwie trzysta siedemdziesiąt stron, w dodatku skupiającą się poniekąd na romansie i historii głównych bohaterów, nie mam zastrzeżeń. Zwłaszcza (i tu płynnie przejdę do zalet „Kuszącej pomyłki”), że ta ostatnia naprawdę mnie zaskoczyła. Oczekiwałam przyjemnej, lekkiej historii i rozwijającej się stopniowo relacji między przystojnym profesorem, a nieco zakręconą, spóźnialską asystentką (to był przy okazji główny powód, dla którego zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę). Nie macie pojęcia, jak zdziwiłam się w trakcie czytania, kiedy na światło dzienne wyszły pewne tajemnice, a właściwie odpowiedzi na zadawane przeze mnie od początku lektury pytania. Nie spodziewałam się, że autorka poprowadzi poszczególne wątki w ten, a nie inny sposób, w dodatku na koniec połączy je ze sobą tak spójnie, że nawet po zakończeniu książki jakaś część mnie pozostanie poruszona. Bo nie skłamię, pisząc, że naprawdę się wzruszyłam, a wierzcie, nie zdarza mi się to często w przypadku romansów.

Kusząca pomyłka” sama w sobie kryje wiele zalet. To ciepła historia, która sprawia, że czytelnika dopadają najróżniejsze, skrajne emocje: od rozbawienia, po melancholie. W trakcie lektury z policzków nie znikają rumieńce, a z głowy myśl, że Vi Keeland odwaliła kawał dobrej roboty, tworząc równie poruszającą historię. Autorka ma już na swoim koncie wiele książek, więc w trakcie czytania nie trudno dostrzec, że zdążyła wypracować styl oparty na pisarskiej pewności siebie i umiejętności kreślenia spójnej, sensownej fabuły. Tworzenie dialogów przychodzi jej z łatwością, a opisy są wystarczające, aby czytelnik odpowiednio zobrazował sobie otoczenie, jednocześnie się przy tym nie nudząc. Jeśli miałabym oceniać tę książkę głównie przez wzgląd na jej konstrukcję, jestem zdecydowanie na tak. Choć pierwsza połowa „Kuszącej pomyłki” jest dosyć schematyczna, druga wbija w fotel, sprawiając, że dosłownie nie można się od niej oderwać. Fabuła rozwija się w odpowiednim tempie, a w bohaterów, czy chociażby w ich postępowanie naprawdę da się uwierzyć. Postacie zachowują się naturalnie i odpowiednio jak na swój wiek; czytelnik nie znajdzie więc w tej książce trzydziestolatków marudzących niczym grupa obrażonych nastolatków, czy zachowujących się irracjonalnie z buntowniczych, czy nieokreślonych fabularnie pobudek. Każde zachowanie ma swoje uzasadnienie, każda przelana na łamach historii łza jest poprzedzona ludzkimi, emocjonalnymi rozterkami. Choć nie mogę co prawda powiedzieć, że nie brakowało mi w tej powieści zupełnie niczego, nie jest też tak, że czułam niedosyt.

Choć „Kusząca pomyłka” była moją pierwszą książką, która wyszła spod ręki Vi Keeland, jestem przekonana, że z wielką chęcią przyjrzę się także innym jej pozycjom. Jeśli lubicie romanse (a może tak jak ja, dopiero się do nich stopniowo przekonujecie) was także do tego zachęcam. „Kuszącą pomyłkę” mogę wam polecić z czystym sumieniem.

Na zakończenie pragnę podziękować Wydawnictwu Kobiecemu za możliwość przeczytania książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz