„Michael
był jak lody miętowe z kawałkami czekolady. Mogła spróbować
innych smaków, ale ten konkretny był jej ulubionym. ”
fragment
książki „Więcej niż pocałunek”
Stella
to cierpiąca
na zespół Aspergera kobieta,
dla której
tworzenie
skomplikowanych
algorytmów
wydaje się o wiele prostsze i
przyjemniejsze
niż rozmowy
z mężczyznami.
Relacje z płcią przeciwną są dla niej pozbawione logiki, a
związana z nimi bliskość, budzi w niej istne
przerażenie. Choć ma już trzydzieści lat, a na głowie rodziców,
którzy otwarcie przyznają, że chcieliby już zostać dziadkami,
specjalistka
od ekonometrii
nie potrafi się przemóc i umówić
z zainteresowanym nią kolegą z pracy. Zakładając, że to po jej
stronie leży problem, sfrustrowana kobieta decyduje się w końcu
„nauczyć”, jak obchodzić się z mężczyznami. A któż mógłby
ją lepiej podszkolić w kwestiach „zaspokajania” męskich
potrzeb, jeśli nie profesjonalista: ktoś, kto obcuje z kobietami na
co dzień?
Wybór
Stelli pada na Michaela, przystojnego pana do towarzystwa, który nie
spodziewa się, że przewrotny los postawi na jego drodze atrakcyjną,
ale nieco zagubioną trzydziestolatkę. I choć wydawałoby się, że
kobieta nie ma zielonego pojęcia o seksie, czy związkach, szybko
okazuje się, że ma wobec wynajętego przez siebie mężczyzny
bardzo konkretne plany. Plany,
które
zdecydowanie
wykraczają
poza niewinne, niezobowiązujące
całowanie.
Przyznaję,
że początek historii Stelli i Michaela nieco mnie… zaskoczył. Do
przeczytania książki przekonał mnie jej opis i intrygujący
pomysł, aby główna bohaterka aż nazbyt logicznie podchodziła do
tematu związków. Jak wiadomo, miłość rządzi się własnymi
prawami, więc osoba, która doszukuje się we wszystkim sensu, a
zwłaszcza sensu w miłości, już na starcie ma pod górkę. Byłam
ciekawa, jak autorka poradzi sobie z taką postacią, zwłaszcza że
sama jestem typem człowieka, który opiera w dużej mierze swoje
decyzje, a często także i uczucia, na logice. Pod tym względem
książkowa Stella pozytywnie mnie zaskoczyła. Pokazała mi się ze
strony, którą spodziewałam się ujrzeć. To bohaterka zdecydowana,
ale zmagająca się z problemami, które sterują jej życiem i nie
pozwalają na to, by jakikolwiek element układanki zmienił swoje
położenie. Ma zaledwie trzydzieści lat, a już może się
poszczycić porządną, bardzo dobrze płatną pracą i propozycjami
ciągłych awansów. Choć w duchu brakuje jej mężczyzny, świetnie
daje sobie ze wszystkim radę sama. No, poza jednym – relacjami
damsko-męskimi. Pod tym względem nie radzi sobie w ogóle, bo choć
jest atrakcyjna i sympatyczna, fakt, że jest aż nazbyt szczera,
nawet w momentach, gdy nikt nie chce usłyszeć prawdy, utrudnia jej
wejście w stały związek. Właśnie w ten sposób poznajemy
Michaela, opiekuńczego, sympatycznego pana do towarzystwa, który,
mówię zupełnie szczerze, urzekł mnie już od pierwszych stron
lektury. Gdy natykamy się na niego po raz pierwszy mężczyzna,
który nic nie wie o Stelli, jest szczerze zdziwiony, że ktoś taki
jak ona, szuka przelotnej chwili ciepła w ramionach kogoś takiego
jak on. Michael doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej profesji i z
tego, że przez nią nie powinien zbytnio zbliżać się do kobiet,
które go wynajmują. W przeszłości zdarzyła się sytuacja, że
jedna z jego klientek obdarzyła go uczuciem i mężczyzna nie chce
pozwolić, by się to powtórzyło. Wcale nie pomaga mu w tym jednak
fakt, że Stella potrzebuje właśnie kogoś, kto zdoła się do niej
zbliżyć i przebić mur, który tworzy towarzysząca jej przez całe
życie choroba.
Michael, wbrew wszystkiemu,
szanuje kobiety i najchętniej odrzuciłby propozycję Stelli, aby ta
znalazła mężczyznę, który byłby jej wart. Niestety, pieniądze,
które oferuje mu bogata klientka, są mu akurat bardzo potrzebne na
leczenie chorej matki. W ten sposób, mimo początkowej niechęci i
towarzyszących mu na każdym kroku wątpliwości, mężczyzna zgadza
się na zaproponowany przez Stellę układ. Ma nauczyć ją, jak
zachowywać się w prawdziwym związku.
Nie chciałabym się rozpisywać,
bo wiem, że wtedy nikt nie dotarłby do końca tej recenzji. Powiem
więc krótko: ta książka jest wyjątkowo ciepła i wbrew pozorom,
które czytelnik może odnieść na początku lektury, romantyczna.
Podobało się przede wszystkim to, jak konsekwentnie autorka
poprowadziła wątek choroby głównej bohaterki. Nie zauważyłam
żadnych niespójnych, nagłych zmian w jej charakterze, co
przytrafia się niestety niektórym pisarzom, kiedy ci chcą napisać
konkretną scenę, ale specyfika postaci im to uniemożliwia. Helen
Hoang udało się na szczęście tego uniknąć, wszystkie sytuacje,
które pojawiają się w książce, są uzasadnione i jako odbiorcy
jesteśmy w stanie w nie uwierzyć. Co ważniejsze i na co zwróciłam
szczególną uwagę w trakcie czytania, mamy szansę zagłębić się
w psychikę osoby, która myśli inaczej od nas, ale na swój sposób
wciąż wydaje jej się, że postępuje słusznie. Autorka w łagodny,
a zarazem konkretny sposób pokazuje czytelnikom, jak reaguje
człowiek, który nie jest do końca świadomy, że jego słowa lub
czyny mogą niechcący zranić uczucia drugiej osoby. Nie zawsze to,
co myślimy, ktoś inny powinien usłyszeć. Czasami łatwiej
przemilczeć niektóre nasze spostrzeżenia, by nie zrobić
przykrości temu, na kim nam zależy. Choćby nawet te spostrzeżenia
miały dotyczyć nieodpowiedniego naczynia, w którym ten ktoś chce
podać nam posiłek.
Ogromny plus należy się tej
książce za uwzględnienie wątku rodzinnego. Od rodziny Michaela,
którą mamy okazję poznać zarówno z perspektywy samego mężczyzny,
jak i Stelli, bije tak wyjątkowe ciepło, że aż chce się o niej
czytać dalej. Język książki jest przystępny, a także przyjemny,
czyta się ją zaskakująco szybko. Gdybym miała znaleźć jednak
jakieś minuty, powiedziałabym, że ta historia nie przypadnie do
gustu czytelnikom, którzy nie przepadają za scenami erotycznymi. Na
łamach „Więcej niż pocałunek” pojawia się ich naprawdę
dużo, można także wyłapać do nich sporo nawiązań. Ponadto
książce zdecydowanie może zaszkodzić rozgłos. Wiele osób
sięgnie po nią zapewne ze względu na popularność i pozytywne
opinie, które zyskuje na niemal każdej platformie. Tak się jednak
składa, że osobom, które preferują zagłębianie się w historię
i opisy, a nie w prężnie rozwijającą się relację bohaterów,
książka Helen Hoang może nie przypaść do gustu. Mimo wszystko
serdecznie polecam każdemu tę pozycję.
Na zakończenie pragnę podziękować Wydawnictwu Muza za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz