środa, 18 maja 2022

"Loveless" Alice Oseman | Wyd. Jaguar | Patronat medialny

Uwielbiam sięgać po książki z wątkiem romantycznym. Kocham wszelkie rodzaje miłości: od tej, która dopiero się rozwija, przez tę chaotyczną i skomplikowaną, po tę, która pozornie nie ma prawa bytu. Nie przepadam stricte za romansami, ale z wypiekami na twarzy pochłaniam historie, w których miłość odgrywa ważną rolę. Myślę, że właśnie dlatego obawiałam się sięgnąć po „Loveless” Alice Oseman. To trochę tak, jakby miłośnikowi górskich wycieczek, zaproponować wyjazd nad morzę. Choć taka osoba wie, że istnieje szansa, iż spodoba jej się nad wodą, nie podchodzi do tej sugestii zbyt entuzjastycznie. „Loveless” było właśnie takim moim prywatnym wyjazdem nad morze. Książka o aseksualnej i aromantycznej bohaterce nieco mnie przerażała. Bałam się, że mnie znudzi lub nie odnajdę w niej tego, za czym przepadam w większości powieści. Myliłam się. I to bardzo! Znalazłam w tej książce wiele prawdziwej miłości. Ku mojemu zaskoczeniu znalazłam w niej także część... siebie.

Georgia, największa miłośniczka romansów i fanfików, nigdy nie była z nikim w romantycznej relacji. Choć ma już osiemnaście lat, nie może poszczycić się doświadczeniami wielu swoich rówieśników. Nie uprawiała seksu, mało tego, nigdy nawet się nie całowała. Dla kogoś w jej wieku to istna tragedia. Przecież wszyscy to robią. Spotykają się, zakochują całują… Dlaczego Georgia nie jest jak wszyscy?

Choć młoda studentka robi dobrą minę do złej gry, zdaje sobie sprawę, że powinna zmienić swoje życie. Znaleźć chłopaka. Albo dziewczynę. Kogokolwiek, w kim potrafiłaby się naprawdę zakochać.

Czy może być coś bardziej przerażającego od myśli, że odstaje się od innych?

Dla Georgii jest tylko jedna taka rzecz.

Myśl, że faktycznie musiałaby kogoś pocałować.”

Początek tej książki był dla mnie... trudny. Myślę, że to właściwe określenie. Jak już wspomniałam na początku, raczej nie kwapiłam się, aby „zakochać się” w tej książce. Ponadto, warto już na wstępie podnieść, że tak jak przepadam za twórczością Alice Oseman, tak jej styl jest wyjątkowo lekki i "młodzieżowy”. Autorka nie tworzy obszernych, pisanych poetyckim językiem powieści. Więc dlaczego? Jakim cudem ten tekst, podobnie jak inne, tak bardzo do mnie trafił? Mało tego, jakim cudem trafił tak celnie, że postanowiłam objąć tę książkę patronatem medialnym? Ktoś, kto przepada za barwnymi opisami, głębokimi przemyśleniami i inteligentnym operowaniem słowem. Ktoś, kto wzdryga się na myśl o pojedynczych zdaniach, sznurach dialogów i zbyt „prostych” relacjach...

Odpowiedź jest o dziwo równie prosta, jak prosty jest język tej powieści. Wygląda na to, że wszystkiemu winna jest Georgia, główna bohaterka Loveless. To właśnie przez nią (i dla niej) z czasem zapomniałam o początkowych uprzedzeniach (błagam, nie róbcie tego, co ja!). A kiedy już o tym zapomniałam, zaczęłam się zakochiwać. W Jasonie, Pip, Rooney i Sunilu. W bohaterach, którzy pokazali mi, że to właśnie prostota jest największą zaletą tej historii. Są emocje, które nie wymagają skomplikowanych, bogatych opisów. Emocje, które już same w sobie są trudne do zrozumienia i zaakceptowania.

Nie tak łatwo jest mi się do tego przyznać, ale czytając tę książkę, miałam wrażenie, że czytam poniekąd o sobie. O kolejnej zagubionej dziewczynie, która nigdy nie miała okazji, aby się zakochać. Która czuła, a właściwie wciąż czuje niewyobrażalną presję, aby być w związku. Znaleźć chłopaka i właśnie w ten sposób pokazać, że wcale nie różni się od innych. Że także zasługuje na miłość. Nie odstaje.

Moja sytuacja pod wieloma względami diametralnie różni się od tej Georgii, wspominam o tym jednak, aby pokazać, dlaczego tak dobrze rozumiem tę bohaterkę. Jej zagubienie, potrzebę podążania za schematami, przerażenie na myśl, że jej się to nie uda. Bycie innym, nawet jeśli ta inność wcale nie jest zła, potrafi przytłoczyć. Jeśli o to chodzi, Alice Oseman doskonale oddała charakter swojej bohaterki. Wszelkie emocje, jakie towarzyszyły dziewczynie, okazały się do bólu prawdziwe. Każda z jej reakcji wydawała mi się porażająco adekwatna. Wmawianie sobie, że to przejściowa sytuacja, próby zamaskowania uczuć pod fałszywym uśmiechem, ciągłe podnoszenie poprzeczki, rozpaczliwe szukanie odpowiedzi... Georgia była na tyle zdesperowana, że z czasem zaczęło być jej obojętnie to, w kim się zakocha. Chciała się zakochać. Tak po prostu. Móc robić wszystko to, przed czym od zawsze wzbraniały się nie tylko jej umysł, ale i ciało.

I to bolało. Zarówno ją, jak i mnie. Czytelniczkę, która marzyła o tym, aby znaleźć się tuż obok i mocno ją przytulić. Chciałam okazać jej wsparcie, zaakceptować ją. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i że wcale nie musi być taka jak inni, bo tak jak inni zasłużyła na zrozumienie. Zapewnić, że te wszystkie lata niepewności nic nie znaczą. Poczucie presji w końcu przeminie, strach przed samotnością zastąpi wiele dobrych emocji...

Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów tej historii, naprawdę ich polubiłam. Początkowo niektóre ich rozmowy mi się ze sobą gryzły, ale z czasem dałam się ponieść. Jason okazał się cudownym i wspierającym towarzyszem, Pip wyjątkowo kochaną przyjaciółką, a Rooney na pozór rozrywkową i otwartą, ale w rzeczywistości pełną obaw dziewczyną. To nietypowe trio naprawdę przypadło mi do gustu, nie mówiąc już o Sulimie, który z czasem także zaczął odgrywać w życiu Georgie naprawdę ważną rolę. Myślę, że wszyscy zasłużyli na siebie nawzajem. Relacje jakie łączyły tych bohaterów, były niekiedy dość burzliwe, ewidentnie jednak bardzo im na sobie zależało. Cudownie było śledzić ich przygotowania do przedstawienia teatralnego (w książce pojawiają się wątki studenckich kółek zainteresowań i Szekspira), a także próby odnalezienia się w nowej rzeczywistości (życia bez rodziców i w otoczeniu całkiem nowych osób). Miałam ochotę poznać każdego bohatera jeszcze lepiej, odkryć, co takiego ma mi do zaoferowania, przekazania. Nie pojawia się tutaj bowiem wyłącznie osoba aromantyczna i aseksualna. W „Loveless” mamy do czynienia z wieloma reprezentacjami osób LGBT+.

O czym jest więc „Loveless”? To przede wszystkim książka o odkrywaniu własnej seksualności. O tym, że nie zawsze każdy musi iść wytyczoną przez innych ścieżką i o tym, że pójście niezbadaną drogą wcale nie oznacza, że nie dotrze się do żadnego celu. Alice Oseman pragnie pokazać, że brak romantycznej relacji, wcale nie wiąże się z samotnością. Istnieje wiele rodzajów miłości, chociażby ta platoniczna, która łączy prawdziwych przyjaciół. Nie warto zmuszać się do czegoś, czego tak naprawdę wcale się nie chce. Można zranić w ten sposób nie tylko innych, ale i samego siebie.

Podsumowując: Zdaję sobie sprawę, że ta książka może niektórym nie przypaść do gustu. Mnie przypadła i to bardzo. Nie tylko dlatego, że mogłam przeczytać książkę o aromantyczności i aseksualności (co nie jest dość częste), ale także dlatego, że przestałam czuć się osamotniona w pewnych emocjach. „Loveless” to opowieść, która uczy i poszerza horyzonty. Niesie za sobą proste, ale jakże ważne i potrzebne tak wielu osobom przesłanie. Nie powinno się cierpieć z powodu braku czegoś, czego wcale się nie chce. Nie ma jednej właściwej drogi, skoro to od nas zależy, którą z nich uznamy za tą najlepszą. Odpowiednią właśnie dla nas.

Uważam, że naprawdę warto.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz