piątek, 30 grudnia 2022

"Chcę, byś była w moim życiu" Klaudia Muniak | Wyd. Czwarta Strona

Książka Klaudii Muniak to trzecia świąteczna książka, po którą sięgnęłam tej zima. To też moja druga książka od tej konkretnej autorki. Pierwszą było „Wszystko, czego nie zrobiliśmy razem”. Nie ukrywam, że nie było nam z tą powieścią po drodze, więc finalnie rozstałam się z nią bez żalu, ciesząc się, że to już koniec. Po drugą część londyńskiej serii już nie sięgnęłam. Obawiałam się, że moja opinia na jej temat, będzie taka sama, jak w przypadku pierwszej.

Nim przejdę do właściwej recenzji, chciałabym podkreślić jedną rzecz. Jestem zdania, że autorka umie pisać. Problem w tym, że nie robi tego w stylu, do jakiego przyzwyczaiła nas literatura obyczajowa. Klaudia Muniak skupia się na przemyśleniach swoich głównych bohaterów, przykłada wagę do ich psychiki i do tego, w jaki sposób reagują na dane sytuacje. Na pozór wydaje się to naprawdę interesujące. Z czasem jednak czytelnik zaczyna łapać się na tym, że zamiast chłonąć historię, wodzi wzrokiem po kolejnych, przydługich opisach. Coś, co z pewnością doskonale działa w thrillerze psychologicznym, w obyczajówce jest po prostu trudne i nieprzyjemne do przyswojenia. Odbiorca odczuwa przesyt nawracającymi spostrzeżeniami i zmianami zdania. Przemyśleniami bohaterów, które z reguły nie wnoszą nic nowego, powtarzają się i męczą.

Obawiałam się sięgnąć po kolejną obyczajówkę od tej konkretnej pisarki. Gdy okazało się, że wśród świątecznych książek wydawnictwa znajdzie się i taka napisana przez panią Klaudię, postanowiłam dać autorce drugą szansę. Sięgnęłam po „Chcę, byś była w moim życiu”, licząc, że spędzę kilka kolejnych wieczorów przy pięknej, świątecznej opowieści. No cóż… z kilku wieczorów zrobiło się kilkanaście długich dni. Zaczęłam tę książkę i już po paru stronach zrozumiałam, że będzie tak samo, jak w przypadku „Wszystko, czego nie zrobiliśmy razem”. Że i tym razem nie polubię się ani z książką, ani tym bardziej z jej główną bohaterką.

Zuza pracuje jako dziennikarka i od kilku lat nie obchodzi Bożego Narodzenia. Co wcale nie oznacza, że za świętami nie tęskni. Niegdyś był to jej ulubiony czas w roku, który spędzała w towarzystwie rodziny. Decyduje, że najwyższa pora do tego wrócić. Świąteczne przygotowania rozpoczyna od przypalenia pierników, co powoduje ewakuację całego bloku. Przy okazji poznaje jednak nowych sąsiadów, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Szczególnie Kuba, który mieszka tuż za ścianą, robi na dziewczynie duże wrażenie. Okazuje się, że jest muzykiem i to niebanalnym, ponieważ tworzy utwory z… dźwięków przyrody. Zuza postanawia napisać o nim artykuł. A jak wiadomo, wspólna praca zbliża. Tylko czy na pewno każdy jest tym, za kogo się podaje? I co zrobić, gdy przeszłość nie daje o sobie zapomnieć?”

Mam naprawdę wiele problemów z tą książką. Nie mam jednak w zwyczaju pisać ogólnikami i wyrażać swoich opinii bez podawania solidnych argumentów. Właśnie dlatego przygotowałam spis rzeczy, z którymi miałam problem podczas czytania tej powieści. Zaznaczam, że mogą pojawić się w nim drobne spoilery.

1. Zachowanie głównej bohaterki. Jeśli chodzi o ten podpunkt mam do powiedzenia naprawdę dużo. Zuza, którą zaczęłam poznawać podczas lektury, okazała się nad wyraz zuchwałą i natarczywą bohaterką. Po poznaniu swoich przystojnych sąsiadów, z marszu zaczęła zakładać, że podoba się tak jednemu, jak i drugiemu. Oburzała się, gdy mężczyźni nie poświęcali jej uwagi i wciąż tworzyła scenariusze przyszłego związku z jednym z nich. Frustrowała się, kiedy coś szło nie po jej myśli, choć to właśnie ona była najbardziej zamknięta na potencjalną relację. Relację, która być może nie miała prawa bytu. Dlaczego? Ponieważ przyjaciel Zuzy od samego początku zakładał, że wspomniani mężczyźni nie są nią zainteresowani. Uznał, że zarówno ich zachowanie, jak i to, że mieszkają razem, sugeruje, jakoby byli w związku. Czy Zuza przejęła się tym faktem? Oczywiście, że nie. Pewna swego, brnęła w relację z Kubą, wmawiając sobie, że to niemożliwe, aby przystojny sąsiad był zajęty. Gdy ten przez jakiś czas nie zrobił żadnego kroku w celu umocnienia ich relacji, okłamała przyjaciela, że już się całowali. Tylko po to, aby ukrócić jego rozwlekłe rozważania na temat tego, że Kuba faktycznie może być gejem, a jego zachowanie wynika po prostu z tego, że chce być miły względem swojej sąsiadki. Sąsiadki, której zachowanie zaczęło z czasem zakrawać pod obsesję. Nie wiem, czy jej postępowanie miało zostać odebrane przez czytelnika, jako romantyczne, ale dla mnie było zwyczajnie niepokojące. Zuza z marszu zaczęła mieć obsesję na punkcie Kuby. Szukała go, wciąż o nim myślała i rozpaczała, kiedy wydarzyło się coś, co potencjalnie przekreślało szansę na ich „związek”. Wciąż powtarzała, że ma złamane serce i cierpi. Problem w tym, że wyszła ze wspomnianym sąsiadem dosłownie ze trzy razy. Nic się podczas tych wyjść nie działo, po prostu rozmawiali. Nie twierdzę, że to za mało, aby się zakochać. Twierdzę jednak, że to za mało, aby reagować w sposób, w jaki reagowała Zuza.

2. Zachowanie przyjaciela Zuzy. Bohater wielokrotnie i bez skrupułów mówił o swojej orientacji. Bez skrupułów oceniał także potencjalną orientację innych ludzi. Komentował to, że ktoś może być osobą homoseksualną. Nie uważam, żeby coś takiego było w porządku, nawet jeśli ów bohater tłumaczył się tym, że sam jest gejem, więc ma do tego prawo. Osobiście bym z tym polemizowała. Nikt nie chce, aby za jego plecami dyskutowano o jego seksualności. Zwłaszcza wtedy, gdy osoby, które o nim dyskutują, określają go mianem „cieplutkiego”. Moim zdaniem jest to wyjątkowo okropne określenie. Bez względu na to, z czyich ust pada i jak bardzo „żartobliwe” ma to być określenie. Bo w książce przewija się wiele niezbyt sympatycznych określeń, których Zuza i jej przyjaciel nadużywają, argumentując to tym, że przecież „są super tolerancyjni”. W ich przypadku są to „tylko i wyłącznie żarty”. Problem w tym, że te żarty nie są zbyt zabawne.

3. Wątek oryginalnej pracy Kuby, jednego z sąsiadów Zuzy, jest wątkiem, który mnie osobiście w ogóle nie angażował. Nie miał dla mnie ponadto szczególnego znaczenia dla rozwoju fabuły. Był powodem pewnego nieporozumienia, zgoda, ale wspomniana sytuacja rozwiązała się w jednym z ostatnich dialogów w książce i nawet nie dotyczyła bezpośrednio tego konkretnego bohatera. Po przeprowadzeniu wywiadu przez Zuzę, autorka wspomniała o jego zawodzie zaledwie parę razy, a i to wyłącznie w kontekście tego, że Zuzie się to podobało, bo spodobał jej się sam Kuba. Ostatecznie był to bowiem po prostu pretekst, żeby Zuza się nim zainteresowała i zechciała przeprowadzić z nim wspomniany wywiad, zbliżyć się do niego. Gdy to już się udało, praca Kuby zeszła na bardzo daleki plan.

4. Wątek romantyczny. O zachowaniu Zuzy wspomniałam już w podpunkcie pierwszym. Warto by było powiedzieć także co niego o panach. Chyba nie do końca załapałam, dlaczego wszyscy męscy bohaterowie tak bardzo lgnęli do naszej głównej bohaterki. Dziewczyna nie wyróżniała się niczym szczególnym, wręcz przeciwnie, wciąż wysyłała każdemu sprzeczne sygnały. Tymczasem zarówno jej przystojny sąsiad, jak i jej były partner, stale szukali z nią kontaktu i zachowywali się tak, jakby była najbardziej niesamowitą osobą na świecie. Problem w tym, że zabrakło ku temu jakichkolwiek przesłanek. Zuza piekła pierniki, chodziła do pracy i fantazjowała o sąsiadach. Nic poza tym. Nie robiła nic, co mogłoby wzbudzić czyjeś zainteresowanie.

4.5. Dodam jeszcze przy okazji mówienia o wątku romantycznym taką spoilerową ciekawostkę. Słowa, które tworzą tytuł książki, pojawiają się w książce parokrotnie, co już samo w sobie wydaje się być dość sporym zbiegiem okoliczności. Jakby tego było mało, po raz pierwszy padają z ust… byłego chłopaka głównej bohaterki. Dość niecodzienna decyzja ze strony autorki, biorąc pod uwagę, że czytelnik raczej nie zakłada, że Zuza wróci do mężczyzny, który ją zdradził.

5. Wątek tajemnicy. Z nim również miałam problem podczas czytania „Chcę, byś była w moim życiu”. Już na samym początku książki czytelnik otrzymuje informację, że Zuza od dobrych paru lat nie obchodzi świąt. Nie zostaje wyjawione, dlaczego tak bardzo się do nich zraziła, czytelnik wie jednak, że musi chodzić o coś naprawdę poważnego, skoro wcześniej bohaterka uwielbiała wszystko, co związane ze świętami. No i faktycznie, przeszłość Zuzy okazuje się naprawdę dramatyczna i smutna. I nie miałabym z tym żadnego problemu, gdyby nie fakt, że w opisie pojawia się zdanie: „Tylko czy na pewno każdy jest tym, za kogo się podaje?”. Nie rozumiem, do czego ma się to odnosić, bo na pewno nie odnosi się do sytuacji Zuzy. Nie odnosi się także do potencjalnej orientacji Kuby, bo on sam nie próbuje niczego sugerować. Nie ukrywam, że mam wrażenie, iż ktoś po prostu zapędził się, przy tworzeniu opisu książki. Ktoś, kto bardzo chciał, aby pojawił się w nim motyw skrywanych przez bohaterów sekretów. Tyle tylko, że sekret jest jeden i wiąże się z pewnym bolesnym wydarzeniem z przeszłości Zuzy. Sytuacją, o której nie musiała nikomu mówić, bo miała prawo do tego, aby zachować trudne wspomnienia dla siebie.

Obiecałam sobie, że podejdę do tej książki z czystą głową. Chciałam się z niej zakochać, skonfrontować się z myślą, że być może popełniłam błąd i zbyt pochopnie oceniłam styl pisania autorki. Problem w tym, że to kolejna książki Klaudii Muniak, która zamiast bawić lub wzruszać, zwyczajnie z czasem zaczęła mnie męczyć. Świąteczna powieść nie miała zbyt wiele świątecznego klimatu, ale akurat tego nie zamierzam analizować, ponieważ ma to swoje uzasadnienie. Zuza naprawdę starała się, aby nadchodzące święta były „magiczne”. Wciąż próbowała upiec idealne pierniki, wysyłała też sąsiadom karteczki z prośbami, aby wywiesili na balkonach świąteczne lampki.

Możliwe, że ta książka byłaby dużo lepsza i dużo bardziej klimatyczna, gdyby usunąć z niej przynajmniej połowę bliźniaczo podobnych przemyśleń protagonistki. W tej chwili nie jestem w stanie ocenić jej pozytywnie. Im dłużej czytałam tę powieść, tym trudniej było mi przebrnąć przez kolejne rozdziały. Zuza nie potrafiła podjąć żadnej racjonalnej decyzji, wciąż tonęła ponadto we własnych myślach i dziwnych wyobrażeniach. Naprawdę cieszę się, że udało mi się dokończyć tę książkę. Myślę, że nie sięgnę po kolejną powieść obyczajową tej autorki, pisarka zwyczajnie nie odnajduje się w tym gatunku. Z chęcią zapoznam się jednak w przyszłości z którymś z napisanych przez nią thrillerów. Możliwe, że na tym polu Klaudia Muniak wypadnie naprawdę dobrze.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz