sobota, 14 stycznia 2023

"Zdążyć do domu na święta" Anna Chaber | Wyd. Czwarta Strona

Patrzę na pustą stronę i zastanawiam się, od czego zacząć tę recenzję. Może zacznę po prostu od samego końca i napiszę słowa, które od dawna chodzą mi po głowie. „Zdążyć do domu na święta” to jak dotąd najlepsza powieść Anny Chaber. A warto podkreślić, że czytałam je wszystkie.

Filip wszystko analizuje. Kaja stawia na spontaniczność.

Poznają się na lotnisku w Brukseli, gdy oboje czekają na samolot do Polski. Chwilę później wszystkie loty zostają odwołane, a rodzinne spotkania stają pod znakiem zapytania. Kaja nie poddaje się jednak i postanawia dotrzeć do kraju… pociągiem. A później autobusem, kolejnym pociągiem, a nawet autostopem. Filip nie rozumie, dlaczego dziewczynie tak bardzo zależy na powrocie do domu, ale postanawia jej towarzyszyć. Czy wspólna podróż połączy bohaterów na dłużej?”

Uśmiechałam się podczas poznawania tej historii. Była zabawna i przemyślana, jej poznawanie sprawiało mi ogromną przyjemność. Filip i Kaja, bohaterowie, którym towarzyszyłam w wymagającej podróży do domu, także okazali się fantastycznymi kompanami. Filip był twardo stąpającym po ziemi mężczyzną, który wzdrygał się na samą myśl o podejmowaniu decyzji bez uprzedniego przeanalizowania sytuacji. Kaja wręcz przeciwnie, była wolnym duchem, stawiającym na spontaniczność. Oboje, choć tak od siebie różni, wzbudzali we mnie mnóstwo ciepłych uczuć. I ta sympatia tylko rosła w miarę, jak bohaterowie stawali się sobie coraz bliżsi. Ich relacja zaczynała się rozwijać, była ciekawa i dynamiczna. Obfitowała także w wiele sukcesów i niepowodzeń, z których wspólnie starali się wyjść obronną ręką.

Nie ukrywam, że bardzo zżyłam się z bohaterami. Oboje byli bardzo charyzmatyczni i konkretni w swoich przekonaniach. Mieli także swoje tajemnice. Z czasem wyszło jednak na jaw, jak trudna i skomplikowana jest relacja Filipa z mamą. Syn od dawna nie pojawiał się w rodzinnym domu, bał się konfrontacji i nawrotu bolesnych wspomnień. Podobnie zresztą sprawy miała się w przypadku Kai. Ona także uciekała przed tym, co wydarzyło się w przeszłości. W przeciwieństwie do swojego towarzysza, miała jednak świadomość, że nie uda jej się uciekać bez końca. Właśnie dlatego, tak bardzo zależało jej na powrocie do domu. Do najbliższych.

Zdążyć do domu na święta to słodko-gorzka opowieść, która niejednego czytelnika doprowadzi do łez. Mnie doprowadziła. Kończyłam tę książkę, pociągając nosem. I choć rękawy mojego swetra stawały się wilgotne od kapiącej na nie wody, towarzyszyła mi tylko jedna myśl: „Pozwól im to zobaczyć. Pokaż emocje, których nie uda im się dostrzec. Przekonaj ich do tej książki. Wiesz przecież, że warto”.

Wierzę, że w nie uwierzycie: właśnie w te emocje. Nie zamierzam zdradzić wam zbyt wiele na temat samej książki, bo to element zaskoczenia jest jej najmocniejszą stroną. Nie wątek romantyczny, czy zmiany, jakie zachodzą w bohaterach. To świadomość, ona jest najważniejsza. Poczucie, że warto doceniać to, co już się ma. Nic nie trwa przecież wiecznie. Liczą się wszystkie momenty.

Bo każdy, nawet ten najbardziej wyjątkowy płatek śniegu, w końcu stopnieje.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz