poniedziałek, 13 marca 2023

"Golden boys" Phil Stamper | Wyd. Jaguar | Recenzja patronacka

Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że już żadna książka nie zdoła mnie zaskoczyć, wydawnictwa robią wszystko, aby udowodnić, jak bardzo się myślę. Tak było i tym razem. Dostałam propozycje zapoznania się z historią, co do której nie miałam początkowo zbyt dużej pewności. Opis „Golden boys” ani nie mówił, ani nie obiecywał mi zbyt wiele: ot, poruszał temat czterech dorastających chłopaków, którzy wkraczając w dorosłość, zderzyli się z bolesną rzeczywistością. Nagle zorientowali się, że świat wcale nie będzie na nich czekał. Że sami będą musieli wyjść mu naprzeciw, zrobić wszystko, aby w ogóle zechciał na nich spojrzeć. Zainteresował się ich przyszłością.

Bo wiecie… Chyba każdy z nas przeżył choć raz tego typu, głębokie rozczarowanie. Poczuł, że ludzie oczekują od niego zbyt wiele. Że sam wymaga od siebie o wiele więcej, niż jest w stanie dać...

I właśnie o tym jest „Golden boys”. Nie o czterech chłopakach, których łączą bardzo bliskie i nad wyraz skomplikowane relacje, ale o poznawaniu swoich możliwości. O stawaniu twarzą w twarz z problemami, a także o nauce rozmawiania o swoich największych obawach. Próbie skonfrontowania się z własnymi marzeniami. Nie tymi narzucanymi przez innych, lecz własnymi, skrywanymi w najgłębszych zakamarkach nastoletniego serca.

Gabriel, Reese, Sal i Heath, mieszkańcy niewielkiego miasteczka, przyjaźnią się od lat. Wiele ich łączy - wszyscy są queer, wszyscy świetnie się uczą i wszyscy marzą o wielkich rzeczach. W wakacje przed ostatnią klasą liceum każdy z nich wyrusza w inną stronę świata, by przeżyć swoją wielką przygodę. Reese będzie uczył się projektowania graficznego w Paryżu. Gabriel udaje się do Bostonu, by zostać wolontariuszem w organizacji non-profit. Celem Sala jest Kapitol, gdzie czeka go posada stażysty jednego z członków kongresu. Heath zaś... Cóż, Heath wybiera się na Florydę, by pomóc ciotce w jej salonie z automatami do gry.

Zacznę może od wzmianki, że „Golden boys” to kolejna książka, którą miałam zaszczyt objąć patronatem medialnym. To przy okazji kolejna historia, która zostanie ze mną na naprawdę długo, bo już na tym etapie, mam z nią mnóstwo ważnych dla mnie wspomnień. Nie byle jakich zresztą, bo tak się składa, że to właśnie bohaterowie Phila Stampera towarzyszyli mi podczas pierwszych dni w nowej pracy. Można powiedzieć, że niechcący wślizgnęłam się w ich szeregi i dołączyłam do ich niezwykłego kwartetu. Stałam się jedną z nich, równie podekscytowaną i zagubioną postacią, która nie miała bladego pojęcia, co przyniesie przyszłość.

No to może teraz coś o książce... Przyznam, że zaskoczyła mnie bliska, a nawet bardzo bliska relacja, jaka łączyła naszych czterech protagonistów. Bohaterowie dość mocno na siebie oddziaływali, ich relacje od początku książki były bardzo konkretne, mało tego, podchodziły wręcz pod niezdrowe uzależnienie. Sal, Heath, Gabe i Reese okazali się być ze sobą niesamowicie zżyci. Znali się od małego i choć podświadomie zdawali sobie sprawę, że ich losy nie zawsze będą ze sobą splecione, uparcie starali się trzymać te więzy jak najmocniej zaciśnięte. Choć mieli przebłyski świadomości, która podpowiadała im, że to niezdrowe, nie potrafili zrezygnować z wzajemnej obecności. Potrzebowali siebie nawzajem, nie umieli funkcjonować w pojedynkę. W końcu w przeszłości zawsze byli razem.

Nierozłączni jak cztery bieguny.

Golden boys” okazała się naprawdę ciekawą pozycją. Autor pokusił się o interesujący zabieg, bo stworzył książkę o czterech chłopakach, którzy na początku historii nie tyle dopiero się poznają, co znają się aż nazbyt dobrze. W momencie, w którym rozpoczyna się fabuła, Sal, Heath, Gabe i Reese znajdują się na życiowym rozdrożu, zdają sobie sprawę, że już niebawem będą zmuszeni się rozstać. Czytelnikowi zostaje w tym momencie zarysowana ich głęboka więź, to w jaki sposób się do siebie odnoszą i co do siebie czują. Nie jest to bowiem wyłącznie czystko platoniczna relacja. Sal i Gabe są przyjaciółmi z dodatkowymi korzyściami; choć nie zamierzają zostać oficjalną parą, lubią od czasu do czasu spotkać się na osobności. Heath i Reese są ich lustrzanym odbiciem: z jednej strony chcieliby zrobić kolejny krok, z drugiej jednak, nie potrafią rozmawiać o swoich prawdziwych uczuciach. Za bardzo boją się rozczarowania, tego, że zostaną odrzuceni. W końcu słowo „kocham cię” może mieć naprawdę wiele znaczeń. To najważniejsze z nich, związane z romantycznymi uczuciami, wydaje się w tym wypadku zbyt znaczące i trwałe.

Bohaterowie przez większą część książki starają się odnaleźć samych siebie, odkryć, co jest dla nich tak naprawdę ważne. Choć zdają sobie sprawę, że nadszedł czas, aby spróbować żyć na własny rachunek, próbują odwlekać moment ostatecznej rozłąki. Nie rozstają się na zawsze, mimo to obawiają się o wspólną przyszłość, o to, że dłuższa separacja wpłynie na ich sposób myślenia, czy postrzegania świata. Paradoksalnie całą czwórkę najbardziej przeraża nie tyle perspektywa porażki, ile myśl, że spodoba im się to, co odkryją tuż za „zakrętem”. Że zachłysną się nową rzeczywistością i z czasem o sobie zapomną. Nie będzie już chatu „Golden boys”. W którymś momencie ta mistyczna rutyna, która dotyka dorosłych, poważnych ludzi, o wiele bardziej przypadnie im do gustu. Okaże się „właściwsza” niż to, z czym dotychczas mieli styczność.

Będę szczera. Myślę, że „Golden boys” nie przypadnie do gustu każdemu czytelnikowi. Nie będę ukrywać, że jest to wyjątkowo… specyficzna książka. Z jednej strony wydaje się być bardzo spokojna, z drugiej jednak okazuje się naprawdę burzliwa i trudna pod względem emocjonalnym. Bohaterowie przeżywają to, co dzieje się w ich życiu, podejmują niewłaściwe decyzje i liczą się z ich konsekwencjami. Jednocześnie ich wybory, nawet jeśli na pierwszy rzut oka dość irracjonalne, po głębszej analizie faktycznie zdają się mieć sens. Odpowiadają charakterom poszczególnych chłopaków, temu, w jaki sposób patrzą na świat i filtrują otaczającą ich rzeczywistość.

Golden boys” porusza naprawdę wiele istotnych kwestii. Mam tutaj motywy takie jak: rozwód i konieczność zaakceptowania nadchodzących zmian, wymagające otoczenie i nastawiony na sukces rodzic, brak akceptacji, wykorzystywanie w pracy, radzenie sobie z emocjami w momencie, w którym cielesność nie łączy się z romantycznymi uczuciami, próba zrozumienia skomplikowanych relacji z bliskimi… Jest o jednak przede wszystkim opowieść o dojrzewaniu. Nawet nie tyle tym fizycznym, ile psychicznym, bo związanym z akceptowaniem nieuchronnych zmian. Przyznaję, że bardzo potrzebowałam takiej historii. Jestem na podobnym etapie życia, co bohaterowie. Uczę się tego, że czasem warto przezwyciężyć strach i spróbować wyjść ze swojej strefy komfortu. Nawet jeśli początkowo wydaje się to przerażające, z czasem może się okazać, że było warto, bo tuż za rogiem czeka mnóstwo niewykorzystanych okazji. Ludzi, którzy czekają, aby ich poznać... Doświadczeń, których nie zdobędzie się, uciekając przed na pozór nieprzyjemnymi obowiązkami…

Jestem przekonana, że znajdą się osoby, które "poczują" tę książkę, jak żadną inną. Tak po prostu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz