wtorek, 18 stycznia 2022

"Dwór srebrnych płomieni" 1/2 Sarah J.Maas | Wyd. Uroboros

Sięgnęłam po tę książkę z myślą, że zacznę ją czytać i wrócę do niej za jakiś czas. Patrzyłam na nią, zastanawiając się, ile dni zajmie mi przeczytanie ponad 900 stron tekstu. Uznałam, że zostawię tę lekturę na potem… a potem zaczęłam ją czytać. I przepadłam. Zatonęłam tak, jak Nesta tonęła w głębinach Kotła. Pozwoliłam nieść się tej historii, opowieści złamanej kobiety, która wyszła z otchłani, zabierając coś, czego nie powinna. Która stała się równie ostra, co srebrzyste ostrze. Która sama stała się ostrzem…

Nesta Archeron od zawsze była dumna, wybuchowa i niezbyt skłonna do wybaczania. Odkąd zmuszono ją do wejścia do Kotła i została Fae wbrew swojej woli, walczy o znalezienie własnego miejsca dla siebie w zabójczym i niebezpiecznym świecie. Co gorsza, wojna i wszystko, co w niej straciła, wypaliły w jej duszy niezatarte piętno. Jedyną osobą, która rozpala ją bardziej niż ktokolwiek inny, jest Kasjan, tajemniczy i twardy wojownik na Dworze Nocy Rhysanda i Feyry. Między Nestą a Kasjanem płonie prawdziwy ogień. Żar jednak może spalić lub oczyścić. Tymczasem zdradzieckie ludzkie królowe, które powróciły na kontynent podczas ostatniej wojny, zawarły nowy niebezpieczny sojusz, zagrażający kruchemu pokojowi, który zapanował w królestwach. Klucz do powstrzymania kolejnej wojny dzierżą wspólnie właśnie Nesta i Kasjan. By jednak ocalenie pokoju było możliwe, te dwa żywioły muszą zacząć ze sobą współpracować. Czy będzie to możliwe?”

Czytelnicy Dworów dzielą się na dwie grupy. Pierwsza z nich składa się z tych, którym Nesta Archeron, siostra Feyry, w niczym nigdy nie wadziła. Druga to osoby, które już na wstępie znienawidziły tę bohaterkę i łapały się za głowę na wieść, że kolejny tom zostanie w całości poświęcony właśnie jej. No bo jak to? Prawie tysiącstronicowa książka o kobiecie, która nigdy nie wsparła swojej młodszej siostry i pozwoliła ojcu umrzeć? Która znalazła się na Dworze Nocy tylko dlatego, że Feyrze zrobiło się jej żal? Która nigdy nie dbała o nikogo oprócz Elainy? Powiedzieć, że przy okazji premiery „Dworu srebrnych płomieni” pojawiło się tylko kilka wątpliwości, to jak nic nie powiedzieć. Ta konkretna historia była na językach niemal wszystkich fanów Sarah J.Maas. Najpierw za sprawą informacji o głównej bohaterce, a potem przez wzgląd na kontrowersje wokół jej niezbyt ładnej okładki. Pomińmy jednak kwestię, o której przez wiele miesięcy huczało (a teraz głównie wspomina) całe książkowe środowisko. Skupmy się na tym, co najważniejsze. Na fabule i na tym, czy „Dwór srebrnych płomieni” zasłużył na to, aby określać go Dworem gorszym od Dworu Koszmarów.

Od razu rozwieję wszelkie wątpliwości i dam moją odpowiedź na powyższe pytanie. Nie. Według mnie „Dwór srebrnych płomieni” nie jest złą pozycją. To bardzo dobra książka, w której główną rolę odgrywają nie tyle Nesta i Kasjan, co ich burzliwe emocje. Wracamy w tym tomie do naszych ukochanych bohaterów z głównej trylogii. Znów spotykamy się z Rhysandem i Feyrą, z Azrielem, Elainą, Morrigan, Lucienem, a także tajemniczym Erisem. Poznajemy również innych, jak chociażby pracującą w bibliotece Gwyn, czy prowadzącą sklepik Emerie. Dwie na pozór zwyczajne kobiety, które w istocie odgrywają w tej historii naprawdę dużą rolę. No i Dom! Nie możemy zapomnieć o Domu, który uwielbiam do tego stopnia, że z przyjemnością umyłabym mu wszystkie okna i odkurzyła dywany! (Zdaję sobie sprawę, że ostatnie zdanie może brzmieć dość kuriozalnie, zaznaczę więc od razu, że Dom to w istocie żywy, posiadający świadomość „dom”, a nie kolejny męski bohater pani Maas.)

Co mogę powiedzieć. „Dwór srebrnych płomieni” pochłonęłam w zaledwie kilka dni. Nie potrafiłam się od niego oderwać, nawet jeśli odkładałam książkę na bok, wciąż wracałam do niej myślami. Kiedy zaś dotarłam do ostatniej strony, poczułam żal. Żal, że to już koniec, żal, bo przeczytałam tę książkę zbyt szybko. Z pewnością wielu z was zna to uczucie, gdy chce czytać dalej, a jednocześnie nie chce czytać dalej, bo pragnie zostać z danymi bohaterami jak najdłużej. Ja pragnęłam zostać z Nestą i Kasjanem. Podglądać ich codzienność, obserwować treningi, przysłuchiwać się rozmowom. Mogę się założyć, że gdyby ktoś dokleił mi do książki kolejne pięćset stron, nawet bym tego nie zauważyła. Czytałabym dalej, ciesząc się z dodatkowych rozdziałów. A potem znowu dotarłabym do zakończenia i ubolewała, że nie ma nic więcej.

Wiele osób znienawidziło Nestę, dla mnie jednak zawsze wydawała się ciekawą bohaterką. Naprawdę wierzyłam, że Sarah J.Maas nie zmarnuje jej ukrytego potencjału i któregoś dnia Nesta Archeron powróci do nas w pełnej krasie. Cóż, miałam rację. W tym tomie dostajemy wszystko to, czego brakowało w głównej trylogii. Odpowiedzi. Nagle wyjaśnia się, dlaczego Nesta zachowywała się tak, a nie inaczej. Dowiadujemy się, dlaczego nigdy nie potrafiła się odnaleźć, czemu nie znalazła wspólnego języka z Feyrą. Odkrywamy, co ją dręczyło i co powodowało jej największe koszmary. Co sprawiło, że kłótliwa i kamienna Nesta Archeron zaczęła samej siebie nienawidzić.

Dwór srebrnych płomieni” to przede wszystkim powieść o akceptacji. O tym, jak wiele trudności może sprawić wybaczenie innym, a już zwłaszcza samemu sobie. To historia o siostrzeństwie i odbudowywaniu zerwanych relacji. O bolesnej, nawracającej traumie, której nie da się wyciszyć, ale można nauczyć się z nią żyć. O tym, że każdy zasługuje na szansę. Na to, aby zostać zrozumianym.

Wiedziałam, czego się spodziewać. Czytałam kilka serii autorki, więc nie zdziwiło mnie to, że i tym razem poświęciła ona sporą część stron nie tyle akcji, co scenom łóżkowym. Ci, którzy czytali Dwory, wiedzą, że Sarah J. Maas nie szczędzi w słowach. Nazywa rzeczy po imieniu, nie ucina fragmentów. Opisuje wszystko i właśnie to wszystko sprawia, że ta książka powinna być przeznaczona dla starszego lub przynajmniej wystarczająco dojrzałego czytelnika. „Dworowi srebrnych płomieni” bliżej do mocnego romansu, aniżeli lekkiej fantastyki. Ta opowieść skupia się na bohaterach, na ich własnej, wewnętrznej drodze. Fabuła stanowi zaledwie dodatek, interesujące tło dla burzliwych emocji. Dla mnie osobiście nie stanowiło to problemu, jak już mówiłam, traktuję książki Maas nie tyle jako fantastykę z wątkami romantycznymi, co romanse z elementami fantastyki. Hołduję ponadto zasadzie, aby akceptować reguły, jakie panują w danym uniwersum, a tak się akurat składa, że wykreowane przez autorkę Fae nie należą do szczególnie pruderyjnych ras. Nie zmienia to mimo wszystko faktu, że najnowsza część Dworów nie została w żaden sposób oznaczona jako książka dla dorosłego lub przynajmniej dojrzalszego czytelnika. Zdaję sobie sprawę, że Dwory mają już kilka lat, a co za tym idzie wielu ich czytelników zdążyło się nieco „zestarzeć”. Warto jednak pamiętać, że po twórczość autorki wciąż sięgają coraz to nowe osoby, niekoniecznie te pełnoletnie. Myślę, że nie zaszkodziłaby wzmianka o tego typu treściach przy okazji kolejnych książek pani Maas.

Czy mam jakieś uwagi do tej części Dworów? Owszem, mam je zawsze. W tym wypadku naliczyłam ich około trzech (scen erotycznych w to nie wliczam, bo wspomniałam o nich wcześniej) i wszystkie trzy postaram się omówić.

Po pierwsze, dużą wadą tego tomu jest brak… różnorodności. Mam tu głównie na myśli różnorodność lokacji. Mimo iż Sarah J.Maas stworzyła ogromny świat i wiele ciekawych Dworów, czytelnikowi nie dane jest go eksplorować. W „Dworze srebrnych płomieni” autorka wraca zaledwie do jego skrawka. Opisuje schody, bibliotekę, sypialnie, czy plac treningowy, zapominając, jak ogromne jest jej własne uniwersum. Być może nie miałabym jej tego za złe, gdyby nie fakt, że jednocześnie z dużą starannością obrazuje to, co po nocach (w dzień w sumie także) dzieje się w sypialni Nesty. Naliczyłam co najmniej dziesięć długich scen erotycznych, które spokojnie można by zastąpić rozdziałem poświęconym wędrówkom po Prythianie. To nie tak, że w tej książce nie było na nie „miejsca”. Po prostu bohaterowie pani Maas mają zupełnie inne priorytety, z którymi wcale się nie kryją.

Mój drugi zarzut kieruję do naszych dawnych bohaterów drugoplanowych (nowych uwielbiam!). Właściwie nawet nie do nich samych, bo mój problem wynika z tego, że pojawiali się w tym tomie od święta, jedynie wtedy, gdy fabuła faktycznie musiała ruszyć do przodu. Zauważyłam, że wiele osób rozczarowała postawa Rhysanda, który w najnowszej części Dworów stał się bezsilną „kluchą”, nie potrafiącą zapanować nad sytuacją w Prythianie. Czy zgadzam się z tym dość brutalnym osądem? Cóż, nie do końca. Owszem, nasz ciemnowłosy, zabójczo przystojny książę traci sporo z charakteru, ale ma ku temu swoje powody. Biorąc pod uwagę pewne… wydarzenia, jestem w stanie zrozumieć jego częste „wahania” nastrojów. Nie jestem za to w stanie zrozumieć pewnej kontrowersyjnej decyzji, którą w związku z nimi podejmuje. Osoby, które sięgną po książkę z pewnością domyślą się, co mam na myśli.

Moim ostatnim problemem jest to, że książka nie jest zbyt dobrze wyważona pod względem akcji. Przez pierwszą połowę „Dworu srebrnych płomieni” czytelnik nie robi nic, prócz przyglądania się powolnej przemianie Nesty. Przyzwyczaja się do kobiety, bada jej charakter, uczy się jej. W międzyczasie, gdzieś w tle, ma miejsce szukanie Skarbów Grozy: trzech potężnych artefaktów, które nie mogą wpaść w ręce wrogów Dworu Nocy. I to jest okej. A przynajmniej byłoby, gdyby nie fakt, że dopiero pod sam koniec fabuła faktycznie przyśpiesza i dzieją się naprawdę istotne rzeczy. Mnie samej nie przeszkadzało podobne tempo (zwłaszcza że zakończenie w stu procentach mi je wynagrodziło!), niemniej jednak wiem, że są osoby, które poczują się z tego powodu rozczarowane. Zaznaczę więc od razu, że ten tom nie skupia się na akcji. Koncentruje się na emocjach i na wewnętrznych rozterkach bohaterów. Na tym, co ich ukształtowało.

Powtórzę więc po raz kolejny: Wiedziałam, czego się spodziewać. Dostałam... dużo więcej. Wsłuchiwałam się w melodię zranionych serc; towarzyszyłam im, kiedy je łamano i kiedy usiłowano scalić je na nowo. Obserwowałam walkę nowego pokolenia, schodziłam wraz z Nestą po dziesięciu tysiącach stopni, zmotywowana, ale pozbawiona tchu. Oddechu, który został mi odebrany przez Kasjana, Emerie, Gwyn, a wreszcie przez samą Nestę. Przez kobietę, z którą w końcu zaczęłam się identyfikować. Której ból rozumiałam i z czasem zaakceptowałam. Wyciągnęłam do niej dłoń, pragnęłam, aby ją przyjęła. Bo wbrew pozorom Nesta Archeron nie zasłużyła na swój los. Na to, co wtłoczył do jej serca potężny Kocioł.

Mimo iż „Dwór srebrnych płomieni” ma swoje wady i zalety, uwielbiam go całym czytelniczym sercem. Chcę, nie, z pewnością kiedyś do niego wrócę. Uwielbiam tę książkę za jej gwałtowność i płynność, za barwne opisy, które urzekły mnie jeszcze za czasów przygód najmłodszej z sióstr Archeron. Uwielbiam za cienie Rhysanda, burzliwość Kasjana i spokój Azriela. Za to, że podczas lektury na przemian uśmiechałam się i powstrzymywałam napływające łzy. Za Gwyn i Emerie, które stały się dla Nesty drugą rodziną, jej wojowniczymi siostrami.

Wiem, że ta książka nie przypadnie do gustu każdego, wiem też, że chętnie zatrzymam ją dla siebie. Jeśli jednak zaciekawiła was postać Nesty, koniecznie musicie poznać jej dalsze losy. Nawet jeśli sama długo nie potrafiła w to uwierzyć, zasłużyła na to. Na zrozumienie.


 

1 komentarz:

  1. Mam tą serię na ebooku, ale jeszcze nie znalazłam czasu na zapoznanie się z nią bliżej. ;)

    OdpowiedzUsuń