piątek, 7 stycznia 2022

"Dom wielu dróg" Diana Wynne Jones" | Wyd. Nowa Baśń

Długo czekałam na premierę „Domu wielu dróg”. Uwielbiam „Ruchomy zamek Hauru”, Sophie, Kalcyfera, a już zwłaszcza tytułowego czarodzieja. Nie zliczę, ile razy oglądałam pełnometrażowy film na podstawie ich przygód. Nie określę też, jak bardzo chciałam wrócić do ich świata. Świata magii, bajecznych historii i królewskich intryg. Świata, który otworzył się przede mną po raz kolejny.

Posłuchajcie więc (a właściwie przeczytajcie), czy warto sięgnąć po „Dom wielu dróg”, trzecią część magicznej serii o niezwykłych czarodziejach… a w szczególności o jednym, konkretnym czarodzieju.

Charmain została wychowana na elegancką młodą dziewczynę. Uwielbia czytać książki, jeść pyszności i czytać jeszcze więcej książek. Nigdy nie gotuje i nie ma zielonego pojęcia, jak właściwie pierze się ubrania. Marzy o pracy w królewskiej bibliotece, los sprawia jednak, że zamiast między pałacowe regały, trafia do tajemniczego domu schorowanego dziadka. Tam Charmain odkrywa, czym tak właściwie jest magia. Poznaje przy tym wiecznie głodnego psiaka, nieudolnego czarodzieja-praktykanta, a także… pewną niecodzienną, hałaśliwą rodzinę, której członkiem zdaje się być ogniowy demon.”

Gdy zaczęłam czytać „Dom wielu dróg” miałam chwilę zawahania. Początkowo Charmain wydała mi się dość irytującą bohaterką: samolubną i nieznośną. Niczego nie umiała zrobić, nie traktowała przy tym dobrze Petera, czarodzieja, który na każdym kroku starał się jej pomagać (czy mu się to udawało, to już inna kwestia). Cóż, z pewnością dziewczyna nie była bohaterką, którą obsadziłabym w roli protagonistki. Miała mnóstwo wad, które spowodowały, że przez pierwszą połowę książki w ogóle nie zyskała mojej sympatii. Dopiero później przestałam podchodzić do niej z rezerwą i zaczęłam dostrzegać też jej zalety. Można powiedzieć, że pod koniec książki nawet się polubiłyśmy. Dość późno, ale jednak udało nam się znaleźć nić porozumienia. W końcu dwie zapalone czytelniczki muszą się prędzej czy później dogadać.

Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, ich naprawdę polubiłam. Peter, który towarzyszył Charmain przez sporą część historii, starał się być dla niej prawdziwym wsparciem. Czasami bardziej szkodził, niż pomagał, ale mimo wszystko robił co mógł, aby pomóc. Podobnie Tramp, psina, która jadła więcej niż Charmain i Peter razem wzięci, ale lojalnie dotrzymywała towarzystwa swoim nowym przyjaciołom.

Nie mogę nie wspomnieć o jeszcze dwójce ważnych bohaterów, to jest: Sophie i Hauru, bohaterach z „Ruchomego zamku Hauru”. Mogę wam zdradzić, że pojawiają się w fabule i odgrywają w niej naprawdę istotną rolę. Ponieważ nie chciałabym jednak zdradzać zbyt wiele, pozwólcie, proszę, że przemilczę ten konkretny wątek. Napiszę tylko, że miłośnicy zaradnej kapeluszniczki i żywiołowego czarodzieja będą nim doprawdy zachwyceni.

Nie da się ukryć, że „Dom wielu dróg” to zabawna i naprawdę ciekawa książka. Autorka wrzuca swoje postaci w wir wydarzeń, nie szczędząc im niebezpiecznych, a także szalonych sytuacji. Bohaterowie biegają po pałacowych dachach, gubią się w domowym labiryncie, walczą z lubbokami i dyskutują z koboldami. W międzyczasie usiłują odkryć, co stało się ze złotem, które zaginęło z królewskiego skarbca. Warto w tym momencie przypomnieć, że książka ma niespełna trzysta stron. Jak widać, Diana Wynne Jones nie marnuje czasu.

A propos autorki. Do jej stylu pisania z pewnością trzeba się przyzwyczaić. Diana Wynne Jones pisze w sposób, który nie każdemu przypadnie do gustu: jest niekiedy chaotyczna i nieprzewidywalna. Bohaterowie nie zawsze postępują tak, jak spodziewałby się po nich czytelnik, funkcjonowanie samego świata i magii również wymyka się niekiedy pewnym przyjętym przez niego normom. Kiedy ten zakłada, że dana postać zabierze się za sprzątanie, ona obraża się i siada przy kominku, gotowa sięgnąć po książkę. Gdy wszystko wskazuje na to, że podzieli się jedzeniem, kłamie, że takowe już jej się skończyło. Igra z czytelnikiem, robiąc wszystko na opak. Mimo to nie zniechęca. Wręcz przeciwnie. Przekonuje do dalszego czytania; sprawdzenia, co jeszcze może się wydarzyć i czym jeszcze zdoła nas zaskoczyć.

Styl autorki jest specyficzny, wystarczy się jednak do niego przyzwyczaić, aby zacząć patrzeć na świat oczami bohaterów. Gdy czytelnikowi już się to uda, szybko zda sobie sprawę, że książki Diany Wynne Jones kryją w sobie jakąś niepowtarzalną magię. Są inne. Oryginalne: dezorientujące i zaskakujące zarazem. Są jedyne w swoim rodzaju.

Dom wielu dróg” można czytać bez znajomości dwóch poprzednich tomów, sugeruję jednak, aby potencjalny czytelnik zapoznał się przynajmniej z „Ruchomym zamkiem Hauru”. To niezwykle wciągające, magiczne opowieści. Bohaterowie urzekają swoim temperamentem, fabuła jest pełna akcji, a emocje burzliwe. Jeśli szukacie zabawnych, ciepłych, a przede wszystkim zaczarowanych opowieści dla młodszego i starszego czytelnika, polecam sięgnąć właśnie po tę serię i po „Dom wielu dróg”.


 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz