„Słyszałaś
kiedyś powiedzenie, że w oczach tych, którzy wierzą w magię,
gwiazdy świecą mocniej?”
fragment
książki „Król Kier”
Co
powstanie z połączenia takiej sławetnej trójki jak Supernatural,
Nocni Łowcy i Caraval? Według redaktorów, którzy zdecydowali się
zaprezentować czytelnikom nową, debiutancką serię Aleksandry
Polak – „Król Kier”. Według mnie – niestety niekoniecznie.
Jednak do tego przejdziemy w dalszej części recenzji… Nie
wysnuwajmy w końcu już na wstępie pochopnych wniosków.
Zauważyłam,
że od jakiegoś czasu coraz częściej czytam książki polskich
autorów. Z reguły nie zwracam uwagi na nazwisko, jakie pojawia się
na okładce, więc zazwyczaj odkrywam narodowość twórcy dopiero w
połowie czytania lub gdy pod koniec lektury, sprawdzam na jej temat
różne opinie. Jestem mile zaskoczona, że coraz więcej wydawnictw
decyduje się wydawać naszych rodzimych autorów i daje szansę
debiutantom. Sama mam nadzieję znaleźć się kiedyś w ich gronie,
więc kibicuje takim osobom z całego serca.
Sięgnęłam
po „Króla Kier” w gruncie rzeczy przez przypadek. Nie planowałam
czytać tej książki, a już tym bardziej zaopatrywać się w drugą
część. Niemniej jednak empik znowu znalazł sposób, jak mnie
skusić, bo ogłosił tak korzystną przecenę, że nie dość, że
kupiłam „Kłamczuchę” (recenzja poniżej) to od razu wzięłam
też obie książki Aleksandry Polak. Przyznaję, byłam zachwycona,
kiedy do mnie dotarły i zobaczyłam te połyskujące okładki. To
mój słaby punkt. Choćby powieść była nie wiem, jak tragiczna,
jeśli jest ślicznie oprawiona, prędzej czy później znajdzie się
w mojej biblioteczce, a mój portfel podziękuje mi za to silnym
kopniakiem. Tyle dobrze, że mimo iż potrafię znaleźć wady w
nawet najbardziej wychwalanej książce, zwykle nie jest to
równoznaczne z tym, czy dana pozycja mi się podoba, czy nie.
Podobnie było zresztą z „Królem Kier”.
Historia
opowiada o Alicji, dziewczynie chodzącej do ostatniej klasy liceum,
która właśnie przygotowuje się do studniówki. Jej życie jest
dość spokojne, nie dzieje się w nim nic nadzwyczajnego. Sytuacja
zmienia się, gdy nastolatka wybiera się na magiczną wystawę
organizowaną przez tajemniczy Circus Lumos. Gdy poznaje na niej
Hadriana, jej statyczny, z pozoru bezpieczny świat z dnia na dzień
wywraca się do góry nogami.
Jak
już pewnie zdążyliście wywnioskować po wstępie, uwielbiam
oprawy książek Circus Lumos. Porządne, genialnie dobrane pod
względem kolorystycznym, w dodatku połyskujące jaśniej od gwiazd
na nocnym niebie, od razu przypadną do gustu każdej okładkowej
sroce. Mnie kupiły niemal natychmiast, jak je zobaczyłam. Pewnie,
gdybym miała teraz wybierać, które książki na moich półkach
najbardziej przykuwają uwagę, padłoby właśnie na nie. Jak jednak
sprawy mają się z zawartością? No cóż… Podczas promocji
książki, wiele obiecywano czytelnikom. Porównania do Nocnych
łowców, Caravalu, czy Supernatural były ryzykownym posunięciem,
ponieważ przyciągnęło sporą rzeszę odbiorców, którzy
nastawiali się na bardzo konkretny przekaz i treść lektury. Ja,
prawdę mówiąc, nie czytałam Caravalu, a z Supernatural miałam
naprawdę krótką styczność, jednak od razu rzuciło mi się w
oczy mnóstwo podobieństw do wspomnianych Nocnych łowców. Autorka
zamierzenie, bądź niezamierzenie stworzyła historię, w której
postać Alicji mieszała mi się z Clary, a Hadriana z platynowłosym
Jace’m. Nie wspominając nawet o pozostałych postaciach, które
pojawiły się na łamach obu książek, zwłaszcza jeśli chodzi o
członków grupy Circus Lumos.
Książka
Aleksandry Polak jest zdecydowanie schematyczną młodzieżówką z
klimatem fantasy w tle. Nie zrozumcie mnie źle, jednak jeśli ktoś
ma styczność z Young Adult Fantasy, nie będzie miał najmniejszego
problemu z przewidywaniem kolejnych etapów historii. Sięgając po
„Króla Kier”, liczyłam na przepełnioną magią fabułę, w
której mogłabym zatonąć i wypłynąć dopiero po zakończeniu
lektury. Niestety autorka zdecydowanie zbyt mocno skupiła się na
relacji, jaka zrodziła się między Alicją i Hadrianem, co
poskutkowało wyjątkowo długim początkiem i zbyt szybkim
rozwinięciem. Oczywiście, uwielbiam wątki romantyczne, jednak
jeśli już tworzymy fantastykę, to ona powinna znajdować się na
pierwszym planie, górując nad pozostałymi elementami książki. W
tym przypadku odniosłam wrażenie, że do około dwusetnej strony
autorka miała pomysł na typowy, ciepły romans, posypany
czarodziejską, gwiezdną posypką. Dopiero później przypomniało
jej się, że tworząc bazę książkowego ciasta, każdy składnik
powinien być odpowiednio wyważony. Fantastyka rządzi się mimo
wszystko własnymi prawami, a co za tym idzie, Aleksandra Polak
powinna bardziej skupić się na Circus Lumos, aniżeli na kolejnych
opisach randek głównych bohaterów. Miło było rzecz jasna czytać
o normalnym życiu Alicji i Hadriana, jednak to szybko zniwelowało
potencjalny urok książki, w której pierwsze skrzypce miała, jakby
nie patrzeć, grać magia. Zbyt wiele stron zostało poświęconych
tematyce miłości, która ostatecznie również nie miała do
zaoferowania nic specjalnego, ot kolejny wyidealizowany związek
pozbawiony świeżości, wyjątkowości, czy prawdziwych konfliktów.
Niemniej
jednak, żeby nie było, że wyłącznie narzekam, podobał mi się
sposób wykreowania związków między bohaterami, zarówno tymi
pierwszoplanowymi, jak i tymi zajmującymi dalszy plan. W trakcie
czytania dało się wyczuć wyraźną nić sympatii, jaką darzyli
się członkowie Circus Lumos. A choć poszczególne osoby nieco mi
się mieszały, dostrzegałam ich indywidualne cechy, a także
charaktery. Niestety, sprawa miała się inaczej z Alicją, naszą
główną bohaterką, do której nie potrafiłam się w ogóle
przekonać. Jakkolwiek
nie przeszkadzała mi kreacja Hadriana, pozbawionego wad,
szarmanckiego i idealnego dwudziestolatka, o którym śniłaby po
nocach każda dziewczyna, tak do samej Alicji nie zapałałam
sympatią. Wydawała mi się irytująca, a jej umiejętność
ponadprzeciętnej, perfekcyjnej oceny każdej sytuacji, nie miała
żadnego podłoża ani sensownego wytłumaczenia. Na przekór
racjonalnego myśleniu, podejmowała decyzje, które w realnym życiu
prowadziłyby do poważnych konsekwencji, a w „Królu Kier”
jakimś cudem okazywały się jak najbardziej trafne. (UWAGA
_ ZAKURZONY KĄCIK SPOILEROWY –––> w drugim tomie jako
jedyna postanowiła ufać pewnemu protagoniście, który nie miał
żadnego sensownego powodu, by stanąć po stronie bohaterów.
Wierzyła mu, broniła go itp. Oczywiście później okazało się,
że to ona miała rację i bez trudu przekonała ów osobę, która
przez całe swoje życie była wychowywana po stronie ciemności, iż
postępuje nieodpowiednio… Nie moi drodzy… nie do końca tak to
działa w prawdziwym życiu).
Kolejna
kwestia to fabuła. Zauważyłam, że autorka, podczas tworzenia
opisów, ma coś, z czym sama próbuję się uporać od dłuższego
czasu. Mianowicie: tendencję do opisywania rzeczy, które dla
czytelnika są oczywiste już od dłuższego czasu. Dla przykładu:
pięć razy potrafi wrócić do odczuć bohaterki, które zostały
już dawno przedstawione, jednak z biegiem czasu niemal wcale się
nie zmieniły. Aleksandra Polak stosuje opisy, w których nawiązuje
do opinii, sytuacji, emocji, bądź osób, które za drugim, czy
trzecim razem zaczynają męczyć, ponieważ sprawiają wrażenie, że
w trakcie czytania, krąży się w kółko. Rozumiem to, stosowanie
podobnego zabiegu wynika z faktu, iż pisarz, tworząc daną książkę,
pracuje nad nią średnio przez kilka miesięcy. Nie może czytać za
każdym razem całej książki od początku, a nie ma pewności, czy
odbiorca na pewno wszystko zrozumie, jeśli wróci w dialogu, czy
opisie do wcześniejszego fragmentu. Z tego powodu, na wszelki
wypadek, dodaje o nim dłuższą wzmiankę, chcąc nakreślić
sytuację. Niby nie wydaje się to dużym problemem, zwłaszcza jeśli
opisy się od siebie różnią, jednak wierzcie mi na słowo, ktoś,
kto raz zauważy podobieństwo, nigdy więcej go nie zignoruje. Tym
bardziej że w kolejnych tomach autorzy zwykle stosują ów zabieg
jeszcze częściej.
Z
pisarką jest podobnie, tyle że, na domiar wszystkiego, jej styl nie
jest specjalnie konsekwentny, a treść w niektórych fragmentach
zdaje się nad wyraz niewyważona. W jednym momencie mamy do
czynienia z niezręcznymi żartami i na pozór zabawnymi sytuacjami,
których opisywanie sama kiedyś przerabiałam. W innym z kolei
wkraczamy w świat poetyckich, refleksyjnych przemyśleń głównej
bohaterki, którym nie brak barwnych metafor, porównań, jak również
epitetów. Choć ta rozbieżność jest dostrzegalna, nie stanowi aż
tak wyraźnego problemu w trakcie czytania. Młodszy czytelnik nie
zwróci na nią zapewne nawet uwagi, zaciekawiony lekturą, która
zaoferuje mu wiele uroczych, magicznych fragmentów, a także
zakończenie, które, chociaż dość nagłe i krótkie, zmusi go do
sięgnięcia po kolejny tom z serii Circus Lumos.
Bez
względu na powyżej wytknięte mankamenty, uważam, że książka
jest dobra. Autorka miała interesujący, oryginalny pomysł na
wykorzystanie motywu cyrku, a po przeczytaniu drugiego tomu,
odniosłam wrażenie, że od początku w
jej głowie wybrzmiewał
konkretny plan na historię Alicji
i
konsekwentnie się do trzymała.
Debiutantom
warto wybaczać naprawdę wiele, a Aleksandra
Polak ma w tym przypadku spory potencjał.
Jej książki szybko się
czyta, a lekki, przyjemny język, przeplatany barwnymi opisami
sprawia, że jesteśmy ciekawi dalszych perypetii bohaterów. Z
mojej strony mogę zapewnić, że warto przyjrzeć się tej pozycji,
choćby i z czystej ciekawości. Jeśli ktoś gustuje w typowej
fantastyce Young Adult, w której największą wagę przykłada się
do wątku romantycznego, nie zawiedzie się, sięgając po „Króla
Kier”, a w następnej kolejności po drugą część, czyli
„Perłową Damę”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz