niedziela, 21 maja 2023

"Miłość z tik toka" Magdalena Pioruńska | Wyd. Znak, Seria Perseidy

O „Miłości z tik toka” usłyszałam w gruncie rzeczy przypadkowo. Ot, pewnego dnia dostałam propozycję jej zrecenzowania. Po obejrzeniu okładki i dokładnym przeczytaniu opisu, pomyślałam, że w sumie czemu by nie. Nie miałam nic przeciwko poznaniu historii naszych głównych bohaterów, mało tego, uznałam, że to doskonała okazja, aby nieco oswoić się z tytułowym tik tokiem. Nie ukrywam, że uważam się za człowieka starej daty, aplikacja, która ma na celu dostarczanie odbiorcy ekspresowych bodźców, nie jest czymś, co chciałabym popierać. Nie oznacza to bynajmniej, że twierdzę, jakoby na tik toku nie było żadnych wartościowych treści. Wręcz przeciwnie, uważam, że odnalazło się na nim zaskakująco dużo osób. Być może właśnie dlatego zapragnęłam sięgnąć po „Miłość z tik toka”. Wierzyłam, że ta opowieść pokaże mi social media z zupełnie nowej, nieznanej mi strony.

No cóż… nie da się ukryć, że faktycznie to zrobiła. Problem w tym, że autorka wybrała w tym celu chyba najgorsze z możliwych narzędzi.

Bazyl nie jest najsympatyczniejszą osobą w szkole. Zawsze mówi to, co myśli, bywa oschły, nie zależy mu też na tym, aby ktoś go lubił czy się w nim zakochał. Należy jednak do najpopularniejszej licealnej grupy, która rządzi na TikToku i stwarza pozory idealnego życia.
Maks gardzi ich sławą. Zwłaszcza, że jego myśli zaprząta teraz młody polonista. To jemu chce zaimponować. Nie może więc odmówić, gdy dostaje do napisania pracę na temat social mediów. Na swoje nieszczęście musi zbliżyć się do Bazyla i jego znajomych.

Na jaw wychodzą wtedy tajemnice szkolnych tiktokerów: udawane związki, zdrady i intrygi, publiczne cancele oraz mroczne kulisy bycia influencerami”.

W porządku, no to zaczynajmy. Na samym początku wspomnę może o tym, że naprawdę liczyłam na tę książkę. Miałam nadzieję, że przypadnie mi do gustu, bo czytam sporo tego typu historii i większość naprawdę mi się podoba. Uwielbiam nastoletnich bohaterów i z reguły z ogromną ciekawością śledzę ich poplątane losy. W przypadku „Miłości z tik toka” było to jednak dość trudne. Nie dlatego, że książka jest jakoś szczególnie emocjonalna czy skomplikowana, ale dlatego, że nie do końca wiadomo, na czym tak właściwie powinien się skupić czytelnik. Na bohaterach? Fabule? Social mediach, które odgrywają tak dużą rolę, że zaczynają grać w niej główne skrzypce? A może na relacji, która rodzi się stopniowo między naszymi protagonistami?

Trudno powiedzieć, bo tak naprawdę w tej książce jest wszystkiego po trochu. Czy uważam to za zaletę? Niekoniecznie. Mam przede wszystkim wrażenie, że ta historia minęła się z powołaniem. Bohaterowie nie mają głębi, istnieją wyłącznie po to, aby było komu skrytykować tytułowego tik toka. No właśnie… Ten nieszczęsny, bogu ducha winny tik tok. Chyba jeszcze nie miałam okazji spotkać się z młodzieżówką, i w ogóle z jakąkolwiek książką, w której tak jawnie zostałyby wypunktowane wszystkie negatywne cechy jakiejkolwiek aplikacji. Nie mówiąc już o tym, że autorce chyba owe aplikacje się pomyliły, bo w „Miłości z tik toka” wspomniany tik tok jest traktowany albo jak aplikacja randkowa, albo jak pewna nazbyt znana strona dla dorosłych, na którą niepełnoletni uczniowie ochoczo wrzucają dwuznaczne, często obsceniczne filmiki. Byle tylko przypodobać się widzom, fanom i potencjalnym sponsorom. W końcu właśnie do tego służy tik tok. Nie do tego, aby publikować na nim kompilacje uroczych kotów, zabawnych scenek czy szybkich i prostych przepisów na obiad. Nie, w uniwersum Magdaleny Pioruńskiej, tik tok jest narzędziem, które powstało wyłącznie po to, aby zapewniać popularność zdeprawowanej młodzieży. Bogatym nastolatkom, którzy są pozbawieni jakichkolwiek zahamować i nie mają problemu z tym, aby nagrywać filmiki, jak się obściskują, biją czy biorą nielegalne substancje...

Osobiście podczas lektury odniosłam wrażenie, że „Miłość z tik toka” to swego rodzaju „manifest” przeciwko social mediom. Jest trochę jak taki rodzic, który patrzy na nieposłuszne dziecko i jedyne, co jest w stanie powiedzieć, to: „na pewno jest takie, bo siedzi za dużo przed laptopem/telewizorem”. Dosłownie ta książka nie pokazuje żadnych dobrych stron tik toka. Chociaż bohaterowie wspominają o tym, że nie powinno się oceniać tej aplikacji wyłącznie przez pryzmat uprzedzeń, nie da się ukryć, że ta książka sama w sobie sprawia wrażenie jednego wielkiego uprzedzenia. Gdyby ktoś planował zorganizować protest przeciwko social mediom, na którym chciałby podać argumenty przemawiające za ich negatywnym wpływem na młodzież, to okładka tej powieści spokojnie mogłaby się znaleźć na większości transparentów. Nie mam pojęcia, czy był to ze strony autorki efekt zamierzony, czy też nie, ale z pewnością nie tego się po niej spodziewałam. Zwłaszcza że tytuł sugeruje, jakoby relacja bohaterów faktycznie miała swoje początki na tik toku i była czymś „dobrym”.

Przejdźmy teraz do czegoś, co było moim największym problemem, jeśli chodzi o tę książkę. Mianowicie: powtórzenia. Przysięgam, nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam powieść, w której pojawiłoby się tyle powracających słów. Autorka upodobała sobie zwłaszcza trzy z nich: jałówka, meduza i „thirst trapy”. Domyślam się, że dwa pierwsze miały pełnić rolę ciekawego, regularnie powracającego motywu, ale koniec końców wyszło na to, że wzdrygałam się na jakąkolwiek wzmiankę o meduzach (koniecznie tych pelagicznych) czy jałówkach (i ich językach). Jakoś po sto pięćdziesiątej stronie miałam ich już tak szczerze dosyć, że aż zaczęłam je liczyć. Było ich kilkadziesiąt, a przypominam, że mówimy tu wyłącznie o określeniach, które pojawiły się w drugiej połowie książki.

No dobrze, co jednak z bohaterami? Może to właśnie nimi stoi ta historia?

No cóż, i tak, i nie. Z jednej strony naprawdę cieszę się z tego, w jaki sposób autorka wykreowała głównych bohaterów. Maks i Bazyl mieli parę ciekawych momentów. Spodobało mi się ponadto to, że ten drugi ani przez chwilę nie kwestionował swojej orientacji. Bez zastanowienia przyjął do wiadomości fakt, że interesują go zarówno mężczyźni, jak i kobiety, bez najmniejszych oporów sygnalizował ponadto swoje potrzeby. Nie ukrywam, że często brakuje mi w młodzieżówkach takiej „lekkości” i „otwartości”. W ogóle uważam, że zażyłość rodząca się stopniowo między protagonistami to największy plus tej powieści. Nie pojawiają się na tym polu żadne niedopowiedzenia, oboje stawiają sprawę dość jasno. Bazyl nie chce się z nikim wiązać, nie zamierza odmawiać sobie jednak żadnych męsko-damskich lub męsko-męskich przyjemności. Maks, po nieudanym związku, nie planuje z kolei wplątywać się w żaden niestabilny związek. Już raz przeżył związane z tym rozczarowanie. Nie zamierza pozwolić, aby po raz kolejny ktoś go skrzywdził.

Mam mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony porusza dość sporo ważnych kwestii, z drugiej nie jest zbyt odkrywcza. Mam wrażenie, że mimo iż czytało mi się ją naprawdę szybko, to równie szybko przyjdzie mi o niej zapomnieć. „Miłość z tik toka” nie sprostała niestety moim oczekiwaniom. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kolejne książki autorki okażą się tym względem dużo lepsze. Zwłaszcza że naprawdę kibicuję historiom, których fabuła zostaje osadzona w polskich realiach.

PS: Grafiki są naprawdę piękne!


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz