środa, 25 stycznia 2023

"Garść pierników, szczypta miłości" Natalia Sońska | Wyd. Czwarta Strona

Po przeczytaniu „Bez ciebie nie ma świąt” pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, było sięgnięcie po kolejną świąteczną książkę Natalii Sońskiej. Padło na „Garść pierników, szczypta miłości”. Nie ukrywam, odrobinkę się bałam, biorąc pod uwagę, że jest to wznowienie książki z 2015 roku. Wiadomo, jak to jest, gdy jednego dnia czyta się najnowszą książkę autora, a kolejnego sięga się po którąś z jego starszych powieści. Zderzenie się dwóch różnych stylów, potrafi być dla czytelnika sporym zaskoczeniem. Niestety, właśnie z powodu tego zaskoczenia zdarza mu się niekiedy zapomnieć o tym, aby oceniać starszą książkę z lekkim przymrużeniem oka. Być może nawet sam autor zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że z czasem jego teksty przeszły naprawdę dużą przemianę.

Tak było i w tym przypadku. Gdy pisałam z panią Natalią na temat jej najnowszej książki, wspomniałam, że zamierzam sięgnąć także i po „Garść pierników, szczypta miłości”. Autorka stwierdziła wtedy, że istnieje prawdopodobieństwo, że ta książka spodoba mi się nieco mniej. W końcu to była jedna z jej bardzo wczesnych historii, trochę czasu minęło, jej styl i wrażliwość mogły się zmienić.

No cóż, wygląda na to, że od teraz nie ma co ufać autorom. Pani Natalia nie miała się o co bać, bo jej powieść naprawdę mi się spodobała!

Hania, młoda i ambitna redaktorka w modowym piśmie „Pearl” skupia się na rozwoju kariery. Miłość? Partner? Małżeństwo? To zdecydowanie nie dla niej. Zwłaszcza że ostatni związek przypłaciła morzem wylanych łez.

Ale wszystko do czasu. Szalony pomysł, by zamienić się obowiązkami z koleżanką z redakcji, doprowadza do niespodziewanego spotkania. Hania poznaje Wiktora, przystojnego i pewnego siebie szefa dużej firmy marketingowej. Ich relacja bardzo szybko staje się więcej niż służbowa. Temperament dziewczyny i jej talent do pakowania się w kłopoty nie ułatwiają sprawy. Zwłaszcza gdy na scenę wkraczają: dawny partner dziewczyny oraz jego żona, redaktorka naczelna magazynu „Pearl””.

Garść pierników, szczypta miłości” to naprawdę przyjemna książka. Jest też dość zaskakująca, jeśli brać pod uwagę zachowanie bohaterów. Protagonistka, Hania, okazuje się bowiem kobietą, która doskonale wie, czego chce. Nie jest stereotypową szarą myszką, która nie zdaje sobie sprawy z własnych zalet. Wręcz przeciwnie, nie dość, że ma dość mocny charakter, to jeszcze bez skrępowania mówi o tym, że zasługuje na awans. I nie, wcale nie uważa tak dlatego, że jej obecnym szefem jest mężczyzna, z którym była niegdyś w związku, ale dlatego, że świetnie poradziłaby sobie na wyższym stanowisku.

Skoro już zaczęłam od bohaterów, to powiedzmy sobie o nich coś więcej. Nie ukrywam, że bardzo szybko zaczęłam utożsamiać się z zadziorną, Hanią. Może niekoniecznie przez wzgląd na charakter, bo tak pewnej siebie kobiety, to ze świecą szukać, ale przez to, że sama skończyłam studia dziennikarskie i przez jakiś czas pracowałam w redakcji. Czytanie o magazynie „Pearl” było dla mnie czystą przyjemnością. Co okazało się dla mnie jeszcze ciekawsze, to to, że jego właścicielami byli ludzie, którzy na każdym kroku utrudniali Hani życie. Temperamentnej i niesamowicie zazdrosnej szefowej nie podobało się, że jej partner wciąż lgnie do swojej byłej dziewczyny. Jemu z kolei nie było na rękę to, że dawna ukochana faktycznie stara się o nim zapomnieć. No bo jak to tak? To że on się ożenił, nie dawało jej przecież przyzwolenia na spotykanie się z innymi mężczyznami.

Pozostali bohaterowie są naprawdę przyjemni. Wiktor, którego początkowo Hania uważa za buca, naprawdę zyskuje przy bliższym poznaniu. Związany z nim (i z Markiem) wątek romantyczny okazał się bardzo przyjemny. Możliwe że relacja jego i Hani rozwijała się nieco zbyt szybko, ale przymknę na to oko, bo bohaterka sama z czasem zaczęła zdawać sobie z tego sprawę i komentować związany z tym dyskomfort. Większość czasu obie kibicowałyśmy jednak tej relacji.

Garść pierników...” to historia, w której dużą rolę odgrywają determinacja i pewność siebie. Nie jest to może szczególnie świąteczna opowieść, ale z pewnością można się przy niej naprawdę dobrze bawić. Jednego czytelnika rozbawi, innego doprowadzi do czystej frustracji. Bo w tej powieści Natalia Sońska porusza jeszcze jeden, bardzo ważny temat. Jest nim radzenie sobie z toksycznym partnerem. Wychodzenie z relacji, która być może dawniej miała prawo bytu, ale obecnie w ogóle się nie sprawdza i rani naprawdę wiele osób.

Nie będę ukrywać, że „Garść pierników, szczypta miłości” ma swoje maleńkie wady. Nie jest ta książka, której bez zastanowienia dałabym dziesięć na dziesięć gwiazdek. Momentami jest nieco naciągana, co potwierdza chociażby fakt, że na jej łamach Hani ani razu nie grozi zwolnienie z pracy. Nie ukrywam, podczas lektury było to dla mnie niemałym zaskoczeniem. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś z takim temperamentem, był w stanie utrzymać się na swoim stanowisku. Zwłaszcza że Hania nie owijała w bawełnę i wprost mówiła swojej szefowej, co o niej myśli (i to nie raz!). Podejrzewam, że w prawdziwym życiu nawet fakt, że jeden z szefów miałby do pracownika słabość, nie uchroniłby tego drugiego przed natychmiastowym wyrzuceniem z pracy. Takie przejawy buntu byłyby natychmiast tłumione w zarodku.

Garść pierników, szczypta miłości” to naprawdę zabawna, przyjemna historia, w której od czasu do czasu pojawia się jakieś ważniejsze przesłanie. Polubiłam główną bohaterkę za jej determinację, za to, że faktycznie starała się walczyć o swoje, będąc jednocześnie świadomą zarówno swoich talentów, jak i własnej kobiecości. Polubiłam fabułę, wątek romantyczny i przyjemne zakończenie, na które skrycie naprawdę liczyłam. Być może do szczęścia faktycznie są czasem potrzebne jedynie garść pierników i szczypta miłości.

Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę. Ufam, że spodoba się naprawdę wielu czytelnikom.

Jeszcze na koniec taki mały apel do pani Natalii Sońskiej: proszę wierzyć w swoje pisarskie umiejętności! Nawet te sprzed ośmiu lat!

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz