„Niemożliwe
nie może się zdarzyć, wobec tego pozornie niemożliwe musi być
możliwe. ”.
fragment
książki „Morderstwo w Orient Expressie”
„Morderstwo
w Orient Expressie” to najpewniej
jedna z najbardziej rozpoznawalnych książek Agaty
Christie. Nie
potrafię określić, czy to najlepsza, a przynajmniej jedna z
lepszych, opowieści autorki, aczkolwiek
zaczynając
przygodę z twórczością
Christie,
postanowiłam sięgnąć właśnie po tę
pozycję. Nie tylko najbardziej ją kojarzyłam, ale chciałam się
z nią również zapoznać,
nim obejrzę film. Niespełna rok temu (w
2017)
powstała ekranizacja słynnej historii detektywa Poirot
(ciekawostka,
powieść została zekranizowana już trzykrotnie).
Tym
bardziej powiedzieć,
że fabuła „Orient Expressu” mnie zainteresowała, to nic nie
powiedzieć. Zżerała
mnie ciekawość.
Główną
osią fabuły jest morderstwo
w tytułowym
„Orient Expressie”,
pociągu,
którym Herkules Poirot, po
rozwiązaniu sprawy kryminalnej w Azji, wraca do Europy.
Detektyw
przypadkowo natrafia na tajemniczą sprawę zasztyletowanego pasażera
pociągu. Podejrzenia
padają
na
dwanaście osób (a
także konduktora),
które
w momencie przestępstwa były
jedynymi ludźmi w wagonie.
Wszyscy stają się potencjalnymi
podejrzanymi,
a Herkules
Poirot dostaje trudne zadanie, odnalezienia wśród nich sprawcy.
Wydaje się to tym bardziej skomplikowane, gdyż pociąg
grzęźnie w zaspie śnieżnej, a
każda
z osób, wśród
których kryje się zabójca,
ma inną narodowość, a
także
pozycję społeczną. Utrzymuje
przy
tym,
że nie znała ofiary.
Na
uznanie, w przypadku tej książki, zasługuje przede wszystkim
różnorodność, a także dokładność, z jaką autorka opisała
każdego z bohaterów. Podczas lektury mamy do czynienia z
Amerykanami, Brytyjczykami, przedstawicielką
rosyjskiej arystokracji,
włoskim biznesmenem, oficerem armii brytyjskiej, niemiecką służącą,
węgierskim dyplomatą, a nawet szwedzką misjonarką… Agata
Christie nie poszła na łatwiznę, tworząc wyjątkową grupę
indywidualistów, w
których pochodzenie jesteśmy w stanie uwierzyć. Z
bohaterami da się sympatyzować (nawet
gdy padają drobne przytyki, słane w stronę innych pasażerów),
a dokładnie wyszczególnione, konkretne zeznania, które prezentuje
monsieur Poirot, pozwalają poznać ich z tej bardziej ukrytej
strony. Jest to kreatywny, współgrający
z fabułą,
sposób na przedstawienie postaci, z którymi spotykamy się na
łamach
książki – nakreślenie ich historii, a także potencjalnych
motywów.
Nie
zapominajmy także o samym protagoniście, autorka
stworzyła bowiem
bohatera,
którego nie da się pomylić z żadną inną postacią –
dojrzałego, doświadczonego mężczyznę o dość ekscentrycznym
stylu bycia, pedantycznej naturze i pokaźnym, charakterystycznym
wąsie. Herkules
Poirot
ujął mnie swoim spokojem, chłodną kalkulacją, jak również
elegancją, którą zachowywał podczas prowadzenia śledztwa. W
przypadku „Morderstwa w Orient Expressie”
detektyw
nie rzuca się od razu na głęboką wodę, stroni od wysnuwania
pochopnych wniosków, chcąc mieć co do nich całkowitą pewność.
Rozważając każdy pojedynczy aspekt przestępstwa, tworzy logiczny,
precyzyjny przebieg wydarzeń. Trzeba ponadto
zaznaczyć,
że detektyw, choć z całą pewnością genialny, w
trakcie śledztwa,
nie przytłacza
czytelnika swoją
inteligencją, czy
nieomylnością.
Zdarzają
mu się bowiem
chwilę
zawahania i
niepewności,
co nadaje
jego
postaci tak
zwanej
„soczystości”.
W końcu nawet najlepszy śledczy może się pomylić lub wysnuć na
wczesnym etapie dochodzenia błędne wnioski. I choć wiadomo, że
kryminał zakończy się rozwiązaniem (ale czy na pewno?) zagadki, z
ciekawością spacerujemy po wagonie
pociągu,
szukając na ziemi ścieżki z okruszków.
Bez
problemu wcieliłam
się w rolę bliskiego obserwatora, który czytając
o przebiegu sprawy,
z łatwością cofał się w czasie i wizualizował sobie kolejne
sekundy morderstwa. Podobnie
jak Poirot, miałam do czynienia wyłącznie z zeznaniami pasażerów
i obsługi pociągu, więc z tym większą przyjemnością śledziłam
kolejne rozważania detektywa i jego znajomych. Komuś, kto wraz z
bohaterem próbuje rozwikłać zagadkę, odkrywanie kolejnych,
podrzucanych przez autora kryminału tropów, sprawia zawsze
wyjątkową satysfakcję.
To
prawdopodobnie jedna z nielicznych książek tego gatunku, gdzie
osobiście do samego końca nie miałam wytypowanego potencjalnego
mordercy (dlaczego jednocześnie
żaden pasażer mi nie pasował i był idealnym kandydatem do
profilu,
dowiedziałam się dopiero, kończąc lekturę).
„Aby
rozwiązać zagadkę, należy tylko wygodnie rozsiąść się w
fotelu i pomyśleć.”
Zważywszy,
że uwielbiam podobne klimaty, musiałam sięgnąć po książkę.
Choć najbardziej lubię kryminały, gdzie bohater musi się naprawdę
wysilić, aby odnaleźć sprawcę lub sprawców jakiejś zbrodni,
często ciągnie mnie do historii, w których już sama sceneria
stanowi przeszkodę tak dla bohaterów, jak i dla samego autora. Nie
sztuka wykreować w
końcu fabułę,
w której dosłownie każdy na świecie może być podejrzanym, a
postacie mogą bez
przeszkód poruszać
się po najróżniejszych miejscach, szukając
poszlak.
Sztuka polega na zawężeniu kręgu podejrzanych przy jednoczesnym,
inteligentnym ich przedstawieniu. Danie
czytelnikowi pozornego poczucia bezpieczeństwa i banalności
czytanej historii, gdy w rzeczywistości jest ona poplątana bardziej
niż słuchawki po
minucie
w kieszeni kurtki.
Jestem pod autentycznym wrażeniem, gdy autor narzuca sobie
ograniczenia, które później działają na jego korzyść, z
których wydobywa skrywany głęboko potencjał. Agata
Christie dała mi wszystko, o czym myślałam, wybierając powieść
– zaczynając od unieruchomionego pośród zasp pociągu, po
frapującą intrygę z sięgającym zamierzchłych czasów motywem.
Książka
jest króciutka, jeśli brać pod uwagę inne treści
zahaczające o ten gatunek.
Mój egzemplarz ma jedynie 260 stron, co w przypadku pozostałych
książek na półkach z kryminałami równałoby się ledwie z
zakończeniem wstępu do historii. Nie dajmy się jednak zwieść
pozorom, w historii mamy w końcu ograniczenia
związane zarówno
z
miejscem
akcji, jak i jej
czasem.
Większość fabuły opiera się na wydarzeniach z pociągu. Agata
Christie postawiła w tym wypadku na opisanie występujących po
sobie kolejno etapów śledztwa, zachowując przy tym zdrowy umiar.
Warto
jednak wspomnieć, że jakkolwiek osobiście
książkę czytałam z przyjemnością, tak nie jest ona dla każdego.
W
„Morderstwie w Orient Expressie” czytelnik nie znajdzie nie
wiadomo jakiej akcji, szalonych pościgów (ale to chyba zrozumiałe,
skoro bohaterowie utknęli w pociągu), czy sekretnych
podchodów... Większość lektury składa się z długich opisów
przesłuchań i domysłów naszego detektywa:
„co jeśli było tak?”.
Podczas czytania w grę wchodzą więc
między
innymi spora
doza
cierpliwości
i zainteresowanie gatunkiem. Mamy
tylko jedno miejsce akcji, krótki czas prowadzenia śledztwa (kilka
dni), a także już na wstępie określoną liczbę bohaterów,
których nie może przybyć, a jedynie ubyć (w razie, gdyby zabójca
miał się okazać seryjnym mordercą). Czytelnicy, którzy wolą
sięgać po pozycje bardziej różnorodne, mogą się zmęczyć
wieloma, powtarzającymi się dialogami, w których padają kluczowe
dla śledztwa, jednakowoż
w dużej mierze te same
pytania.
Muszę
przyznać, że poznając kolejne etapy historii, obstawiałam
zupełnie inne zakończenie historii. Nie
spodziewałam się
zakończenia
sprawy, jakie zaoferowała Agata Christie. Z pewnością jest ono
zaskakujące, a także oryginalne; mogę się założyć, że nawet
zaprawieni miłośnicy kryminałów, którzy w trakcie powieści
obstawią swoje typy, będą zaskoczeni finałem. Zaplanowana na
ostatni guzik, składająca się w spójną całość sprawa, trzyma
w napięciu do ostatniego słowa wyjaśnienia. Genialna fabuła
zachęca
do brnięcia dalej,
a kalkulacje detektywa Poirot skłaniają do wysilenia
szarych komórek.
Większość czytelników będzie z pewnością pod wrażeniem
przenikliwości bohatera. Ja ze swojej strony mogę spokojnie polecić
ów
książkę każdemu, kto choć trochę interesuje się zagadkami
kryminalnymi :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz