niedziela, 9 września 2018

"Żniwiarz" Paulina Hendel | Wyd. Czwarta Strona


„Podziwiam cię, że wiedząc o tym wszystkim, potrafisz wieść jeszcze normalne życie.”

fragment książki „Żniwiarz”

Nie często zdarza mi się sięgać po książki polskich autorów, a już tym bardziej, jeśli są one z gatunku fantastyki. Nie, nie mam uprzedzeń, chodzi po prostu o to, że chodząc po księgarniach, ciężko jest mi znaleźć jakieś polskie dzieło, które zaciekawiłoby mnie swoją okładką, a także opisem. „Żniwiarz” Pauliny Hendel kupił mnie natomiast niemal od razu. Wystarczyły mi dwie rzeczy: słowiańskie wierzenia i walka z naszymi rodzimymi demonami. Któż chciałby czegoś więcej?

Fabuła opowiada o Magdzie, dwudziestolatce, która większość czasu spędza w małej księgarni należącej do jej rodziny, bodaj do matki. Żyjąca na uboczu, stroniąca od zbyt zażyłych kontaktów towarzyskich i rówieśników, dziewczyna sprawia wrażenie miejscowego odmieńca. Nikt nie wie jednak, że Magda sprawuje w rzeczywistości bardzo istotną funkcję – wraz z wujkiem Feliksem, strzeże Wiatrołomu przed niewidzialnym dla ludzkiego oka zagrożeniem. Feliks jest bowiem Żniwiarzem i poluje na słowiańskie upiory.

Kiedy z krainy umarłych wydostaje się Pierwszy, najpotężniejsza istota, z jaką kiedykolwiek żniwiarze mieli do czynienia, w Wiatrołomie zaczyna się wzmożona aktywność demonów. Feliks wraz z Magdą rozpoczynają własne, sekretne śledztwo, nie mając pojęcia, z jaką siłą przyjdzie im się niebawem zmierzyć. W międzyczasie dwudziestolatka poznaje Mateusza, chłopaka w podobnym wieku, który właśnie wprowadził się do miasta. Szukająca zrozumienia dziewczyna, wtajemnicza go w swój osobliwy świat pełen słowiańskich wierzeń, pachnących ziół, a także czających się za każdym rogiem niebezpieczeństw.

Choć pierwsze strony przyszły mi z trudem, szybko zakochałam się w tej książce. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale w związku z zainteresowaniem słowiańskimi wierzeniami, gusłami i demonologią, zdecydowałam się zaryzykować. To była naprawdę dobra decyzja. „Żniwiarz” zawiera w sobie bowiem wszystko, czego od niego oczekiwałam.

Zacznijmy może od początku... Paulina Hendel wybrała dość trudny temat, z którym postanowiła zaznajomić współczesną młodzież: słowiańskie wierzenia i demonologię ludową. Jeśli ktokolwiek miał kiedyś do czynienia ze słowiańskim bestiariuszem, doskonale wie, ile rodzajów straszydeł stworzył ludzki umysł – wąpierze, utopce, zmory, porońce i wiele, wiele innych potworów, których nie sposób zliczyć. Demony leśne, demony wodne... Biorąc książkę do ręki, zastanawiałam się, jak autorka sobie z tym poradzi? W jaki sposób przekona do „Żniwiarza” odbiorców, którzy w większości kojarzą jedynie znane z kultury popularnej wampiry, czy wilkołaki, nie mając przy tym bladego pojęcia, jak interesujące są niektóre nasze zabobony, wierzenia itp. Dla większości ludzi demony i upiory są czymś dobrze znanym, inaczej sprawy mają się jednak z ich słowiańską wersją.


Muszę przyznać, że spodobał mi się sposób prowadzenia historii. Jako czytelnicy przeskakujemy pomiędzy perspektywami kilku różnych osób, a choć to Magda jest naszą główną bohaterką i osią całej fabuły, na łamach powieści zapoznajemy się także bliżej ze żniwiarzem Feliksem, czy chłopakiem dziewczyny, Mateuszem. Każda z postaci jest niezwykle interesująca, ma indywidualny charakter, a także określony światopogląd, warunkujące to, jak postępuje. Osobiście najbardziej przekonał mnie Feliks, który, ze względu na swoje lata i życiowe doświadczenie, przyjmował wiele rzeczy na chłodno, w walkę hołdując trzeźwej, przemyślanej strategii zamiast ryzykownej improwizacji. Nie wiem czemu, ale przypadło mi też do gustu to, iż w związku Magdy i Mateusza, to ona została tą silniejszą, zdecydowaną połową, podczas gdy chłopak starał się na każdym kroku zachować wzmożoną ostrożność, a zamiast walki, wybierać ucieczkę. Jeśli o mnie chodzi, brakowało mi w książkach podobnego, męskiego bohatera. Z tego względu spokojnie mogę stanąć murem za większością postaci, jakie pojawiają się na kartach powieści. Prawdę mówiąc, jestem przy okazji chyba największą zwolenniczką Pierwszego, głównego antagonisty, i jego usposobienia. Podobnie jak w przypadku Feliksa, kupił mnie emanujący od mężczyzny spokój. Łącząc to z zimnym wyrachowaniem, Paulina Hendel stworzyła jak dla mnie perfekcyjnego przeciwnika dla naszych głównych bohaterów.

Jeśli chodzi o „Pustą Noc”, zdecydowanie na plus jest oś fabuły, która nie koncentruje się wyłącznie wokół żniwiarzy, czy walki, ale pokazuje również, że prawdziwe demony z krwi i kości (a niektóre ich pozbawione) ani trochę nie są podobne do ich popkulturowych przedstawicieli. Słowiańskie demony pozbawione są bowiem ludzkich odruchów, a litość, czy zrozumienie są im obce. Paulina Hendel skupiła się głównie na pokazaniu ich prawdziwej natury – uświadomieniu czytelnika, jak ogromne niebezpieczeństwo czyha na bohaterów, dlaczego dawniej ludzi tak bardzo przerażały choćby wzmianki o bezkostach lub innych zmorach. Autorka przedstawiła świat, który z jednej strony jest nam bardzo bliski, a z drugiej, tak odległy. Rzeczywistość przepełnioną czającą się w ciemności grozą, która na plecach najodważniejszego człowieka, wywołałaby gęsią skórkę. Ludziom wydaje się, że w ich otoczeniu nie ma miejsce na słowiańskie wierzenia. Co, jeśli po prostu przestając w nie wierzyć, ich wzrok stracił na silę, a zdolność postrzegania demonów przepadła na wiele kolejnych pokoleń? Co, jeśli stali się jedynie bezbronnymi, nieświadomymi śmiertelnego zagrożenia ofiarami i teraz jedynie żniwiarze mogą stanąć w ich obronie?

Jeśli ktoś oczekuje po tej książce walki, z pewnością się nie zawiedzie. W „Żniwiarzu” znajdziemy szereg różnych sposobów na pokonanie określonych typów wrogów: od specyficznych ziół, po rytuały, takie jak rozsypanie soli na kształt okręgu, aby demon nas nie wyczuł. Od razu widać trud, jaki autorka włożyła w zrobienie researchu i przedstawienie czytelnikowi mitologii w jak najdokładniejszym ujęciu. W książce nie brakuje klimatycznych miejsc, wyważonego, sytuacyjnego humoru, a także interesujących ciekawostek na temat dawnych obrzędów. Z kolei ktoś, kogo przyciągnie wątek romantyczny, będzie musiał obejść się smakiem. Paulina Hendel w całości skoncentrowała się na wierzeniach i żniwiarzach, delikatnie odsuwając relację Magdy i Mateusza na dalszy plan. Podobał mi się ten zabieg, gdyż dzięki niemu autorka mogła się w pełni skupić na najważniejszych wątkach książki, czyli tych poświęconych wierzeniom. Niestety, mam jednocześnie dylemat, ponieważ jestem obecnie w identycznym wieku, co główna bohaterka i jakoś do ostatnich stron powieści nie mogłam uwierzyć w jej... związek. Wszystko zadziało się za szybko, bohaterowie zaczęli się spotykać bodaj po tygodniu znajomości, przy czym ich pierwszy pocałunek nastąpił długo po tym, jak oficjalnie określili się parą. Swoją drogą, jak już poruszyłam ten wątek, Magda dość chętnie wprowadziła Mateusza w tajniki swojego świata, raczej średnio przejmując się niebezpieczeństwem, na jakie go tym sposobem naraziła. Nie mogę się jej chyba jednak dziwić, skoro dziewczyna sama nie bardzo rozumiała, dlaczego Feliks usilnie starał się ją trzymać z daleka od walki. Jak na dwudziestolatkę, która stale powtarzała, że potrafi o siebie zadbać, zaskakująco często, i trzeba zaznaczyć, że z własnej woli, pakowała się w tarapaty. W niektórych rozdziałach zachowywała się wyjątkowo dziecinnie, wręcz irracjonalnie, uważając i będąc święcie przekonaną, że jako osoba widząca demony, powinna być współpracownicą swojego wuja. Jakkolwiek czytając książkę, podziwiałam jej zapał i chęć niesienia pomocy, tak momenty, gdy obrażała się na cały świat, bo ktoś nie pozwolił jej zadrzeć z niebezpieczną zmorą, czy zbyt silnym upiorem, doprowadzały mnie do białej gorączki. Magda miała w głębokim poważaniu, że ktokolwiek próbował się o nią troszczyć i zapewnić jej bezpieczeństwo.

Cóż mogę napisać na koniec tej recenzji? Nie chciałabym za bardzo nic zdradzić, aby nie zepsuć nikomu przyjemności z lektury. Z pewnością nie przesadzę, mówiąc, iż gdy sięgniecie po tę książkę, nie będziecie mogli oderwać się od czytania. Sama, mimo mankamentów i małych wad, zapałałam do „Żniwiarza” dużą dozą sympatii. Ani trochę się nie zawiodłam, zwłaszcza pod względem słowiańskich demonów i kreacji bohaterów. Wsiąkłam w świat Magdy i jeszcze długo po przeczytaniu „Pustej Nocy” wraz z nią i jej wujkiem mieszkałam w Wiatrołomie, wypatrując na horyzoncie zagrożenia. Jak możecie się więc domyślać, pozycja jest naprawdę dobra i warta polecenia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz