„Moja
siostra uważa, że chodzi o piękno. Że nasza muzyka nawiązuje do
pierwszego pięknego dźwięku, jaki usłyszeliśmy. Ja usłyszałem
skrzypce ”.
fragment
powieści „Okrutna Pieśń”
Chyba
każdy człowiek jest na swój sposób związany z muzyką. Nawet
jeśli nie lubi jej słuchać, na co dzień i tak doświadcza
najróżniejszych melodii w postaci dźwięków zwykłych, domowych
sprzętów, śpiewu ptaków, szumu wiatru, czy nawet niepozornego
głosu innych ludzi. Muzyki nie stanowi tylko i wyłącznie to, co
nam się na pierwszy rzut oka wydaje; składa się z czegoś więcej,
niż z pojedynczych dźwięków, połączonych w spójną całość i
tworzących określoną, zamkniętą w klatce melodię. Taka też
jest „Okrutna Pieśń” – opuszcza instrument swojego
właściciela, by nacieszyć nasze uszy, całkiem nowym, odganiającym
mrok rodzajem muzyki.
"Monstra,
monstra, małe duże
Przyjdą Ci odebrać życie.
Corsaj, Corsaj, zęby, szpony,
Potnie, pożre na surowo.
Malchaj, Malchaj, blady, chudy,
Wyssie krew, aż będziesz suchy.
Sunaj, Sunaj, czarnooki,
Poeśń zanuci, porwie duszę.
Monstra, monstra, małe duże
Przyjdą Ci odebrać życie."
Przyjdą Ci odebrać życie.
Corsaj, Corsaj, zęby, szpony,
Potnie, pożre na surowo.
Malchaj, Malchaj, blady, chudy,
Wyssie krew, aż będziesz suchy.
Sunaj, Sunaj, czarnooki,
Poeśń zanuci, porwie duszę.
Monstra, monstra, małe duże
Przyjdą Ci odebrać życie."
„Okrutna
Pieśń”, rozpoczyna bestsellerową serię „Świat Verity”.
Akcja dzieje się w Ameryce – na podzielonych granicą terenach,
określanych Miastem Prawdy. Miejsce co, samo w sobie nie kryje
jednak nic, co można by bez wahania określać prawdą. W ciemnych
zaułkach, w których przemoc miesza się z krwią ofiar, zaczęły
rodzić się potwory. Corsaje i Malchaje, dwa z trzech gatunków
demonów, szerzą w mieście spustoszenie. Oddziały OSF na czele z
rodziną Flynnów trzymają straż nad swoją częścią metropolii i
walczą z bestiami. Tymczasem, po drugiej stronie wojennej barykady,
niejaki Harker, dostrzegając w tragicznej sytuacji możliwość
łatwego zarobku, pozwala potworom żyć w pobliżu ludzi. Ci, w
zamian za ochronę, są skłonni płacić mężczyźnie niebotyczne
sumy, coraz ciaśniej oplatając tym samym wokół własnych szyi
jego chciwe, okrutne palce. I choć pozornie wydaje się, iż taki
system działa, zarówno Harker, jak i Flynnowie słyszą z tyłu
głowy, jak granice Miasta Prawdy powoli upadają, widzą, jak cień
wojny, wypełza znów z mrocznych zakamarków, kreowanego przez nich
świata.
Kate
Harker i August Flynn są następcami przywódców podzielonego
miasta. Ona, jako
typowa zbuntowana nastolatka,
za wszelką cenę pragnie dorównać ojcu, a
także
pokazać otoczeniu,
że tak jak on, potrafi zachować zimną krew i nie zawaha
się sięgnąć
po broń. On z kolei jest jej zupełnym przeciwieństwem. Jako jeden
z Sunajów, przedstawiciel
trzeciego gatunku potworów, marzy wyłącznie o ciszy i spokoju,
zachowaniu normalności, której nigdy tak naprawdę nie doświadczył.
Kiedy
impulsywna
Kate
robi wszystko, by wyrzucano ją z kolejnych szkół, August w
przerażeniu
liczy dni, które minęły
od jego ostatniej
przemiany w bestię.
Choć
wygląda jak człowiek, wie, że nim nie jest, a wypełniająca go
ciemność, tylko czeka, by w końcu się poddał. Za pomocą
wygrywanych na skrzypcach pieśni, może ukraść duszę człowieka.
Nienawidzi się za to i za wszelką cenę ukrywa swoją tajemnicę…
do dnia, gdy na jego drodze pojawia się Kate i odkrywa największy
sekret Sunaja.
Świat
wykreowany przez autorkę jest taki sam jak tytuł książki –
okrutny. Victoria Schwab nie przebiera w środkach, aby wciągnąć
czytelnika w wykreowaną przez nią rzeczywistość i pokazać mu,
jak niewiele trzeba, by zapanował terror. Miasto Prawdy nie składa
się wyłącznie z potworów w podstawowym rozumieniu tego słowa.
Ludzie nie są święci i grzeszą, a postapokaliptyczny świat, w
którym żyją, jest niepokojący, w wyobraźni jawi się jako szary,
pozbawiony radosnych barw krajobraz. W książce mamy jednak nie
tylko obraz miasta, podczas trwania historii, przewijają się przez
nią miejsca takie jak spokojna wieś (którą swoją drogą
osobiście widziałam w żółtych, pomarańczowych odcieniach),
bezdroża (jak dla mnie złotawe, lekko przyprószone brązem), czy
pełna uczniów szkoła, do której trafiają nasi bohaterowie. Świat
Verity jest pełen kontrastów, z jednej strony ustabilizowany, z
drugiej burzący się cegiełka po cegiełce, aż do słabych
fundamentów.
Jest
niewiele książek, w których ciężko mi się do czegoś nie
przyczepić. W przypadku „Okrutnej Pieśni” choćbym nie wiem,
jak próbowała, zamiast minusów, w mojej głowie jawią się same
plusy. Pomysł potworów, którymi można manipulować muzyką,
wzbudza zainteresowanie, za styl autorce również należy się
ogromna pochwała. Schwab prowadziła fabułę trochę, jakby
prowadziła drogi, porządny samochód, tyle że w świecie urban
fantasy. Gdy przyśpieszała, czasem wciskała mnie w fotel, a
niekiedy robiła to tak subtelnie, że tylko licznik (stron ;))
pokazywał, że jedziemy coraz szybciej. Wyważyła ilość akcji,
względem ekspozycji, ilość dialogów względem opisów, a te,
swoją drogą, były przepełnione tak prawdziwymi emocjami i
przeżyciami, że identyfikowanie się z Kate, czy Augustem nie
sprawiło mi najmniejszego problemu.
À
propos bohaterów...
zauroczyli
mnie, choć
w tym wypadku lepiej byłoby chyba powiedzieć „zahipnotyzowali”
swoją pieśnią.
Najbardziej podobało mi się, jak autorka nakreśliła postać
Harkera, pana Malchajów i Corsajów, ale Kate i August również
zdołali mnie do
siebie przekonać.
Wprawdzie Kate sprawiała nieco wrażenie schematycznej, zbuntowanej
nastolatki, aczkolwiek coś w jej przemyśleniach, a także
zachowaniu sprawiało, iż jej „indywidualność” ani trochę nie
kłuła mnie w oczy. Ciekawością, przebiegłością
i uporem, z jakim dążyła do celu, od
razu zaskarbiła
sobie moją sympatię. Z kolei na Auguście, a raczej na walce, jaka
toczyła się w jego umyśle i w rozedrganym sercu, koncentrowałam
większość uwagi.
Chłopak miał w sobie wiele cech i sprzeczności, które potrafię
docenić w
żywej postaci.
Mądry, wrażliwy,
współczujący i
szczery sprawiał, że miałam ochotę wejść do książki i
przytulić go,
aby choć na chwilę uwolnił
się od
paraliżującego
strachu. Choć na zewnątrz opanowany, wewnętrznie wciąż krył w
sobie cząstkę potwora. I
walczył z tą ciążącą mu cząstką ze wszystkich sił, gdy ja
mogłam jedynie trzymać kciuki.
Nie
byłabym wszak sobą, gdybym nie wtrąciła swoich trzech groszy,
jeśli chodzi o główny zamysł historii. Brakowało mi więcej
muzyki, więcej rodzajów pieśni, więcej… dźwięków (jeśli w
ogóle wiecie, o co mi chodzi). Oczekiwałam, że w „Okrutnej
Pieśni” znajdę wiele melodii i pieśni, a skończyło się na
pięciu wersach, które wstawiłam wam powyżej i melodii granych
przez Augustusa. Jednak nie narzekam, bo mimo braku różnorodności,
czerpałam przyjemność z każdego fragmentu, w którym chłopak
sięgał po skrzypce. Sama miałam ochotę zagrać z nim w duecie!
„Okrutna
Pieśń” wciąga. Wciąga, odkrywając przed czytelnikiem świat
pełen brutalności i tajemnic, wciąga, zapoznając go z
fascynującymi, dającymi się lubić postaciami, wciąga, otaczając
go klimatem tak gęstym, a jednocześnie tak elektryzującym, że
stąd cienka granica od porażenia prądem. Pełna wrażeń, z
jednej strony mroczna, z drugiej pełna pięknych, delikatnych
melodii, które poskramiają najgorsze koszmary. „Okrutna Pieśń”
to wyjątkowo oryginalna
książka.
Bardzo
pozytywnie mnie zaskoczyła,
a ze względu na burzliwe zakończenie, nie mogę się doczekać, by
sięgnąć po kontynuacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz