wtorek, 18 września 2018

"Okrutna Pieśń" Victoria Schwab | Wyd. Czwarta Strona




„Moja siostra uważa, że chodzi o piękno. Że nasza muzyka nawiązuje do pierwszego pięknego dźwięku, jaki usłyszeliśmy. Ja usłyszałem skrzypce ”.
fragment powieści „Okrutna Pieśń”


Chyba każdy człowiek jest na swój sposób związany z muzyką. Nawet jeśli nie lubi jej słuchać, na co dzień i tak doświadcza najróżniejszych melodii w postaci dźwięków zwykłych, domowych sprzętów, śpiewu ptaków, szumu wiatru, czy nawet niepozornego głosu innych ludzi. Muzyki nie stanowi tylko i wyłącznie to, co nam się na pierwszy rzut oka wydaje; składa się z czegoś więcej, niż z pojedynczych dźwięków, połączonych w spójną całość i tworzących określoną, zamkniętą w klatce melodię. Taka też jest „Okrutna Pieśń” – opuszcza instrument swojego właściciela, by nacieszyć nasze uszy, całkiem nowym, odganiającym mrok rodzajem muzyki.


"Monstra, monstra, małe duże
Przyjdą Ci odebrać życie.

Corsaj, Corsaj, zęby, szpony,
Potnie, pożre na surowo.

Malchaj, Malchaj, blady, chudy,
Wyssie krew, aż będziesz suchy.

Sunaj, Sunaj, czarnooki,
Poeśń zanuci, porwie duszę.

Monstra, monstra, małe duże
Przyjdą Ci odebrać życie."
 

„Okrutna Pieśń”, rozpoczyna bestsellerową serię „Świat Verity”. Akcja dzieje się w Ameryce – na podzielonych granicą terenach, określanych Miastem Prawdy. Miejsce co, samo w sobie nie kryje jednak nic, co można by bez wahania określać prawdą. W ciemnych zaułkach, w których przemoc miesza się z krwią ofiar, zaczęły rodzić się potwory. Corsaje i Malchaje, dwa z trzech gatunków demonów, szerzą w mieście spustoszenie. Oddziały OSF na czele z rodziną Flynnów trzymają straż nad swoją częścią metropolii i walczą z bestiami. Tymczasem, po drugiej stronie wojennej barykady, niejaki Harker, dostrzegając w tragicznej sytuacji możliwość łatwego zarobku, pozwala potworom żyć w pobliżu ludzi. Ci, w zamian za ochronę, są skłonni płacić mężczyźnie niebotyczne sumy, coraz ciaśniej oplatając tym samym wokół własnych szyi jego chciwe, okrutne palce. I choć pozornie wydaje się, iż taki system działa, zarówno Harker, jak i Flynnowie słyszą z tyłu głowy, jak granice Miasta Prawdy powoli upadają, widzą, jak cień wojny, wypełza znów z mrocznych zakamarków, kreowanego przez nich świata.

Kate Harker i August Flynn są następcami przywódców podzielonego miasta. Ona, jako typowa zbuntowana nastolatka, za wszelką cenę pragnie dorównać ojcu, a także pokazać otoczeniu, że tak jak on, potrafi zachować zimną krew i nie zawaha się sięgnąć po broń. On z kolei jest jej zupełnym przeciwieństwem. Jako jeden z Sunajów, przedstawiciel trzeciego gatunku potworów, marzy wyłącznie o ciszy i spokoju, zachowaniu normalności, której nigdy tak naprawdę nie doświadczył. Kiedy impulsywna Kate robi wszystko, by wyrzucano ją z kolejnych szkół, August w przerażeniu liczy dni, które minęły od jego ostatniej przemiany w bestię. Choć wygląda jak człowiek, wie, że nim nie jest, a wypełniająca go ciemność, tylko czeka, by w końcu się poddał. Za pomocą wygrywanych na skrzypcach pieśni, może ukraść duszę człowieka. Nienawidzi się za to i za wszelką cenę ukrywa swoją tajemnicę… do dnia, gdy na jego drodze pojawia się Kate i odkrywa największy sekret Sunaja.

Świat wykreowany przez autorkę jest taki sam jak tytuł książki – okrutny. Victoria Schwab nie przebiera w środkach, aby wciągnąć czytelnika w wykreowaną przez nią rzeczywistość i pokazać mu, jak niewiele trzeba, by zapanował terror. Miasto Prawdy nie składa się wyłącznie z potworów w podstawowym rozumieniu tego słowa. Ludzie nie są święci i grzeszą, a postapokaliptyczny świat, w którym żyją, jest niepokojący, w wyobraźni jawi się jako szary, pozbawiony radosnych barw krajobraz. W książce mamy jednak nie tylko obraz miasta, podczas trwania historii, przewijają się przez nią miejsca takie jak spokojna wieś (którą swoją drogą osobiście widziałam w żółtych, pomarańczowych odcieniach), bezdroża (jak dla mnie złotawe, lekko przyprószone brązem), czy pełna uczniów szkoła, do której trafiają nasi bohaterowie. Świat Verity jest pełen kontrastów, z jednej strony ustabilizowany, z drugiej burzący się cegiełka po cegiełce, aż do słabych fundamentów.

Jest niewiele książek, w których ciężko mi się do czegoś nie przyczepić. W przypadku „Okrutnej Pieśni” choćbym nie wiem, jak próbowała, zamiast minusów, w mojej głowie jawią się same plusy. Pomysł potworów, którymi można manipulować muzyką, wzbudza zainteresowanie, za styl autorce również należy się ogromna pochwała. Schwab prowadziła fabułę trochę, jakby prowadziła drogi, porządny samochód, tyle że w świecie urban fantasy. Gdy przyśpieszała, czasem wciskała mnie w fotel, a niekiedy robiła to tak subtelnie, że tylko licznik (stron ;)) pokazywał, że jedziemy coraz szybciej. Wyważyła ilość akcji, względem ekspozycji, ilość dialogów względem opisów, a te, swoją drogą, były przepełnione tak prawdziwymi emocjami i przeżyciami, że identyfikowanie się z Kate, czy Augustem nie sprawiło mi najmniejszego problemu.

À propos bohaterów... zauroczyli mnie, choć w tym wypadku lepiej byłoby chyba powiedzieć „zahipnotyzowali” swoją pieśnią. Najbardziej podobało mi się, jak autorka nakreśliła postać Harkera, pana Malchajów i Corsajów, ale Kate i August również zdołali mnie do siebie przekonać. Wprawdzie Kate sprawiała nieco wrażenie schematycznej, zbuntowanej nastolatki, aczkolwiek coś w jej przemyśleniach, a także zachowaniu sprawiało, iż jej „indywidualność” ani trochę nie kłuła mnie w oczy. Ciekawością, przebiegłością i uporem, z jakim dążyła do celu, od razu zaskarbiła sobie moją sympatię. Z kolei na Auguście, a raczej na walce, jaka toczyła się w jego umyśle i w rozedrganym sercu, koncentrowałam większość uwagi. Chłopak miał w sobie wiele cech i sprzeczności, które potrafię docenić w żywej postaci. Mądry, wrażliwy, współczujący i szczery sprawiał, że miałam ochotę wejść do książki i przytulić go, aby choć na chwilę uwolnił się od paraliżującego strachu. Choć na zewnątrz opanowany, wewnętrznie wciąż krył w sobie cząstkę potwora. I walczył z tą ciążącą mu cząstką ze wszystkich sił, gdy ja mogłam jedynie trzymać kciuki.

Nie byłabym wszak sobą, gdybym nie wtrąciła swoich trzech groszy, jeśli chodzi o główny zamysł historii. Brakowało mi więcej muzyki, więcej rodzajów pieśni, więcej… dźwięków (jeśli w ogóle wiecie, o co mi chodzi). Oczekiwałam, że w „Okrutnej Pieśni” znajdę wiele melodii i pieśni, a skończyło się na pięciu wersach, które wstawiłam wam powyżej i melodii granych przez Augustusa. Jednak nie narzekam, bo mimo braku różnorodności, czerpałam przyjemność z każdego fragmentu, w którym chłopak sięgał po skrzypce. Sama miałam ochotę zagrać z nim w duecie!

„Okrutna Pieśń” wciąga. Wciąga, odkrywając przed czytelnikiem świat pełen brutalności i tajemnic, wciąga, zapoznając go z fascynującymi, dającymi się lubić postaciami, wciąga, otaczając go klimatem tak gęstym, a jednocześnie tak elektryzującym, że stąd cienka granica od porażenia prądem. Pełna wrażeń, z jednej strony mroczna, z drugiej pełna pięknych, delikatnych melodii, które poskramiają najgorsze koszmary. „Okrutna Pieśń” to wyjątkowo oryginalna książka. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, a ze względu na burzliwe zakończenie, nie mogę się doczekać, by sięgnąć po kontynuacje.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz