„To
nie wolności pragnęła. Pragnęła w coś wierzyć, w coś, dla
czego mogłaby biec na złamanie karku i walczyć z narażeniem
życia, ku czemu mogłaby wyciągnąć ręce w każdej sekundzie
życia.”
fragment
książki „Prawdzodziejka”
Z
ciekawości, nim zaczęłam pisać tę recenzję, sprawdziłam, kiedy
„Prawdodziejka” miała swoją premierę. Data wydania wypada na
12 października 2016 roku, a więc ładne dwa lata temu. Czy
zaskoczy was więc fakt, iż miałam ów książkę praktycznie od
jej premiery, a dopiero parę dni temu w końcu zdecydowałam się po
nią sięgnąć? Wstyd. Biedna czekała na mnie przez tyle miesięcy,
a ja nawet nie odważyłam się zabrnąć do dziesiątej strony.
Okropnie tego teraz żałuje, bo Susan Dennard odwaliła kawał
dobrej roboty.
„Prawdodziejka”
opowiada historię dwóch więziosióstr. Safiya i Iseult zawsze
trzymają się razem, planują zamieszkać we własnym mieszkaniu i
wieść spokojne życie, z dala od kłopotów. Nie jest to jednak
takie proste, gdyż już dawno wiele osób nie pamięta, że wokół
panuje pokój. Ład w kraju jest usłany pozorami, a wojna, dążąca
do rozpadu wieloletniego rozejmu, zbliża się dużymi krokami.
Safiya i Iseult usiłują sobie jakoś radzić, aczkolwiek obie
dziewczyny skrywają poważne sekrety. Iseult, jako więziodziejka,
potrafi dostrzec nici oplatające człowieka, które odpowiadają
jego emocjom. Safiya jest zaś tytułową prawdodziejką, a jej
umiejętności zsyłają na nią, a także jej więziosiostrę
mnóstwo kłopotów. Domna potrafi bowiem ujawnić każde kłamstwo,
a jak wiadomo, w starciu o władzę, prawda jest czasem cenniejsza
niż życie.
Susan
Dennard nie daje nam chwili odpoczynku, już na samym wstępie
powieści wrzucając nas w wir akcji. Nasze bohaterki wpadają bowiem
w tarapaty, narażając się pewnemu potężnemu krwiodziejowi. I tak
jak w tym momencie wydaje nam się, że niedługo fabuła zwolni
nieco tempa, tak nagle okazuje się, że faktyczne perypetie Safi i
Iseult dopiero się zaczynają... I nie tylko nie zwolnią, ale staną
się jeszcze bardziej dynamiczne.
Może
zacznę od tego, co podobało mi się w tej książce. Przede
wszystkim wielki plus dla autorki za wykreowanie interesującego
uniwersum. Jestem ogromną zwolenniczką nazw własnych, a tych
znajdziemy w „Prawdodziejce” wyjątkowo dużo, poczynając na
określeniach specyficznych mocy bohaterów, jak „jadodziej”,
„wododziej”, na nazwach krain, czy bogów kończąc. Nie można
też zapomnieć o więziach, jakie łączą poszczególne osoby.
Muszę przyznać, że Susan Dennar przekonała mnie „sercowięzią”
oznaczającą splatanie się nici więzi zakochanych w sobie osób.
Taśmy, które wyrażają uczucia, czy nastrój człowieka, wyciągają
niewidoczne macki w stronę taśm swojej pary, dążąc do tego, by
się z nimi połączyć. To wyjątkowo ciekawa alternatywa dla
wytłumaczenia normalnych, typowych związków, których w podobnych
lekturach znajdziemy aż nadto. Wprawdzie początkowo nie mogłam się
przyzwyczaić do podobnych nazw, ale później orientowanie się w
nich zaczęło mi przychodzić z łatwością. Teraz prawdopodobnie w
każdej czytanej przeze mnie książce będę się doszukiwać nici
więzi, zwłaszcza w przypadku potencjalnych par.
Fabuła
płynie swoim torem, a czytelnik z przyjemnością dąży do poznania
jej zakończenia. Język, jakim jest pisania powieść, obfituje w
barwne metafory i porównania, co jedynie ułatwia wczucie się w
jedyny w swoim rodzaju, intrygujący klimat. Brnąc przez kolejne
strony, mogłam wręcz poczuć ciągnącą od wody sól, morską
bryzę, a także uderzające o statek fale. Rozdziały, w których
akcja rozgrywała się na morzu, kupiły mnie już do końca i
rozpływałam się nad każdym pojedynczym opisem przeprawy statkiem.
Motyw podróży, jakkolwiek często potrafi mnie zmęczyć, tak tutaj
– obfitujący w magię, niesamowitą scenerię, a ponadto
przeplatany szeregiem intryg – tylko zachęcał do dalszego
czytania. Odkrywanie coraz to nowych spisków, sekretów, czy gier
politycznych, zmusza bowiem do zaangażowania się w sytuację
bohaterów i włączenie się do gry, w której stawką jest
utrzymanie rozejmu, jak również niedopuszczenie do wojny.
Rozumiałam
intencje konkretnych postaci, trzymałam za nich kciuki, a przy
fragmentach, w których autorka wracała do wątku romantycznego,
walczyłam sama ze sobą, by nie przelecieć wzrokiem po kartce,
chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. Rzadko
zdarza mi się ponadto trafić na książkową pozycję, gdzie każdy
z bohaterów jest traktowany przez autora na równi i ma, że tak to
ujmę, „zadowalający czytelnika czas antenowy”. W tym wypadku
właśnie tak jest, poznajemy nie tylko Safiyę i Iseult, ale także
rzeszę innych, przekonujących i barwnych osób. Są obdarzone
mnóstwem zalet i wad, jednak nie da się ich nie polubić. Śledzi
się ich losy z wyjątkową zagorzałością, wstrzymując oddech w
dramatycznych momentach i uśmiechając się w tych cieplejszych. W
przypadku kreacji bohaterów jestem więc z całą pewnością na
„tak”!
Co
do minusów, w książce jest ich naprawdę niewiele. Są wręcz
niezauważalne dla mniej czepiającego się szczegółów odbiorcy,
więc jeśli komuś nie przeszkadzają drobnostki (a z pewnością
tak jest) to polecam po prostu przejść do ostatniego akapitu tej
recenzji, gdzie podsumowuje mój dzisiejszy post :) Jeśli kogoś
jednak ciekawi, co jeszcze mam do powiedzenia o „Prawdodziejce”,
możecie przeczytać całość.
Mój
pierwszy i główny zarzut ma się wątku romantycznego, jaki pojawia
się na łamach powieści. Sam w sobie zdaje się naprawdę przyjemny
(chyba wspomniałam, iż trzymałam kciuki za bohaterów) aczkolwiek
jest jednocześnie… przewidywalny. Boleśnie przewidywalny, jeśli
mam być w stu procentach szczera. Czytam dość, aby od razu
domyślić się, że przypadkowe spotkanie nigdy nie kończy się
pojedynczą rozmową, a zwykły, pozornie nic nieznaczący taniec
pozostawi ślad w umysłach bohaterów i będzie przez nich
wspominany jeszcze długo po jego zakończeniu. Nie przeczę,
pokochałam książkową parę, ale sam wątek nie sprawił mi
niestety tak dużej przyjemności, jaką miałabym, gdybym nie
spodziewała się, jak się potoczy. Autorka co prawda posunęła się
w niektórych fragmentach do pewnych, mających zmylić czytelnika
forteli, jednak niezbyt przekonująco. Od razu wiadomo, czyje nici
będą się splatały w miarę kolejnych rozdziałów.
Drugi
szkopuł to moc Safiyi. Teraz już autentycznie się czepiam, więc
proszę, nie bierzcie tego akapitu do serca. Jak dla mnie dziewczyna,
która posiadała moc prawdodziejstwa i była ponoć najbardziej
pożądaną przez wszystkich osobą, nie miała aż tak przydatnego
daru. Mam wrażenie, że to Iseult, która została zdegradowana do
znienawidzonej przez chyba każdy naród Nomatsanki, na łamach
powieści zrobiła więcej, niż jej więziosiostra. Jej moc
pozwalała dostrzec zagrożenie na dużych odległościach, a także
wyczuć emocje innych tylko za sprawą jednego spojrzenia na ich nici
(nie mówiąc już o zakończeniu, gdzie o dziewczynie wychodzą na
jaw pewne nowe, wciskające w ziemię fakty). Moce Safiyi odzywały
się natomiast tylko czasami, a i wtedy łatwo dało się je oszukać
(można powiedzieć, że jej moc ma sporo zasad, które da się
obejść). Gdybym osobiście miała wybrać jedną z dziewczyn, aby
powiedzieć, która z nich byłaby przydatniejsza, bez zastanowienia
postawiłabym wszystko na Iseult. Niemniej jednak nie oznacza to, że
faworyzuje którąś z nich. Obie uwielbiam tak samo, a i w książce
jest sporo wyjaśnień, które odpowiadają na pytanie, dlaczego moce
Safiyi są potrzebne.
Przechodząc
do meritum… Mimo iż początkowo nie mogłam się przekonać, aby
sięgnąć po „Prawdzodziejkę”, książka ma naprawdę dużo
zalet. Pełna dobrego, inteligentnego humoru, jest godną polecenia
pozycją dla każdego miłośnika fantastyki. Przeplatana
niebezpiecznymi, zaskakującymi przygodami i zwrotami akcji, potrafi
zaskoczyć i wciągnąć, potrafi wzbudzić także emocje, o jakie
samej siebie bym nie podejrzewała. Gwarantuję, że każdy, kto
sięgnie po tę pozycję, będzie chłonął ją jak gąbkę; słowo
po słowie, akapit po akapicie i dopiero na ostatniej stronie
zorientuje się, że zabrnął do końca. Książkę aż chce się
czytać, a z mojej strony mogę zapewnić, że zaopatrzę się
niebawem w drugi tom: „Wiatrodzieja”. I tym razem powieść z
pewnością nie będzie musiała na mnie czekać.
„Mhe
verujta. – Zaufaj mi, jakby moja dusza była twoją duszą.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz