środa, 18 grudnia 2019

"Pierwsza biel" | Opowiadanie z uniwersum "Przebudzenie.Córka Wiatru"


   Wieczór był wyjątkowo cichy i spokojny – zapowiadał coś magicznego. Chłodne powietrze, zmieszane z wonią lasów i górskich jezior, pachniało świeżością, a zroszone kroplami wilgotnej rosy rośliny błyszczały w świetle wycofujących się, słonecznych promieni. Po niebie spokojnie poruszały się puszyste chmury, układające się w panoramy bitew, pejzaże wiosek i karty historii, opowiadające o przeszłości władców, ojców, a także potajemnych kochanków. Każdy widział w nich to, co pragnął ujrzeć, tak samo jak w gwiazdkach wszyscy dostrzegali własne, możliwe do łączenia wzory.
Nareszcie nadszedł ten dzień.
     Zaczęło się niewinnie. Pojedyncza biała drobina spłynęła z nieba niczym niepewna łza. Opadła delikatnie na pożółknięty, umierający liść, który dwa wschody słońca wcześniej opuścił macierzystą ostoję, aby dołączając do braci i sióstr, zaścielić ziemię barwną płachtą. Łza wydawała się zbyt mała, aby ją zauważyć, była niczym samotny, ciekawski pyłek, który podczas podróży trafił na swojej drodze na skupisko jesiennych kolorów. Zagubił się w nich, przyciągnięty ciepłem pomarańczy, czerwieni i żółci.
    On z kolei przyciągnął spojrzenie dziewczyny, która stała tuż obok z naręczem owych liści, starając się stworzyć z nich bukiet. Mimo iż była pogrążona w skupieniu, chcąc wybierać najokazalsze, najbardziej barwne okazy, nie umknął jej uwadze mały, niepozorny płatek, który pojawił się na niebie i powoli opadł na ziemię. Jasnowłosa znieruchomiała, obserwując wirujący opiłek i pojmując, co miał oznaczać. Zanim zdążyła się jednak pochylić, aby mu się przyjrzeć, ten zniknął, ogrzany ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Zaraz za nim pojawiły się dwa kolejne, które opadły na rosnący nieopodal kwiat i stopniały równie szybko. Nie trzeba było długo czekać, a chwilę później na niebie pokazały się następne, tym razem cztery białe drobiny.
    Wyglądało na to, że wszystko zmieni się pod osłoną nocy.
   Dziewczyna zacisnęła palce na trzymanych liściach, a drugą dłonią niezbyt sprawnie podwinęła do góry suknie. Krzyknęła jeszcze kilka słów do kobiet znajdujących się nieopodal i ignorując ich próby zatrzymania jej, rzuciła się w kierunku majaczącego w oddali zarysu pałacu. Po drodze odrzuciła liście, aby tym swobodniej wyciągać rękę ku górze i łapać na nią zimne, coraz to nowe płatki. Przestało się liczyć, iż jeszcze parę chwil wcześniej sumiennie zbierała kolorowe listki, z zamiarem zrobienia z nich bukietu, którego widok ucieszyłby jej ojca. Skoro rozpoczynał się biały okres, Władcy Powietrza i tak nie było w pobliżu – musiał udać się do swojego brata, Władcy Wody, aby wraz z nim, wspólnie stworzyć zimne prądy i otulić świat śnieżnym kożuchem. To dlatego dziewczyna nie mogła się z nim ostatnimi czasy spotkać, ani z nim porozmawiać. Najwidoczniej nic jej nie mówiąc, wybrał się w podróż do sąsiedniego Królestwa. Jak zawsze zresztą, kiedy ją opuszczał… Nigdy do końca nie widziała, kiedy znów zniknie, aby na powrót pojawić się dopiero, gdy będzie go potrzebowała.
   Tym razem o dziwo nieobecność ojca bardziej ją uradowała, niż zasmuciła. Już po chwili cała grupa, z roześmianą księżniczką na czele i starającymi się dorównać jej kroku powiernicami, biegła ile sił w nogach, a towarzyszyły im kolejne, spadające z nieba płatki. Księżniczka podskakiwała z zachwytu, jej odkryte ramiona pokryły się gęsią skórką, a policzki zaróżowiły od narastającego chłodu. Śniegu przybywało z każdym uderzeniem serca, pogoda zmieniła się diametralnie, zaskakując każdego, kto w lekkich ubraniach wyszedł, aby pracować na powietrzu. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, co oznaczał padający śnieg.
   Niedługo trzeba było rozpocząć przygotowania do święta Pierwszej Bieli.
   Dotarcie do pałacu nie zajęło zbyt wiele czasu. Kiedy tylko księżniczka znalazła się pod głównymi wrotami, natychmiast na jej drodze pojawiła się grupa spanikowanych służących z naręczami ciepłych strojów, a także koców. Wszyscy pytali, czy nie czuła zimna, czy aby na pewno nie było jej słabo lub nie chciała czegoś ciepłego do picia. Jasnowłosa była jednak zbyt zaaferowana, aby odpowiedzieć choćby na jedno z zadanych jej pytań. Minęła zszokowanych podwładnych i nie zwalniając, ruszyła w stronę rozległej budowli. W myślach już układała sobie plan, co zrobi, kiedy dotrze do celu. Składał się z trzech najważniejszych podpunktów – po pierwsze musiała znaleźć posłańca, aby pośpieszył do Królestwa Ognia z wiadomościami, po drugie upewnić się, kiedy, przynajmniej w teorii, zamierzał wrócić jej ojciec, a po trzecie i najważniejsze… dowiedzieć się, w jakim czasie ludzie z sąsiednich wiosek świętowali Pierwszą Biel.
   Pierwsza Biel… Lutyanki wiele razy opowiadały jej o tej uroczystości. O cudownym zapachu jedzenia rozchodzącym się po całej wiosce, a nawet na skrajach lasów i wybawiającym z nich zwierzynę. O skocznej muzyce, która porywała serca i zmuszała każdego do tańca aż do utraty tchu, a czasem do pojawienia się pierwszej krwi na stopach. O blasku ognisk, tak jasnych, iż ciężko był rozróżnić świt od zmierzchu. O lodowych jeziorach, na których bawiły się dzieci... Słuchając o szczęściu i zabawie, księżniczka czuła, że musi zobaczyć to na własne oczy. Ten jeden jedyny raz naprawdę pragnęła wziąć udział w czymś, co nie miało mieć miejsca w murach jej Królestwa. Nawet jeśli Lutyanki zawsze dodawały na koniec, że wydarzenie tylko pozornie wydawało się nie mieć wad, a święto Pierwszej Bieli oprócz jasnej miało także swoją ciemną stronę. Polegało bowiem również na wykonywaniu wyroków na przestępcach i publicznych (nocnych, aby nie straszyć najmłodszych) egzekucjach.
   Leanice się tym nie przejmowała i nigdy nie dopytywała, dlaczego właściwie tak się działo. Była przekonana, że jej przyjaciółki mówiły tak tylko po to, aby ją nastraszyć i sprawić, by nie myślała o święcie.
   Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo się myliła…

* * *

   Obaj bracia, zarówno starszy jaki młodszy, odpowiedzieli Leanice, iż z przyjemnością pojawią się na święcie Pierwszej Bieli. Byli szczerze zainteresowani jego przebiegiem, gdyż w ich Królestwie, na wyjątkowo pustynnych, gorących terenach, takowego się nie obchodziło. Nie wiedzieli, czego się spodziewać, a jednak oboje po poznaniu planów księżniczki, zgodnie wyrazili obawę, o jej bezpieczeństwo. W listach, które przywiózł jej posłaniec, pytali, czy aby na pewno dziewczyna powinna opuszczać pałac bez ochrony. Oczywiście odpowiedziała, że wszystko będzie w porządku i nie powinni się martwić, skoro będzie jej towarzyszyć dwóch mężnych potomków Władcy Ognia. Podała także dokładną datę, kiedy miało odbyć się święto. Odkryła ją dzięki strażnikom patrolującym pobliskie tereny. Kilku z nich również wybierało się na uroczystość, więc nic nie podejrzewając, chętnie opowiadali o niej księżniczce.
   Bracia nie wiedzieli, że Leanice w listach nieco minęła się z prawdą i w rzeczywistości nie umiała określić, jak będzie wyglądało jej pierwsze święto w wiosce ludzi. Tak naprawdę zadawała sobie to pytanie, odkąd poczęła snuć swój misterny plan. Bała się iść sama, musiała jednak zachować wszystko w sekrecie. Nikt, nawet Lutyanki, nie mógł dowiedzieć się o jej zamiarze opuszczenia pałacu. Od razu wiadomość dotarłaby do ojca jasnowłosej i zostałaby zamknięta pod kluczem, aby nie wpaść na kolejny niebezpieczny pomysł. Władca Powietrza w życiu nie zgodziłby się na jej prośby, aby mogła spędzić noc poza strzeżonymi murami domu. Nie mówiąc już o tym, że księżniczka nie znała prawdziwego świata i była względem niego strasznie naiwna. Nie bez przyczyny traktowano ją jak kruchy, szlachetny kamień, który w każdej chwili mógł ulec zniszczeniu. Była nim. W świecie, w którym żyła, nawet nowo narodzone dzieci zdawały się bardziej świadome prawdy niż ona.
   Gdy nadszedł wyczekiwany dzień święta Pierwszej Bieli, Leanice starała zachowywać się naturalnie. Nie ekscytowała się, ani nie ujawniała sprzecznych emocji, które odkąd się przebudziła, targały nią niczym porywisty wiatr rzucający cienkimi gałęziami, i nie pozwalały racjonalnie myśleć. Lutyanki oczywiście od razu nabrały podejrzeń i wydawało im się, że coś było nie tak, ale księżniczka winą za swój nieokreślony stan obarczyła bóle w podbrzuszu. Nie cierpiała kłamać, miała jednak nadzieję, że później przyjaciółki jej to wybaczą. I tak martwiła się, jak zareagują, jeśli wieczorem przypadkiem odkryją jej nieobecność. Zamierzała poprowadzić wszystko tak, aby w ogóle nie zauważyły, iż nie spędziła nocy w swoich komnatach. Nie było niestety pewności, że któraś z dziewcząt nie postanowi do niej wtedy zajrzeć. Kiedy w pobliżu nie znajdował się Władca Powietrza, robiły się nad wyraz ostrożne i zapobiegawcze.
   Leanice do późna starała się utrzymać złudne wrażenie, że nie wydarzy się nic podejrzanego. Nie była w tym najlepsza, toteż jak ognia unikała rozmów, czy spotkań z innymi osobami zamieszkującymi pałac. Podczas posiłków wpatrywała się z uporem w półmiski, a kiedy służące pomagały wybierać dla niej ubrania, tylko im potakiwała. Nie chciała, aby ktokolwiek ujrzał w jej oczach niezdrowy błysk ekscytacji lub wyczytał w jej przesadnym uśmiechu coś więcej niż tylko typową dla niej radość. Oczywiście nie zrezygnowała z bycia uprzejmą, aczkolwiek wyjątkowo nie lgnęła aż tak do innych, ani nie szukała na siłę obecności Lutyanek. Do wieczora praktycznie całemu pałacowi zdawało się, iż coś było nie w porządku. Tyle że wtedy księżniczka przebywała już daleko poza murami, zmierzając w kierunku najbliższej wioski.

* * *

   Wioska istniała długo, a mimo to Leanice doskonale pamiętała moment, gdy ojciec wyjawił jej, że niedaleko ich Królestwa pojawili się tajemniczy wędrowcy. Nie stanowili zagrożenia, ponoć była ich tylko garstka, włączając w to kobiety, wyczerpanych starców i hałaśliwe dzieci. Razem zajęli tereny Królestwa Powietrza, aby się na nich osiedlić i korzystać z bogatych, górskich zasobów. Choć nie zapytali o zgodę Władcy Powietrza, ten nie odpowiedział na ich śmiałe wtargnięcie, pozwalając toczyć się historii własnym rytmem. Obserwował każdy krok, jaki czynili jego nowi poddani, dając im jednocześnie poczucie wolności. Przez wiele kolejnych kwartałów ludzie nie mieli pojęcia, iż nie żyli w górach sami. Dopiero później, kiedy poczęły powstawać pierwsze chaty, drzew w lesie ubywało, a rodziny powiększały się o nowych członków, mieszkańcy zdecydowali się zapuścić na bardziej górzyste tereny. Odkryli wtedy, iż niedaleko stoi potężny pałac, a jego pan jest jednocześnie właścicielem ziem, które zostały nieświadomie przez nich zagarnięte.
   Władca Powietrza wyraził zgodę, aby dalej żyli w pobliżu jego posiadłości. Miał jednak jeden warunek, który jasno wyłożył ludziom – on pozwoli ich wiosce nadal funkcjonować i czerpać pożywienie, a także potrzebne materiały z lasów, a w zamian oni nie mają prawa przekroczyć murów pałacu, ani polować w jego okolicach. Zamierzał pozostać w cieniu, tym samym chroniąc jedyną córkę przed złym wpływem niemagicznej rasy. Zbyt dobrze pamiętał, ile cierpienia wyrządzili wraz z braćmi, gdy dali się omotać zawiści, aby zaraz potem wpaść w kłujące sidła chciwości. Konsekwencje ich minionych czynów wciąż dawały o sobie znać, ziemskie rany dopiero się zabliźniały. Nie można było pozwolić, aby rozwarły się na nowo.
   Biel, która zaścieliła ziemię nie należała do najprostszych do pokonania. Leanice przedzierała się przez warstwy śniegu, nie raz, nie dwa lądując wśród zasp. Zaczepiała stopami o długą suknię. Przezornie przyodziała ciepły, aczkolwiek pozbawiony zbytecznych dodatków strój, aby nie wyróżniać się wśród tłumów ludzi. Wzięła przykład ze swoich służących i strażników, gdyż niektórzy z nich wybierali się czasem do wioski, a inni kursowali pomiędzy sąsiednimi krainami. Księżniczka nie była pewna, czy aby na pewno wyglądała jak wieśniaczka, nie posiadała jednak w swoich szafach nic odpowiedniejszego i mniej… wystawnego. Skończyło się więc na sukni, ozdobionej jedynie u dołu warstwą dodatkowej tkaniny, a także grubych pończochach i pelerynie. Włosy splotła w warkocz, zostawiła jedynie kilka pasm, aby zasłaniały jej przesadnie czystą twarz i nieskazitelnie czystą cerę.
   Nie była jeszcze w połowie drogi, a już poczęły do niej docierać pierwsze ciche, żywiołowe dźwięki muzyki. Święto Pierwszej Bieli obchodzili wszyscy, bez względu na wiek, czy funkcję, jaką pełnili w wiosce. Wierzono, iż spadający śnieg symbolizował czystość, a zimno, które wkraczało do każdej chaty, przemijanie tego, co było. W ten dzień nikt nie odczuwał przejmującego chłodu, a obawa przed brakiem pożywienia, czy utratą ciepła odchodziły na bok. Podczas uroczystości ludzie radowali się i tańczyli, aż brakło im tchu. Problemy odkładano na kolejne dni.
   Po muzyce, która z każdą chwilą się wzmagała, nadeszła kolej na zapachy. Te również były przyjemne, choć tylko z początku. Gdy księżniczka zrozumiała, iż większość z nich pochodziła z pieczonych na ogniu mięs, zasłoniła nos chusteczką i próbowała nie myśleć, ile zwierząt oddało życie, aby ludzie mogli najeść się do syta. Ponadto, im bliżej wioski się znajdowała, tym niestety lepiej odróżniała woń posiłków od fetoru brudu, rozkładu, a także odchodów. Przeszkadzał jej i wzmagał odruchy wymiotne. Mogła mieć tylko nadzieję, że w miarę upływu czasu choć trochę się do niego przyzwyczai. Tego typu zapach, a raczej – mówiąc wprost – smród, był czymś niespotykanym w jej pałacu, przez co czuła go wręcz ze zdwojoną siłą.
   Dotarcie do wioski (nie licząc tych kilku kolejnych razów, kiedy o mało nie wylądowała w śniegu) nie sprawiło jej najmniejszych trudności, było drobnostką w porównaniu z burzą, jaka miała ją czekać po powrocie ze strony zaniepokojonych Lutyanek. Księżniczka, mimo uzasadnionych obaw, starała się tym nie przejmować i dopóki mogła, czerpała garściami z chwilowej wolności. Nikt na drodze nawet się nie obrócił, by spojrzeć na jedną z wielu kobiet przedzierających się przez tłumy w celu zbliżenia się do głównego placu. Muzyka przytępiała zmysły, a fakt, iż każdy zajmował się swoimi sprawami, tylko ułatwiał jej pozostanie niezauważoną.
   Od razu zorientowała się, jak bardzo różniła się od innych mieszkańców wioski. Zakrywała twarz kapturem płaszcza, aby nie ujawniać się ze swoimi nienaturalnie jasnymi włosami i zbyt przenikliwą barwą tęczówek. Nic nie mogła jednak poradzić, kiedy młodsze, biegające dookoła dzieci zadzierały głowy, aby przyjrzeć się jej niecodziennej urodzie. Kontrastowała z morzem brązowych lub wręcz czarnych pasm włosów, a także przygaszonych oczu. Nawet u osób, które posiadały zielone lub, tak jak ona, niebieskie tęczówki, przypominały one raczej mętną taflę szkła, niż bezkresny, spokojny ocean poruszany emocjonalnymi podmuchami.
   Jedna z Lutyanek powiedziała jej niedawno, że oczy ludzi były mgliste, gdyż widziały zbyt wiele cierpienia i okrucieństwa, aby mogły zachować swój naturalny, czysty blask. Odkąd księżniczka poznała synów Władcy Ognia, jej przyjaciółki częściej odkrywały przed nią sekrety świata, jakby obawiały się, iż próbując odkryć je na własną rękę,dziewczyna posunie się o krok na daleko.
   Święto Pierwszej Bieli różniło się od innych, obchodzonych przed ludzi uroczystości. Nie tylko z powodu obecności śniegu przygniatającego dachy chat, czy szronu przyozdabiającego srebrem odchodzące w zapomnienie rośliny. Tylko w tym, jakże krótkim czasie przystrajano strzeliste, kraśno-złote drzewa zasuszonymi owocami, a dzieci wraz z kobietami przygotowywały ozdoby z powiązanych ze sobą gałązek. Tworzono małe gwiazdki, nierówne kwiaty, a nawet figurki zwierząt, które z zewnątrz nieproporcjonalne, w oczach najmłodszych z pewnością przypominały swoje doskonałe pierwowzory. Dla Leanice, która mijała kolorowe drzewa i z zapartym tchem przyglądała się poszczególnym ozdobom, również kryły w sobie jakąś niesamowitą magię. Marzyła, aby na którejś z gałęzi zawisło także coś wykonanego przez nią. Szkoda, że niczego nie przygotowała. Nie miała pojęcia, że ludzie dekorowali pobliskie drzewa, czy, jak się po chwili okazało, chaty i paśniki. Wydawało jej się, że śnieg był wystarczającą dekoracją. Wiedząc, że powstał dzięki pomocy jej ojca, jeszcze bardziej doceniała jego skrzące się w promieniach słońca i blasku księżyca drobiny. Dorównywał jasności diamentowi zawiązanemu na jej szyi.
   Z uśmiechem nie schodzącym z jej ust, jasnowłosa okryła się szczelniej płaszczem i poszła dalej, w głąb wioski. Tam znów olśniło ją mnóstwo dekoracji podobnych do tych zdobiących drzewa. Trzymając dłonie za plecami, pamiętając o nie rzucaniu się w oczy, oglądała wystawione na drewnianych pniakach posiłki i uszyte przez kobiety stroje. Odzienia nie były spektakularne, ani zbyt zachęcające, mimo to Leanice doceniała, iż z pewnością zostały stworzono dzięki pracy rąk prezentujących je mieszkanek wioski. Upewniła się w tym przekonaniu, widząc pozdzierane do krwi dłonie jednej z nich. Gdyby tylko miała coś w zamian, wzięłaby jedną z jej prac, aby przynajmniej tak zrekompensować jej trud i ból. Aby zadośćuczynić to, że sama mieszkała w pałacu wśród luksusów, podczas gdy inni egzystowali w nieludzkich warunkach, sądząc naiwnie, iż nic lepszego nie mogło ich spotkać. Taki podział był niesprawiedliwy i choć Leanice zawsze marzyła o większej swobodzie, nie sądziła, aby mogła z własnej woli zamienić się z kimkolwiek z wioski. Nie przeżyłaby w takich warunkach od wschodu do zachodu słońca.
  A skoro o zachodzie mowa, słońce dawno zaszło już za horyzontem i świat zalał całun ciemności. Przynajmniej było tak poza obrzeżami wioski, gdyż w niej samej rozpalono tyle ognisk, że księżniczka czuła się, jakby trwał dzień. Chodziła od paleniska do paleniska, wyciągając skostniałe dłonie, aby choć trochę się ogrzać. Nie obawiała się mroku, ponieważ nie znalazłaby się ani osoba, ani zwierzę, którzy chcieliby zrobić jej jakąkolwiek krzywdę. Niemniej jednak dziewczyna coraz częściej zastanawiała się, kiedy napotka na swojej drodze swoich długo wyczekiwanych towarzyszy. Nigdzie nie widziała ani księcia Rinariego, ani księcia Airena. Było jej z tego powodu niezmiernie przykro. Jej dziewczęce serce wręcz rwało się do spotkania z przystojnymi potomkami Władcy Ognia, choć wciąż nie pojmowała, dlaczego tak się działo.
Panienka pozwoli? Przyjdzie tutaj na chwilę – krzyknął w jej stronę jakiś mężczyzna, a kiedy nieznacznie zsunęła z głowy kaptur, upewniła się, że prośba była skierowana do niej. Starszy człowiek machał na nią energicznie ręką.
   Księżniczka przygryzła wargę, ale spełniła prośbę i nieufnie się zbliżyła. Mężczyzna nie czekając, z zadowoleniem rzucił się do drewnianego stołu, aby porwać z niego następnie jakiś długi, świecący przedmiot. Uniósł do oczu dziewczyny wisior pełen połyskujących kamieni i dziwnych, miniaturowych pestek. Zdawał się równie wiekowy, co jego właściciel. Czas nie szczędził ciała kupca, obdarzając go długą, poskręcaną brodą i wieloma, głębokimi bruzdami na twarzy.
Może zechcielibyście spojrzeć na ten talizman, panienko? – powiedział, szczerząc brudne, powykrzywiane zęby. – Widzę, że nie jesteście od nas. Pamiętałbym takie śliczne oblicze.
   Leanice zarumieniła się i uznając w duchu, iż nie ma się czego obawiać, wyprostowała plecy. Kiedy tamten ujrzał jej twarz w pełnej okazałości, a ich spojrzenia się skrzyżowały, na dłuższą chwilę zaniemówił.
Doprawdy! Jakem żyje, takem nie widział podobnie urodziwej istoty. – Przełknął ślinę, a wisior z kamieni nieomal wysunął mu się przez palce. Zacisnął dłoń i postąpił krok do przodu, aby stanąć naprzeciw księżniczki. – W dodatku tak jasna czupryna… włoski połyskujące… przypominają białe płatki, które od tylu księżyców sypią się na chaty i nic nie zapowiada, jakoby miały przestać. Czyżby nawiedziła mnie śnieżna nimfa?
Wpatrywał się w nią z uśmiechem i uwielbieniem w oczach. Próbował być miły, w jego głosie księżniczka wychwyciła jednak autentyczne zdziwienie wywołane pojawieniem się w wiosce owej „urodziwej istoty”. W obawie przed ujawnieniem swojej osoby, udawała, że nie zaniepokoiła jej uwaga mężczyzny. Pochyliła się i z zamyśloną miną obejrzała wisior, który jej prezentował.
Naprawdę piękna ozdoba – przyznała, choć nie rozpoznawała tajemniczych, nabitych na sznur pestek. – To talizman?
A jakże, a jakże. – Tamten uniósł przedmiot i wskazał jeden z przeźroczystych, niebieskich kamieni. – To Senuit, panienko. Ponoć pozwalają patrzeć na to, co ukryte. – Przeszedł do kolejnego, tym razem zielonkawego kryształka. – A ten kamień nazywany jest Pelerenitem lub Leśnym Łakiem. Mówi się, że chroni wędrowców przed złem czyhającym na nich w gęstwinie.
   Leanice uniosła brwi.
Złem?
Nie słyszeliście pieśni, o pani? To ulubiona melodia naszych pociech. Ponoć kiedyś nocami wyły o niej wodne nimfy, które wychodzą ze swoich jezior, aby pełzając po piaskach, zostawiać ślady i ostrzegać wędrowców przed spędzaniem nocy w ciemnych lasach.
   Księżniczka pokręciła głową, zastanawiając się, czy starzec mógł mieć na myśli syreny, dzieci Władcy Wody. Musiała przyznać, że kiedy mijała ludzi na drodze, rzeczywiście słyszała jakieś skoczne przyśpiewki, aczkolwiek nie sądziła, iż była to jedna spójna pieśń. Wydawały jej się zupełnie odmienne, nie mające ze sobą żadnych powiązań. Wszak każda z nich opowiadała inną historię. Jedna zaczynała się wesoło, aby finalnie zakończyć się tragiczną śmiercią wszystkich bohaterów, a inna wręcz przeciwnie – rozpoczynała się od klęski, z której dopiero z biegiem czasu i odśpiewaniem kolejnych zwrotek, leniwie kiełkowało nowe życie.
   Do uszu księżniczki dotarła wprawdzie pieśń, która zdawała się być śpiewana częściej niż reszta, ale Leanice zignorowała jej przesłanie, uznając je za zbyt przykre, aby mogło jej się spodobać. W na pozór skocznej melodii krył się smutek, coś, co sprawiało, że jasnowłosa momentalnie odczuła na skórze nieprzyjemny chłód. Pieśń opowiadała o szpetnej dziewczynie z lasu, która marzyła o prawdziwej miłości. Kiedy ostatecznie ukochany nie odwzajemnił jej oddania, widząc w niej wyłącznie szkaradną bestię, zrozpaczona pani kniei, wiedziona rozpaczą, zabiła chłopca. Nie zamierzała pozwolić, aby ktoś inny obdarzył go uczuciem, którego jej odmówiono. Odebrała mu ponadto serce, aby już zawsze przypominało jej, jak była naiwna.
   Księżniczce nie podobały się słowa pieśni. Nie zgadzała się z tego typu miłością, z uczuciami, które przynosiły więcej bólu i smutku, niż szczęścia i poczucia bezpieczeństwa. Miała ponadto nieodparte wrażenie, że owa pieśń miała nie tyle nieść jakieś głębsze przesłanie, co została stworzona ku przestrodze ludziom, aby ci nie zapuszczali się zbyt głęboko w pobliskie lasy.

Tam daleko, daleko, gdzie kwitną zimne szczyty
tam, daleko, w szczelinie, chłopca trup jest ukryty

Tam daleko, za lasem, historia ta się zdarzyła
Miłość ukrytą, tajemną, tragedii całun okryła

   Księżniczka zamrugała, kiedy zrozumiała, że mężczyzna zaczął jej cicho nucić. Pojęła też, że jeśli mu na to pozwoli, zostanie z nim o wiele dłużej niż zakładała, a musiała jeszcze przecież znaleźć Rinariego i Airena. Pokręciła więc głową i najłagodniej jak tylko umiała, oznajmiła, że powinna iść dalej.
   Z niemałym trudem wyrwała się z sideł miłego staruszka (skończyło się na tym, że musiała jeszcze obejrzeć kilka wisiorków, a także amuletów) i poszła dalej, szukając znajomych twarzy. Lekko kręciło jej się w głowie od mieszaniny zapachów strawy, a ciało wystawione na chłód, telepało się, kiedy przystawała w miejscu, aby przyjrzeć się ozdobom lub ludziom. Czuła, że po powrocie do pałacu bardziej doceni przygotowywane przez służbę, ciepłe jedzenie i kuszące miękką pościelą łoża.
   Nie uszła daleko, po chwili bowiem rozległ się dziwny dźwięk, a zaraz po nim śmiech i niezrozumiałe, nieprzyjemne słowa, których Leanice nigdy wcześniej nie słyszała z ust żadnego z poddanych. Zaciekawiona skierowała się w tamtym kierunku, dostrzegając przy okazji, że innych ludzi również przyciągał zgiełk. Jakiś rozbawiony mężczyzna przepchnął się obok księżniczki, krzycząc na całe gardło, aby dano mu przejść. Chyba naprawdę mu się śpieszyło, bo odepchnął ją bez zastanowienia i rzucił się na przód, jakby goniło go stado wygłodniałych wilków. Leanice, nieprzygotowana na atak dwa razy masywniejszego mężczyzny, zachwiała się i spanikowana zacisnęła palce na materiale kaptura, aby ten przypadkiem nie opadł. Wciąż nie zwracano na nią większej uwagi, więc odetchnęła i z mocno bijącym sercem zdecydowała się iść dalej. Zaczęła się przy okazji uważniej rozglądać i odsuwać, kiedy widziała biegnących ludzi, aby nikt więcej jej nie stratował. Coś podpowiadało jej, by zawróciła, aczkolwiek ciekawość okazała się silniejsza. Musiała zobaczyć, co aż tak przyciągało mieszkańców wioski.
   Pożałowała swojej decyzji od razu, jak tylko stanęła wśród tłumów na głównym placu. To właśnie tam rozgrywała się scena, która sprawiła, iż większość ludzi rezygnowało z rozmów, a kupcy zaprzestawali rozdawania mięs, aby również mieć szansę ją obejrzeć. Matki odciągały niczego nie rozumiejące dzieci, a starcy odchodzili zaraz za nimi, kręcąc z poddenerwowaniem głowami. Gdyby Leanice wiedziała, co się stanie, sama najpewniej postąpiłaby podobnie.
   Na samym środku placu paliły się trzy duże ogniska, dające wystarczająco dużo światła, aby rozjaśnić ciemną noc. W kręgu, który wyznaczały, stał drewniany pal dorównujący wzrostem dorosłemu, silnemu mężczyźnie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, iż została do niego przywiązana dziewczyna w wieku nie więcej niż kilkunastu wiosen. Szarpała się i płacząc, zapierała nagimi stopami o ziemię. Mimo starań, nie dawała rady uwolnić się z więzów. Była odziana w długą, zdecydowanie nienadającą się na srogie zimno, białą sukienkę, czarne, niemiłosiernie skołtunione włosy miała rozpuszczone. Sięgające zaledwie do karku, powiewały na wietrze jak pajęcze nici i przyklejały się do jej mokrej, wychudłej twarzy. Piszcząc, ciemnowłosa błagała, aby ją wypuszczono. Jednocześnie zarzekała się, że niczego nie zrobiła. Drżała – nie wiadomo, czy z zimna, czy ze strachu – a jej skostniałe, pobladłe dłonie, które stale próbowała wyszarpnąć z pętających je lin, pokrywały się krwawymi wybroczynami.
   Ludzie, zamiast pomóc, tylko głośniej się śmiali lub pluli na ziemię, obrzucając uwięzioną najgorszymi wyzwiskami. Nazywali ją tak okrutnie, że Leanice aż się cofnęła. W jednej sekundzie zdjęło ją przerażenie, jak jej poddani mogli traktować w ten sposób drugą osobę. Nawet zwierzęta nie zasługiwały na takie okrucieństwo, na to, aby ciskano w nie podobnymi, krzywdzącymi słowami.
   Dziewczynka zaniosła się kaszlem wywołanym przebywaniem na mrozie i zalegającą w ustach flegmą. Ludzie podnieśli kolejną falę wrzasków. Przygaszono mniejsze ogniska i tylko te wokół zbiegowiska paliły się z pełną mocą, pochłaniając kawałki drewna i oświetlając bestialskie twarze oprawców. Leanice, która obserwowała to wszystko ze ściśniętym gardłem, patrzyła to na nich, to na dziecko, nie rozumiejąc, czemu tak się zachowywali i do czego obecna sytuacja miała prowadzić. Przecież dziewczyna (nie licząc wolnej przestrzeni, którą tworzył tłum, a gdzie stał pal drewna) znajdowała się tuż obok – wystarczyło, aby ktoś podszedł i ją rozwiązał, a zapewne przestałaby płakać i pobiegła szukać rodziców. Nie wiedziała, kto był tak bezduszny i dowcipny, aby w ogóle przywiązać ją do pala i wystawić niewinną mieszkankę wioski na podobne pośmiewisko. Przecież cała trzęsła się z przerażenia. Zimno wdzierało się do jej gardła, przez co mogła zmorzyć ją niebezpieczna choroba. Groziła jej śmierć z wyziębienia!
   Księżniczka nie mogła dłużej wytrzymać i bezradnie patrzeć na cierpienie tamtej. Poczęła podwijać suknię, aby przedostać się do dziecka i spróbować je uwolnić, kiedy niespodziewanie ktoś chwycił ją za rękę i odciągnął na bok. Leanice aż podskoczyła, przerażona, że ktoś przewidział jej zamiary i postanowił złapać także i ją. Uspokoiła się jednak natychmiastowo, kiedy uniosła wzrok, a właścicielem obcej dłoni okazał się być nie kto inny, jak Aisaden Airen, jeden z dwóch synów Władcy Ognia.
   Zamknęła oczy, po czym przełknęła ślinę, uspokajając oddech. Już i tak serce waliło jej jak oszalałe, gdyż wyczuwało coś niepokojącego. Książę nie musiał jej dodatkowo straszyć.
Wasza Wy…
Nie teraz, Leanice – uciszył ją łagodnie chłopak, wpatrując się w krzyczącą dziewczynę. Podobnie jak córka Władcy Wiatru, miał na sobie niezbyt strojne odzienie, a jasne włosy dodatkowo przybrudził sadzą, aby zdawały się mniej czyste. Choć zniżył głos do szeptu, kryła się w nim niepokojąca powaga i siła. – Nie zapowiada się na nic dobrego. Nie powinno cię tu być, księżniczko.
   Leanice przejechała językiem po spierzchniętej wardze. Otworzyła usta i wskazała na uwięzioną dziewczynkę, ale chłopak nie zareagował. Pokręcił głową, a jego zacięta twarz stężała, kiedy na środku, oprócz wieśniaczki pojawił się ktoś jeszcze. Stanął nad nią mężczyzna ciągnący długą, pokrytą ostrymi kolcami gałąź. Płacz dziewczyny stał się wtedy na tyle głośny, że jej słowa zmieniły się w paniczny bełkot.
Bracie? – odezwał się Aisaden Airen.
Dowiedziałem się, że chodzi o jakiś rytuał czystości. – Nie wiadomo skąd, po drugiej stronie Leanice pojawił się książę Rinari. Dziewczyna wstrzymała oddech, bo zmaterializował się tuż przy jej ramieniu tak bezszelestnie, że gdyby nie to, iż musnął ją przy okazji ramieniem, pomyślałaby, że to wiatr zamruczał jej do ucha, wywołując gęsią skórkę na szyi. – Ludzie z wioski wierzą, że śnieg ma obrócić w zapomnienie ich przewiny. Żeby jednak ten wysłuchał ich próśb, najpierw trzeba ukarać tych, którzy dopuścili się najgorszych czynów. Z tego co zrozumiałem, wynika, że brudna krew winnych musi opuścić ich ciała, a następnie wsiąknąć w pierwszy śnieg, aby ten zabrał go ze sobą, kiedy stopnieje z początkiem nadejścia wiosny. W ten sposób pobratymcy grzeszników zostaną „oczyszczeni” i sami nie skalają bieli swymi złymi uczynkami.
A więc to nic innego, jak pokazowa egzekucja – podsumował Airen, zgrzytając zębami.
Na to wygląda. Nie zabiją jej, ale z pewnością zranią dość dotkliwie, aby i tak wkrótce oddała życie. Jeśli nie z powodu upływu krwi, to przez ilość nabytych ran. – Rinari odwrócił na chwilę wzrok, aby przenieść go na nic nie pojmującą księżniczkę. – Najmilsza, mój brat ma rację, musisz jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie powinnaś tego oglądać.
E… Egzekucja? – wydusiła tymczasem Leanice, nie umiejąc przełknąć wagi tego słowa. Wiedziała, co oznaczało. Dziewczynki nie przywiązano do pala bez przyczyny, a mężczyzna, który szedł w jej kierunku z grubą gałęzią, wcale nie planował jej uwolnić.
Zamierzał skatować ją na oczach tych wszystkich ludzi.
Leanice. – Starszy z braci pochylił się, aby zrównać się spojrzeniem z jej pobladłą ze strachu twarzą. – Proszę, pozwól nam odprowadzić się do pałacu. Nie powi…
Trzeba coś zrobić! – Księżniczka go nie słuchała. Wpadła w histerię, ale wokół było tak głośno, że do nikogo nie dotarł jej spanikowany krzyk. – Oni chcą ją skrzywdzić! To… To nieludzkie! Tak nie można!
Chłopak zacisnął wargi i nic nie powiedział. Drugi syn Władcy Ognia rozglądał się tymczasem, kontrolując sytuację na placu. Zbliżał się kulminacyjny moment święta Pierwszej Bieli.
   Bieli, która miała zostać zroszona krwią.

* * *

   Śnieg zawsze kojarzył się Leanice z czystością i delikatnością. Nie sądziła, że kiedykolwiek oprócz śladów zwierząt, czy kłujących w palce igiełek opadających z drzew, ujrzy na niej plamy rubinowej krwi.
   Przewinieniem dziewczynki przywiązanej do pala okazała się niewierność.
Ta dziewka wielokrotnie obcowała cieleśnie z mężczyzną, który nie został jej przeznaczony – mówił mężczyzna, który z każdym słowem coraz energiczniej wymachiwał dłonią, w której ściskał grubą gałąź. Miał szorstki głos przywodzący na myśl łamanie kości. – Dopuściła się nierządu, choć jej rodzina wyraziła przychylność względem jej niedoszłego partnera. Ich związek miał zostać przypieczętowany przed kolejną kwartą księżyca. Zanim jednak to nastąpiło, ta jawnogrzesznica oddała się innemu, co odkryła jej matka! Za ten uczynek niewierna została skazana na dwadzieścia uderzeń gałęzią. Dziękujmy niebiosom, że uraczyły nas oczyszczającą bielą. Dzięki niej, winy tej kobiety mogą zostać obmyte i zapomniane, a jej rodzina nie okryje się hańbą!
   Wypowiadając ostatnie zdanie, prawie krzyczał, a ludzie wtórowali mu wrzeszcząc i wręcz warcząc w kierunku szamoczącej się w uwięzi dziewczynki. Tamta przypominała uwięzioną łanię, która wpadła we wnyki i aż nazbyt świadoma nadchodzącej śmierci, ostatkiem sił walczyła o wolność. Dla Leanice nie ważne było, czy zrobiła to, co jej zarzucano, czy też po prostu padła ofiarą święta Pierwszej Bieli, które widocznie wymagało kogoś, kto by się dlań poświęcił. Liczyło się tylko to, iż za chwilę księżniczka miała być świadkiem tortur, a tego by nie przeżyła. Nie dla czegoś takiego zdecydowała się ryzykować i opuścić samotnie pałac!

Żyła w lesie panienka, co swe serce chciała
oddać chłopcu, który by się o jej dłoń starał

Majątek jej nie w głowie, ni złoto, ni korona,
pragnie tylko skromnie, być przez nań wielbiona

   Księżniczka zacisnęła usta, kiedy rozległy się słowa pieśni, a ludzie poczęli machać rękami i tańczyć. Melodia syren, a teraz także i ludzi, była skoczna, jednak na swój sposób powolna, jakby roztaczała wokół mroczną, przytłaczającą aurę. Przygrywano do niej na instrumentach z drewna i elastycznych nici. Zawierała w sobie złowrogą nutę, a świadczył o tym sam fakt, iż ci, którzy grali, szarpali za sznurki, a mężczyźni, którzy podjęli się rytmicznego uderzania w wydrążone wcześniej pnie drzew, bili w nie z całych sił.
   Mrok. Pomimo liżących nieboskłon płomieni ognisk rozświetlających okoliczne chaty, to właśnie nieprzenikniona ciemność stanęła przed oczami jasnowłosej, kiedy do jej uszu dotarły śpiew i tekst pieśni. Przy jej akompaniamencie miał cierpieć człowiek, bolesne, szpiczaste ciernie oplatały ludzkie serca, odbierając im zdolność miłosierdzia i współczucia.
Leanice zasłoniła usta dłonią, kiedy gałąź pokryta kolcami uniosła się, po czym spadł pierwszy cios. Dziewczyna przywiązana do pala wrzasnęła, a suknia na jej plecach rozdarła się, ukazując poszarpany, krwawy ślad. Nogi ugięły się pod nią, a ciało wygięło w przeciwną stronę, uciekając przed palącymi liźnięciami gałęzi. Kat nie zamierzał dać jej czasu na oprzytomnienie, bo zanim ludzie dokończyli zwrotkę pieśni, padły kolejne trzy ciosy, a zimny, nocny wiatr poniósł rozdzierający duszę pisk.

W swym lesie żyje sama, szuka liści, łyka
nie spotka nigdy pewnie żywego człowieka

Gałęzie jej schronieniem, ściółka leśna łożem,
cały las panience z ochotą pomoże

Błagam. – Po twarzy Leanice popłynęły rzewne łzy. Jej wargi drżały, gdy wyszeptała żałosne: – Pomóżcie jej.
   Aisaden Airen spojrzał bezradnie na brata, Rinari zacisnął dłonie w pięści. Dobrze wiedzieli, że jeśli nie chcieli się ujawniać, nie powinni się wtrącać. Ludzie z wiosek obchodzili uroczystości na swój własny sposób, a że zasięg władzy braci nie docierał do Królestwa Powietrza, nie mogli zabronić im podobnych praktyk. Była ich dwójka, choć oboje z łatwością pokonaliby wieśniaków, pokazanie im ich niespotykanych, niezrozumiałych mocy było zbyt ryzykowne. Przeraziłaby ich potęga Aisadena Airena, zatrwożyły nadludzkie umiejętności Rinariego. Ludzie bali się wszystkiego, czego nie rozumieli. A jeśli coś ich przerażało, usiłowali zwykle jak najszybciej pozbyć się źródła strachu.
   Tylko Leanice, jako córka Władcy Powietrza i przyszła pani ziem, na których powstała wioska, mogła cokolwiek zaradzić na obecną sytuację. Nie tylko jednak sama nie mogła odkryć swojego pochodzenia, ale i była zbyt roztrzęsiona, ażeby jakkolwiek zareagować. Trzęsła się tak bardzo, że Rinari musiał ją podtrzymywać za ramiona, bo w przeciwnym wypadku niechybnie by upadła. Zdawała się bliska omdlenia. Czuła pulsowanie w głowie, jakby napiła się zbyt mocnego trunku, a dudniąca muzyka tylko pogarszała jej stan. Przed oczami tańczyły jej ciemne plamy, były niczym złe chochliki czerpiące siły witalne z syreniej, płomiennej pieśni. Wprost przeciwnie do księżniczki, która miała wrażenie, jakby z każdym oddechem opuszczała ją cała energia.
Sześć! – warknął mężczyzna pełniący funkcję kata. Jego ofiara słaniała się na nogach, a jej opadająca głowa świadczyła o tym, że niedługo przestanie reagować na ból, gdyż całkowicie opadnie z sił. Sine plecy dziewczyny były już obficie pokryte krwią wyznaczającą czerwone ścieżki wzdłuż kręgosłupa. Ściekała po nogach, ale wciąż ani jedna kropla nie zrosiła ziemi i widocznego na niej, udeptanego śniegu.

Nasiona jej posiłkiem, leśne duszki bratem,
dziewczyna jednak tęskni za ludzkim kamratem

W końcu gdzieś przed lasem, widzi parę młodą,
dziewczynę i chłopca, co lśnią ziemską urodą,

Jeśli tak dalej pójdzie, ta biedna dziewczyna nie dożyje nawet piętnastu uderzeń – podsumował Airen, nie kryjąc wściekłości. – Już chyba lepiej byłoby, gdyby zamiast gałęzi użyli sztywnego kija. Wtedy przynajmniej skatowaliby ją przy piątym, może szóstym ciosie. Nie cierpiałaby aż tak bardzo.
   Leanice otrzeźwiała na te słowa. Poderwała się z objęć Rinariego i zamrugała, jakby dopiero co obudziła się z nieprzyjemnego, ale długiego snu. Kaptur opadł jej z głowy, ale nie przejmowała się, że ktoś mógłby zainteresować się jej włosami. W tłumie wszystkie oczy były skierowane w innym kierunku. Tylko wszechwiedzące, połyskujące na nieboskłonie gwiazdy mogły odkryć teraz jej pochodzenie.
   Dostrzegła plac, pal i majaczącą dziewczynę, a kiedy dodatkowo ujrzała krew, która szpeciła bladą, posiniaczoną skórę, obraz rozmył jej się przed oczami. Zadała sobie w myślach pytanie, dlaczego do tej pory nic nie zrobiła? Przecież płacząc i zawodząc w ramionach synów Władcy Ognia wcale nie pomagała czarnowłosej. Kolejne ciosy spadały, a wciąż pozostawało ich zbyt wiele w zapasie.
   Zbyt wiele.
   Choćby księżniczka sama miała zginąć, nie zamierzała pozwolić na takie okrucieństwo. Może i nie posiadała mocy, ale niczym matka pragnęła troszczyć się o każde stworzenie, jakie chodziło po ziemi.

Nie widzą jej, nie słyszą, choć panienka woła,
przebić się przez drzew ściany, dziewczyna nie zdoła

   Pieśń, którą bez przerwy słyszała w zakamarkach umysłu, zagłuszyła jej racjonalne myślenie. Nie bacząc na to, że była słaba i nie mogła się równać z przeciwnikiem, gdy tylko Rinari rozluźnił uścisk, wyrwała mu się i potykając o własne stopy, pobiegła w stronę centralnej części placu. Oczywiście czujni bracia zareagowali niemal natychmiast, więc już po chwili cała trójka znajdowała się w centrum wydarzeń.
   Wioska zamarła, sytuacja zmieniła się diametralnie. Księżniczka, która miała milisekundową przewagę nad synami Ognia, dotarła do dziewczyny i niewiele myśląc, zasłoniła ją własnym ciałem, aby nie pozwolić na kolejne uderzenie. Kat nie zauważył jej z początku i mechanicznym gestem wymierzył kolejny cios. Ten jednak nie dosięgnął ani pleców jasnowłosej, ani dziewczyny, którą objęła drżącymi ramionami. W ostatniej sekundzie gałąź zatrzymała się w miejscu, a mężczyzna wrzasnął z bólu. Jego dłoń została unieruchomiona przez moc Airena, który wpatrywał się w niego z morderczym wyrazem twarzy. Rinari, który poruszał się szybciej, podbiegł tymczasem do otumanionej strachem Leanice.
Nie waż się podnosić na nią ręki, głupcze – warknął młodszy z braci, spowitym lodem tonem, który przeraziłby najodważniejszego wojownika. Wszystkie mięśnie jego ciała napięły się na samą myśl, iż córce Władcy Powietrza mogłoby się cokolwiek stać, że jej skórę zrobiłaby choćby kropka szkarłatnej krwi. – Kiwnij choćby palcem, a na drzewach otaczających wioskę prócz owoców zawisną twoje nic nie warte wnętrzności.
Mężczyzna jęknął, zdjęty groźbą, a ludzie wokół patrzyli z przerażeniem, jak jego bezwiednie wisząca w powietrzu dłoń wypuszcza gałąź. Muzyka ucichła. W ciszy, jaka zapadła, słychać było jedynie stękanie kata, przyśpieszony, nierówny oddech Leanice, jak również nieprzerwane strzelanie płomieni pobliskich ognisk. Ludzie zamarli, nikt nie spodziewał się sprzeciwu, ani tym bardziej tak nagłego przerwania obrzędu.
Tyle że to nie na tym skupiła się cała uwaga.
Cz… czary… – wyszeptał ktoś z przerażeniem, ubierając w słowa to, co zrobił jeden z przybyłych. – Nieczyste moce!
Niestety, jeden, początkowo niepewny głos wystarczył, aby pojawiły się kolejne. Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego, wierząc, że użycie magii przez syna Władcy Ognia oznaczało, jakoby w wiosce pojawiły się demony i wiedźmy. Niektórzy wrzeszczeli, iż to z powodu zakłócenia ceremonii, inni rzucali się do ucieczki, aby znaleźć się jak najdalej od tajemniczej trójki przybyłych. Ludzie nie zdawali sobie sprawy, z kim tak naprawdę mieli do czynienia. Jakkolwiek jeszcze chwilę temu się radowali, teraz ogarnięci strachem, szukali schronienia, a co odważniejsi, sposobu, aby przepędzić złe duchy. Ktoś wywrzaskiwał coś o ukrywaniu dzieci, ktoś inni pobiegł po czystą wodę, której, w jego mniemaniu, z pewnością obawiały się upiory. Wybuchła wszechobecna panika.
Leanice? – Rinari nie bacząc na popłoch i chaos, jaki ich otaczał, zwrócił się miękko do jasnowłosej księżniczki, a gdy ta nie zareagowała, ujął ją za lodowate dłonie. Dziewczyna była niczym z kamienia, więc ostrożnie odsunął ją od pala i pobieżnie obejrzał jej ciało. Poza pokrytą krwią peleryną, nie odniosła żadnych obrażeń. Uspokojony tym spostrzeżeniem chłopak, obejrzał się na czarnowłosą. W jej przypadku sprawy miały się dużo gorzej, rana pokrywała się z raną, a nagie plecy w większości zrosiła krew.
   Jak się okazało dziewczyna zemdlała z bólu. Jednym sprawnym ruchem książę rozerwał liny, a kiedy wiotkie ciało opadło w jego ramiona, zdjął własny płaszcz i okrył nim czarnowłosą. Wstrzymując oddech, aby nie czuć charakterystycznej woni posoki, wyciągnął zza paska nóż, po czym jednym sprawnym ruchem naciął sobie nadgarstek. Leanice, która wciąż była w szoku, opadła na kolana, przyglądając się jego poczynaniom. Czuła się tak źle, że nawet nie zareagowała, widząc jak syn Władcy Ognia umyślnie ranił sobie dłoń. Wpatrywała się w niego, jakby jego postać prześwitywała, a celem jej obserwacji stał się nieruchomy, odległy punkt gdzieś za jego torsem. Była oblepiona cudzą krwią, a zapach metalu wdzierał się do jej nozdrzy, przypominając, że ten koszmar wydarzył się naprawdę.
Airenie, uspokój tych ludzi, z łaski swojej – mruknął, zirytowany Rinari, przykładając nadgarstek do ust ledwie oddychającej dziewczyny z wioski. Mimo braku świadomości, gdy krew wlała się do jej ust, ta automatycznie ją przełknęła. – Już i tak zwróciliśmy na siebie dość uwagi.
   Aisaden Airen przytaknął, a następnie stanął na środku placu i wypowiedział stosowne zaklęcie. Pal uniósł się na wysokość najniższych drzew, po czym z hukiem upadł na ziemię, roztrzaskując się w drobne drzazgi dużo dalej. Wioska ucichła, a ludzie znieruchomieli, bojąc się kolejnych ciosów, tym razem wymierzonych w nich. Księciu chodziło właśnie o to, aby powróciła cisza. Kiedy wszyscy zatrzymali się w miejscu i zapanował chwilowy spokój, wyciągnął dłoń, a następnie obrócił się w miejscu, tworząc na ziemi ognisty krąg. Kilka kobiet rozpłakało się, jakby były przekonane o swoim końcu. Chłopak, słysząc to, tylko ciężko westchnął.
Zaklęcie zapomnienia? – zapytał sam siebie, po czym pokręcił głową. – Nie, zróbmy to dokładnie. Tak, aby tym przeklętym ludziom nigdy więcej nawet przez myśl nie przeszło torturować, czy składać ofiary z innych mieszkańców wioski. Rinari, jeśli pozwolisz, skorzystam z twoich umiejętności wpływania na ludzi i manipulowania ich wspomnieniami.
Przymknął powieki, a jego płaszcz uniósł się pod wpływem wzmagającego się wiatru. Kiedy wszystkie ogniska spoza kręgu zgasły, chłopak począł wymawiać długą, skomplikowaną inkantację. W miarę upływu czasu wiatr stopniowo cichł, a gałęzie drzew zamierały zupełnie jak ludzie. Wieśniacy po kolei zamykali oczy, nieświadomie poddając się czarom. Pomimo strachu, nie umieli walczyć z magicznymi mocami, które otępiały ich zmysły, mąciły w słabych, podatnych na magię umysłach.
   Płomienie przestały tworzyć krąg. Zmieniły się w długiego, ognistego węża, który podniósł się z ziemi, aby zaraz potem rozpocząć wędrówkę po wiosce. Najpierw zatoczył kilka kół wokół klęczącego Rinariego, a następnie rozszczepił się na wiele mniejszych części. Trzask ognia przeciął śnieżny krajobraz. Pełzające w powietrzu macki zatrzymywały się przy każdym człowieku i uwalniając długie języki chłodnych płomieni, lizały kolejno wszystkich mieszkańców wioski. Muskały ich po zdjętych grozą twarzach, nie parząc, ani nie zostawiając na śladów. Przynajmniej nie tych widocznych dla oka.
Od teraz będą musieli mieć nową tradycję… – Książę wodził w zamyśleniu wzrokiem po bezwolnych z powodu działania czarów ludziach. Użycie magii nieco go osłabiło, toteż nabrał do płuc duży haust powietrza, aby się opamiętać. – Nie dam rady sprawić, aby całkowicie zapomnieli o tym, jakie odprawiali obrzędy, więc pomieszam ich wspomnienia. Sprawię, aby kojarzyli czerwień krwi i biel śniegu z czymś, co nie wymaga czynienia krzywd.
   Zmarszczył brwi, a ogniste pasma, wyczuwając jego narastającą niepewność, zwolniły. Czekały, kłębiąc się nad wioską niczym kołująca, szukająca w dole pożywienia bestia. Aisaden Airen zastanawiał się, jak wpoić ludziom, aby zmienili swoje przyzwyczajenia, kiedy przypadkiem jego wzrok padł na siedzącą na śniegu Leanice. Peleryna pokryta krwią niezwykle kontrastowała z jej jasnymi, rozrzuconymi na ramionach włosami i chłopak, wbrew powadze sytuacji, a także własnym upodobaniom uznał, że niezwykle wyglądałaby w sukni właśnie w tej barwie, w kolorze rubinów. Z pewnością zostałaby zapamiętana…
   Uśmiechnął się, gdy wpadł na pewien pomysł. Wypowiedział kolejną inkantacje, a ogień runął w dół, aby skumulować się w jego dłoniach. Niewidzialna, magiczna nić napięła się, oddając się niechętnie we władanie jego słowom. Zadrgała niesfornie, niecierpliwa, aby poznać zamiary swego pana. Airen przymknął powieki, a następnie odczekał kilka uderzeń serca, pozwalając, by ciepło życiodajnego ognia rozeszło się po jego chłodnym ciele, wypełniło każdą komórkę, wymieszało się z płynącą w żyłach krwią. Kiedy wyczuł odpowiedni moment, szarpnął rękami w dół, ciągnąc za to jedno, konkretne włókno mocy. Cała kumulująca się w nim energia uwolniła się i rozeszła w postaci ognistej fali. Uderzyła w wieśniaków, a ci upadali na ziemię jeden po drugim, pogrążając się jakby we śnie.
   Wioska pogrążyła się tym samym w bezruchu. Martwota, jaka w niej zapanowała, w połączeniu z ciemnościami nagle zaczęła przywodzić na myśl wymarłą, podbitą osadę, gdzie nikt nie zapuszczał się od wielu setek wiosen. Brak odgłosów stał się nieprzyjemniejszy od hałasu, a leżące na śniegu sterty bezwładnych ciał jedynie potęgowały potworne uczucia bezruchu i skostnienia. Tylko wiatr, który wrócił zaraz po zakończeniu zaklęć Aisadena Airena, dyskretnie smagał wiszącymi na gałęziach ozdobami.
   Leanice poderwała się na równe nogi i chwyciła księcia za ramię.
Co im zrobiłeś? – zapytała ze strachem. Chwiała się, więc chłopak objął ją ramionami. – Czy oni…?
Żyją, po prostu ich organizmy nie zostały przyzwyczajone do odbioru takiej ilości mocy. – Młodszy książe wymienił porozumiewawcze spojrzenie z bratem. Twarz dziewczyny znajdującej się w objęciach Rinariego powoli odzyskiwała zdrowe kolory, co oznaczało, że podana przez niego krew została przyjęta. Rany stopniowo się zabliźniały, a posoka krzepła. Nawet ciepłota ciała czarnowłosej normowała się i malało ryzyko śmierci z powodu chłodu.
Co teraz będzie? – Leanice wtuliła się w pierś Aisadena Airena. Wybuchła płaczem. – Ludzie są okrutni! Dlaczego w ogóle tak postępują? Przecież czynienie krzywd nigdy nikomu nie przyniosło czystości!
   Airen zacisnął usta, a Rinari tylko skinął głową na jego pytający wzrok. Leanice nie mogła przejść do porządku dziennego po tym, czego była świadkiem, a oni nie potrafili znieść jej szczerego smutku. Nie pokładali nadziei, iż szybko zapomni o oglądanych przez nią torturach, czy śmiechach wieśniaków, którzy odnajdowali w nich wątpliwą rozrywkę. Tak jak ludzie z wioski, i ona musiała o wszystkim zapomnieć.
Księżniczko… – Airen z troską ujął w dłoń podbródek księżniczki. – Przykro mi, że w tak niesubtelny sposób odkryłaś, ile skrywanej nienawiści szuka ujścia z ludzkich dusz. Nie sądziliśmy z bratem, że stanie się coś podobnego.
   Leanice pociągnęła nosem. Policzki miała zaczerwienione, skórę lodowatą. W jej lśniących od łez oczach majaczył zawód. Nie znała świata, ale nie była też pozbawiona inteligencji. Ludzie, których tak kochała rozczarowali ją i zniechęcili do siebie, a nie minęła nawet połowa nocy. Pozory, którymi się otaczała, pękły niczym kruchy lód na jeziorze, a ona wpadła do wody i zaczęła się topić. Dręczyło ją poczucie porażki, nie tak wyobrażała sobie ludzkie święto i ich samych.
   Rinari wstał i ułożył czarnowłosą na jednym ze stołów, przedtem jednak szczelnie okrywając jej ciało peleryną. Airen cierpliwie czekał, dopóki tamten zajmował się dziewczyną. Kiedy skończył, wskazał, aby ten stanął za Leanice. Gdy starszy książę spełnił jego prośbę, młodszy pochylił się nad księżniczką i jednym sprawnym ruchem obrócił ją plecami do siebie.
Wybacz – dodał tylko.
Zapomnisz o tym, co się wydarzyło – wymruczał Rinari, obniżając ton głosu. – Zapomnisz o minionym dniu i nocy, a wspomnienia nie wrócą do ciebie nawet w snach. Zostaną zapieczętowane w najskrytszych czeluściach twojego umysłu i z biegiem czasu całkowicie wymazane. Zapomnisz. Będziesz sądziła, że ta noc nigdy się nie wydarzyła.
Zanim jasnowłosa zdążyła zareagować lub zrozumieć, co planowali jej towarzysze, ogarnęło ją znużenie. Ostatnim, co zapamiętała, były ciemne oczy księcia, na których mimowolnie skupiła całą swoją uwagę. Potem jej myśli zaczęła obmywać jakby delikatna fala. Subtelny, niedający się zagłuszyć głos wślizgnął się do otwartego umysłu księżniczki, muskając jego obnażone fragmenty duchowymi pocałunkami. Z każdym kolejnym, wspomnienia dziewczyny zasnuwała coraz gęstsza mgła, szarość, błękit i biel, z którymi nie miała siły walczyć.
   Głowa jasnowłosej nagle zrobiła się ciężka, a ona sama wpadła zemdlona w ramiona starszego księcia. Rinari w porę ja pochwycił. Dręczony wyrzutami sumienia, wziął nieprzytomną księżniczkę na ręce.
Powinniśmy temu zapobiec, kiedy dotarł pierwszy z jej listów – stwierdził Aisaden Airen, przejeżdżając sobie dłonią po zaciśniętej szczęce. Podszedł i nasunął Leanice kaptur na włosy, aby zasłonić jej zaczerwienione uszy. Zatrzymał na chwilę dłoń przy policzku księżniczki i spojrzał z uczuciem na jej zalaną wysychającymi łzami, nawet przez sen zdjętą niepokojem twarz. – Wiedzieliśmy, że ludzie nie dorównują bydłu.
Co teraz z nimi będzie? – Rinari ruszył w stronę ujścia wioski, więc brat poszedł za nim. Mijali leżących ludzi, którzy przypominali zwłoki rozrzucone na polu bitwy. Gdyby to od nich zależało, a księżniczki nie byłoby w pobliżu, wieśniacy nie tylko przypominaliby nieruchome trupy. W mniemaniu książąt Królestwa Ognia, nie zasługiwali oni na życie, skoro z taką łatwością i brakiem współczucia odbierali je innym. – Nie mamy pewności, że Leanice nie zechce tu wrócić.
Nawet jeśli, już nic jej nie grozi. Od teraz ci ludzie nie będą postrzegać krwi, jako źródła oczyszczającej mocy, czy środka pozwalającego im na wymazywanie błędów przeszłości. – Aisaden Airen wskazał na śpiącą potomkinię Władcy Powietrza. – Czerwień może się im w końcu kojarzyć nie tyle z posoką, co z człowiekiem.
Nie wiem, bracie, czy pojmuję, w jakim kierunku zmierzają twoje myśli.
Włosy białe jak śnieg, odzienie czerwone niczym krew… – stwierdził młodszy, jakby miał na myśli coś oczywistego i nie pojmował, dlaczego jego brat nie mógł załapać toku równie sensownego myślenia. – Skoro wieśniacy uznają, że krew spływająca na pierwszy śnieg może zmyć z nich wszystkie grzechy, niech od teraz rozliczenie się z błędami minionej wiosny kojarzą z kimś, kto ma w sobie zarówno biel, jak i czerwień. Jeśli będą widzieć w kimś takim szansę na szczęście i dobrobyt, skończy się era ofiar. Nie sądzisz, że to dużo lepsze wyjście, niż mordowanie ich wszystkich? Danie im szansy na prawdziwe odkupienie win, na pokazanie, że umieją się zmienić i skończyć z czynieniem zła?
Rinari się oburzył.
To doprawdy szlachetne, ale Leanice nie powinna więcej zapuszczać się sama na ludzkie te…
Brat nie dał mu dokończyć zdania.
Nie miałem jej na myśli. – Pokręcił energicznie głową, w duchu przyznając mu rację, że lepiej byłoby, gdyby księżniczka więcej nie opuszczała sama Królestwa Powietrza. – W wiosce jest dosyć starszyzny, aby znaleźć kogoś z siwymi włosami, czy chociażby brodą. Jeśli moje zaklęcie zadziałało, w czasie kolejnych świąt Pierwszej Bieli wszystko się zmieni. Ludzie będą szukać cnót w postaci kogoś, kto przyniesie im dobroć i wiarę w czystość intencji. Przyodzieją go w zabarwiony czerwienią strój, który będzie symbolizował nie krew, ale nadzieję, a jeśli komuś się to nie spodoba, otrzyma w tę noc gałąź z ciernistego drzewa. W ten sposób ludzie będą od teraz obchodzić uroczystość Pierwszej Bieli. Czerwień i biel rozliczą ludzi nie tylko z ich zamiarów, czy uczynków, lecz również przypomną o błędach, jakie popełnili. Nikt więcej nie ucierpi.
   Rinari odetchnął i pochylił głowę. W jego ramionach księżniczka zdawała się niewinną, kr uchą istotą. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie spotka jej nic złego, a ludzie rzeczywiście zmienią swój sposób myślenia i będą żyć tak, jak wyobrażała to sobie jego Leanice.
Gdy wraz z bratem przedzierali się przez polany, aby dotrzeć do pałacu księżniczki, w jego głowie, prócz innych myśli, kołatały się dwie zwrotki pieśni, którą śpiewali ludzie zanim im przerwano…

Panienka promienieje, nie słucha głosów braci,
nie wie, że za chwilę co kocha, utraci

Driady i chochliki, z troską jej śpiewają,
wiodą siostrze o duszach, co serca porywają...



Pieśń syren

Tam daleko, daleko, gdzie kwitną zimne szczyty
tam, daleko, w szczelinie, władcy trup jest ukryty

Tam daleko, za lasem, historia ta się zdarzyła
Miłość ukrytą, tajemną, tragedii całun okryła

Żyła w lesie panienka, co swe serce chciała
oddać chłopcu, który by się o jej dłoń starał

Majątek jej nie w głowie, ni złoto, ni korona,
pragnie tylko skromnie, być przez nań wielbiona

W swym lesie żyje sama, szuka liści, łyka
nie spotka nigdy pewnie żywego człowieka

Gałęzie jej schronieniem, ściółka leśna łożem,
cały las panience z ochotą pomoże

Nasiona jej posiłkiem, leśne duszki bratem,
dziewczyna jednak tęskni za ludzkim kamratem

W końcu gdzieś przed lasem, widzi parę młodą,
dziewczynę i chłopca, co lśnią ziemską urodą,

Nie widzą jej, nie słyszą, choć panienka woła,
przebić się przez drzew ściany, dziewczyna nie zdoła

Kłopot ma udręczona, usycha z rozpaczy,
władca jej nie słyszy i na inną wciąż patrzy,

Znów jest nieszczęśliwa, na skraj lasu wraca,
wypatruje i szuka, ludzkiego kamrata

Aż tu dnia pewnego, gdzie drzewa cienie plotą,
władca ukochany, bieży w las piechotą

Panienka promienieje, nie słucha głosów braci,
nie wie, że za chwilę co kocha, utraci

Driady i chochliki, z troską jej śpiewają,
wiodą siostrze o duszach, co serca porywają,

Ta staje przed swym chłopcem, czeka co się stanie,
w duszy już się cieszy, że przy nim zostanie

Koniec jednak przykry, tragedia się zaczyna,
ohydne jest z niej licho, nie piękna dziewczyna

Kości odstające, włosy z mchem splecione,
pazury niczym ostrza, skrzydła poranione”

Oczy wyłupiaste, skóra dziwnie blada
zaraz biedny chłopiec ze strachu upada,

Panienka nie rozumie, nad leżącym staje,
skoro ten jej nie chce, jedno pozostaje

Wyrywa chłopcu serce, cała zapłakana,
chciała tylko kochać, została ukarana

Szarpie język, dłonie, bierze nagie ciało
w dziurze zakopuje, by tam pozostało

O chłopcu już nie myśli, tylko serce trzyma,
by przypominało, jak naiwna była

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz