Wieczór
był wyjątkowo cichy i spokojny – zapowiadał coś magicznego.
Chłodne powietrze, zmieszane z wonią lasów i górskich jezior,
pachniało świeżością, a zroszone kroplami wilgotnej rosy rośliny
błyszczały w świetle wycofujących się, słonecznych promieni. Po
niebie spokojnie poruszały się puszyste chmury, układające się w
panoramy bitew, pejzaże wiosek i karty historii, opowiadające o
przeszłości władców, ojców, a także potajemnych kochanków.
Każdy widział w nich to, co pragnął ujrzeć, tak samo jak w
gwiazdkach wszyscy dostrzegali własne, możliwe do łączenia wzory.
Nareszcie
nadszedł ten dzień.
Zaczęło
się niewinnie. Pojedyncza biała drobina spłynęła z nieba niczym
niepewna łza. Opadła delikatnie na pożółknięty, umierający
liść, który dwa wschody słońca wcześniej opuścił macierzystą
ostoję, aby dołączając do braci i sióstr, zaścielić ziemię
barwną płachtą. Łza wydawała się zbyt mała, aby ją zauważyć,
była niczym samotny, ciekawski pyłek, który podczas podróży
trafił na swojej drodze na skupisko jesiennych kolorów. Zagubił
się w nich, przyciągnięty ciepłem pomarańczy, czerwieni i żółci.
On
z kolei przyciągnął spojrzenie dziewczyny, która stała tuż obok
z naręczem owych liści, starając się stworzyć z nich bukiet.
Mimo iż była pogrążona w skupieniu, chcąc wybierać
najokazalsze, najbardziej barwne okazy, nie umknął jej uwadze mały,
niepozorny płatek, który pojawił się na niebie i powoli
opadł na ziemię. Jasnowłosa znieruchomiała, obserwując wirujący
opiłek i pojmując, co miał oznaczać. Zanim zdążyła się jednak
pochylić, aby mu się przyjrzeć, ten zniknął, ogrzany ostatnimi
promieniami zachodzącego słońca. Zaraz za nim pojawiły się dwa
kolejne, które opadły na rosnący nieopodal kwiat i stopniały
równie szybko. Nie trzeba było długo czekać, a chwilę później
na niebie pokazały się następne, tym razem cztery białe drobiny.
Wyglądało
na to, że wszystko zmieni się pod osłoną nocy.
Dziewczyna
zacisnęła palce na trzymanych liściach, a drugą dłonią niezbyt
sprawnie podwinęła do góry suknie. Krzyknęła jeszcze kilka słów
do kobiet znajdujących się nieopodal i ignorując ich próby
zatrzymania jej, rzuciła się w kierunku majaczącego w oddali
zarysu pałacu. Po drodze odrzuciła liście, aby tym swobodniej
wyciągać rękę ku górze i łapać na nią zimne, coraz to nowe
płatki. Przestało się liczyć, iż jeszcze parę chwil wcześniej
sumiennie zbierała kolorowe listki, z zamiarem zrobienia z nich
bukietu, którego widok ucieszyłby jej ojca. Skoro rozpoczynał się
biały okres, Władcy Powietrza i tak nie było w pobliżu – musiał
udać się do swojego brata, Władcy Wody, aby wraz z nim, wspólnie
stworzyć zimne prądy i otulić świat śnieżnym kożuchem. To
dlatego dziewczyna nie mogła się z nim ostatnimi czasy spotkać,
ani z nim porozmawiać. Najwidoczniej nic jej nie mówiąc, wybrał
się w podróż do sąsiedniego Królestwa. Jak zawsze zresztą,
kiedy ją opuszczał… Nigdy do końca nie widziała, kiedy znów
zniknie, aby na powrót pojawić się dopiero, gdy będzie go
potrzebowała.
Tym
razem o dziwo nieobecność ojca bardziej ją uradowała, niż
zasmuciła. Już po chwili cała grupa, z roześmianą księżniczką
na czele i starającymi się dorównać jej kroku powiernicami,
biegła ile sił w nogach, a towarzyszyły im kolejne, spadające z
nieba płatki. Księżniczka podskakiwała z zachwytu, jej odkryte
ramiona pokryły się gęsią skórką, a policzki zaróżowiły od
narastającego chłodu. Śniegu przybywało z każdym uderzeniem
serca, pogoda zmieniła się diametralnie, zaskakując każdego, kto
w lekkich ubraniach wyszedł, aby pracować na powietrzu. Wszyscy
doskonale zdawali sobie sprawę, co oznaczał padający śnieg.
Niedługo
trzeba było rozpocząć przygotowania do święta Pierwszej Bieli.
Dotarcie
do pałacu nie zajęło zbyt wiele czasu. Kiedy tylko księżniczka
znalazła się pod głównymi wrotami, natychmiast na jej drodze
pojawiła się grupa spanikowanych służących z naręczami ciepłych
strojów, a także koców. Wszyscy pytali, czy nie czuła zimna, czy
aby na pewno nie było jej słabo lub nie chciała czegoś ciepłego
do picia. Jasnowłosa była jednak zbyt zaaferowana, aby odpowiedzieć
choćby na jedno z zadanych jej pytań. Minęła zszokowanych
podwładnych i nie zwalniając, ruszyła w stronę rozległej
budowli. W myślach już układała sobie plan, co zrobi, kiedy
dotrze do celu. Składał się z trzech najważniejszych podpunktów
– po pierwsze musiała znaleźć posłańca, aby pośpieszył do
Królestwa Ognia z wiadomościami, po drugie upewnić się, kiedy,
przynajmniej w teorii, zamierzał wrócić jej ojciec, a po trzecie i
najważniejsze… dowiedzieć się, w jakim czasie ludzie z
sąsiednich wiosek świętowali Pierwszą Biel.
Pierwsza
Biel… Lutyanki wiele razy opowiadały jej o tej uroczystości. O
cudownym zapachu jedzenia rozchodzącym się po całej wiosce, a
nawet na skrajach lasów i wybawiającym z nich zwierzynę. O
skocznej muzyce, która porywała serca i zmuszała każdego do tańca
aż do utraty tchu, a czasem do pojawienia się pierwszej krwi na
stopach. O blasku ognisk, tak jasnych, iż ciężko był rozróżnić
świt od zmierzchu. O lodowych jeziorach, na których bawiły się
dzieci... Słuchając o szczęściu i zabawie, księżniczka czuła,
że musi zobaczyć to na własne oczy. Ten jeden jedyny raz naprawdę
pragnęła wziąć udział w czymś, co nie miało mieć miejsca w
murach jej Królestwa. Nawet jeśli Lutyanki zawsze dodawały na
koniec, że wydarzenie tylko pozornie wydawało się nie mieć wad, a
święto Pierwszej Bieli oprócz jasnej miało także swoją ciemną
stronę. Polegało bowiem również na wykonywaniu wyroków na
przestępcach i publicznych (nocnych, aby nie straszyć najmłodszych)
egzekucjach.
Leanice
się tym nie przejmowała i nigdy nie dopytywała, dlaczego właściwie
tak się działo. Była przekonana, że jej przyjaciółki mówiły
tak tylko po to, aby ją nastraszyć i sprawić, by nie myślała o
święcie.
Gdyby
tylko wiedziała, jak bardzo się myliła…
*
* *
Obaj
bracia, zarówno starszy jaki młodszy, odpowiedzieli Leanice, iż z
przyjemnością pojawią się na święcie Pierwszej Bieli. Byli
szczerze zainteresowani jego przebiegiem, gdyż w ich Królestwie, na
wyjątkowo pustynnych, gorących terenach, takowego się nie
obchodziło. Nie wiedzieli, czego się spodziewać, a jednak oboje po
poznaniu planów księżniczki, zgodnie wyrazili obawę, o jej
bezpieczeństwo. W listach, które przywiózł jej posłaniec,
pytali, czy aby na pewno dziewczyna powinna opuszczać pałac bez
ochrony. Oczywiście odpowiedziała, że wszystko będzie w porządku
i nie powinni się martwić, skoro będzie jej towarzyszyć dwóch
mężnych potomków Władcy Ognia. Podała także dokładną datę,
kiedy miało odbyć się święto. Odkryła ją dzięki strażnikom
patrolującym pobliskie tereny. Kilku z nich również wybierało się
na uroczystość, więc nic nie podejrzewając, chętnie opowiadali o
niej księżniczce.
Bracia
nie wiedzieli, że Leanice w listach nieco minęła się z prawdą i
w rzeczywistości nie umiała określić, jak będzie wyglądało jej
pierwsze święto w wiosce ludzi. Tak naprawdę zadawała sobie to
pytanie, odkąd poczęła snuć swój misterny plan. Bała się iść
sama, musiała jednak zachować wszystko w sekrecie. Nikt, nawet
Lutyanki, nie mógł dowiedzieć się o jej zamiarze opuszczenia
pałacu. Od razu wiadomość dotarłaby do ojca jasnowłosej i
zostałaby zamknięta pod kluczem, aby nie wpaść na kolejny
niebezpieczny pomysł. Władca Powietrza w życiu nie zgodziłby się
na jej prośby, aby mogła spędzić noc poza strzeżonymi murami
domu. Nie mówiąc już o tym, że księżniczka nie znała
prawdziwego świata i była względem niego strasznie naiwna. Nie bez
przyczyny traktowano ją jak kruchy, szlachetny kamień, który w
każdej chwili mógł ulec zniszczeniu. Była nim. W świecie, w
którym żyła, nawet nowo narodzone dzieci zdawały się bardziej
świadome prawdy niż ona.
Gdy
nadszedł wyczekiwany dzień święta Pierwszej Bieli, Leanice
starała zachowywać się naturalnie. Nie ekscytowała się, ani nie
ujawniała sprzecznych emocji, które odkąd się przebudziła,
targały nią niczym porywisty wiatr rzucający cienkimi gałęziami,
i nie pozwalały racjonalnie myśleć. Lutyanki oczywiście od razu
nabrały podejrzeń i wydawało im się, że coś było nie tak, ale
księżniczka winą za swój nieokreślony stan obarczyła bóle w
podbrzuszu. Nie cierpiała kłamać, miała jednak nadzieję, że
później przyjaciółki jej to wybaczą. I tak martwiła się, jak
zareagują, jeśli wieczorem przypadkiem odkryją jej nieobecność.
Zamierzała poprowadzić wszystko tak, aby w ogóle nie zauważyły,
iż nie spędziła nocy w swoich komnatach. Nie było niestety
pewności, że któraś z dziewcząt nie postanowi do niej wtedy
zajrzeć. Kiedy w pobliżu nie znajdował się Władca Powietrza,
robiły się nad wyraz ostrożne i zapobiegawcze.
Leanice
do późna starała się utrzymać złudne wrażenie, że nie wydarzy
się nic podejrzanego. Nie była w tym najlepsza, toteż jak ognia
unikała rozmów, czy spotkań z innymi osobami zamieszkującymi
pałac. Podczas posiłków wpatrywała się z uporem w półmiski, a
kiedy służące pomagały wybierać dla niej ubrania, tylko im
potakiwała. Nie chciała, aby ktokolwiek ujrzał w jej oczach
niezdrowy błysk ekscytacji lub wyczytał w jej przesadnym uśmiechu
coś więcej niż tylko typową dla niej radość. Oczywiście nie
zrezygnowała z bycia uprzejmą, aczkolwiek wyjątkowo nie lgnęła
aż tak do innych, ani nie szukała na siłę obecności Lutyanek. Do
wieczora praktycznie całemu pałacowi zdawało się, iż coś było
nie w porządku. Tyle że wtedy księżniczka przebywała już daleko
poza murami, zmierzając w kierunku najbliższej wioski.
*
* *
Wioska
istniała długo, a mimo to Leanice doskonale pamiętała moment, gdy
ojciec wyjawił jej, że niedaleko ich Królestwa pojawili się
tajemniczy wędrowcy. Nie stanowili zagrożenia, ponoć była ich
tylko garstka, włączając w to kobiety, wyczerpanych starców i
hałaśliwe dzieci. Razem zajęli tereny Królestwa Powietrza, aby
się na nich osiedlić i korzystać z bogatych, górskich zasobów.
Choć nie zapytali o zgodę Władcy Powietrza, ten nie odpowiedział
na ich śmiałe wtargnięcie, pozwalając toczyć się historii
własnym rytmem. Obserwował każdy krok, jaki czynili jego nowi
poddani, dając im jednocześnie poczucie wolności. Przez wiele
kolejnych kwartałów ludzie nie mieli pojęcia, iż nie żyli w
górach sami. Dopiero później, kiedy poczęły powstawać pierwsze
chaty, drzew w lesie ubywało, a rodziny powiększały się o nowych
członków, mieszkańcy zdecydowali się zapuścić na bardziej
górzyste tereny. Odkryli wtedy, iż niedaleko stoi potężny pałac,
a jego pan jest jednocześnie właścicielem ziem, które zostały
nieświadomie przez nich zagarnięte.
Władca
Powietrza wyraził zgodę, aby dalej żyli w pobliżu jego
posiadłości. Miał jednak jeden warunek, który jasno wyłożył
ludziom – on pozwoli ich wiosce nadal funkcjonować i czerpać
pożywienie, a także potrzebne materiały z lasów, a w zamian oni
nie mają prawa przekroczyć murów pałacu, ani polować w jego
okolicach. Zamierzał pozostać w cieniu, tym samym chroniąc jedyną
córkę przed złym wpływem niemagicznej rasy. Zbyt dobrze pamiętał,
ile cierpienia wyrządzili wraz z braćmi, gdy dali się omotać
zawiści, aby zaraz potem wpaść w kłujące sidła chciwości.
Konsekwencje ich minionych czynów wciąż dawały o sobie znać,
ziemskie rany dopiero się zabliźniały. Nie można było pozwolić,
aby rozwarły się na nowo.
Biel,
która zaścieliła ziemię nie należała do najprostszych do
pokonania. Leanice przedzierała się przez warstwy śniegu, nie raz,
nie dwa lądując wśród zasp. Zaczepiała stopami o długą suknię.
Przezornie przyodziała ciepły, aczkolwiek pozbawiony zbytecznych
dodatków strój, aby nie wyróżniać się wśród tłumów ludzi.
Wzięła przykład ze swoich służących i strażników, gdyż
niektórzy z nich wybierali się czasem do wioski, a inni kursowali
pomiędzy sąsiednimi krainami. Księżniczka nie była pewna, czy
aby na pewno wyglądała jak wieśniaczka, nie posiadała jednak w
swoich szafach nic odpowiedniejszego i mniej… wystawnego. Skończyło
się więc na sukni, ozdobionej jedynie u dołu warstwą dodatkowej
tkaniny, a także grubych pończochach i pelerynie. Włosy splotła w
warkocz, zostawiła jedynie kilka pasm, aby zasłaniały jej
przesadnie czystą twarz i nieskazitelnie czystą cerę.
Nie
była jeszcze w połowie drogi, a już poczęły do niej docierać
pierwsze ciche, żywiołowe dźwięki muzyki. Święto Pierwszej
Bieli obchodzili wszyscy, bez względu na wiek, czy funkcję, jaką
pełnili w wiosce. Wierzono, iż spadający śnieg symbolizował
czystość, a zimno, które wkraczało do każdej chaty, przemijanie
tego, co było. W ten dzień nikt nie odczuwał przejmującego
chłodu, a obawa przed brakiem pożywienia, czy utratą ciepła
odchodziły na bok. Podczas uroczystości ludzie radowali się i
tańczyli, aż brakło im tchu. Problemy odkładano na kolejne dni.
Po
muzyce, która z każdą chwilą się wzmagała, nadeszła kolej na
zapachy. Te również były przyjemne, choć tylko z początku. Gdy
księżniczka zrozumiała, iż większość z nich pochodziła z
pieczonych na ogniu mięs, zasłoniła nos chusteczką i próbowała
nie myśleć, ile zwierząt oddało życie, aby ludzie mogli najeść
się do syta. Ponadto, im bliżej wioski się znajdowała, tym
niestety lepiej odróżniała woń posiłków od fetoru brudu,
rozkładu, a także odchodów. Przeszkadzał jej i wzmagał odruchy
wymiotne. Mogła mieć tylko nadzieję, że w miarę upływu czasu
choć trochę się do niego przyzwyczai. Tego typu zapach, a raczej –
mówiąc wprost – smród, był czymś niespotykanym w jej pałacu,
przez co czuła go wręcz ze zdwojoną siłą.
Dotarcie
do wioski (nie licząc tych kilku kolejnych razów, kiedy o mało nie
wylądowała w śniegu) nie sprawiło jej najmniejszych trudności,
było drobnostką w porównaniu z burzą, jaka miała ją czekać po
powrocie ze strony zaniepokojonych Lutyanek. Księżniczka, mimo
uzasadnionych obaw, starała się tym nie przejmować i dopóki
mogła, czerpała garściami z chwilowej wolności. Nikt na drodze
nawet się nie obrócił, by spojrzeć na jedną z wielu kobiet
przedzierających się przez tłumy w celu zbliżenia się do
głównego placu. Muzyka przytępiała zmysły, a fakt, iż każdy
zajmował się swoimi sprawami, tylko ułatwiał jej pozostanie
niezauważoną.
Od
razu zorientowała się, jak bardzo różniła się od innych
mieszkańców wioski. Zakrywała twarz kapturem płaszcza, aby nie
ujawniać się ze swoimi nienaturalnie jasnymi włosami i zbyt
przenikliwą barwą tęczówek. Nic nie mogła jednak poradzić,
kiedy młodsze, biegające dookoła dzieci zadzierały głowy, aby
przyjrzeć się jej niecodziennej urodzie. Kontrastowała z morzem
brązowych lub wręcz czarnych pasm włosów, a także przygaszonych
oczu. Nawet u osób, które posiadały zielone lub, tak jak ona,
niebieskie tęczówki, przypominały one raczej mętną taflę szkła,
niż bezkresny, spokojny ocean poruszany emocjonalnymi podmuchami.
Jedna
z Lutyanek powiedziała jej niedawno, że oczy ludzi były mgliste,
gdyż widziały zbyt wiele cierpienia i okrucieństwa, aby mogły
zachować swój naturalny, czysty blask. Odkąd księżniczka poznała
synów Władcy Ognia, jej przyjaciółki częściej odkrywały przed
nią sekrety świata, jakby obawiały się, iż próbując odkryć je
na własną rękę,dziewczyna posunie się o krok na daleko.
Święto
Pierwszej Bieli różniło się od innych, obchodzonych przed ludzi
uroczystości. Nie tylko z powodu obecności śniegu przygniatającego
dachy chat, czy szronu przyozdabiającego srebrem odchodzące w
zapomnienie rośliny. Tylko w tym, jakże krótkim czasie
przystrajano strzeliste, kraśno-złote drzewa zasuszonymi owocami, a
dzieci wraz z kobietami przygotowywały ozdoby z powiązanych ze sobą
gałązek. Tworzono małe gwiazdki, nierówne kwiaty, a nawet figurki
zwierząt, które z zewnątrz nieproporcjonalne, w oczach
najmłodszych z pewnością przypominały swoje doskonałe
pierwowzory. Dla Leanice, która mijała kolorowe drzewa i z zapartym
tchem przyglądała się poszczególnym ozdobom, również kryły w
sobie jakąś niesamowitą magię. Marzyła, aby na którejś z
gałęzi zawisło także coś wykonanego przez nią. Szkoda, że
niczego nie przygotowała. Nie miała pojęcia, że ludzie dekorowali
pobliskie drzewa, czy, jak się po chwili okazało, chaty i paśniki.
Wydawało jej się, że śnieg był wystarczającą dekoracją.
Wiedząc, że powstał dzięki pomocy jej ojca, jeszcze bardziej
doceniała jego skrzące się w promieniach słońca i blasku
księżyca drobiny. Dorównywał jasności diamentowi zawiązanemu na
jej szyi.
Z
uśmiechem nie schodzącym z jej ust, jasnowłosa okryła się
szczelniej płaszczem i poszła dalej, w głąb wioski. Tam znów
olśniło ją mnóstwo dekoracji podobnych do tych zdobiących
drzewa. Trzymając dłonie za plecami, pamiętając o nie rzucaniu
się w oczy, oglądała wystawione na drewnianych pniakach posiłki i
uszyte przez kobiety stroje. Odzienia nie były spektakularne, ani
zbyt zachęcające, mimo to Leanice doceniała, iż z pewnością
zostały stworzono dzięki pracy rąk prezentujących je mieszkanek
wioski. Upewniła się w tym przekonaniu, widząc pozdzierane do krwi
dłonie jednej z nich. Gdyby tylko miała coś w zamian, wzięłaby
jedną z jej prac, aby przynajmniej tak zrekompensować jej trud i
ból. Aby zadośćuczynić to, że sama mieszkała w pałacu wśród
luksusów, podczas gdy inni egzystowali w nieludzkich warunkach,
sądząc naiwnie, iż nic lepszego nie mogło ich spotkać. Taki
podział był niesprawiedliwy i choć Leanice zawsze marzyła o
większej swobodzie, nie sądziła, aby mogła z własnej woli
zamienić się z kimkolwiek z wioski. Nie przeżyłaby w takich
warunkach od wschodu do zachodu słońca.
A
skoro o zachodzie mowa, słońce dawno zaszło już za horyzontem i
świat zalał całun ciemności. Przynajmniej było tak poza
obrzeżami wioski, gdyż w niej samej rozpalono tyle ognisk, że
księżniczka czuła się, jakby trwał dzień. Chodziła od
paleniska do paleniska, wyciągając skostniałe dłonie, aby choć
trochę się ogrzać. Nie obawiała się mroku, ponieważ nie
znalazłaby się ani osoba, ani zwierzę, którzy chcieliby zrobić
jej jakąkolwiek krzywdę. Niemniej jednak dziewczyna coraz częściej
zastanawiała się, kiedy napotka na swojej drodze swoich długo
wyczekiwanych towarzyszy. Nigdzie nie widziała ani księcia
Rinariego, ani księcia Airena. Było jej z tego powodu niezmiernie
przykro. Jej dziewczęce serce wręcz rwało się do spotkania z
przystojnymi potomkami Władcy Ognia, choć wciąż nie pojmowała,
dlaczego tak się działo.
– Panienka
pozwoli? Przyjdzie tutaj na chwilę – krzyknął w jej stronę
jakiś mężczyzna, a kiedy nieznacznie zsunęła z głowy kaptur,
upewniła się, że prośba była skierowana do niej. Starszy
człowiek machał na nią energicznie ręką.
Księżniczka
przygryzła wargę, ale spełniła prośbę i nieufnie się zbliżyła.
Mężczyzna nie czekając, z zadowoleniem rzucił się do drewnianego
stołu, aby porwać z niego następnie jakiś długi, świecący
przedmiot. Uniósł do oczu dziewczyny wisior pełen połyskujących
kamieni i dziwnych, miniaturowych pestek. Zdawał się równie
wiekowy, co jego właściciel. Czas nie szczędził ciała kupca,
obdarzając go długą, poskręcaną brodą i wieloma, głębokimi
bruzdami na twarzy.
– Może
zechcielibyście spojrzeć na ten talizman, panienko? – powiedział,
szczerząc brudne, powykrzywiane zęby. – Widzę, że nie jesteście
od nas. Pamiętałbym takie śliczne oblicze.
Leanice
zarumieniła się i uznając w duchu, iż nie ma się czego obawiać,
wyprostowała plecy. Kiedy tamten ujrzał jej twarz w pełnej
okazałości, a ich spojrzenia się skrzyżowały, na dłuższą
chwilę zaniemówił.
– Doprawdy!
Jakem żyje, takem nie widział podobnie urodziwej istoty. –
Przełknął ślinę, a wisior z kamieni nieomal wysunął mu się
przez palce. Zacisnął dłoń i postąpił krok do przodu, aby
stanąć naprzeciw księżniczki. – W dodatku tak jasna czupryna…
włoski połyskujące… przypominają białe płatki, które od tylu
księżyców sypią się na chaty i nic nie zapowiada, jakoby miały
przestać. Czyżby nawiedziła mnie śnieżna nimfa?
Wpatrywał
się w nią z uśmiechem i uwielbieniem w oczach. Próbował być
miły, w jego głosie księżniczka wychwyciła jednak autentyczne
zdziwienie wywołane pojawieniem się w wiosce owej „urodziwej
istoty”. W obawie przed ujawnieniem swojej osoby, udawała, że nie
zaniepokoiła jej uwaga mężczyzny. Pochyliła się i z zamyśloną
miną obejrzała wisior, który jej prezentował.
– Naprawdę
piękna ozdoba – przyznała, choć nie rozpoznawała tajemniczych,
nabitych na sznur pestek. – To talizman?
– A
jakże, a jakże. – Tamten uniósł przedmiot i wskazał jeden z
przeźroczystych, niebieskich kamieni. – To Senuit, panienko. Ponoć
pozwalają patrzeć na to, co ukryte. – Przeszedł do kolejnego,
tym razem zielonkawego kryształka. – A ten kamień nazywany jest
Pelerenitem lub Leśnym Łakiem. Mówi się, że chroni wędrowców
przed złem czyhającym na nich w gęstwinie.
Leanice
uniosła brwi.
– Złem?
– Nie
słyszeliście pieśni, o pani? To ulubiona melodia naszych pociech.
Ponoć kiedyś nocami wyły o niej wodne nimfy, które wychodzą ze
swoich jezior, aby pełzając po piaskach, zostawiać ślady i
ostrzegać wędrowców przed spędzaniem nocy w ciemnych lasach.
Księżniczka
pokręciła głową, zastanawiając się, czy starzec mógł mieć na
myśli syreny, dzieci Władcy Wody. Musiała przyznać, że kiedy
mijała ludzi na drodze, rzeczywiście słyszała jakieś skoczne
przyśpiewki, aczkolwiek nie sądziła, iż była to jedna spójna
pieśń. Wydawały jej się zupełnie odmienne, nie mające ze sobą
żadnych powiązań. Wszak każda z nich opowiadała inną historię.
Jedna zaczynała się wesoło, aby finalnie zakończyć się
tragiczną śmiercią wszystkich bohaterów, a inna wręcz przeciwnie
– rozpoczynała się od klęski, z której dopiero z biegiem czasu
i odśpiewaniem kolejnych zwrotek, leniwie kiełkowało nowe życie.
Do
uszu księżniczki dotarła wprawdzie pieśń, która zdawała się
być śpiewana częściej niż reszta, ale Leanice zignorowała jej
przesłanie, uznając je za zbyt przykre, aby mogło jej się
spodobać. W na pozór skocznej melodii krył się smutek, coś, co
sprawiało, że jasnowłosa momentalnie odczuła na skórze
nieprzyjemny chłód. Pieśń opowiadała o szpetnej dziewczynie z
lasu, która marzyła o prawdziwej miłości. Kiedy ostatecznie
ukochany nie odwzajemnił jej oddania, widząc w niej wyłącznie
szkaradną bestię, zrozpaczona pani kniei, wiedziona rozpaczą,
zabiła chłopca. Nie zamierzała pozwolić, aby ktoś inny obdarzył
go uczuciem, którego jej odmówiono. Odebrała mu ponadto serce, aby
już zawsze przypominało jej, jak była naiwna.
Księżniczce
nie podobały się słowa pieśni. Nie zgadzała się z tego typu
miłością, z uczuciami, które przynosiły więcej bólu i smutku,
niż szczęścia i poczucia bezpieczeństwa. Miała ponadto
nieodparte wrażenie, że owa pieśń miała nie tyle nieść jakieś
głębsze przesłanie, co została stworzona ku przestrodze ludziom,
aby ci nie zapuszczali się zbyt głęboko w pobliskie lasy.
Tam
daleko, daleko, gdzie kwitną zimne szczyty
tam,
daleko, w szczelinie, chłopca trup jest ukryty
Tam
daleko, za lasem, historia ta się zdarzyła
Miłość
ukrytą, tajemną, tragedii całun okryła
Księżniczka
zamrugała, kiedy zrozumiała, że mężczyzna zaczął jej cicho
nucić. Pojęła też, że jeśli mu na to pozwoli, zostanie z nim o
wiele dłużej niż zakładała, a musiała jeszcze przecież znaleźć
Rinariego i Airena. Pokręciła więc głową i najłagodniej jak
tylko umiała, oznajmiła, że powinna iść dalej.
Z
niemałym trudem wyrwała się z sideł miłego staruszka (skończyło
się na tym, że musiała jeszcze obejrzeć kilka wisiorków, a także
amuletów) i poszła dalej, szukając znajomych twarzy. Lekko kręciło
jej się w głowie od mieszaniny zapachów strawy, a ciało
wystawione na chłód, telepało się, kiedy przystawała w miejscu,
aby przyjrzeć się ozdobom lub ludziom. Czuła, że po powrocie do
pałacu bardziej doceni przygotowywane przez służbę, ciepłe
jedzenie i kuszące miękką pościelą łoża.
Nie
uszła daleko, po chwili bowiem rozległ się dziwny dźwięk, a
zaraz po nim śmiech i niezrozumiałe, nieprzyjemne słowa, których
Leanice nigdy wcześniej nie słyszała z ust żadnego z poddanych.
Zaciekawiona skierowała się w tamtym kierunku, dostrzegając przy
okazji, że innych ludzi również przyciągał zgiełk. Jakiś
rozbawiony mężczyzna przepchnął się obok księżniczki, krzycząc
na całe gardło, aby dano mu przejść. Chyba naprawdę mu się
śpieszyło, bo odepchnął ją bez zastanowienia i rzucił się na
przód, jakby goniło go stado wygłodniałych wilków. Leanice,
nieprzygotowana na atak dwa razy masywniejszego mężczyzny,
zachwiała się i spanikowana zacisnęła palce na materiale kaptura,
aby ten przypadkiem nie opadł. Wciąż nie zwracano na nią większej
uwagi, więc odetchnęła i z mocno bijącym sercem zdecydowała się
iść dalej. Zaczęła się przy okazji uważniej rozglądać i
odsuwać, kiedy widziała biegnących ludzi, aby nikt więcej jej nie
stratował. Coś podpowiadało jej, by zawróciła, aczkolwiek
ciekawość okazała się silniejsza. Musiała zobaczyć, co aż tak
przyciągało mieszkańców wioski.
Pożałowała
swojej decyzji od razu, jak tylko stanęła wśród tłumów na
głównym placu. To właśnie tam rozgrywała się scena, która
sprawiła, iż większość ludzi rezygnowało z rozmów, a kupcy
zaprzestawali rozdawania mięs, aby również mieć szansę ją
obejrzeć. Matki odciągały niczego nie rozumiejące dzieci, a
starcy odchodzili zaraz za nimi, kręcąc z poddenerwowaniem głowami.
Gdyby Leanice wiedziała, co się stanie, sama najpewniej postąpiłaby
podobnie.
Na
samym środku placu paliły się trzy duże ogniska, dające
wystarczająco dużo światła, aby rozjaśnić ciemną noc. W kręgu,
który wyznaczały, stał drewniany pal dorównujący wzrostem
dorosłemu, silnemu mężczyźnie. Nie byłoby w tym nic
nadzwyczajnego, gdyby nie to, iż została do niego przywiązana
dziewczyna w wieku nie więcej niż kilkunastu wiosen. Szarpała się
i płacząc, zapierała nagimi stopami o ziemię. Mimo starań, nie
dawała rady uwolnić się z więzów. Była odziana w długą,
zdecydowanie nienadającą się na srogie zimno, białą sukienkę,
czarne, niemiłosiernie skołtunione włosy miała rozpuszczone.
Sięgające zaledwie do karku, powiewały na wietrze jak pajęcze
nici i przyklejały się do jej mokrej, wychudłej twarzy. Piszcząc,
ciemnowłosa błagała, aby ją wypuszczono. Jednocześnie zarzekała
się, że niczego nie zrobiła. Drżała – nie wiadomo, czy z
zimna, czy ze strachu – a jej skostniałe, pobladłe dłonie, które
stale próbowała wyszarpnąć z pętających je lin, pokrywały się
krwawymi wybroczynami.
Ludzie,
zamiast pomóc, tylko głośniej się śmiali lub pluli na ziemię,
obrzucając uwięzioną najgorszymi wyzwiskami. Nazywali ją tak
okrutnie, że Leanice aż się cofnęła. W jednej sekundzie zdjęło
ją przerażenie, jak jej poddani mogli traktować w ten sposób
drugą osobę. Nawet zwierzęta nie zasługiwały na takie
okrucieństwo, na to, aby ciskano w nie podobnymi, krzywdzącymi
słowami.
Dziewczynka
zaniosła się kaszlem wywołanym przebywaniem na mrozie i zalegającą
w ustach flegmą. Ludzie podnieśli kolejną falę wrzasków.
Przygaszono mniejsze ogniska i tylko te wokół zbiegowiska paliły
się z pełną mocą, pochłaniając kawałki drewna i oświetlając
bestialskie twarze oprawców. Leanice, która obserwowała to
wszystko ze ściśniętym gardłem, patrzyła to na nich, to na
dziecko, nie rozumiejąc, czemu tak się zachowywali i do czego
obecna sytuacja miała prowadzić. Przecież dziewczyna (nie licząc
wolnej przestrzeni, którą tworzył tłum, a gdzie stał pal drewna)
znajdowała się tuż obok – wystarczyło, aby ktoś podszedł i ją
rozwiązał, a zapewne przestałaby płakać i pobiegła szukać
rodziców. Nie wiedziała, kto był tak bezduszny i dowcipny, aby w
ogóle przywiązać ją do pala i wystawić niewinną mieszkankę
wioski na podobne pośmiewisko. Przecież cała trzęsła się z
przerażenia. Zimno wdzierało się do jej gardła, przez co mogła
zmorzyć ją niebezpieczna choroba. Groziła jej śmierć z
wyziębienia!
Księżniczka
nie mogła dłużej wytrzymać i bezradnie patrzeć na cierpienie
tamtej. Poczęła podwijać suknię, aby przedostać się do dziecka
i spróbować je uwolnić, kiedy niespodziewanie ktoś chwycił ją
za rękę i odciągnął na bok. Leanice aż podskoczyła,
przerażona, że ktoś przewidział jej zamiary i postanowił złapać
także i ją. Uspokoiła się jednak natychmiastowo, kiedy uniosła
wzrok, a właścicielem obcej dłoni okazał się być nie kto inny,
jak Aisaden Airen, jeden z dwóch synów Władcy Ognia.
Zamknęła
oczy, po czym przełknęła ślinę, uspokajając oddech. Już i tak
serce waliło jej jak oszalałe, gdyż wyczuwało coś niepokojącego.
Książę nie musiał jej dodatkowo straszyć.
– Wasza
Wy…
– Nie
teraz, Leanice – uciszył ją łagodnie chłopak, wpatrując się w
krzyczącą dziewczynę. Podobnie jak córka Władcy Wiatru, miał na
sobie niezbyt strojne odzienie, a jasne włosy dodatkowo przybrudził
sadzą, aby zdawały się mniej czyste. Choć zniżył głos do
szeptu, kryła się w nim niepokojąca powaga i siła. – Nie
zapowiada się na nic dobrego. Nie powinno cię tu być, księżniczko.
Leanice
przejechała językiem po spierzchniętej wardze. Otworzyła usta i
wskazała na uwięzioną dziewczynkę, ale chłopak nie zareagował.
Pokręcił głową, a jego zacięta twarz stężała, kiedy na
środku, oprócz wieśniaczki pojawił się ktoś jeszcze. Stanął
nad nią mężczyzna ciągnący długą, pokrytą ostrymi kolcami
gałąź. Płacz dziewczyny stał się wtedy na tyle głośny, że
jej słowa zmieniły się w paniczny bełkot.
– Bracie?
– odezwał się Aisaden Airen.
– Dowiedziałem
się, że chodzi o jakiś rytuał czystości. – Nie wiadomo skąd,
po drugiej stronie Leanice pojawił się książę Rinari. Dziewczyna
wstrzymała oddech, bo zmaterializował się tuż przy jej ramieniu
tak bezszelestnie, że gdyby nie to, iż musnął ją przy okazji
ramieniem, pomyślałaby, że to wiatr zamruczał jej do ucha,
wywołując gęsią skórkę na szyi. – Ludzie z wioski wierzą, że
śnieg ma obrócić w zapomnienie ich przewiny. Żeby jednak ten
wysłuchał ich próśb, najpierw trzeba ukarać tych, którzy
dopuścili się najgorszych czynów. Z tego co zrozumiałem, wynika,
że brudna krew winnych musi opuścić ich ciała, a następnie
wsiąknąć w pierwszy śnieg, aby ten zabrał go ze sobą, kiedy
stopnieje z początkiem nadejścia wiosny. W ten sposób pobratymcy
grzeszników zostaną „oczyszczeni” i sami nie skalają bieli
swymi złymi uczynkami.
– A
więc to nic innego, jak pokazowa egzekucja – podsumował Airen,
zgrzytając zębami.
– Na
to wygląda. Nie zabiją jej, ale z pewnością zranią dość
dotkliwie, aby i tak wkrótce oddała życie. Jeśli nie z powodu
upływu krwi, to przez ilość nabytych ran. – Rinari odwrócił na
chwilę wzrok, aby przenieść go na nic nie pojmującą księżniczkę.
– Najmilsza, mój brat ma rację, musisz jak najszybciej opuścić
to miejsce. Nie powinnaś tego oglądać.
– E…
Egzekucja? – wydusiła tymczasem Leanice, nie umiejąc przełknąć
wagi tego słowa. Wiedziała, co oznaczało. Dziewczynki nie
przywiązano do pala bez przyczyny, a mężczyzna, który szedł w
jej kierunku z grubą gałęzią, wcale nie planował jej uwolnić.
Zamierzał
skatować ją na oczach tych wszystkich ludzi.
– Leanice.
– Starszy z braci pochylił się, aby zrównać się spojrzeniem z
jej pobladłą ze strachu twarzą. – Proszę, pozwól nam
odprowadzić się do pałacu. Nie powi…
– Trzeba
coś zrobić! – Księżniczka go nie słuchała. Wpadła w
histerię, ale wokół było tak głośno, że do nikogo nie dotarł
jej spanikowany krzyk. – Oni chcą ją skrzywdzić! To… To
nieludzkie! Tak nie można!
Chłopak
zacisnął wargi i nic nie powiedział. Drugi syn Władcy Ognia
rozglądał się tymczasem, kontrolując sytuację na placu. Zbliżał
się kulminacyjny moment święta Pierwszej Bieli.
Bieli,
która miała zostać zroszona krwią.
*
* *
Śnieg
zawsze kojarzył się Leanice z czystością i delikatnością. Nie
sądziła, że kiedykolwiek oprócz śladów zwierząt, czy kłujących
w palce igiełek opadających z drzew, ujrzy na niej plamy rubinowej
krwi.
Przewinieniem
dziewczynki przywiązanej do pala okazała się niewierność.
– Ta
dziewka wielokrotnie obcowała cieleśnie z mężczyzną, który nie
został jej przeznaczony – mówił mężczyzna, który z każdym
słowem coraz energiczniej wymachiwał dłonią, w której ściskał
grubą gałąź. Miał szorstki głos przywodzący na myśl łamanie
kości. – Dopuściła się nierządu, choć jej rodzina wyraziła
przychylność względem jej niedoszłego partnera. Ich związek miał
zostać przypieczętowany przed kolejną kwartą księżyca. Zanim
jednak to nastąpiło, ta jawnogrzesznica oddała się innemu, co
odkryła jej matka! Za ten uczynek niewierna została skazana na
dwadzieścia uderzeń gałęzią. Dziękujmy niebiosom, że uraczyły
nas oczyszczającą bielą. Dzięki niej, winy tej kobiety mogą
zostać obmyte i zapomniane, a jej rodzina nie okryje się hańbą!
Wypowiadając
ostatnie zdanie, prawie krzyczał, a ludzie wtórowali mu wrzeszcząc
i wręcz warcząc w kierunku szamoczącej się w uwięzi dziewczynki.
Tamta przypominała uwięzioną łanię, która wpadła we wnyki i aż
nazbyt świadoma nadchodzącej śmierci, ostatkiem sił walczyła o
wolność. Dla Leanice nie ważne było, czy zrobiła to, co jej
zarzucano, czy też po prostu padła ofiarą święta Pierwszej
Bieli, które widocznie wymagało kogoś, kto by się dlań
poświęcił. Liczyło się tylko to, iż za chwilę księżniczka
miała być świadkiem tortur, a tego by nie przeżyła. Nie dla
czegoś takiego zdecydowała się ryzykować i opuścić samotnie
pałac!
Żyła
w lesie panienka, co swe serce chciała
oddać
chłopcu, który by się o jej dłoń starał
Majątek
jej nie w głowie, ni złoto, ni korona,
pragnie
tylko skromnie, być przez nań wielbiona
Księżniczka
zacisnęła usta, kiedy rozległy się słowa pieśni, a ludzie
poczęli machać rękami i tańczyć. Melodia syren, a teraz także i
ludzi, była skoczna, jednak na swój sposób powolna, jakby
roztaczała wokół mroczną, przytłaczającą aurę. Przygrywano do
niej na instrumentach z drewna i elastycznych nici. Zawierała w
sobie złowrogą nutę, a świadczył o tym sam fakt, iż ci, którzy
grali, szarpali za sznurki, a mężczyźni, którzy podjęli się
rytmicznego uderzania w wydrążone wcześniej pnie drzew, bili w nie
z całych sił.
Mrok.
Pomimo liżących nieboskłon płomieni ognisk rozświetlających
okoliczne chaty, to właśnie nieprzenikniona ciemność stanęła
przed oczami jasnowłosej, kiedy do jej uszu dotarły śpiew i tekst
pieśni. Przy jej akompaniamencie miał cierpieć człowiek, bolesne,
szpiczaste ciernie oplatały ludzkie serca, odbierając im zdolność
miłosierdzia i współczucia.
Leanice
zasłoniła usta dłonią, kiedy gałąź pokryta kolcami uniosła
się, po czym spadł pierwszy cios. Dziewczyna przywiązana do pala
wrzasnęła, a suknia na jej plecach rozdarła się, ukazując
poszarpany, krwawy ślad. Nogi ugięły się pod nią, a ciało
wygięło w przeciwną stronę, uciekając przed palącymi liźnięciami
gałęzi. Kat nie zamierzał dać jej czasu na oprzytomnienie, bo
zanim ludzie dokończyli zwrotkę pieśni, padły kolejne trzy ciosy,
a zimny, nocny wiatr poniósł rozdzierający duszę pisk.
W
swym lesie żyje sama, szuka liści, łyka
nie
spotka nigdy pewnie żywego człowieka
Gałęzie
jej schronieniem, ściółka leśna łożem,
cały
las panience z ochotą pomoże
– Błagam.
– Po twarzy Leanice popłynęły rzewne łzy. Jej wargi drżały,
gdy wyszeptała żałosne: – Pomóżcie jej.
Aisaden
Airen spojrzał bezradnie na brata, Rinari zacisnął dłonie w
pięści. Dobrze wiedzieli, że jeśli nie chcieli się ujawniać,
nie powinni się wtrącać. Ludzie z wiosek obchodzili uroczystości
na swój własny sposób, a że zasięg władzy braci nie docierał
do Królestwa Powietrza, nie mogli zabronić im podobnych praktyk.
Była ich dwójka, choć oboje z łatwością pokonaliby wieśniaków,
pokazanie im ich niespotykanych, niezrozumiałych mocy było zbyt
ryzykowne. Przeraziłaby ich potęga Aisadena Airena, zatrwożyły
nadludzkie umiejętności Rinariego. Ludzie bali się wszystkiego,
czego nie rozumieli. A jeśli coś ich przerażało, usiłowali
zwykle jak najszybciej pozbyć się źródła strachu.
Tylko
Leanice, jako córka Władcy Powietrza i przyszła pani ziem, na
których powstała wioska, mogła cokolwiek zaradzić na obecną
sytuację. Nie tylko jednak sama nie mogła odkryć swojego
pochodzenia, ale i była zbyt roztrzęsiona, ażeby jakkolwiek
zareagować. Trzęsła się tak bardzo, że Rinari musiał ją
podtrzymywać za ramiona, bo w przeciwnym wypadku niechybnie by
upadła. Zdawała się bliska omdlenia. Czuła pulsowanie w głowie,
jakby napiła się zbyt mocnego trunku, a dudniąca muzyka tylko
pogarszała jej stan. Przed oczami tańczyły jej ciemne plamy, były
niczym złe chochliki czerpiące siły witalne z syreniej, płomiennej
pieśni. Wprost przeciwnie do księżniczki, która miała wrażenie,
jakby z każdym oddechem opuszczała ją cała energia.
– Sześć!
– warknął mężczyzna pełniący funkcję kata. Jego ofiara
słaniała się na nogach, a jej opadająca głowa świadczyła o
tym, że niedługo przestanie reagować na ból, gdyż całkowicie
opadnie z sił. Sine plecy dziewczyny były już obficie pokryte
krwią wyznaczającą czerwone ścieżki wzdłuż kręgosłupa.
Ściekała po nogach, ale wciąż ani jedna kropla nie zrosiła ziemi
i widocznego na niej, udeptanego śniegu.
Nasiona
jej posiłkiem, leśne duszki bratem,
dziewczyna
jednak tęskni za ludzkim kamratem
W
końcu gdzieś przed lasem, widzi parę młodą,
dziewczynę
i chłopca, co lśnią ziemską urodą,
– Jeśli
tak dalej pójdzie, ta biedna dziewczyna nie dożyje nawet piętnastu
uderzeń – podsumował Airen, nie kryjąc wściekłości. – Już
chyba lepiej byłoby, gdyby zamiast gałęzi użyli sztywnego kija.
Wtedy przynajmniej skatowaliby ją przy piątym, może szóstym
ciosie. Nie cierpiałaby aż tak bardzo.
Leanice
otrzeźwiała na te słowa. Poderwała się z objęć Rinariego i
zamrugała, jakby dopiero co obudziła się z nieprzyjemnego, ale
długiego snu. Kaptur opadł jej z głowy, ale nie przejmowała się,
że ktoś mógłby zainteresować się jej włosami. W tłumie
wszystkie oczy były skierowane w innym kierunku. Tylko
wszechwiedzące, połyskujące na nieboskłonie gwiazdy mogły odkryć
teraz jej pochodzenie.
Dostrzegła
plac, pal i majaczącą dziewczynę, a kiedy dodatkowo ujrzała krew,
która szpeciła bladą, posiniaczoną skórę, obraz rozmył jej się
przed oczami. Zadała sobie w myślach pytanie, dlaczego do tej pory
nic nie zrobiła? Przecież płacząc i zawodząc w ramionach synów
Władcy Ognia wcale nie pomagała czarnowłosej. Kolejne ciosy
spadały, a wciąż pozostawało ich zbyt wiele w zapasie.
Zbyt
wiele.
Choćby
księżniczka sama miała zginąć, nie zamierzała pozwolić na
takie okrucieństwo. Może i nie posiadała mocy, ale niczym matka
pragnęła troszczyć się o każde stworzenie, jakie chodziło po
ziemi.
Nie
widzą jej, nie słyszą, choć panienka woła,
przebić
się przez drzew ściany, dziewczyna nie zdoła
Pieśń,
którą bez przerwy słyszała w zakamarkach umysłu, zagłuszyła
jej racjonalne myślenie. Nie bacząc na to, że była słaba i nie
mogła się równać z przeciwnikiem, gdy tylko Rinari rozluźnił
uścisk, wyrwała mu się i potykając o własne stopy, pobiegła w
stronę centralnej części placu. Oczywiście czujni bracia
zareagowali niemal natychmiast, więc już po chwili cała trójka
znajdowała się w centrum wydarzeń.
Wioska
zamarła, sytuacja zmieniła się diametralnie. Księżniczka, która
miała milisekundową przewagę nad synami Ognia, dotarła do
dziewczyny i niewiele myśląc, zasłoniła ją własnym ciałem, aby
nie pozwolić na kolejne uderzenie. Kat nie zauważył jej z początku
i mechanicznym gestem wymierzył kolejny cios. Ten jednak nie
dosięgnął ani pleców jasnowłosej, ani dziewczyny, którą objęła
drżącymi ramionami. W ostatniej sekundzie gałąź zatrzymała się
w miejscu, a mężczyzna wrzasnął z bólu. Jego dłoń została
unieruchomiona przez moc Airena, który wpatrywał się w niego z
morderczym wyrazem twarzy. Rinari, który poruszał się szybciej,
podbiegł tymczasem do otumanionej strachem Leanice.
– Nie
waż się podnosić na nią ręki, głupcze – warknął młodszy z
braci, spowitym lodem tonem, który przeraziłby najodważniejszego
wojownika. Wszystkie mięśnie jego ciała napięły się na samą
myśl, iż córce Władcy Powietrza mogłoby się cokolwiek stać, że
jej skórę zrobiłaby choćby kropka szkarłatnej krwi. – Kiwnij
choćby palcem, a na drzewach otaczających wioskę prócz owoców
zawisną twoje nic nie warte wnętrzności.
Mężczyzna
jęknął, zdjęty groźbą, a ludzie wokół patrzyli z
przerażeniem, jak jego bezwiednie wisząca w powietrzu dłoń
wypuszcza gałąź. Muzyka ucichła. W ciszy, jaka zapadła, słychać
było jedynie stękanie kata, przyśpieszony, nierówny oddech
Leanice, jak również nieprzerwane strzelanie płomieni pobliskich
ognisk. Ludzie zamarli, nikt nie spodziewał się sprzeciwu, ani tym
bardziej tak nagłego przerwania obrzędu.
Tyle
że to nie na tym skupiła się cała uwaga.
– Cz…
czary… – wyszeptał ktoś z przerażeniem, ubierając w słowa
to, co zrobił jeden z przybyłych. – Nieczyste moce!
Niestety,
jeden, początkowo niepewny głos wystarczył, aby pojawiły się
kolejne. Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego,
wierząc, że użycie magii przez syna Władcy Ognia oznaczało,
jakoby w wiosce pojawiły się demony i wiedźmy. Niektórzy
wrzeszczeli, iż to z powodu zakłócenia ceremonii, inni rzucali się
do ucieczki, aby znaleźć się jak najdalej od tajemniczej trójki
przybyłych. Ludzie nie zdawali sobie sprawy, z kim tak naprawdę
mieli do czynienia. Jakkolwiek jeszcze chwilę temu się radowali,
teraz ogarnięci strachem, szukali schronienia, a co odważniejsi,
sposobu, aby przepędzić złe duchy. Ktoś wywrzaskiwał coś o
ukrywaniu dzieci, ktoś inni pobiegł po czystą wodę, której, w
jego mniemaniu, z pewnością obawiały się upiory. Wybuchła
wszechobecna panika.
– Leanice?
– Rinari nie bacząc na popłoch i chaos, jaki ich otaczał,
zwrócił się miękko do jasnowłosej księżniczki, a gdy ta nie
zareagowała, ujął ją za lodowate dłonie. Dziewczyna była niczym
z kamienia, więc ostrożnie odsunął ją od pala i pobieżnie
obejrzał jej ciało. Poza pokrytą krwią peleryną, nie odniosła
żadnych obrażeń. Uspokojony tym spostrzeżeniem chłopak, obejrzał
się na czarnowłosą. W jej przypadku sprawy miały się dużo
gorzej, rana pokrywała się z raną, a nagie plecy w większości
zrosiła krew.
Jak
się okazało dziewczyna zemdlała z bólu. Jednym sprawnym ruchem
książę rozerwał liny, a kiedy wiotkie ciało opadło w jego
ramiona, zdjął własny płaszcz i okrył nim czarnowłosą.
Wstrzymując oddech, aby nie czuć charakterystycznej woni posoki,
wyciągnął zza paska nóż, po czym jednym sprawnym ruchem naciął
sobie nadgarstek. Leanice, która wciąż była w szoku, opadła na
kolana, przyglądając się jego poczynaniom. Czuła się tak źle,
że nawet nie zareagowała, widząc jak syn Władcy Ognia umyślnie
ranił sobie dłoń. Wpatrywała się w niego, jakby jego postać
prześwitywała, a celem jej obserwacji stał się nieruchomy,
odległy punkt gdzieś za jego torsem. Była oblepiona cudzą krwią,
a zapach metalu wdzierał się do jej nozdrzy, przypominając, że
ten koszmar wydarzył się naprawdę.
– Airenie,
uspokój tych ludzi, z łaski swojej – mruknął, zirytowany
Rinari, przykładając nadgarstek do ust ledwie oddychającej
dziewczyny z wioski. Mimo braku świadomości, gdy krew wlała się
do jej ust, ta automatycznie ją przełknęła. – Już i tak
zwróciliśmy na siebie dość uwagi.
Aisaden
Airen przytaknął, a następnie stanął na środku placu i
wypowiedział stosowne zaklęcie. Pal uniósł się na wysokość
najniższych drzew, po czym z hukiem upadł na ziemię, roztrzaskując
się w drobne drzazgi dużo dalej. Wioska ucichła, a ludzie
znieruchomieli, bojąc się kolejnych ciosów, tym razem wymierzonych
w nich. Księciu chodziło właśnie o to, aby powróciła cisza.
Kiedy wszyscy zatrzymali się w miejscu i zapanował chwilowy spokój,
wyciągnął dłoń, a następnie obrócił się w miejscu, tworząc
na ziemi ognisty krąg. Kilka kobiet rozpłakało się, jakby były
przekonane o swoim końcu. Chłopak, słysząc to, tylko ciężko
westchnął.
– Zaklęcie
zapomnienia? – zapytał sam siebie, po czym pokręcił głową. –
Nie, zróbmy to dokładnie. Tak, aby tym przeklętym ludziom nigdy
więcej nawet przez myśl nie przeszło torturować, czy składać
ofiary z innych mieszkańców wioski. Rinari, jeśli pozwolisz,
skorzystam z twoich umiejętności wpływania na ludzi i
manipulowania ich wspomnieniami.
Przymknął
powieki, a jego płaszcz uniósł się pod wpływem wzmagającego się
wiatru. Kiedy wszystkie ogniska spoza kręgu zgasły, chłopak począł
wymawiać długą, skomplikowaną inkantację. W miarę upływu czasu
wiatr stopniowo cichł, a gałęzie drzew zamierały zupełnie jak
ludzie. Wieśniacy po kolei zamykali oczy, nieświadomie poddając
się czarom. Pomimo strachu, nie umieli walczyć z magicznymi mocami,
które otępiały ich zmysły, mąciły w słabych, podatnych na
magię umysłach.
Płomienie
przestały tworzyć krąg. Zmieniły się w długiego, ognistego
węża, który podniósł się z ziemi, aby zaraz potem rozpocząć
wędrówkę po wiosce. Najpierw zatoczył kilka kół wokół
klęczącego Rinariego, a następnie rozszczepił się na wiele
mniejszych części. Trzask ognia przeciął śnieżny krajobraz.
Pełzające w powietrzu macki zatrzymywały się przy każdym
człowieku i uwalniając długie języki chłodnych płomieni, lizały
kolejno wszystkich mieszkańców wioski. Muskały ich po zdjętych
grozą twarzach, nie parząc, ani nie zostawiając na śladów.
Przynajmniej nie tych widocznych dla oka.
– Od
teraz będą musieli mieć nową tradycję… – Książę wodził w
zamyśleniu wzrokiem po bezwolnych z powodu działania czarów
ludziach. Użycie magii nieco go osłabiło, toteż nabrał do płuc
duży haust powietrza, aby się opamiętać. – Nie dam rady
sprawić, aby całkowicie zapomnieli o tym, jakie odprawiali obrzędy,
więc pomieszam ich wspomnienia. Sprawię, aby kojarzyli czerwień
krwi i biel śniegu z czymś, co nie wymaga czynienia krzywd.
Zmarszczył
brwi, a ogniste pasma, wyczuwając jego narastającą niepewność,
zwolniły. Czekały, kłębiąc się nad wioską niczym kołująca,
szukająca w dole pożywienia bestia. Aisaden Airen zastanawiał się,
jak wpoić ludziom, aby zmienili swoje przyzwyczajenia, kiedy
przypadkiem jego wzrok padł na siedzącą na śniegu Leanice.
Peleryna pokryta krwią niezwykle kontrastowała z jej jasnymi,
rozrzuconymi na ramionach włosami i chłopak, wbrew powadze
sytuacji, a także własnym upodobaniom uznał, że niezwykle
wyglądałaby w sukni właśnie w tej barwie, w kolorze rubinów. Z
pewnością zostałaby zapamiętana…
Uśmiechnął
się, gdy wpadł na pewien pomysł. Wypowiedział kolejną
inkantacje, a ogień runął w dół, aby skumulować się w jego
dłoniach. Niewidzialna, magiczna nić napięła się, oddając się
niechętnie we władanie jego słowom. Zadrgała niesfornie,
niecierpliwa, aby poznać zamiary swego pana. Airen przymknął
powieki, a następnie odczekał kilka uderzeń serca, pozwalając, by
ciepło życiodajnego ognia rozeszło się po jego chłodnym ciele,
wypełniło każdą komórkę, wymieszało się z płynącą w żyłach
krwią. Kiedy wyczuł odpowiedni moment, szarpnął rękami w dół,
ciągnąc za to jedno, konkretne włókno mocy. Cała kumulująca się
w nim energia uwolniła się i rozeszła w postaci ognistej fali.
Uderzyła w wieśniaków, a ci upadali na ziemię jeden po drugim,
pogrążając się jakby we śnie.
Wioska
pogrążyła się tym samym w bezruchu. Martwota, jaka w niej
zapanowała, w połączeniu z ciemnościami nagle zaczęła
przywodzić na myśl wymarłą, podbitą osadę, gdzie nikt nie
zapuszczał się od wielu setek wiosen. Brak odgłosów stał się
nieprzyjemniejszy od hałasu, a leżące na śniegu sterty
bezwładnych ciał jedynie potęgowały potworne uczucia bezruchu i
skostnienia. Tylko wiatr, który wrócił zaraz po zakończeniu
zaklęć Aisadena Airena, dyskretnie smagał wiszącymi na gałęziach
ozdobami.
Leanice
poderwała się na równe nogi i chwyciła księcia za ramię.
– Co
im zrobiłeś? – zapytała ze strachem. Chwiała się, więc
chłopak objął ją ramionami. – Czy oni…?
– Żyją,
po prostu ich organizmy nie zostały przyzwyczajone do odbioru takiej
ilości mocy. – Młodszy książe wymienił porozumiewawcze
spojrzenie z bratem. Twarz dziewczyny znajdującej się w objęciach
Rinariego powoli odzyskiwała zdrowe kolory, co oznaczało, że
podana przez niego krew została przyjęta. Rany stopniowo się
zabliźniały, a posoka krzepła. Nawet ciepłota ciała czarnowłosej
normowała się i malało ryzyko śmierci z powodu chłodu.
– Co
teraz będzie? – Leanice wtuliła się w pierś Aisadena Airena.
Wybuchła płaczem. – Ludzie są okrutni! Dlaczego w ogóle tak
postępują? Przecież czynienie krzywd nigdy nikomu nie przyniosło
czystości!
Airen
zacisnął usta, a Rinari tylko skinął głową na jego pytający
wzrok. Leanice nie mogła przejść do porządku dziennego po tym,
czego była świadkiem, a oni nie potrafili znieść jej szczerego
smutku. Nie pokładali nadziei, iż szybko zapomni o oglądanych
przez nią torturach, czy śmiechach wieśniaków, którzy
odnajdowali w nich wątpliwą rozrywkę. Tak jak ludzie z wioski, i
ona musiała o wszystkim zapomnieć.
– Księżniczko…
– Airen z troską ujął w dłoń podbródek księżniczki. –
Przykro mi, że w tak niesubtelny sposób odkryłaś, ile skrywanej
nienawiści szuka ujścia z ludzkich dusz. Nie sądziliśmy z bratem,
że stanie się coś podobnego.
Leanice
pociągnęła nosem. Policzki miała zaczerwienione, skórę
lodowatą. W jej lśniących od łez oczach majaczył zawód. Nie
znała świata, ale nie była też pozbawiona inteligencji. Ludzie,
których tak kochała rozczarowali ją i zniechęcili do siebie, a
nie minęła nawet połowa nocy. Pozory, którymi się otaczała,
pękły niczym kruchy lód na jeziorze, a ona wpadła do wody i
zaczęła się topić. Dręczyło ją poczucie porażki, nie tak
wyobrażała sobie ludzkie święto i ich samych.
Rinari
wstał i ułożył czarnowłosą na jednym ze stołów, przedtem
jednak szczelnie okrywając jej ciało peleryną. Airen cierpliwie
czekał, dopóki tamten zajmował się dziewczyną. Kiedy skończył,
wskazał, aby ten stanął za Leanice. Gdy starszy książę spełnił
jego prośbę, młodszy pochylił się nad księżniczką i jednym
sprawnym ruchem obrócił ją plecami do siebie.
– Wybacz
– dodał tylko.
– Zapomnisz
o tym, co się wydarzyło – wymruczał Rinari, obniżając ton
głosu. – Zapomnisz o minionym dniu i nocy, a wspomnienia nie wrócą
do ciebie nawet w snach. Zostaną zapieczętowane w najskrytszych
czeluściach twojego umysłu i z biegiem czasu całkowicie wymazane.
Zapomnisz. Będziesz sądziła, że ta noc nigdy się nie wydarzyła.
Zanim
jasnowłosa zdążyła zareagować lub zrozumieć, co planowali jej
towarzysze, ogarnęło ją znużenie. Ostatnim, co zapamiętała,
były ciemne oczy księcia, na których mimowolnie skupiła całą
swoją uwagę. Potem jej myśli zaczęła obmywać jakby delikatna
fala. Subtelny, niedający się zagłuszyć głos wślizgnął się
do otwartego umysłu księżniczki, muskając jego obnażone
fragmenty duchowymi pocałunkami. Z każdym kolejnym, wspomnienia
dziewczyny zasnuwała coraz gęstsza mgła, szarość, błękit i
biel, z którymi nie miała siły walczyć.
Głowa
jasnowłosej nagle zrobiła się ciężka, a ona sama wpadła
zemdlona w ramiona starszego księcia. Rinari w porę ja pochwycił.
Dręczony wyrzutami sumienia, wziął nieprzytomną księżniczkę na
ręce.
– Powinniśmy
temu zapobiec, kiedy dotarł pierwszy z jej listów – stwierdził
Aisaden Airen, przejeżdżając sobie dłonią po zaciśniętej
szczęce. Podszedł i nasunął Leanice kaptur na włosy, aby
zasłonić jej zaczerwienione uszy. Zatrzymał na chwilę dłoń przy
policzku księżniczki i spojrzał z uczuciem na jej zalaną
wysychającymi łzami, nawet przez sen zdjętą niepokojem twarz. –
Wiedzieliśmy, że ludzie nie dorównują bydłu.
– Co
teraz z nimi będzie? – Rinari ruszył w stronę ujścia wioski,
więc brat poszedł za nim. Mijali leżących ludzi, którzy
przypominali zwłoki rozrzucone na polu bitwy. Gdyby to od nich
zależało, a księżniczki nie byłoby w pobliżu, wieśniacy nie
tylko przypominaliby nieruchome trupy. W mniemaniu książąt
Królestwa Ognia, nie zasługiwali oni na życie, skoro z taką
łatwością i brakiem współczucia odbierali je innym. – Nie mamy
pewności, że Leanice nie zechce tu wrócić.
– Nawet
jeśli, już nic jej nie grozi. Od teraz ci ludzie nie będą
postrzegać krwi, jako źródła oczyszczającej mocy, czy środka
pozwalającego im na wymazywanie błędów przeszłości. – Aisaden
Airen wskazał na śpiącą potomkinię Władcy Powietrza. –
Czerwień może się im w końcu kojarzyć nie tyle z posoką, co z
człowiekiem.
– Nie
wiem, bracie, czy pojmuję, w jakim kierunku zmierzają twoje myśli.
– Włosy
białe jak śnieg, odzienie czerwone niczym krew… – stwierdził
młodszy, jakby miał na myśli coś oczywistego i nie pojmował,
dlaczego jego brat nie mógł załapać toku równie sensownego
myślenia. – Skoro wieśniacy uznają, że krew spływająca na
pierwszy śnieg może zmyć z nich wszystkie grzechy, niech od teraz
rozliczenie się z błędami minionej wiosny kojarzą z kimś, kto ma
w sobie zarówno biel, jak i czerwień. Jeśli będą widzieć w kimś
takim szansę na szczęście i dobrobyt, skończy się era ofiar. Nie
sądzisz, że to dużo lepsze wyjście, niż mordowanie ich
wszystkich? Danie im szansy na prawdziwe odkupienie win, na
pokazanie, że umieją się zmienić i skończyć z czynieniem zła?
Rinari
się oburzył.
– To
doprawdy szlachetne, ale Leanice nie powinna więcej zapuszczać się
sama na ludzkie te…
Brat
nie dał mu dokończyć zdania.
–
Nie
miałem jej na myśli. – Pokręcił
energicznie głową, w duchu
przyznając mu
rację, że lepiej byłoby, gdyby księżniczka więcej nie
opuszczała sama Królestwa Powietrza. – W wiosce jest dosyć
starszyzny, aby znaleźć kogoś z siwymi włosami, czy chociażby
brodą. Jeśli moje zaklęcie zadziałało, w czasie kolejnych świąt
Pierwszej Bieli wszystko się zmieni. Ludzie będą szukać cnót w
postaci kogoś, kto przyniesie im dobroć i wiarę w czystość
intencji. Przyodzieją go w zabarwiony czerwienią strój,
który będzie symbolizował nie krew, ale nadzieję, a jeśli komuś
się to nie spodoba, otrzyma w tę noc gałąź z ciernistego drzewa.
W ten sposób ludzie będą od teraz obchodzić uroczystość
Pierwszej Bieli. Czerwień i
biel rozliczą ludzi nie tylko z ich zamiarów, czy uczynków, lecz
również przypomną o błędach, jakie popełnili. Nikt
więcej nie ucierpi.
Rinari
odetchnął i pochylił głowę. W jego ramionach księżniczka
zdawała się niewinną, kr uchą istotą. Miał nadzieję, że nigdy
więcej nie spotka jej nic złego, a ludzie rzeczywiście zmienią
swój sposób myślenia i będą żyć tak, jak wyobrażała to sobie
jego Leanice.
Gdy
wraz z bratem przedzierali się przez polany, aby dotrzeć do pałacu
księżniczki, w jego głowie, prócz innych myśli, kołatały się
dwie zwrotki pieśni, którą śpiewali ludzie zanim im przerwano…
Panienka
promienieje, nie słucha głosów braci,
nie
wie, że za chwilę co kocha, utraci
Driady
i chochliki, z troską jej śpiewają,
wiodą
siostrze o duszach, co serca porywają...
Pieśń
syren
„Tam
daleko, daleko, gdzie kwitną zimne szczyty
tam,
daleko, w szczelinie, władcy trup jest ukryty
Tam
daleko, za lasem, historia ta się zdarzyła
Miłość
ukrytą, tajemną, tragedii całun okryła
Żyła
w lesie panienka, co swe serce chciała
oddać
chłopcu, który by się o jej dłoń starał
Majątek
jej nie w głowie, ni złoto, ni korona,
pragnie
tylko skromnie, być przez nań wielbiona
W
swym lesie żyje sama, szuka liści, łyka
nie
spotka nigdy pewnie żywego człowieka
Gałęzie
jej schronieniem, ściółka leśna łożem,
cały
las panience z ochotą pomoże
Nasiona
jej posiłkiem, leśne duszki bratem,
dziewczyna
jednak tęskni za ludzkim kamratem
W
końcu gdzieś przed lasem, widzi parę młodą,
dziewczynę
i chłopca, co lśnią ziemską urodą,
Nie
widzą jej, nie słyszą, choć panienka woła,
przebić
się przez drzew ściany, dziewczyna nie zdoła
Kłopot
ma udręczona, usycha z rozpaczy,
władca
jej nie słyszy i na inną wciąż patrzy,
Znów
jest nieszczęśliwa, na skraj lasu wraca,
wypatruje
i szuka, ludzkiego kamrata
Aż
tu dnia pewnego, gdzie drzewa cienie plotą,
władca
ukochany, bieży w las piechotą
Panienka
promienieje, nie słucha głosów braci,
nie
wie, że za chwilę co kocha, utraci
Driady
i chochliki, z troską jej śpiewają,
wiodą
siostrze o duszach, co serca porywają,
Ta
staje przed swym chłopcem, czeka co się stanie,
w
duszy już się cieszy, że przy nim zostanie
Koniec
jednak przykry, tragedia się zaczyna,
ohydne
jest z niej licho, nie piękna dziewczyna
Kości
odstające, włosy z mchem splecione,
pazury
niczym ostrza, skrzydła poranione”
Oczy
wyłupiaste, skóra dziwnie blada
zaraz
biedny chłopiec ze strachu upada,
Panienka
nie rozumie, nad leżącym staje,
skoro
ten jej nie chce, jedno pozostaje
Wyrywa
chłopcu serce, cała zapłakana,
chciała
tylko kochać, została ukarana
Szarpie
język, dłonie, bierze nagie ciało
w
dziurze zakopuje, by tam pozostało
O
chłopcu już nie myśli, tylko serce trzyma,
by
przypominało, jak naiwna była
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz