„Dziecko,
ja zawsze ci powtarzałam i powtarzać będę, idź za głosem serca,
ale swojego serca. Nie zważaj na to, co mówią inni, czego od
ciebie oczekują, czego dla ciebie chcą. Ty sama od siebie oczekuj,
oczekuj najlepszego, a przede wszystkim tego, co pozwoli ci żyć w
zgodzie z samą sobą, a nie w zgodzie z otoczeniem.”
fragment
książki „Słuchaj głosu serca”
Wyjątkowo
ostrzegę was, nim dodam opis książki. Jeśli myślicie o jej
przeczytaniu, polecam omijać blurb szerokim łukiem, bo zawiera dość
istotną informację odnośnie do fabuły.
„Jagna
od zawsze kochała góry – tę miłość ma we krwi, bo z
Zakopanego pochodzą jej mama i babcia. Choć rodzina wypytuje o
potencjalnego narzeczonego, Jagna jest samotna. Ma tylko pracę i
codzienne obowiązki w oddalonym od przepięknego południa Polski
dużym mieście.
Gdy wreszcie poznaje wymarzonego mężczyznę, zaprasza go na święta do rodzinnego domu, by poznał jej bliskich. Jednak mama Jagny, rodowita góralka z charakterem, niechętnie patrzy na jej nowego wybranka. Czy kobieca intuicja dobrze jej podpowiada? Jagna jest przecież tak szczęśliwie zakochana…”
Gdy wreszcie poznaje wymarzonego mężczyznę, zaprasza go na święta do rodzinnego domu, by poznał jej bliskich. Jednak mama Jagny, rodowita góralka z charakterem, niechętnie patrzy na jej nowego wybranka. Czy kobieca intuicja dobrze jej podpowiada? Jagna jest przecież tak szczęśliwie zakochana…”
Nie
zapominajmy jednak o pozostałych bohaterach. Mogłabym o nich sporo
napisać, więc żeby nie zanudzić nikogo kolejną recenzją na pięć
stron, napiszę krótko. W trakcie czytania książki sympatyzowałam
ze wszystkimi bohaterami, jacy pojawiali się na jej łamach. Zarówno
z adoratorem Jagny, jej przyjacielem z dawnych lat, kuzynem, a także
wszystkimi innymi. A już zwłaszcza z babcią głównej bohaterki,
którą pokochałam, jak tylko przeczytałam o niej pierwsze zdanie.
Uwielbiam ją. Uwielbiam jej góralskie korzenie, podejście do życia
i fakt, że jak wiele stereotypowych babć karmiła każdego, kto
pojawił się w jej domu pysznym jedzeniem. Uwielbiam fakt,
że czytając o tej cudownej staruszce, miałam przed oczami moje
własne, aż zanadto
opiekuńcze, jakże
przekochane babcie. Babcia
Jagny, którą mamy szansę poznać w „Słuchaj głosu serca” to
typ osoby, którą
najchętniej cały dzień by się przytulało i pozwalało, aby jedną
ręką głaskała nas po głowie, a
drugą serwowałam
nam ciepłe mleko z miodem i talerz drożdżówek. Nie
da się jej nie kochać.
Jeśli
chodzi o tło tej historii, „Słuchaj głosu serca” kupiło mnie
od pierwszej strony. Tak samo jak główna bohaterka (jeszcze
będąc dzieckiem)
zakochała się w górskich krajobrazach, tak mnie momentalnie
zauroczyły pojawiające się w książce opisy. Sama jestem wielką
miłośniczką gór, więc z zachwytem chłonęłam wszystkie
wzmianki o występującej na wyżynnych terenach barwnej roślinności,
falujących na horyzoncie, masywnych szczytach, czy chociażby
regionalnej, domowej kuchni. Podobnie jak w przypadku Jagny, w mojej
rodzinie też znajdzie
się wielu „górali” (bardziej
ze względu na czyste
zamiłowanie do gór,
niż faktyczne
pochodzenie), których
serce bije mocniej na samą myśl o leśnych wędrówkach, nocowaniu
w schroniskach, czy chłonięciu widoków na punktach widokowych.
Mój tata od wczesnej
młodości jeździł w góry i razem z moimi wujkami, potrafili
spędzić na szlaku nawet kilka dni. Potem gdy już
założył własną
rodzinę, tą
miłością zaraził mnie, moją siostrę i moją mamę. Co roku
jeździmy w góry i pokonujemy własne słabości, odkrywając coraz
to nowe trasy. Myślę, że to właśnie dlatego książka Natalii
Sońskiej tak bardzo do mnie przemówiła. Nie pamiętam, kiedy
ostatnio czytałam coś tak bliskiego mojemu sercu.
I myślę, że jeśli wy także przepadacie za górskimi klimatami,
to ta świąteczna książka jest wprost stworzona dla was! Bo
i owszem, pojawia się w tej historii motyw świąt. Podobnie jak w
„Bądź moim światłem” nie jest on głównym tematem książki,
ale w jakimś stopniu wybrzmiewa i ma znaczenie. W trakcie czytania
zdecydowanie da się poczuć przyjemną, zimową atmosferę i aurę
nadchodzących świąt.
Oczywiście
nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała w tym momencie o minusach
książki. Na szczęście, jeśli
chodzi o mankamenty
„Słuchaj głosu serca”, jest ich naprawdę niewiele. Największym
problemem jest według mnie sam opis książki, który możemy
przeczytać z tyłu. Zdradza za dużo. Nie nazwałabym tego
ewidentnym spoilerem, ale równocześnie nie ukrywam, że finał tej
historii zaskoczyłby mnie o wiele bardziej, gdyby nie fakt, że
przeczytałam blurb i już po kilkudziesięciu stronach lektury,
stałam się wyczulona i podejrzliwa. Niemal od samego początku
doszukiwałam się fragmentów, które zdradzałyby, że później
coś pójdzie nie tak i sytuacja opisania w książce zmieni się o
sto osiemdziesiąt stopni. W minimalnym stopniu wpłynęło to odbiór
lektury i moje uczucia po finale, bo nie byłam nim ani trochę
zaskoczona. Nie
umniejszyło to jednak przyjemności, z jaką chłonęłam tę
historię, więc jeśli
ktoś mimo wszystko
przeczytał opis, nie musi się obawiać,
że zepsuł sobie tym
całą lekturę.
Kolejny
problem to delikatna
niekonsekwencja. Zarówno mama Jagny, jak i jej babcia pochodzą z
Podhala, więc, chcąc nie chcąc, młoda kobieta przejęła od nich
miłość do gór. Od dziecka była z nimi związana i stale ciągnęło
ją w stronę rodzinnych terenów. Mimo to, gdy na łamach książki,
Jagna odwiedza swoją babcię
i wybiera się w góry, ciągle myśli o tym, że „nareszcie”
rozumie, dlaczego jej mama jest w nich tak zakochana. To twierdzenie
pojawia się w książce wielokrotnie i nie ukrywam, że od początku
zwracałam na nie uwagę. Jagna zachowuje się bowiem, jakby była w
górach pierwszy raz w życiu i dopiero zaczynała pojmować, jak
wiele właściwie znaczą dla jej rodziny. Biorąc pod uwagę, że
protagonistka sama wspominała, jak bardzo jest zżyta ze swoimi
bliskimi, a zwłaszcza z babcią, i z
dumą opowiadała o swoich góralskich korzeniach,
nie rozumiem, dlaczego autorka wciąż podkreślała, że dopiero po
tak wielu latach Jagna zaczęła faktycznie kochać góry. Książka
ma wystarczająco dużo cudownych opisów, aby od razu pojąć,
dlaczego potrafią oczarować człowieka, czytelnicy spokojnie
mogliby się obejść bez tego typu podkreśleń.
Podsumowując:
Mimo tych dwóch maleńkich wad, które wymieniłam, uważam, że
książka Natalii Sońskiej jest warta przeczytania. Może nie jest
to typowo „świąteczna pozycja”, ponieważ wzmianka o Bożym
Narodzeniu pojawia się dopiero pod koniec książki, ale i tak
myślę, że grudzień to świetny czas, aby po nią sięgnąć.
Bohaterów da się lubić, styl autorki jest przystępny, a opisy
zachwycą każdego fana górskich wędrówek, który już odlicza dni
do kolejnego wyjazdu i
ruszenia na nowy, nieznany szlak.
Ta historia uczy, że na miłość czasami trzeba po prostu
cierpliwie poczekać, a nie wypatrywać jej na siłę, bo inaczej
możemy się mocno zawieść na drugiej osobie. Pokazuje, że nawet w
najtrudniejszych momentach, znajdzie się obok nas ktoś, kto zrobi
wszystko, co w jego mocy, aby nas pocieszyć i dodać sił do walki.
Że nasze życie, choć
mogłoby się wydawać, że jest poukładane, bywa niesamowicie
przewrotne.
W
„Słuchaj głosu serca” nie brakuje emocji. W książce pojawia
się wiele radości i ciepła, ale również zawodu i smutku. Książkę
czyta się w zawrotnym tempie. Nic tylko zakopać się pod ciepłym
kocem, wziąć do ręki parującą herbatę i czytać!
Dziękuję
wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość przeczytania książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz