wtorek, 3 grudnia 2019

"Słuchaj głosu serca" Natalia Sońska | Wyd. Czwarta Strona |#zaczytanychświąt

Książka Słuchaj głosu serca Natalii Sońskiej na środku. Po bokach świeczki, gałązki choinki i ozdoby w postaci koszyka ze świątecznymi dekoracjami, szyszkami i ceramiczną głową jelenia. Wszędzie wokół jest sztuczny śnieg

Dziecko, ja zawsze ci powtarzałam i powtarzać będę, idź za głosem serca, ale swojego serca. Nie zważaj na to, co mówią inni, czego od ciebie oczekują, czego dla ciebie chcą. Ty sama od siebie oczekuj, oczekuj najlepszego, a przede wszystkim tego, co pozwoli ci żyć w zgodzie z samą sobą, a nie w zgodzie z otoczeniem.”


fragment książki „Słuchaj głosu serca”

Wyjątkowo ostrzegę was, nim dodam opis książki. Jeśli myślicie o jej przeczytaniu, polecam omijać blurb szerokim łukiem, bo zawiera dość istotną informację odnośnie do fabuły.

Jagna od zawsze kochała góry – tę miłość ma we krwi, bo z Zakopanego pochodzą jej mama i babcia. Choć rodzina wypytuje o potencjalnego narzeczonego, Jagna jest samotna. Ma tylko pracę i codzienne obowiązki w oddalonym od przepięknego południa Polski dużym mieście.

Gdy wreszcie poznaje wymarzonego mężczyznę, zaprasza go na święta do rodzinnego domu, by poznał jej bliskich. Jednak mama Jagny, rodowita góralka z charakterem, niechętnie patrzy na jej nowego wybranka. Czy kobieca intuicja dobrze jej podpowiada? Jagna jest przecież tak szczęśliwie zakochana…”

Zacznę może od tego, że jest wiele rzeczy, które naprawdę mi się w tej książce spodobało. Po kolei. Poruszmy najpierw temat samych bohaterów, a zwłaszcza głównej bohaterki, bo o naszej protagonistce Jagnie mogę powiedzieć naprawdę sporo. Muszę przede wszystkim przyznać, że dawno nie spotkałam w książce obyczajowej tak „naturalnie” wykreowanej postaci. Chylę czoła przed Natalią Sońską, bo Jagna jest jedną z nielicznych bohaterek, która w tego typu historii ani trochę mnie nie irytowała, nie męczyła, ani nie sprawiała, że miałam ochotę popukać się w czoło w reakcji na jej bezmyślność. Wręcz przeciwnie. Główna bohaterka „Słuchaj głosu serca” była tak normalna w swoim postępowaniu, że nie miałam z nią najmniejszych problemów. Jagna to naprawdę porządna, a przede wszystkim „myśląca” postać, która kupiła mnie tym, że nie wystarczyło jej jedno spojrzenie na przystojnego mężczyznę, aby natychmiast się w nim zakochała. Co ważniejsze, na łamach powieści kobieta sama niejednokrotnie przyznała, że miłość nie pojawi się w jej życiu ot tak i nawet jeśli zdecyduje się na związek, nie będzie to od razu oznaczać, że jest w stu procentach pewna, iż kocha daną osobę. Co prawda podejrzewam, że miało to na celu wytyczenia pewnej dostrzegalnej dla czytelnika granicy, aby ten zbytnio nie przywiązał się do nieodpowiednich postaci, ale i tak cieszę się, że taki motyw pojawia się w książce. Jagna naprawdę zapunktowała u mnie tym, że potrafiła odróżnić zauroczenie od zakochania się i miłości.
Nie zapominajmy jednak o pozostałych bohaterach. Mogłabym o nich sporo napisać, więc żeby nie zanudzić nikogo kolejną recenzją na pięć stron, napiszę krótko. W trakcie czytania książki sympatyzowałam ze wszystkimi bohaterami, jacy pojawiali się na jej łamach. Zarówno z adoratorem Jagny, jej przyjacielem z dawnych lat, kuzynem, a także wszystkimi innymi. A już zwłaszcza z babcią głównej bohaterki, którą pokochałam, jak tylko przeczytałam o niej pierwsze zdanie. Uwielbiam ją. Uwielbiam jej góralskie korzenie, podejście do życia i fakt, że jak wiele stereotypowych babć karmiła każdego, kto pojawił się w jej domu pysznym jedzeniem. Uwielbiam fakt, że czytając o tej cudownej staruszce, miałam przed oczami moje własne, aż zanadto opiekuńcze, jakże przekochane babcie. Babcia Jagny, którą mamy szansę poznać w „Słuchaj głosu serca” to typ osoby, którą najchętniej cały dzień by się przytulało i pozwalało, aby jedną ręką głaskała nas po głowie, a drugą serwowałam nam ciepłe mleko z miodem i talerz drożdżówek. Nie da się jej nie kochać.

Jeśli chodzi o tło tej historii, „Słuchaj głosu serca” kupiło mnie od pierwszej strony. Tak samo jak główna bohaterka (jeszcze będąc dzieckiem) zakochała się w górskich krajobrazach, tak mnie momentalnie zauroczyły pojawiające się w książce opisy. Sama jestem wielką miłośniczką gór, więc z zachwytem chłonęłam wszystkie wzmianki o występującej na wyżynnych terenach barwnej roślinności, falujących na horyzoncie, masywnych szczytach, czy chociażby regionalnej, domowej kuchni. Podobnie jak w przypadku Jagny, w mojej rodzinie też znajdzie się wielu „górali” (bardziej ze względu na czyste zamiłowanie do gór, niż faktyczne pochodzenie), których serce bije mocniej na samą myśl o leśnych wędrówkach, nocowaniu w schroniskach, czy chłonięciu widoków na punktach widokowych. Mój tata od wczesnej młodości jeździł w góry i razem z moimi wujkami, potrafili spędzić na szlaku nawet kilka dni. Potem gdy już założył własną rodzinę, tą miłością zaraził mnie, moją siostrę i moją mamę. Co roku jeździmy w góry i pokonujemy własne słabości, odkrywając coraz to nowe trasy. Myślę, że to właśnie dlatego książka Natalii Sońskiej tak bardzo do mnie przemówiła. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam coś tak bliskiego mojemu sercu. I myślę, że jeśli wy także przepadacie za górskimi klimatami, to ta świąteczna książka jest wprost stworzona dla was! Bo i owszem, pojawia się w tej historii motyw świąt. Podobnie jak w „Bądź moim światłem” nie jest on głównym tematem książki, ale w jakimś stopniu wybrzmiewa i ma znaczenie. W trakcie czytania zdecydowanie da się poczuć przyjemną, zimową atmosferę i aurę nadchodzących świąt.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała w tym momencie o minusach książki. Na szczęście, jeśli chodzi o mankamenty „Słuchaj głosu serca”, jest ich naprawdę niewiele. Największym problemem jest według mnie sam opis książki, który możemy przeczytać z tyłu. Zdradza za dużo. Nie nazwałabym tego ewidentnym spoilerem, ale równocześnie nie ukrywam, że finał tej historii zaskoczyłby mnie o wiele bardziej, gdyby nie fakt, że przeczytałam blurb i już po kilkudziesięciu stronach lektury, stałam się wyczulona i podejrzliwa. Niemal od samego początku doszukiwałam się fragmentów, które zdradzałyby, że później coś pójdzie nie tak i sytuacja opisania w książce zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. W minimalnym stopniu wpłynęło to odbiór lektury i moje uczucia po finale, bo nie byłam nim ani trochę zaskoczona. Nie umniejszyło to jednak przyjemności, z jaką chłonęłam tę historię, więc jeśli ktoś mimo wszystko przeczytał opis, nie musi się obawiać, że zepsuł sobie tym całą lekturę.

Kolejny problem to delikatna niekonsekwencja. Zarówno mama Jagny, jak i jej babcia pochodzą z Podhala, więc, chcąc nie chcąc, młoda kobieta przejęła od nich miłość do gór. Od dziecka była z nimi związana i stale ciągnęło ją w stronę rodzinnych terenów. Mimo to, gdy na łamach książki, Jagna odwiedza swoją babcię i wybiera się w góry, ciągle myśli o tym, że „nareszcie” rozumie, dlaczego jej mama jest w nich tak zakochana. To twierdzenie pojawia się w książce wielokrotnie i nie ukrywam, że od początku zwracałam na nie uwagę. Jagna zachowuje się bowiem, jakby była w górach pierwszy raz w życiu i dopiero zaczynała pojmować, jak wiele właściwie znaczą dla jej rodziny. Biorąc pod uwagę, że protagonistka sama wspominała, jak bardzo jest zżyta ze swoimi bliskimi, a zwłaszcza z babcią, i z dumą opowiadała o swoich góralskich korzeniach, nie rozumiem, dlaczego autorka wciąż podkreślała, że dopiero po tak wielu latach Jagna zaczęła faktycznie kochać góry. Książka ma wystarczająco dużo cudownych opisów, aby od razu pojąć, dlaczego potrafią oczarować człowieka, czytelnicy spokojnie mogliby się obejść bez tego typu podkreśleń.

Podsumowując: Mimo tych dwóch maleńkich wad, które wymieniłam, uważam, że książka Natalii Sońskiej jest warta przeczytania. Może nie jest to typowo „świąteczna pozycja”, ponieważ wzmianka o Bożym Narodzeniu pojawia się dopiero pod koniec książki, ale i tak myślę, że grudzień to świetny czas, aby po nią sięgnąć. Bohaterów da się lubić, styl autorki jest przystępny, a opisy zachwycą każdego fana górskich wędrówek, który już odlicza dni do kolejnego wyjazdu i ruszenia na nowy, nieznany szlak. Ta historia uczy, że na miłość czasami trzeba po prostu cierpliwie poczekać, a nie wypatrywać jej na siłę, bo inaczej możemy się mocno zawieść na drugiej osobie. Pokazuje, że nawet w najtrudniejszych momentach, znajdzie się obok nas ktoś, kto zrobi wszystko, co w jego mocy, aby nas pocieszyć i dodać sił do walki. Że nasze życie, choć mogłoby się wydawać, że jest poukładane, bywa niesamowicie przewrotne.

W „Słuchaj głosu serca” nie brakuje emocji. W książce pojawia się wiele radości i ciepła, ale również zawodu i smutku. Książkę czyta się w zawrotnym tempie. Nic tylko zakopać się pod ciepłym kocem, wziąć do ręki parującą herbatę i czytać!

Dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość przeczytania książki.

Książka Słuchaj głosu serca Natalii Sońskiej na środku. Po bokach świeczki, gałązki choinki i ozdoby w postaci koszyka ze świątecznymi dekoracjami, szyszkami i ceramiczną głową jelenia. Wszędzie wokół jest sztuczny śnieg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz