niedziela, 29 grudnia 2019

"Dobre ciastko" Joanna Dubler | Wyd. Lipstick Books | Recenzja przedpremierowa

 
Niedawno oficjalnie zostałam debiutującą autorką. Odkąd pamiętam, zawsze starałam się wspierać innych początkujących twórców i całym sercem byłam za osobami, które dopiero zaczynały lub zaczynają swoją przygodę z pisaniem. Uwielbiam debiutantów, a także udowadnianie sceptycznie nastawionym do nich czytelników, że każdy, nawet najlepszy autor, był kiedyś początkujący – zaczynał od zera. Powinniśmy dawać szansę nowym pisarzom, zwłaszcza że to od nas zależy, czy utrzymają się na rynku.

Zważywszy, że w obecnych czasach pojawia się coraz więcej debiutantów, pierwsze książki, które wychodzą spod ich ręki, są naprawdę ważne, nakierowują odbiorców, czego mogą spodziewać się po danym twórcy w przyszłości. Robię co się da, aby pokazać, iż mogą być równie dobre, co któreś z kolei książki poczytnych pisarzy. Tym bardziej boli mnie, kiedy debiut nie okazuje się tak dobry, jak bym tego pragnęła i nie mogę napisać o nim w recenzji zbyt wiele pozytywnych słów.

Dobre ciastko” Joanny Dubler opowiada historię Zuzy, prawie trzydziestoletniej kobiety, która z dnia na dzień zostaje singielką. Jej partner Konrad, po rozmowie ze swoim przyjacielem Borysem, uznaje, że życiu, które wiedzie wraz ze swoją dziewczyną, brakuje pikanterii, a więc łóżkowych urozmaiceń. Choć Zuza chciałaby spełnić żądania ukochanego i zaspokoić jego wygórowane oczekiwania, nie wie, jak się za to zabrać. Ostatecznie, mimo chęci uratowania związku, para w końcu się rozstaje. Kobieta zdaje sobie z przerażeniem sprawę, że została sama – bez faceta, a więc tym bardziej bez szansy na to, że w najbliższym czasie zabrzmią dla niej ślubne dzwony…

Ciężko mi będzie napisać o tej książce cokolwiek dobrego, a więc postaram się, by ta recenzja była jak najkrótsza. Zacznę może od samego pomysłu na historię, bo ta, sama w sobie, mogłaby mieć mimo wszystko potencjał. Po opisie spodziewałam się opowieści o dziewczynie, która z pozbawionej pewności siebie, wycofanej owieczki, przekształca się w końcu w znającą swoją wartość, otwartą na nowe doznania lwicę. Blurb obiecywał mi zaskakującą, przyjemną historię na pograniczu romansu, erotyku i komedii. Cytując tekst Patrycji Strzałkowskiej, który pojawia się pod opisem „… historia Zuzy może uświadomić kobietom, że dopiero gdy odkryją swoją seksualność, zmieni się ich podejście do prowadzenia dorosłego i szczęśliwego życia”. Po pierwsze śmiem polemizować z przeświadczeniem, że seksualność kogokolwiek charakteryzuje, a już zwłaszcza wpływa na prowadzenie przez niego dorosłego i szczęśliwego życia. Owszem, jest to bardzo ważny aspekt egzystencji człowieka, ale warto zwrócić uwagę na to, że nie dla każdego jest wyznacznikiem dorosłości, czy wspomnianego szczęścia – ludzie są różni. Po drugie: historia Zuzy wcale niczego takiego nie uświadamia. Jak już to tego, aby odrzucać każdego mężczyznę, być egoistką i kobietą do tego stopnia arogancką, aby w prawdziwym życiu nazwano ją co najmniej hipokrytką. Głowna bohaterka jest bowiem postacią, z którą nie warto się identyfikować. Owszem, jest charakterna, ale w najgorszym możliwym znaczeniu tego słowa. Jej priorytetem po zerwaniu z chłopakiem momentalnie staje się znalezienie nowego mężczyzny, najlepiej takiego, który jak najszybciej weźmie z nią ślub. Zawsze musi postawić na swoich, a kiedy się denerwuje, ciągle płacze, czym próbuje wzbudzić litość wszystkich wokół. Na łamach książki ani razu nie robi sobie rachunku sumienia, uznając, że nie ważne, co by się działo, wina zawsze będzie leżała po stronie okropnych mężczyzn. Nawet kiedy jej relacje z jednym z nich zaczynają wkraczać na wyższy poziom, odrzuca go, aby później ciągle kazać się z tego powodu przepraszać. Nie nadaje się na kochającą, wyrozumiałą partnerkę, zamiast zaakceptować wady swojej drugiej połówki, na siłę próbuję dostosować ją do własnych upodobań. Mówiąc szczerze, dawno nie miałam styczności z równie toksyczną, nieprzyjemną protagonistką, która nie zdawałaby sobie sprawy, że to nie z innymi, ale właśnie z nią jest coś nie tak. Po raz pierwszy w trakcie książki liczyłam na to, że ostatecznie w jej życiu nie pojawi się żaden mężczyzna i finalnie, za sprawą samotności, uświadomi sobie, jakie błędy popełniła. Niestety tak się nie stało. Jakkolwiek karygodne nie byłoby zachowanie Zuzy, w jej otoczeniu wciąż pojawiali się coraz to nowi, zainteresowani nią jegomoście.

Zuza to samolubna, niezdecydowana bohaterka. Co mogę więc powiedzieć o samej fabule? Choć, tak jak wspominałam na początku, miała potencjał, najwyraźniej przerosła samą autorkę. Z racji, że główna bohaterka „Dobrego ciastka” stale odrzuca wszystkich mężczyzn, obiecywanego erotyzmu jest w tej książce jak na lekarstwo. Nie pojawiają się w niej prawie żadne miłosne zbliżenia, a jeśli już, opierają się głównie na niesmacznych propozycjach mężczyzn, które Zuza od razu odrzuca, aby zaraz potem obrócić się na pięcie i odejść. Jak na opowieść, która obiecuje czytelnikowi „seksualną odyseję Zuzi”, więcej pojawia się w niej leniwej teorii, aniżeli faktycznej praktyki. Opisy nie mają zbyt wiele do zaoferowania, a dialogi, które mają najwyraźniej uratować sytuacje, są z reguły nie na miejscu i zwyczajnie przestają brzmieć naturalnie, kiedy nagle, ni z tego ni z owego, pojawia się np.: temat jak najszybszego zaspokajania mężczyzn, bo inaczej nie ma mowy o udanym związku.

Moim zdaniem, historia jest bardzo niewyważona pod względem treści i tego, co Joanna Dubler próbowała w niej przekazać. Dostrzegam w tej książce usilne starania, aby można ją było nazywać „erotykiem”. Niestety, skutkuje to tym, że raz w fabule nie dzieje się nic lub koncentruje się ona na sporach między główną bohaterką i jej przyjaciółmi, a innym razem dzieje się aż nadto. Mam tu głównie na myśli pojawianie się nagłych, wyrwanych z kontekstu dialogów o stosunkach seksualnych. Dialogów pozostawiających u czytelnika niesmak: prześmiewczych lub zwyczajnie pozbawionych jakiejkolwiek subtelności i romantyzmu. Chcąc pokazać skalę problemu, przytoczę przykład z książki. Pojawia się w niej np.: scena, w której pijana Zuza jest na urodzinach przyjaciółmi i zaczyna prezentować innym gościom na połówce jabłka, jak partner powinien zadowolić swoją dziewczynę… Przypomnę tylko, że sama nie ma w tej kwestii prawie żadnego doświadczenia...

Jakkolwiek bardzo chciałabym wam polecić ten debiut, sumienie mi na to nie pozwala. Joanna Dubler stworzyła książkę, na którą miała pomysł, ale chyba nie do końca wiedziała, jak go uzewnętrznić. Poskutkowało to tym, że dialogi w większości są pozbawione sensu, relacje między bohaterami wydają się aż nadto wymuszone, a sama treść nie wnosi nic, co mogłoby zainteresować odbiorcę nastawionego na coś więcej, niż rozmowy o współżyciu (a i te nie są niestety najlepsze). Autorka pragnęła wykreować bohaterkę, która mimo swojego trudnego charakteru, także doświadcza szczęśliwego zakończenia. Niestety, spowodowało to jedynie uzewnętrznienie wszystkich jej największych wad i konsternację, dlaczego osoba, która w równie niewdzięczny sposób traktuje bliskich, w ogóle zasłużyła na to, aby ktokolwiek się nią zainteresował.

Podsumowując: Nie twierdzę, że „Dobre ciastko” nie spodoba się każdemu, bo na pewno znajdą się tacy, którzy przeczytają tę pozycję z przyjemnością. Ja jednak jestem zdecydowanie na nie i pozostaje mi życzyć autorce, aby jej kolejne książki były dużo lepsze. Wierzę, że w przyszłości napisze jeszcze wiele interesujących historii.

Dziękuję wydawnictwu Lipstick Books za możliwość przedpremierowego zapoznania się z książką.

1 komentarz: