
Casimir założył nogę na nogę.
Oparł łokieć o podłokietnik, aby palcami prawej ręki podeprzeć
się wygodnie pod brodą.
–
Naprawdę sądzisz, że to
konieczne? – odezwał się w końcu, lustrując wzrokiem piętrzące
się w kącie gabinetu drzewko. Przejechał sobie palcem wskazującym
po wargach. – Zazwyczaj choinkę stawiamy przy wejściu, ewentualne
w głównej sali. Po co mi egzemplarz w prywatnym gabinecie?
Soren zignorował pozbawiony
zrozumienia ton jasnowłosego. Wyciągnął z drewnianego pudełka
kolejną bombkę i podniósł ją do poziomu oczu, z zadowoleniem
oceniając pomarańczowe zdobienia.
–
Ocieplimy twój wizerunek –
oznajmił spokojnie, wieszając bombkę na jednej z gałęzi, tuż
obok kryształowej figurki. Przedstawiała mężczyznę bez twarzy
trzymającego w dłoniach herb z gronostajem. – Wszyscy zaczynają
już czuć świąteczną atmosferę.
Casimir postukał palcami o blat
biurka.
–
Świąteczna atmosfera nie
zwalnia nikogo z obowiązków – zauważył, spoglądając kątem
oka na piętrzący się na nim stos papierów. Każdy dokument musiał
tego dnia przeczytać. Jakby tego było mało, co najmniej połowa
wymagała jego akceptacji i podpisu, a druga odrzucenia i podania
sensownego powodu, dlaczego tak się stało. Miał naprawdę dużo
pracy, a obecność Sorena, który pojawił się w jego gabinecie z
nie jedną, ale aż czterema skrzynkami fikuśnych ozdób, wcale nie
pomagała mu w utrzymaniu skupienia.